„Rodzina mojej żony ma mroczną tajemnicę. Wyrzekli się córki, która zarabia ciałem. Po prostu wymazali ją z rodziny”

mężczyzna którego żona ma tajemnicę fot. Adobe Stock
Każda rodzina ma swoje tajemnice. Szkoda tylko, że sekret mojej żony poznałem dopiero po naszym ślubie.
/ 30.03.2021 12:17
mężczyzna którego żona ma tajemnicę fot. Adobe Stock

Ślub – jedno z najbardziej ekscytujących, ale też i stresujących wydarzeń w życiu człowieka. Zawsze wydawało mi się, że jestem twardy i stanę przed ołtarzem bez większych emocji – na pewniaka. Myliłem się. W przededniu wielkiego wydarzenia dopadła mnie trema. I to jaka! Kiedy tuż przed ceremonią wyobraziłem sobie, że stanę przy ołtarzu, a setka ludzi będzie się na mnie gapić, poczułem ochotę, by uciec.
– Coś ty taki czerwony? – zaśmiała się moja narzeczona Kasia, gdy wszedłem do jej domu rodzinnego na błogosławieństwo.
– Ty mi się tak podobasz! – odpowiedziałem.
– To na pewno, ale masz też chyba niezłego stracha, co?
– Troszkę – przyznałem nieśmiało.

A potem przystąpiliśmy do błogosławieństwa, która przebiegło bardzo oficjalnie i uroczyście, bo rodzice Kasi byli religijni.
Gdy przyjechaliśmy pod kościół, większość gości już tam na nas czekała. Rozglądałem się dookoła, rozpoznawałem znajome twarze, odpowiadałem na uśmiechy i robiło mi się coraz bardziej gorąco. Próbowałem poluzować krawat, ale świadek w ostatniej chwili załapał mnie za rękę. W końcu wszyscy weszli do środka, a my z Kasią stanęliśmy w przedsionku kościoła i czekaliśmy na księdza. Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy w końcu kapłan wyszedł po nas. Zagrały organy i ruszyliśmy w stronę ołtarza.
Szliśmy wolnym krokiem, a ludzie szeptali między sobą jakieś miłe słowa, ukradkiem podnosili aparaty i uśmiechali się do nas ciepło. Rozglądałem się dookoła, bo nie chciałem przegapić nikogo ważnego. I wtedy wydarzyło się coś, co całkiem wytrąciło mnie z równowagi. W bocznej nawie kościoła, zacienionej i pustej, zobaczyłem Kasię! Moją narzeczoną! Tak właśnie. Tę samą, która szła obok mnie.

Byłem tak zdumiony, że przystanąłem na chwilę. Zatrzymałem się i wgapiałem w kobietę, która próbowała przysłonić twarz rondem dużego kapelusza. Kaśka też się zatrzymała i spojrzała na mnie wymownie. Niczego nieświadomy ksiądz szedł dalej. Minęły dwie sekundy zanim się otrząsnąłem i ruszyłem do przodu. Uznałem, że musiało mi się coś przywidzieć, bo przecież miałem Kasię u swego boku. W tej nawie musiał stać ktoś podobny. Albo po prostu stres spowodował, że wzrok płatał mi figle.
Zrobiliśmy kilka szybszych kroków, żeby dogonić księdza, a przez kościół przeszedł szmer rozbawienia. W końcu doszliśmy na miejsce, a nasz kapłan zaczął wchodzić na kolejne stopnie prowadzące do ołtarza. Kaśka spojrzała na mnie jeszcze raz i upomniała szeptem:
– No co ty?
– Przepraszam. Jestem spięty i wydawało mi się, że w nawie kościoła widziałem ciebie – uśmiechnąłem się do niej przepraszająco, a Kasia natychmiast zbladła.
– Co się stało? – zdążyłem tylko zapytać, ale nie doczekałem się odpowiedzi, bo rozpoczęła się ceremonia ślubna.

