Za mąż wyszłam tuż przed trzydziestką i… od razu się zaczęło.
– To najwyższy czas na pierwsze dziecko, Justysiu – usłyszałam od mojej mamy jakieś dwa tygodnie po powrocie z podróży poślubnej.
– Z czasem będzie ci coraz ciężej. Nieprzespane noce dają w kość bardziej, niż jesteś sobie w stanie wyobrazić – piała teściowa w podobnym tonie.
– Lepiej się pospieszcie, bo później możesz mieć problemy z zajściem w ciążę – straszyła mnie koleżanka z pracy.
W końcu wybuchłam.
– A dajcież wy mi wszyscy święty spokój z tym dzieckiem!
– Ja tylko dobrze ci radzę – naburmuszyła się Joanna i wróciła do swoich zajęć.
Przez kilka kolejnych tygodni wszystko jakby się przeciwko mnie sprzysięgło – w ciążę zaszły moja młodsza siostra, kuzynka, sąsiadka mamy i fryzjerka teściowej. Nie muszę chyba dodawać, że podczas każdej rodzinnej wizyty wysłuchiwałam anegdotek z życia szczęśliwych przyszłych mam i znosiłam grubymi nićmi szyte aluzje na temat mojej przez wszystkich wyczekiwanej ciąży.
– Nie chcę jeszcze dziecka, Radek! Czemu oni nie mogą tego pojąć?! W pracy w końcu zaczęło mi się układać, mam szansę na awans, nowy szef ceni mnie bardziej od byłej szefowej. Nie mogę teraz zajść w ciążę i zakopać się w pieluchach! – krzyknęłam, kiedy mąż zapytał, co z planem powiększenia rodziny.
– A ja? Moje zdanie się nie liczy? – zapytał Radek. – Wspominałem ci przecież przed ślubem, że bardzo bym chciał jak najszybciej zostać ojcem.
– Rozumiem. Tylko, że to ja będę musiała odwalić najgorszą robotę!
– Najgorszą robotę? – zdziwił się mąż. – Macierzyństwo to jedna z najpiękniejszych przygód, jaka może stać się udziałem kobiety.
– Serio? Skąd ty bierzesz takie teksty?! Ze spotkań kółka różańcowego?! – krzyknęłam i obrażony mąż wyszedł z pokoju.
Minęło pół roku
Moja siostra urodziła śliczną dziewczynkę. Kuzynka powiła bliźniaki, a fryzjerka teściowej – synka. Mama rozpływała się w zachwytach nad nowymi członkami rodziny, teściowa podsuwała mi pod nos fotki pierworodnego fryzjerki, a ja… miałam ochotę krzyczeć.
Moje trzydzieste urodziny były koszmarem – wśród składanych mi przez rodzinę życzeń wciąż przewijało się jedno: „żebyście zostali z Radkiem rodzicami”.
– Szlag mnie trafia, rozumiesz?! – wyżaliłam się któregoś dnia Marcie, z którą po pracy wyskoczyłam na drinka. – Czemu facetom nikt w kółko nie suszy głowy w sprawie potomstwa? Czy fakt, że posiadam macicę i całą resztę tego rozrodczego osprzętu, siłą rzeczy obliguje mnie do rodzenia?! Marta, ja nie jestem gotowa! Nie chcę! Tyle, że Radek tego nie rozumie…
– Postaw się na jego miejscu, Justyna. Jest od ciebie starszy, niedługo skończy trzydzieści siedem lat. Chciałby się nacieszyć ojcostwem, póki jest jeszcze młody.
– To co? Mam zacisnąć zęby, zapomnieć o swoich marzeniach i ambicjach i zajść w ciążę, bo wszyscy tego ode mnie oczekują?! – krzyknęłam, a siedząca przy sąsiednim stoliku młoda kobieta posłała mi pełne zrozumienia spojrzenie.
– Nie, jasne, że nie. Ale weź pod uwagę jedno: któregoś dnia możesz stracić Radka – postraszyła mnie Marta.
– Żartujesz? My się kochamy, świetnie nam razem. Gdyby nie kwestia tej cholernej ciąży, w ogóle byśmy się nie kłócili.
– No, ale to dość poważna kwestia, Justyna. Nie chcę być złym prorokiem, ale znam Radka od lat – on od dawna marzył o roli ojca. Przemyśl to sobie jeszcze, co?
– Nie ma nad czym myśleć. To nie jest dobry czas na dziecko! – powiedziałam ostrym tonem.
Zmieniłyśmy temat, ale jak tylko wróciłam do domu, wybuchła kolejna afera.
– Bożena i Bartek zapraszają nas na chrzciny. Jak widzisz jej jakoś dzieci nie przeszkadzają w karierze – powiedział mąż z przekąsem.
– Trzeba się było ożenić z Bożeną – syknęłam i zamknęłam się w łazience.
Noc spędziliśmy osobno – ja w naszej sypialni, mąż w salonie na kanapie. Rano usiłowałam negocjować.
