„Romans z jurnym młodzikiem odmłodził mnie jak najlepsze spa. Miałam zero poczucia winy, to była kuracja dla zdrowia”

rozmarzona kobieta fot. Adobe Stock, DimaBerlin
„Ten związek to lek na całe zło. Odkąd Wojtek jest przy mnie, moja codzienność nabrała kolorów. Stałam się wspanialszą partnerką dla męża, bardziej oddaną mamą dla dzieci i skuteczniejszą przełożoną w pracy”.
/ 24.10.2024 08:30
rozmarzona kobieta fot. Adobe Stock, DimaBerlin

Z Wojtkiem czuję się totalnie swobodnie i naturalnie, zupełnie jakbym chodziła na bosaka po mięciutkiej trawie, a nie paradowała w niewygodnych szpilkach. Nareszcie spotkałam faceta, przy którym nie muszę udawać i wstydzić się siebie.

Mogę mu powiedzieć absolutnie wszystko i wcale nie martwić się tym, co sobie o mnie pomyśli, gdy zrobię coś głupiego. Ta relacja to dla mnie coś zupełnie wyjątkowego i niepowtarzalnego.

Ten związek to moje lekarstwo

Podstawowa reguła w medycynie to: pod żadnym pozorem nie wyrządzaj krzywdy pacjentowi! Dokładnie w ten sposób podchodzę do tego, co mnie łączy z Wojtkiem. Ten związek to lek na całe zło. Odkąd Wojtek jest przy mnie, moja codzienność nabrała kolorów. Stałam się wspanialszą partnerką dla męża, bardziej oddaną mamą dla dzieci i skuteczniejszą przełożoną w pracy...

Odkąd pamiętam, mój mąż i ja dzielimy życie, ale tak naprawdę żyjemy obok siebie. Owszem, sypiamy w jednym łóżku, a nawet czasem zdarza nam się skonsumować małżeństwo. Jeździmy też razem na urlopy, bywamy u kumpli i zapraszamy ich do nas. Latem to już w ogóle – działka, grill i te sprawy, wiadomo.

W sumie to nic nadzwyczajnego, choć kto wie, być może tylko tak mi się zdaje, bo w końcu inne pary darzą się uczuciem, a przynajmniej się lubią… Ale między nami panuje raczej chłód. Po prostu taki zwyczajny, całkiem nieźle ustawiony, typowy związek małżeński osób w średnim wieku.

Jakiś czas temu zaczęły mnie nękać uporczywe bóle głowy, które pojawiają się regularnie w okolicach okresu. Lekarz podejrzewa, że może to być znak nadchodzącej menopauzy, bo rzeczywiście moje ciało zaczyna płatać mi figle – gdy cykl się wydłuża albo skraca, migrena daje o sobie znać ze wzmożoną intensywnością.

Kiedy boli mnie głowa, to łykam całe garści tabletek, ale wiadomo – prawie nic nie dają. Potem mam nudności, łeb mi paruje i nie wiem, co się dzieje wokół mnie. Pomogłaby ciemność, lód na czoło i spokój, ale gdzie tam...

Małżonek kompletnie mnie ignorował

Nie ma innego wyjścia, po prostu trzeba iść do pracy. To czasem wcale nie jest takie łatwe. Ostatni napad migreny dał mi wyjątkowo popalić. Oczy otworzyłam już z ognistym bólem przetaczającym się przez połowę głowy. Jakby ktoś grzebał mi we wnętrzu oczodołu od środka mózgownicy, a w skroni walił potężny taran, którego nic nie potrafiło uciszyć. Ledwo udało mi się doczołgać do łazienki…

– Mamuś, znowu to samo? – spytała moja pociecha. – A może zadzwonię do twojej firmy i im powiem, że nie dasz rady wpaść?

– To nie wchodzi w grę – wydukałam. – Jest mnóstwo rzeczy, którymi muszę się zająć w pracy. Nie mogę tak po prostu nie pójść – tłumaczyłam uparcie, ściągając chłodny okład z głowy.