Nagle przyszło odprężenie. Chyba dlatego, że działo się już to, co najważniejsze. Poza tym siedzieliśmy tyłem do ludzi i nie musieliśmy na nich patrzeć. Można było sobie wyobrazić, że jesteśmy tylko my i ksiądz. Spojrzałem więc na Kasię i złapałem ją za rękę. Ona też na mnie popatrzyła i uśmiechnęła się. Znałem ją już jednak dość dobrze, żeby wyczytać w jej oczach niepokój. Mrugnąłem więc tylko porozumiewawczo i chyba trochę się rozluźniła.
Tak zostaliśmy mężem i żoną. To był najbardziej wzruszający moment w moim życiu. Teraz napięcie ustąpiło. Gdy szliśmy z powrotem środkiem kościoła, uśmiechałem się do gości już ze znacznie większą swobodą. Tylko Kaśka była jakaś nieswoja. Zauważyłem też, że zerka co rusz w kierunku nawy, która przyciągnęła moją uwagę, gdy szliśmy do ołtarza.
– Przywidziało mi się tylko. Coś ty taka wystraszona? – zażartowałem sobie z niej cichcem.
– Ja..? A gdzie tam – udawała, że jest spokojna.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, oślepiło nas słońce, a goście sypnęli ryżem. Potem otoczył nas tłum i wszyscy zaczęli składać życzenia. Wszyscy byli serdeczni i radośni.

Gdy życzenia kończył składać mi jeden z wylewnych wujów, kątem oka zauważyłem, że do mojej Kasi podeszła jakaś dziewczyna. Wujek potrząsał mną energicznie, więc nie mogłem się jej przyjrzeć, ale na twarzy mojej żony dostrzegłem mieszankę strachu, niepewności i szczególnego wzruszenia. Dopiero kiedy wujaszek mnie puścił, zauważyłem, że ta kobieta nachyliła się do policzka żony i pocałowała ją. Wtedy zdałem sobie sprawę, że to ta sama, która stała w nawie kościoła. Poznałem ją po kapeluszu. No i po tym, że wyglądała dokładnie tak, jak moja żona…

Była identyczna. Jak lustrzane odbicie. Taka sama. Tylko makijaż miała mocniejszy i ubrana była na czerwono. Patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany. Minęła dłuższa chwila, zanim dotarło do mnie, że mam przed sobą dwie Katarzyny.
– Ale… – wycedziłem tylko.
Jestem siostrą Kasi. Bliźniaczką. Wszystkiego najlepszego – nachyliła się i pocałowała mnie w policzek. – Kasia ci wszystko wyjaśni, bo widzę po twojej minie, że jeszcze nie zdążyła tego zrobić – szepnęła mi do ucha, jeszcze raz uścisnęła mnie i poszła.
Patrzyłem za nią przez chwilę, a potem spojrzałem na Kasię. Wyglądała na zakłopotaną i przejętą. Wtedy też dojrzałem wśród gości teścia. Wyglądał na mocno zdenerwowanego. Teściowa miała łzy w oczach, a on był aż cały czerwony z nerwów.
– O co tu chodzi? – zapytałem Kasi, ale nie odpowiedziała, bo podszedł do niej ktoś, od kogo trzeba było przyjąć kolejne gratulacje.

I tak przez najbliższe dwadzieścia minut. Kiedy tylko goście wsiedli do aut, żeby udać się na wesele, znów spytałem Kaśkę:
– Kto to był? Twoja siostra!?
– Tak. To Ilona.
– Bliźniaczka?
– No nie da się ukryć.
Masz siostrę bliźniaczkę i nic mi o niej nie mówiłaś?
– Nie widziałam potrzeby…
– Co ty mówisz? Chryste Panie, o co tu chodzi? Przecież znamy się już dwa lata. I przez ten czas ani pary z ust. Żadnego zdjęcia, wspomnienia. Nic. Dopiero na ślubie się dowiaduję. Nawet nie wiem, o co zapytać najpierw. Dlaczego ją ukrywałaś? Dlaczego nikt w rodzinie o niej nie mówi?
– Powiem ci potem.
– Wolałbym teraz. Mamy chwilę… – upierałem się.