– Pogadajmy o tym za jakiś rok, półtora. Nie mam jeszcze trzydziestu jeden lat, Radek. Jest mnóstwo czasu – usiłowałam go przekonać.
Miałam nadzieję, że mąż chociaż postara się mnie zrozumieć, ale on tylko dopił kawę i bez słowa wyszedł z kuchni – ostatnio była to jego ulubiona strategia – katowanie mnie cichymi dniami.
Kilka dni później wpadłam na mieście na Jolkę, koleżankę z liceum. Była w zaawansowanej ciąży, co dziwnie mnie poirytowało. „Czy to jakaś plaga?” – pomyślałam z niechęcią. Jola zaproponowała, żebyśmy wstąpiły do kawiarni, ale zbyłam ją, wymawiając się pośpiechem.
Do domu wróciłam skonana
Położyłam się w sypialni i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Gdy się obudziłam i przeszłam do salonu, Radek oglądał w telewizji mecz.
– Kto gra? – zapytałam, chociaż guzik mnie to obchodziło.
Mąż spojrzał na mnie jakimś dziwnym wzrokiem i wyłączył dźwięk.
– Co jest? Marnie wyglądasz – zauważyłam.
– Moja mama jest chora. Dowiedziałem się dopiero dzisiaj, chociaż podobno ona wie już od kilku tygodni.
– Ale co jej jest? – przeraziłam się.
– Rak. Lekarze twierdzą co prawda, że w tym stadium są spore szanse na dobre zakończenie, ale i tak jestem załamany. Niedługo ma pierwszą chemię i wiesz, co mi dziś powiedziała? „Szkoda, że mogę umrzeć zanim poznam mojego wnuka”.
– Wiesz co, Radek! Przykro mi z powodu twojej mamy. Ale nie szantażuj mnie w ten sposób, okay?! – wybuchłam.
– Acha, szantażuję cię?!
– Tak! To jest emocjonalny szantaż! I żeby było jasne – w kwestii dziecka na pewno nie zmienię teraz zdania!
– Dzięki! Nie ma to jak znaleźć zrozumienie u żony! Z kim ja się w ogóle ożeniłem?! – krzyknął.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, zniknął za drzwiami. Rozpłakałam się. Czułam się zaszczuta, samotna i… oszukana. Nie miałam pojęcia, że małżeństwo może wyglądać w taki sposób! Liczyłam na wspólnie spędzane dni, ciekawe rozmowy, wypady w góry, a sprowadzono mnie do roli, w której kompletnie się nie odnajdywałam.
Kilka miesięcy później, mimo optymistycznych rokowań lekarzy, moja teściowa nagle zmarła. Radek się załamał.
– Może gdybyś była w ciąży, mama miałaby dla kogo żyć – powiedział mi któregoś dnia i poczułam się tak, jakby wbił mi w serce nóż.
„Więc to moja wina?!” – zastanawiałam się setki razy
Dziś jesteśmy w trakcie rozwodu – kilka miesięcy po śmierci swojej matki Radek zostawił mnie dla innej kobiety. Od naszych wspólnych znajomych wiem, że panienka owa jest dziesięć lat ode mnie młodsza i z całą pewnością nie robi kariery – pracuje na stacji benzynowej, z której pewnie z chęcią odejdzie, jak tylko mój były już wkrótce mąż ją zapłodni. Zostałam sama.
Jakoś sobie radzę, chociaż odejście Radka boli... Co zrobiłam nie tak? Miliony kobiet odwlekają decyzję o pierwszej ciąży – nie jestem przecież wyjątkiem. Naprawdę byłam aż taką złą żoną? A może to mężczyźni od wieków wszelkimi możliwymi sposobami starają się wpasować nas w role matek, żon, kucharek i posłusznych, bezwolnych cichych, uśmiechniętych kobietek, nad którymi tak bardzo lubią dominować?
Cóż, może kiedyś uda mi się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Na razie staram się odbudować swoje życie i wcale nie jestem aż tak nieszczęśliwa, jak wmawiają mi niektórzy – w tym moja mama. A może ja po prostu nie chcę mieć dzieci? W końcu kto powiedział, że każda kobieta musi zostać matką? Ja z całą pewnością nie muszę. Czasem myślę sobie, że gdyby Radek tak mnie nie naciskał, prędzej czy później urodziłabym dziecko. Jednak on przyparł mnie do muru w sposób, który dosłownie odbierał mi oddech. Czy to było z jego strony w porządku? Wątpię.
Czytaj także:
„Mam trójkę dzieci, ale każde ma innego ojca, bo mam je z mężem, szwagrem i teściem. Wszystko zostało w rodzinie”
„3 lata temu w wypadku zginęła moja przyjaciółka. Ja żyję i to moja kara, bo prowadziłam ten cholerny samochód”
„Tata potrzebował przeszczepu, a ja nie mogłam być dawcą. Wydało się, że wcale nie jestem jego córką...”