– Daj spokój, niech ojciec cię podwiezie – odparła. – Nawet nie myśl o prowadzeniu samochodu w takim stanie! Jestem pewna, że łyknęłaś taką ilość pigułek, że jesteś niemal naćpana. Oczy masz wielkie jak spodki!

– Nie ma takiej opcji – odkrzyknął mój facet z korytarza.

Wyleciał jak z procy, nawet nie zajrzał do mojego pokoju, żeby sprawdzić, czy czegoś mi nie brakuje.

– Zadzwońcie po taksówkę, bo ja spadam. Na razie!

Wejściowe drzwi huknęły i zniknął mi z oczu. Taki już był.

Kompletnie mnie zaskoczył

Dwie godziny w pracy to był istny młyn – gadanie z klientami, przekładanie papierków, ciągłe odbieranie telefonów. Nagle poczułam, że już nie daję rady.

– Sorry – rzuciłam w stronę koleżanek i kolegów z pracy. – Muszę się na chwilę ulotnić, z pół godzinki... To przez zdrowie, wybaczcie mi, misie.

Kark miałam zesztywniały, dech mi zaparło, czułam się fatalnie. Nagle rozległo się pukanie do drzwi gabinetu – to był Wojtek. Nie czekając na zaproszenie, od razu wszedł do środka.

– Widzę, że szefowa potrzebuje wsparcia – oznajmił prosto z mostu. – Niech pani usiądzie wygodnie, zdejmie ten naszyjnik i o niczym nie myśli. Zaraz wszystko minie.

Najpierw poczułam ciepłe, silne ręce na karku, następnie na szyi, a potem na ramionach.

Ależ ty jesteś napięta – dobiegło mnie jego stwierdzenie. – To nie mięśnie, to stal zbrojeniowa! Nooo, będzie kłopot, żeby to wymasować za jednym razem. Szefowa długo na to pracowała, chyba całe lata.

Nie miałam ochoty na pogaduchy. Czułam się świetnie, mój organizm się wyciszał, wszystko się stabilizowało, a ból odpuszczał, zostawiając mnie w spokoju. Zawroty głowy minęły, a wzrok wyostrzył się.

Po trzydziestu minutach znów byłam gotowa stawiać czoła światu. Mimo to zdecydowałam się pojechać do mieszkania.

Bardzo mi się to spodobało

Wojtek przekonał mnie, abym zrobiła sobie dzień wolnego i podrzucił mnie autem pod sam dom. Pomógł mi wygramolić się z samochodu, a następnie bez ceregieli odebrał ode mnie pęk kluczy i otworzył drzwi frontowe. Wspięliśmy się po schodach. W mieszkaniu panowała cisza.

Wszyscy lokatorzy już dawno opuścili swoje cztery kąty, a w sypialni stało przygotowane łóżko z pościelą w czerwone kwiaty. I właśnie tam, wtulona w te makowe wzory, mogłam wreszcie doświadczyć na własnej skórze, czym jest satysfakcjonujące, relaksujące i w pełni naturalne zbliżenie...

Nie chodzi o miłość pełną komplikacji, rywalizację, kto jest w tym sprawniejszy i kto daje z siebie więcej, ani o desperackie szukanie rozkoszy. Chodzi po prostu o zwykłe intymne chwile spędzone z facetem, który też tego pragnie, a do tego jest dla kobiety czuły, delikatny i serdeczny... Bardzo mi się to spodobało.

Po pewnym czasie Wojtek odezwał się:

– Teraz idź spać. Śpij tak długo, jak tylko możesz. Gdy się obudzisz, możesz chcieć zapomnieć o tym, co zaszło, i wtedy po prostu pomyśl, że to był tylko sen. Ale jeśli zechcesz znów się ze mną spotkać – daj mi znać. Jestem do dyspozycji.

Złożył na moich ustach czuły pocałunek, po czym rzekł:

– Daj spokój, nie przejmuj się tym, że jesteśmy współpracownikami. Zmieniam pracę, więc nic nie stoi na przeszkodzie, abym został twoim osobistym terapeutą. Podejdź do tego w ten sposób... Od teraz będziemy odgrywać scenki z lekarzem w roli głównej!