Kaśka opowiedziała mi całą historię. Nie przyszło jej to łatwo, bo sprawa była naprawdę poważna. Otóż Ilona, bliźniaczka mojej żony, jeszcze jako nastolatka wpadła w podejrzane towarzystwo. Zawsze była bardziej rozrywkowa od mojej Kasi – pociągały ją pieniądze, zabawa, dyskoteki. Moi teściowie, jako ludzie bardzo religijni, starali się trzymać dyscyplinę, ale to jeszcze bardziej prowokowało zbuntowaną Ilonę. W końcu posunęła się do tego, że po skończeniu osiemnastego roku życia, wyprowadziła się z domu. Wielkim szokiem dla całej rodziny był fakt, że zamieszkała w kawalerce, którą wynajął dla niej starszy facet, poznany w internecie. Tak zwany sponsor.

Zaczęła się walka o jej powrót do domu. Ale rodzice prowadzili ją złymi metodami. Zwłaszcza teść, którego porywczość już poznałem. Ilona zamiast wrócić do rodziny, wyjechała do innego miasta, żeby jej nie nękali. Tam właśnie ułożyła sobie życie. Co oznaczało, że do dziś pracowała jako kobieta do towarzystwa
– Ojciec kazał nam wszystkim o niej zapomnieć. Wyrzucił jej zdjęcia, zabronił o niej wspominać.
– I ty go posłuchałaś?
– No tak… Nie ma się przecież czym chwalić…
– Kaśka, to jest twoja siostra…
– Tak, która uprawia najstarszy zawód świata – westchnęła moja żona. – Zresztą, to chyba nie jest najlepsza pora na tę rozmowę, nie sądzisz?

Miała rację. Przed nami było wesele i oboje nie chcieliśmy go sobie popsuć. Choć muszę przyznać, że przez cały czas miałem w głowie to przedziwne spotkanie, opowieść żony i jej niechęć wobec rodzonej siostry. Nie mogłem tego zrozumieć. Może dlatego, że sam byłem jedynakiem i zawsze marzyłem o rodzeństwie. Wydawało mi się, że siostrę czy brata akceptuje się niezależnie od okoliczności. Widać się myliłem.
Jeszcze na weselu spróbowałem porozmawiać o tej Ilonie z teściem. Trochę już wypiliśmy i to dodało mi odwagi. Ale on na dźwięk jej imienia natychmiast wytrzeźwiał.
– Ja mam tylko jedną córkę. Nie wiem, o kim mówisz.
– No, jak to? Przecież wszyscy ją widzieliśmy.
– Daj spokój. Mówię poważnie: daj spokój!

Odpuściłem. Nie chciałem awantury na weselu. Ale myśli o Ilonie szybko do mnie wróciły. Nie ze względu na nią samą, bo przecież w ogóle jej nie znałem. Najzwyczajniej w świecie nie mogłem uwierzyć, że w rodzinie mojej żony doszło do takiej dziwnej sytuacji. Wydziedziczenia, zapalczywego gniewu, prostytucji. Czułem się trochę oszukany. Ktoś powinien był mi powiedzieć, że moja żona ma siostrę. Najlepiej ona sama. W końcu nie wytrzymałem i temat wrócił. Zagadnąłem Kaśkę któregoś razu przy śniadaniu.
– Kasia, chyba nie skończyliśmy rozmowy ze ślubu…
– Której rozmowy?
– O twojej siostrze.
– A o czym tu rozmawiać? – usłyszałem w jej głosie rozdrażnienie.
– No choćby o tym, że zrobiłaś z tego tajemnicę. Ja przed ślubem powiedziałem ci wszystko.
– Ja też mówiłam wszystko o sobie. O niej nie musiałam. Tym bardziej że Ilona tak jakby nie należy już do naszej rodziny.
– „Tak jakby”? Co ty mówisz?
– Że nie jest już w naszej rodzinie. Nie wiem, o co ci chodzi?
– O to, że takiej cię nie znałem. Jak możesz być tak… okrutna?
– Okrutna?
– A jak inaczej nazwiesz wymazanie siostry z pamięci ze względu na jej błędy.

Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wiem tylko, że to wstyd mieć taką siostrę. No i że ojciec by nie chciał, żebyśmy o niej rozmawiali. Zresztą, co ty tak nagle stajesz w jej obronie!? – dziwiła się.

