„Rozstałam się z mężem, bo nie sprzątał w domu i wszystko było na mojej głowie. Po rozwodzie zmienił się o 180 stopni”

mąż i żona fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Miałam dość roli kury domowej, praczki, sprzątaczki i kucharki. No i poprosiłam Klaudiusza o rozwód. Był zaskoczony, nie rozumiał, co się dzieje, ale zgodził się… Przyznaję, byłam rozczarowana – miałam cichutką, taką tyci tyci nadzieję, że będzie o mnie walczył, starał się, że obieca poprawę. Nic z tego…”.
/ 31.08.2022 12:30
mąż i żona fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Normalnie genialna jestem! – zachwyciłam się swoim dziełem. Tort bezowy, przełożony kremem kajmakowym, wyglądał nie gorzej niż z cukierni, a cyfra 15 narysowana na wierzchu czekoladą błyszczała jak… jak… jak czekolada.

– Hejo, jestem! – usłyszałam głos Gabrysi z przedpokoju. – O, co robisz? – zainteresowało się dziecko, materializując się za moimi plecami. – Tort? Dla mnie?! Przecież urodziny mam dopiero w grudniu!

– Nie, kochanie, to tort na naszą rocznicę. Taty i moją…

– Ślubu? Ale chyba w zeszłym roku mieliście siedemnastą, co nie?

– No tak, mądralo – uśmiechnęłam się. – Dziś mamy piętnastą rocznicę rozwodu.

Dla mnie był wtedy dzieciakiem

To nie miało prawa się udać. On, student trzeciego roku anglistyki na uniwerku i ja dwudziestosześciolatka, nudna, niezwykle skrupulatna pracownica dziekanatu. To on mnie poderwał. Jak to mówią, chodził, chodził, aż wychodził. Ciągle miał coś u nas do załatwienia, wiecznie gubił jakieś papiery, coś mu się nie udawało, wciąż potrzebował pomocy. I zawsze tak się składało, że ja miałam dyżur. 

– Ty, Lidka, czy ten przystojny dryblas nie próbuje cię przypadkiem poderwać? – zapytała któregoś zimowego dnia moja koleżanka. – Coś za często tu przychodzi. Mówię ci, albo kretyn, co byle wniosku nie potrafi prawidłowo wypełnić, albo zakochany… – zaśmiała się.

– Co ty gadasz, przecież to dzieciak jest! – oburzyłam się.

– No nie wiem, według mnie całkiem dojrzale wygląda. Trzydzieści lat jak nic.

– Ale ma dwadzieścia trzy. Gówniarz – zakończyłam dyskusję.

– Ha! Czyli sprawdziłaś, ile ma lat! – Zośka aż klasnęła w ręce. – Poza tym, co to są trzy lata różnicy? Nic! –  nie dawała za wygraną.

– A chłopak fajny jest, gdybym nie była mężatką, sama bym go… no, wiesz.

– Ja nie mam na to czasu – zakończyłam dyskusję, ale ziarenko zostało zasiane. Klaudiusz C. na stałe zagościł w moich myślach. 

Zośka miała rację. Chłopak wyglądał dojrzale i na tle swoich nieodpowiedzialnych, namiętnie imprezujących rówieśników, zdecydowanie się wyróżniał. Ja wtedy studiowałam zaocznie, więc wiem, że on wieczory, podobnie jak ja, często spędzał w wydziałowej czytelni. Znad grubaśnych podręczników rzucaliśmy sobie z początku zawstydzone spojrzenia, z czasem coraz śmielsze.

Nagle zaczął po sobie sprzątać

Aż w końcu przyszedł dzień, gdy Klaudiusz się odważył i po prostu zaprosił mnie na kawę. Jestem niziutka, drobnej budowy, więc czułam się przy nim taka… zaopiekowana. No i świetnie nam się gadało. Zośka miała rację – trzy lata różnicy to nic. Należeliśmy do tego samego pokolenia, mieliśmy podobne wspomnienia i doświadczenia. No, wiecie, dobranocki, ulubione programy w telewizji, filmy, książki. A potem poszliśmy do łóżka i zrozumiałam, że ja, choć po dwóch dłuższych związkach, nic nie wiem o seksie. Z Klaudiuszem zagrało od pierwszego razu. A potem było tylko lepiej…

Kiedy obronił magistra i zatrudnił się w prywatnym liceum, wzięliśmy ślub. Zamieszkaliśmy w mojej kawalerce i wtedy… czar prysł.

Mój książę okazał się koszmarnym bałaganiarzem, nie znosił robić zakupów i „nie miał głowy” do jakichkolwiek prac domowych. Szczerze przyznał, że w jego rodzinnym domu „tymi sprawami” zajmuje się matkaUmęczona i rozczarowana, po dwóch latach zrozumiałam, że dłużej tak nie chcę – miałam dość roli kury domowej, praczki, sprzątaczki i kucharki. No i poprosiłam Klaudiusza o rozwód. Był zaskoczony, nie rozumiał, co się dzieje, ale zgodził się…

Przyznaję, byłam rozczarowana – miałam cichutką, taką tyci tyci nadzieję, że będzie o mnie walczył, starał się, że obieca poprawę (to byłaby zresztą jedna z wielu obietnic). Nic z tego… Wyprowadził się do kumpla. Sprawa rozwodowa trwała kwadrans.

– To co, kawa i ciacho na pożegnanie? – zaproponował Klaudiusz, gdy wyszliśmy z sali.

– Dobra – zgodziłam się.

Po kawie zamówiliśmy wino, potem Klaudiusz wezwał taksówkę i odwiózł mnie do domu.

– Może wejdziesz na górę? – zaproponowałam, a on się zgodził. 

Wszedł i został. I wciąż jest. A co ciekawe, odkąd wzięliśmy rozwód, nagle zaczął grzecznie po sobie sprzątać. Jakby mu się jakaś klepka w głowie przestawiła. I tak sobie żyjemy, w zgodzie i harmonii, dzieląc się obowiązkami domowymi, już 15 długich lat...

Czytaj także:
„Gdy córka wyznała, że ksiądz Marek zachowuje się niewłaściwie, nie uwierzyłam. Sama popchnęłam dziecko w ramiona potwora”
„Siostra od 14 lat mieszka w USA. Gdy przyjechała nas odwiedzić, pierwsze co zrobił bratanek, to wyciągnął łapę po kasę”
„Chciałam okazać serce schorowanej ciotce, a tymczasem sama na siebie ukręciłam bat. Wredna baba ma mnie za niewolnika”

Redakcja poleca

REKLAMA