Zachowujemy pełną dyskrecję

Wojtek jest młodszy ode mnie o całą dekadę. Ma powodzenie u płci przeciwnej i stanowi niezłą partię, zwłaszcza, że jest singlem. Słyszałam, że gustuje w kobietach i lubi urozmaicenie w tej kwestii. Mnie to kompletnie nie razi, bo nie planuję z nim niczego na poważnie, więc niech sobie robi, co mu się żywnie podoba. Ważne tylko, żeby trzymał język za zębami, był uprzejmy, taktowny i nie oczekiwał ode mnie niczego więcej poza przyjemnymi rendez-vous w znanym nam celu.

Nasz romans ciągnie się od paru miesięcy. Widzimy się bez presji, bez oczekiwań i deklaracji. Podczas naszych spotkań nie padają wzniosłe sformułowania, miłosne wyznania, przysięgi czy dalekosiężne plany. Nie o to nam chodzi... Nasze schadzki przypominają wizytę w salonie odnowy – poprawiają wygląd i nastrój. Moim zdaniem każdemu się to przyda! Wydaje mi się, że bardzo przypadliśmy sobie do gustu.

Ten facet to wyjątkowy przypadek. Przy nim nie muszę niczego udawać i mogę się całkowicie otworzyć. Nie mam oporów, żeby pokazać mu swoje prawdziwe oblicze, bo jego opinia na mój temat nie wpływa na mnie tak bardzo. Bycie z Wojtkiem przypomina spacerowanie boso po mięciutkiej murawie, kiedy wreszcie mogę zrzucić z siebie krępujące szpilki. To naprawdę niezwykłe doznanie, którego wcześniej nie zaznałam.

Przeszłam przemianę. Odczuwam znacznie większy spokój, nie czuję już takiego napięcia, gdy muszę zająć się istotnymi sprawami, stałam się bardziej wyluzowana i „promieniuję” pozytywną energią.

– Mamo, da się z tobą porozmawiać – stwierdza moja pociecha.

Mój syn też coś od siebie dorzucił:

– Jesteś całkiem spoko babką, ostatnimi czasy jakoś wypiękniałaś. Oby tak dalej!

Stałam się odmienioną osobą

Mój małżonek jako jedyny nie dostrzegł żadnych zmian, chociaż całkiem niedawno zaskoczył mnie stwierdzeniem, uśmiechając się przy tym przekornie:

– Zdajesz sobie sprawę, że na tle innych pań prezentujesz się naprawdę korzystnie? Szczerze wątpię, czy dałbym radę przeżyć z jakąkolwiek inną tyle czasu, co z tobą…

Posłałam mu tylko lekki uśmiech. Odkąd chodzę do własnego „terapeuty”, jest mi dużo lżej na sercu. Nie chcę nikogo przekonywać, żeby poszedł w moje ślady. Po prostu uważam, że dobrze jest poszukać czegoś, co działa na nas kojąco i trzymać się z dala od rzeczy, które nam nie służą. Tyle w temacie.

Gdy już pojmie oba aspekty, życie stanie się dla niego prostsze i zdrowsze. Pozostanę przy Wojtku tak długo, jak długo będzie to potrzebne nam obojgu. W kalendarzu wśród innych miesięcy jest on dla mnie niczym maj, ale to nie oznacza, że przewyższa pozostałe.

Wnosi on w moje życie to, co charakterystyczne dla maja – optymizm, ciepło i barwy. Nawet jeśli nadejdą chmury i wszystko wyblaknie, poradzę sobie, przetrwam… Późniejsze pory roku – lato, jesień czy zima – również potrafią zachwycać swoim pięknem!

Justyna, 42 lata

Czytaj także:
„Mój 40-letni syn po rozwodzie wrócił pod mój dach i się rozkleił. Nie będę go teraz przecież niańczyć”
„Gdy usłyszałam pomysły nowej nauczycielki córki, ścięło mnie z nóg. Nie wiem, za kogo się ma ta wypudrowana paniusia”
„Matka zagoniła mnie do grabienia liści. Pięknej sąsiadce zza płotu też pomogłem obrobić ogródek i nie tylko”

Redakcja poleca

REKLAMA