Nie mogłem przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego. Próbowałem zrozumieć Kaśkę i jej rodzinę, ale nie potrafiłem. Przypuszczałem, że przez te lata, kiedy odizolowali Ilonę od siebie, moja żona zdążyła się do takiego stanu rzeczy już przyzwyczaić. Kiedy ojciec uznał, że nie powinni się z nią kontaktować, Kaśka była jeszcze młoda, zrozumiałe więc, że była pod jego wpływem. A poza tym, sama też pewnie wstydziła się tego, co robiła jej siostra. Gdy więc Ilona wyjechała, moja żona poczuła ulgę. Ludzie przestali wytykać ją palcami, a koledzy śmiać się z jej rodziny.
Ale teraz, gdy była dorosła, mogła spróbować naprawić stosunki z siostrą. I muszę powiedzieć, że nasze rozmowy – a było ich naprawdę wiele – przyniosły efekt. Kaśka stopniowo, bardzo powoli skłaniała się do myśli, żeby odnowić relacje ze swoją bliźniaczką. Najmocniejszym argumentem w tej dyskusji było pojawienie się Ilony na naszym ślubie. Nikt jej nie informował, nikt nie dał jej znać, a ona i tak się dowiedziała. Ba, nie tylko się dowiedziała, ale też pokonała wstyd i odłożyła na bok dumę. Kaśka musiała to docenić.

Gdy już udało mi się nakłonić ją, żeby odezwała się do siostry, Kasia stwierdziła, że najpierw skonsultuje się z ojcem. W końcu to on zdecydował, że rodzina zapomni o Ilonie. Gdy pojechaliśmy do teściów w niedzielę na obiad, moja żona nieśmiało zagadnęła tatę przy stole. Zapytała go, czy widział Ilonę na ślubie. On wtedy opuścił widelec, spojrzał na nią groźnie i wycedził przez zęby.
Nie wiem, o kim mówisz, dziecko. Jedz lepiej.
– Ale…
– Jedz kochanie – wtrąciła się matka, na której twarzy mieszał się smutek, strach i wstyd.

Wtedy właśnie zrozumiałem, dlaczego Kaśka trzymała całą sprawę w tajemnicy przez tak długi czas. Wiedziałem, że mój teść jest tyranem, że wychowywał Kasię twardą ręką. Teraz jednak dopiero zdałem sobie sprawę, jak krótko trzymał wszystkich w domu. Nawet jego żona nie śmiała mu się sprzeciwić. Teściowa spuściła wzrok i jadła w milczeniu, a Kasi zaszkliły się oczy.
Postanowiliśmy jednak, że nawiążemy kontakt z Iloną bez wiedzy teścia, po kryjomu. Kaśka na początku nie chciała się zgodzić, ale ją namówiłem. Przecież teraz już z nim nie mieszkała – nie musiała się bać jego gniewu. W końcu więc zadzwoniliśmy do Ilony. Skąd mieliśmy numer telefonu? Siostra mojej żony sama zanotowała go na kartce z życzeniami, którą wręczyła nam podczas ślubu.

Pamiętam, jak Kaśce trzęsły się ręce, gdy wybierała numer. Rozmawiały przez pięć minut. Moja biedna, zestresowana żona co jakiś czas rzucała krótkim, banalnym pytaniem:
– „Co u ciebie?”, „Gdzie mieszkasz”. Nerwowa atmosfera utrzymywała się też w podczas kolejnych telefonów, więc w końcu – by przełamać lody – zaprosiliśmy Ilonę do nas. Pomyśleliśmy oboje, że skoro przez telefon tak ciężko im się gada, to lepiej będzie pomówić w cztery oczy. Ilona przyjęła zaproszenie.
To była bardzo dziwna wizyta, bo Kasia cieszyła się obecnością siostry, a jednocześnie była spięta i wyraźnie skrępowana. Nie wiedzieliśmy, jak rozmawiać z nią o tym, co robi. Czy w ogóle poruszać ten temat, bo i ona sama od niego uciekała. Za każdym razem, gdy zbliżaliśmy się do kwestii zarabiania na życie, robiło się niezręcznie.
– Fajnie tu u was – powiedziała Ilona, gdy się przywitaliśmy i usiadła w salonie.
– Sami wykańczaliśmy mieszkanie. Nie starczyło nam z kredytu na fachowców – odpowiedziałem.
– Małe, ciasne, ale własne, jak to mówią. A ty masz swoje?
– Tak. Też takich rozmiarów. No, może ciut większe – odpowiedziała uprzejmie.
– Też na kredyt?
– No nie. Bez kredytu – uśmiechnęła się dziwnie.

To był pierwszy moment tego wieczoru, kiedy przypadkiem dotknęliśmy niezręcznego tematu zarabiania pieniędzy. Niestety, tak kończyła się większość podejmowanych przez nas wątków. Bo jeśli nie mówiliśmy o pracy, o zarabianiu pieniędzy, zaczynaliśmy rozmawiać o sprawach rodzinnych. Opowiadaliśmy Ilonie, jak się poznaliśmy, kiedy podjęliśmy decyzję o ślubie, ile dzieci planujemy. Niestety, o żadną z tych rzeczy nie można było zapytać jej. Kaśce raz wyrwało się nawet pytanie o to, czy Ilona kogoś ma, czy z kimś mieszka. W normalnych okolicznościach nie byłoby w nim nic złego, ale w sytuacji, gdy Ilona zarabiała na życie w tak kontrowersyjny sposób, stawało się ono naprawdę dość niezręczne.
– A masz tam u siebie jakichś znajomych? Kiedy mieszkałaś z nami, miałaś mnóstwo koleżanek i kolegów. Pamiętasz, jak zawsze za tobą łaziłam, żebyś mnie poznała z tymi wszystkimi dziwnymi ludźmi, z którymi się kolegowałaś?
– Pamiętam. Zawsze byłaś mniej towarzyska – zaśmiała się Ilona, ale zaraz ucichła i w jakimś dziwnym zamyśleniu dodała: – Chociaż może to i lepiej…

Znów zrobiło się niezręcznie, dziewczyny zamilkły, a ja musiałem ratować sytuację jakąś czczą paplaniną. Zrozumiałem, że nawet jeśli uda mi się ocalić od katastrofy to jedno spotkanie, to nie będę w stanie zburzyć muru, który wyrósł między dziewczynami przez te lata. Wyobrażałem sobie, że kiedy się znowu spotkają, odnajdą nić porozumienia, wpadną sobie w ramiona, przegadają całą noc. Nic takiego się jednak nie stało. Nie doszło nawet do żadnej kłótni, do wymiany pretensji. Było miło, grzecznie i sztucznie. Czyli strasznie… Chyba już gorzej być nie mogło.
Dziewczyny też chyba czuły, że to ich ostatnie spotkanie. Obie chyba zdawały sobie sprawę, że za bardzo się od siebie oddaliły, żeby teraz wracać. Dostrzegłem to w ich pożegnaniu. Ilona nieśmiało przytuliła do siebie Kasię, a ona najpierw się wystraszyła, a potem chciała odwzajemnić uścisk. Ale Ilona już otwierała drzwi, by wyjść.
– Do zobaczenia – powiedziała Kasia, a jej siostra uśmiechnęła się smutno.

Nawet nie zaproponowaliśmy jej noclegu. Nie mieliśmy chyba dość odwagi. Oboje odetchnęliśmy z ulgą, kiedy w końcu odjechała. Kaśka zaraz zabrała się za sprzątanie naczyń. Ale kiedy podszedłem do niej, żeby zapytać, co myśli, szybko się we mnie wtuliła i rozpłakała się.
Dziś dziewczyny dzwonią do siebie czasami, ale nic poza tym. Prowadzą tylko kurtuazyjne rozmowy. Bo wypada, bo ona na moje urodziny też zadzwoniła. Byłem przekonany, że to wszystko będzie łatwiejsze. Dziś jednak wiem, że relacji rodzinnych nie naprawia się łatwo. Że ludzie po latach rozłąki, wpadają sobie w ramiona tylko na filmach. Ciągle mam jednak nadzieję, że w końcu nastąpi jakiś przełom. Może gdy Ilonie wybaczą też rodzice? Sam już nie wiem…

Więcej prawdziwych historii:
„Matki dzieci w klasie mojej córki to zaściankowe lampucery. Wyśmiewają się z innych i uczą tego swoje bachory”
„Miałam romans z miłością mojego życia. Najpierw rozdzieliły nas nasze rodziny, potem – jego śmierć”
„Rodzice nie akceptowali mojego ukochanego, bo jest niewiele młodszy od mojego taty i się rozwodzi”

Redakcja poleca

REKLAMA