„Rodzice wydziedziczyli mnie, bo popełniłam mezalians. Dziś prosto z egzotycznych wakacji śmieję im się w twarz”

„Niestety, jak grochem o ścianę. Moje słowa trafiały w eter. Ciągle słyszałam tylko, że Marek ściągnie mnie na dno, że przy nim nic nie osiągnę. Nie rozumieli, że ja po prostu go kocham!”.
27.04.2024 18:30

Z Markiem to było jak uderzenie gromu z jasnego nieba. Poznaliśmy się nieopodal mojej uczelni w pobliskim sklepie z owocami. Wyskoczyłam między wykładami, żeby kupić sobie jakąś zdrową przekąskę. Ten sklepik był trochę drogi, ale nie przeszkadzało mi to. Miałam pieniądze, nie musiałam się szczypać. 

Przekroczyłam drzwi znanego mi sklepu i oniemiałam. Za lada nie było starszej pomarszczonej słodkiej babuni, tylko blondyn o powalającym spojrzeniu

Zakochałam się

— Co dla pani? — powiedział grzecznie i rzucił mi swój zniewalający uśmiech.

— Eeee... — zawahałam się. — Poproszę bananowe smoothie i 2 te zielone jabłka. 

— Już się robi — puścił do mnie oko, a ja spaliłam buraka. — Należy się 15 zł.

Gdy grzebałam w torebce w poszukiwaniu telefonu, przystojny blondyn nie spuszczał ze mnie wzorku. Czułam, że ciągle się uśmiecha. Aż zaczęłam się peszyć. 

Jestem Marek — przerwał niezręczną ciszę. — A ty? Chyba często tu bywasz, może warto się poznać. 

— Jestem Małgosia, miło mi cię poznać Marku. 

Wręczając mi zakupy musnął moją dłoń i powiedział:

— Może jestem zbyt bezpośredni, ale czy dasz się zaprosić na małą czarną po wykładach?

Oczywiście, że się zgodziłam. Byłabym głupia, gdybym odtrąciła takie ciasteczko. 

Z Markiem wszystko potoczyło się lawinowo. Pierwsza randka, pierwszy pocałunek, pierwsza wspólna noc. Oczywiście nie tego samego dnia. Zakochaliśmy się w sobie po uszy. Nie mogłam oderwać od niego łap. Byłam tak szczęśliwa, że nie potrafię tego opisać. 

Był mądry, oczytany i bardzo troskliwy

Poznawaliśmy się wzajemnie. Marek wyznał, że nie jest mu po drodze z nauką. Co prawda był w liceum, ale z niego wyleciał. Przepisał się do zawodówki o profilu gastronomicznym. Jego marzeniem jest, by założyć restaurację. Świetnie gotował, znał się na tym, o czym mogłam się szybko przekonać. Był mądry, oczytany i bardzo towarzyski. Nie brakowało mu pracowitości. Imponował mi, był znacznie bardziej dojrzały niż moim rówieśnicy. 

Pewnego dnia, gdy rozmawialiśmy o naszych rodzinach, Marek posmutniał.

— Bo widzisz, jest coś, o czym musisz wiedzieć. Pochodzisz z dobrej rodziny, masz pieniądze, marnujesz się u mego boku. Ja urodziłem się w biednej rodzinie, nie pamiętam ojca, bo zamiast żony i dziecka, wybrał butelkę. Nie mieliśmy na nic kasy. Tak naprawdę, to dlatego zawaliłem liceum. Musiałem pracować, by trochę odciążyć mamę

— Przeprasza, ja... nie wiedziałam. Nie chciałam, żebyś czuł się niekomfortowo.

— Nie, to nie tak. Nie chodzi mi o ciebie. Nie chcę, żebyś się przy mnie zmarnowała. Przecież ja nie mam nic, co mógłbym ci zaoferować — powiedział ze smutkiem w głosie

— Nawet tak nie mów, twoja przeszłość nic dla mnie nie znaczy. Poradzimy sobie we wszystkim. Teraz jesteśmy już razem, więc możemy wszystko — starałam się go pocieszyć. 

