„Rozwód był dla mnie tragedią, ale teraz wiem, że mąż wyświadczył mi przysługę. Wygrałam nowe życie i wielką miłość”

Kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock, Svyatoslav Lypynskyy
„Poczułam się jak ostatnia idiotka, gdy zobaczyłam, jak do mojego męża podchodzi brunetka w bordowej sukience i całuje go na powitanie. On zaś czułym gestem kładzie dłoń na jej brzuchu. Wydatnym, ciążowym. To koniec...”.
/ 28.06.2022 11:30
Kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock, Svyatoslav Lypynskyy

Gdy zapukał listonosz, spodziewałam się, że ma dla nas jakiś list z banku albo ZUS-u.

– Polecony, z sądu. Dla pani i męża.

– Z sądu? Boże, czego sąd od nas chce? Żadnego spadku nie dostaliśmy…

Podpisałam odbiór za siebie, a ponieważ Marka nie było w domu, na jego przesyłkę dostałam awizo. Wróciłam do kuchni i otworzyłam list. Usiadłam na stołku, i dobrze, bo inaczej klapnęłabym na podłodze. Sąd Okręgowy w Lublinie… doręcza odpis pozwu rozwodowego… Rozprawa odbędzie się… bieżącego roku… w sali…

Co? Jak to?! To musi być jakaś pomyłka!

Więc czemu na pozwie są dokładne dane moje i mojego męża? Pozew był kilkustronicowy, bez wątpienia napisany przez prawnika.

Mój mąż postanowił się ze mną rozwieść, ponieważ dawno wygasło między nami uczucie. Podobno prowadzimy dwa oddzielne gospodarstwa domowe w jednym mieszkaniu i nie mamy pożycia. Proponował rozwód bez orzekania o winie, podział majątku i zamknięcie związku, który de facto już nie istniał.

To wszystko wyglądało na głupi żart. Zadzwoniłam do męża.

– Kochanie, co się dzieje? Dostałam pozew rozwodowy przed chwilą. Czy to jakiś kawał? Mało śmieszny…

Chwila ciszy, a potem:

– Cholera, szybko wysłali.

Szybko? Może. Nie znam się. Od daty złożenia minął niecały miesiąc.

– Teraz nie mogę rozmawiać – uprzedził moje pytania, które rodziły się we mnie na potęgę. – Pogadamy w domu.

Rozłączył się, a ja siedziałam i nadal nic nie rozumiałam. Czytałam pozew raz za razem, starając się znaleźć pomiędzy wierszami jakąś wskazówkę. W końcu chwyciłam torebkę i pojechałam pod biuro Marka. Nie mogłam usiedzieć w domu, a bałam się, że jak zacznę płakać to nigdy nie przestanę. Jak się pospieszę, zdążę go złapać, gdy wyjdzie z pracy. Zdążyłam…

Jesteśmy kwita, ja też go zaskoczyłam

I poczułam się jak ostatnia idiotka, gdy zobaczyłam, jak do mojego męża podchodzi brunetka w bordowej sukience i całuje go na powitanie. On zaś czułym gestem kładzie dłoń na jej brzuchu. Wydatnym, ciążowym. Zatrzymałam się w pół kroku i stałam jak skamieniała, patrząc, jak odchodzą gdzieś razem.

Ocknęłam się i szybko wyciągnęłam telefon. Ruszyłam za nimi i robiłam zdjęcia. Kiedy on ją całował, kiedy ona się do niego przytulała, gdy on znowu dotykał jej brzucha. Może to było mało eleganckie, ale mogłam nie mieć drugiej okazji, by udowodnić, że nie chodziło o wygasłe uczucie, lecz rozkwit nowego.

Wracałam pieszo do domu, rozmyślając. Pozew nie był żartem, a rozwód wydawał się przesądzony. Mój mąż miał nową partnerkę i dziecko w drodze, tak przynajmniej wynikało z obserwacji. Nie chciał być moim mężem.

A ja? Chciałam z nim być? To znaczy nadal go kochałam, nie da się zmienić uczuć w kilka godzin, ale czy powinnam walczyć o nasze małżeństwo? Z człowiekiem, którego nie znałam, który miał drugie życie…

Szłam i płakałam. Nad sobą, nad moimi marzeniami, planami… Chciałam się z nim zestarzeć. Chciałam wymienić kanapę w salonie. Chciałam pojechać nad morze. Chciałam kupić psa… Nieaktualne. W jednej chwili wszystko stało się nieaktualne.

Wróciłam do domu i poczekałam na niego. Mówił, jak bardzo mu przykro, ale co poradzi, skoro uczucie się w nim wypaliło. Miał nadzieję, że nie będę robić problemów, w końcu wiele nas łączyło. A tak w ogóle przeniesie się do drugiego pokoju ze spaniem… Taak…

W dniu rozprawy przyjechaliśmy razem do sądu. Obydwoje bez prawników, tak jak ustaliliśmy, żeby było szybciej. Miałam ściśnięty żołądek i gulę w gardle.

Koniec rozprawy, koniec małżeństwa

– Czy pozwana zgadza się na orzeczenie rozwodu bez orzekania o winie? – zapytał sędzia, gdy mój mąż skończył opowiadać, jak to dużo pracowaliśmy i stopniowo oddaliliśmy się od siebie, jak to uczucie między nami wygasło, więc pora przestać się oszukiwać i dać nam obojgu szansę na ułożenie sobie życia od nowa.

Wstałam. Przełknęłam gulę i mdłości, jakich dostałam od słuchania tych kłamstw.

– Nie, wysoki sądzie. To, co mówi mój mąż, nie do końca jest prawdą. Każde małżeństwo przechodzi kryzysy i nie kończy zaraz w sądzie. Istnieją terapie, kompromisy, rozmowy. Jesteśmy tu dlatego, że… Mogę podejść?

Zaniosłam zdjęcia do stołu sędziowskiego i podałam drugi komplet fotek mojemu mężowi, który gapił się na nie oniemiały. Nie spodziewał się. No to jesteśmy kwita, też byłam tamtego dnia totalnie zaskoczona.

– Takie scenki zobaczyłam w dniu, kiedy doręczono mi pozew. Więc raczej nie chodzi o pracę i wygasłe uczucia.

Wobec ewidentnego dowodu zdrady Marek zgodził się na rozwód z jego winy. Sąd nie szukał świadków, nie organizował przesłuchań. Koniec rozprawy, koniec małżeństwa. Wychodziłam z sądu jako rozwódka, nie wiedząc, co będzie dalej.

Czułam się pusta w środku. Tkliwych uczuć wobec Marka pozbyłam się nad podziw szybko. Wyparły je żal i złość. Nie dlatego, że się zakochał. Zdarza się. Ale miałam prawo do prawdy. On zaś oszukiwał mnie przez Bóg wie jak długo.

To było podłe, tchórzliwe, asekuranckie. Dobrze, że się skończyło. Ale teraz nie wiedziałam, gdzie pójść, co ze sobą począć. Mam iść do knajpy i świętować? Płakać? Strzelić sobie nową fryzurę?

Czasami zewnętrzny świat znikał…

O, to ostatnie wydało mi się najbardziej sensowne. Weszłam do pierwszego z brzegu salonu i poprosiłam o całkowitą metamorfozę. Rzeczywiście wyglądałam dużo lepiej, ale fryzura nie sprawiła, że poczułam się też lepiej na duszy. To wymaga czasu. Muszę zmienić więcej. Wszystko.

Przeglądałam ogłoszenia o pracy, zaznaczając opcję „cała Polska”. Nic mnie wszak tu nie trzymało. Mogłam zacząć gdziekolwiek. W końcu znalazłam. Gdynia. Nigdy nie myślałam o mieszkaniu nad morzem, ale… czemu nie? Zwłaszcza że proponowali lepsze stanowisko i większe pieniądze. Zatem raz kozie śmierć, pomyślałam, i podpisałam umowę.

Przeprowadzka, rozpoczęcie nowej pracy, wynajęcie mieszkania, urządzanie się w obcym mieście – sporo wrażeń. Przez pierwsze dwa tygodnie zasypiałam natychmiast po powrocie z pracy. Nerwy dawały o sobie znać, ale powoli, dzień za dniem, czułam się w Gdyni coraz pewniej, coraz mniej obco.

Poznawałam ludzi z pracy i nawiązywałam kolejne znajomości. Wychodziłam na miasto, by chłonąć klimat mojego nowego miasta, i spacerowałam nad zatoką.

Uwielbiałam to. Ogrom wody, piasek i wiatr, który przenikał przez ubranie, przeszywał duszę, ale pobudzał do działania. Mogłam spacerować bez końca, myśląc o różnych rzeczach: zadaniach w pracy, moim dalszym życiu, rodzinie i przyjaciołach, których zostawiłam setki kilometrów za sobą, daleko na południu.

Mężczyzna bardzo przepraszał za psa

Pewnie dlatego nie zauważyłam, że w moją stronę leci frisbee, a za nim biegnie masa mięśni i futra w złotym kolorze.

– Jasna cholera, Gagarin! – usłyszałam. – Nic się pani nie stało? Bardzo przepraszam! – troska w męskim głosie wydawała się szczera. Właściciel psa pomógł mi się podnieść i otrzepał mnie z piasku.

– Co za człowiek… – zaczęłam, trzymając się za głowę, a mężczyzna skulił ramiona, jakby oczekiwał ostrej reprymendy – …nazywa psa Gagarin?

– Taki, którego pies wyskakuje w powietrze jak pocisk. Obawiam się, że któregoś dnia faktycznie wyskoczy i poleci w kosmos – wyjaśnił z uśmiechem. – Naprawdę bardzo przepraszam. Obaj przepraszamy… – wskazał na Gagarina, który siedział przy jego nodze i patrzył na mnie wzrokiem psa, który wiedział, że narozrabiał.

– Nic się nie stało. Przeżyję – chciałam wyminąć wesołą parkę i pójść dalej, ale Gagarin zagrodził mi drogę i upuścił frisbee prosto pod moje nogi. – Teraz chcesz się bawić, co? No dobrze, biegnij! – rzuciłam zabawkę jak najdalej, a on od razu za nią pognał i faktycznie wyskoczył jak pocisk, by ją złapać.

– W sumie spacerujemy już dłuższą chwilę. Może dałaby się pani zaprosić na kawę albo herbatę, albo sok?

Spojrzałam w te błękitne oczy…

Każda chwila może zmienić życie. Od nas zależy, czy zmieni je na lepsze czy na gorsze. Tylko my decydujemy, czy skorzystamy z okazji, czy miniemy ją, jak innych ludzi na ulicy, i pójdziemy dalej.

– Właściwie… chętnie napiłabym się czegoś ciepłego. Agnieszka – wyciągnęłam do niego rękę.

– Bartek – uścisnął moją dłoń mocno i pewnie. – Tego łobuza już znasz. To naprawdę niezły początek znajomości.

– Strach pomyśleć, co będzie dalej. Powinnam wykupić polisę na życie? – zażartowałam.

Od tamtej pory wypiliśmy morze kawy. I milion razy rzucałam frisbee na plaży, choć już ani razu Gagarin mnie nie przewrócił.

Kiedy patrzę w niebieskie oczy Bartka, myślę, że dzień, w którym otrzymałam pozew rozwodowy, nie był najgorszym dniem mojego życia. By coś zacząć, trzeba coś skończyć. Patrząc w taki sposób, właściwie mój były mąż wyświadczył mi przysługę.

Czytaj także:
„Mąż zostawił mnie i córkę dla ciężarnej kochanki. Po rozwodzie najbardziej bałam się, że spotkam ich razem”
„Postawiłam się szkolnej prześladowczyni. Dręczyła mnie i wyzywała, ale gdy doszło do rękoczynów, powiedziałam: >>dość<<”
„Dziadkowie zakazali mamie kontaktu ze mną, bo wpadła w depresję po porodzie. Wyryli jej imię na nagrobku za życia!”

Redakcja poleca

REKLAMA