— Dziękuję. Najpierw muszę znaleźć sobie jakieś cztery ściany, a potem pomyślimy, jak to wszystko się ułoży. Szkoda mi tracić czasu na zamartwianie się, skoro mam przy sobie taką cudowną kobietę jak ty! — powiedział, a ja nie mogłam powstrzymać się przed tym, by pocałować go prosto w te szczere usta. 

Pochodzenie Marka nie było dla mnie istotne. Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Co innego dla moich rodziców. Dla nich nie liczy się nic innego tylko kasa, posag, doborowe towarzystwo i wyższość. Bałam się powiedzieć im o Marku, nie chciałam, żeby źle go potraktowali. Kochałam go, nie chciałam, by stała mu się krzywda. 

—Gośka, czyś ty na łeb upadła? Kogo ty nam do domu spraszasz? Jakiegoś... patałacha z patologii?

— Tato! Co ty wygadujesz! Marek nie jest żadną patologią! To porządny chłopak, a stan jego portfela o niczym nie świadczy!

Dziecko, błagam cię. Jesteś młoda i naiwna. To nie jest dobra partia, nie pasujecie do siebie. Jak ty się z nim na mieście pokażesz? — wtórowała tacie moja matka. 

— Jak to, jak? Normalnie! — uniosłam to, bo to, co mówili moi rodzice przerosło moje oczekiwania

— Gośka, powtarzam, to nie jest facet dla ciebie! Jaką on przyszłość zagwarantuje? Co ty sobie utrzymanka szukasz? Nie wygłupiaj się! Ten gamoń ściągnie cię na dno. Zamiast na medycynie, skończysz na ulicy!

— Dosyć tego. Nie pozwolę wam tak o nim mówić! To dobry chłopak, nawet go nie znacie, a już wydaliście na niego wyrok. Nie mam zamiaru rezygnować ze studiów, to dwie osobne sprawy. Marek daje mi oparcie, którego potrzebuję. Kocha mnie!

Niestety, jak grochem o ścianę. Moje słowa trafiały w eter. Ciągle słyszałam tylko, że Marek ściągnie mnie na dno, że przy nim nic nie osiągnę. Nie rozumieli, że ja po prostu go kocham!

Nie dałam się przekonać rodzicom. Trwałam w tym związku, trzymałam się Marka rękami i nogami. Nasza miłość przezwyciężyła każdą przeszkodę. Los obdarował mnie tak wspaniałym człowiekiem, że nie mogłam pozwolić mu odejść. Nie należało to najłatwiejszych zadań. Moi rodzice za punkt honoru wzięli sobie to, żeby zniechęcić mnie do Marka. A gdy to się nie udało, chcieli zadziałać w drugą stronę. Marek tez był nieugięty, lecz miał małe zawahania. 

Zróbmy coś szalonego

To pierścionek zaręczynowy wręczony mi w naszym ulubionym leśnym zagajniku sprawił, że zniknęły wszelkie wątpliwości. Przysięga, która mi złożył w tych cudownych okolicznościach sprawiła, że naprawdę uwierzyłam, że to nie jest ślepa miłość, a prawdziwe uczucie. 

Przyznałam się rodzicom, a oni tylko chwycili się za głowę. Powiedzieli, że nie pozwolą na to, żeby ich córka zmarnowała lata ich ciężkiej pracy. Nie zgodzili się na ślub. Czy się tym przejęłam? Możecie się chyba domyślić. 

Skoro rodzice nie chcieli wspomóc nas w przygotowaniach do wesela, wzięliśmy sprawy w swoje ręce. Szybką i potajemną ceremonię zorganizowaliśmy w najbliższe wakacje. Zaprosiliśmy tylko potrzebne osoby. Świadkowie i urzędnik, tyle nam było potrzebne do szczęścia

Byłam taka szczęśliwa, że zupełnie nie zauważyłam braku rodziców. Byliśmy tylko my, ja i Marek, przeciwko światu. To cudowne uczucie towarzyszyło mi aż do pierwszego rodzinnego spędu. Przyznałam się rodzicom do naszej radosnej nowiny. 

Byłam dla nich inwestycją

— Nie możliwe. Ty sobie jaj robisz? — wrzasnęła moja mama. 

— Nie... — pokazałam obrączkę wieńczącą mój palec. 

Marta, jak mogłaś... Dziecko. Wszystko zniszczyłaś dla tego chłystka? Co z niego za facet, jak on nawet matury nie ma? Czytać to on w ogóle potrafi? 

— Mamo, ostrzegam cię. Jeszcze jedno słowo przeciwko Markowi, to się pożegnamy. Pamiętaj, że to mój mąż. Czy tego chcesz, czy nie!

—Rób co chcesz, smarkulo, ale to ty pamiętaj. Nie zobaczysz od nas ani grosza. Wybij sobie z głowy majątek i spadek. Wolę oddać go na biednych niż na zdrajcę rodziny! 

— Okej, czyli na tyle wyceniasz naszą relację, tak? Nie ma problemu. Możesz sobie wsadzić tę kasę głęboko w tyłek!

Od tamtego czasu nie widziałam moich rodziców i szczerze? Nie mam ochoty na nich patrzeć. Cała ta otoczka wspaniałej rodziny opierała się tylko na jednym fundamencie — kasie. Byłam dla nich inwestycją. Trudno, gra na giełdzie czasem wiąże się ze stratami. Tym razem tak było

Nie powiem tego głośno, ale mam wrażenie, że męskie ego Marka zostało trochę urażone. Zebrał się w sobie i skończył maturę wieczorowo. Poszedł na liczne kursy gastronomiczne. Jeden z nich był nawet w Kopenhadze. Dziś jest właścicielem jednej z najlepszych lokalnych knajpek. Ja też skończyłam upragnioną medycynę. Nie dlatego, że rodzice mi kazali, po prostu od zawsze chciałam pomagać ludziom. 

Nigdy im tego nie wybaczę

Latami budowaliśmy sobie status, zarabialiśmy, raz mnie, raz więcej. Doszliśmy do tego etapu, że swoimi na solidnym gruncie. Naszym gruncie. Tak, budujemy swój dom. A jak wiadomo o taki przywilej trudno w dzisiejszych czasach. Nam się udało.

Gdzieś tam w głębi czułam ogromną satysfakcję. Chciałam odpłacić się rodzicom, za to jak nas potraktowali. Przygotowałam dla nich specjalną przesyłkę. Zgrałam najładniejsze fotki z egzotycznych wakacji, plany budowy, zdjęcia dyplomów Marka, moje świadectwa. Dołączyłam do tego zdjęcie testu ciążowego i usg. Maila zatytułowałam „pozdrowienia od zdrajców”.

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Już następnego dnia nadszedł mail zwrotny z gratulacjami. Nie powiem, czułam satysfakcję. Gdyby tylko w nas uwierzyli. Gdyby tylko ich oczom nie przyświecały pieniądze. Moglibyśmy być świetną rodziną. Cóż. Nigdy im tego nie wybaczę.

Gośka, 32 lata

Czytaj także:
„Mąż nie widzi problemu w tym, że jest nierobem. Wszyscy się śmieją, że mam w domu utrzymanka”
„Pożyczyłem bratu kasę na ratowanie firmy. Oszukał mnie i za moje oszczędności wybudował dom”
„Wyszłam drugi raz za mąż dla dużego mieszkania, a nie z miłości. Szybko dostałam nauczkę za chciwość”

 

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA