„Rodzice mojego faceta są po rozwodzie i mają nowych partnerów. 2 teściowe to gorzej niż powódź i tornado w jednym”

kobieta fot. iStock by Getty Images, urbazon
„Myśl o konfrontacji z dwiema parami rodziców mojego ukochanego wprawiała mnie w taki popłoch, że byłam skłonna przesunąć datę naszego ślubu tylko po to, by choć trochę opóźnić ten nieuchronny moment”.
/ 26.07.2024 20:00
kobieta fot. iStock by Getty Images, urbazon

Związek rodziców mojego lubego zakończył się rozwodem, gdy był jeszcze nastolatkiem. Doszli do wniosku, że nie są sobie pisani i nie ma co ciągnąć tego dłużej. Obyło się bez większych awantur, rozstali się polubownie i od tamtej pory zostali w koleżeńskich relacjach.

Urastali do rangi potworów

Rodzice Marcina, zarówno mama, jak i tata, ekspresowo weszli w nowe związki. Mój chłopak miał zatem niejako podwójny komplet starszych. Nie poznałam ich osobiście, ale od samego początku wiedziałam, jak sprawy stoją i początkowo nie zaprzątałam sobie tym głowy. Sytuacja zmieniła się, gdy się zaręczyliśmy. Wtedy zaczęłam myśleć o tym, co to tak naprawdę oznacza. Podwójna liczba rodziców to w końcu podwójna liczba teściowych i teściów!

– Ja mam tylko jedną teściową i uważam, że to i tak o jedną za dużo – oznajmiła moja kumpela Hanka. – Gdybyśmy w odpowiednim momencie się od niej nie wynieśli, dziś bylibyśmy już po rozwodzie.

Z natury jestem bardzo wstydliwa i zamknięta w sobie. Ludzie mawiają, że aby dobrze poznać drugą osobę, trzeba wpierw zjeść z nią beczkę soli. W moim przypadku ten zapas musiałby być podwójny. Do tego dochodzi fakt, że wszystko biorę do siebie i nawet najdrobniejsza rzecz potrafi urosnąć w moich oczach do rozmiarów poważnego kłopotu. Tym razem nie było inaczej.

Myśl o konfrontacji z dwiema parami rodziców mojego ukochanego wprawiała mnie w taki popłoch, że byłam skłonna przesunąć datę naszego ślubu tylko po to, by choć trochę opóźnić ten nieuchronny moment.

Wyśmiał mnie

– Czy ten świstek papieru jest dla ciebie aż tak ważny? – zwróciłam się do mojego narzeczonego, kiedy ciągle naciskał, abyśmy w końcu wybrali jakąś datę.

– Sądziłem, że dla ciebie również to ważne… – Marcin nagle posmutniał. – Marzę o tym, abyś została moją żoną. Powiedziałaś przecież „tak”!

– Nie zamierzam się z tego wycofywać – starałam się go uspokoić. – Myślę po prostu, że nie ma co tak pędzić. Najpierw skupmy się na obronie naszych prac dyplomowych i pozałatwiajmy różne sprawy, a ślub weźmiemy nieco później. Musimy jeszcze ustalić, gdzie zamieszkamy jako małżeństwo. No i kwestia pracy też jest ważna…

– Aga, zupełnie cię nie rozumiem – westchnął Marcin wyraźnie zawiedziony. – Wciąż znajdujesz jakieś przeciwności.

W sumie to miałam nadzieję, że uda mi się odłożyć tę rozmowę na kiedy indziej. Ale Marcin był uparty jak osioł i nie odpuszczał. Cały dzień zawracał mi gitarę. O mały włos nie doszło między nami do ostrej wymiany zdań. Kiedy z frustracją rzucił tekstem, że chyba spotykam się z kimś innym, skoro tak się wzbraniałam, w końcu nie wytrzymałam i wyznałam mu całą prawdę.

– Chyba ci na mózg padło! – Marcin nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Po chwili parsknął śmiechem i zamknął mnie w ciasnym uścisku swoich bezpiecznych ramion.

Musiałam ich poznać

Zaczął mi tłumaczyć, że jego starzy to serio super ludzie, tylko im nie wyszło z tą całą miłością. A skoro każdy z nich chciał jeszcze raz zasmakować szczęścia, to chyba nic w tym dziwnego…

– Rozumiem twoje obawy. Martwisz się, że cię nie polubią – powiedziała, a ja odetchnęłam głęboko.

– W końcu to aż czwórka ludzi, których muszę do siebie przekonać!

– Słoneczko, daj już spokój tym zmartwieniom. Przecież wiesz, że obawy są często wyolbrzymione.

No cóż, nie było sensu dalej dyskutować. Skoro zamierzałam dzielić swoje życie z Marcinem, prędzej czy później musiało dojść do spotkania z jego bliskimi.

Małżeństwo rodziców Marcina przetrwało dziesięć lat, zanim postanowili się rozstać. Od samego początku ich związek nie był usłany różami. Robili co mogli, aby go uratować, głównie ze względu na swojego syna. Jednak w końcu zrozumieli, że to daremny trud i zdecydowali się na rozwód. Ku własnemu zdziwieniu, udało im się przeprowadzić ten proces w taki sposób, aby dzieciństwo Marcina nie ucierpiało.

Byli zaprzyjaźnieni

– Chyba nie byłem typowym dzieciakiem – wyznał mój przyszły mąż – ponieważ dość szybko pogodziłem się z tym, że tata będzie od teraz mieszkał w innym miejscu. Miałem świadomość, że w każdej chwili mogę go odwiedzić, więc tak naprawdę nie było najgorzej.

– Serio? Zupełnie się nie sprzeciwiałeś temu wszystkiemu? – nie kryłam swojego zaskoczenia.

– Nie, skądże – odparł z uśmiechem. – Obecny mąż mojej mamy przez długi czas był dla mnie wujkiem, teraz mówimy sobie po imieniu. Partnerka taty to zwyczajnie Edyta. Od samego początku nalegała, żebym tak ją nazywał. Nikt z nich nigdy nie próbował przestawić mnie przeciwko drugiemu z rodziców. Byłem kochany przez oboje, a w zasadzie przez całą czwórkę.

I tak oto ustaliliśmy plany. W przyszłą sobotę mieliśmy odwiedzić krewnych Marcina od strony mamy, a w niedzielę wybrać się do jego ojca. A później… czekał nas wspólny, rodzinny obiad w knajpce.

Wiedziałam, że rodzice Marcina nie żywili do siebie urazy. Nie spodziewałam się jednak, że będziemy świętować przy tym samym stole. Ale okazało się, że obie rodziny są ze sobą bardzo zżyte, często wpadają do siebie z wizytą, a nawet jeżdżą razem na wczasy.

Wyglądałam strasznie

Choć Marcin z całego serca mnie pocieszał, i tak zarwałam nockę. Gapiąc się w sufit, głowiłam się nad tym, czy dam sobie radę. Kiedy nastał ranek, wyglądałam jak zombie. Twarz miałam bladą i zmęczoną, pod oczami worki, a spojrzenie było nieprzytomne. Wkurzyłam się, bo na pierwszym spotkaniu chciałam pokazać się z jak najlepszej strony. Nawet przyszło mi do głowy, żeby przełożyć to na kiedy indziej. Ale po dłuższym namyśle stwierdziłam, że to kiepski plan i lepiej mieć to już za sobą.

Kiedy przywitałam się z rodzicami mojego narzeczonego, całe moje ciało było jak galareta. Na szczęście okazali się bardzo sympatyczni. Tata Marcina wręczył mi pęk przepięknych, czerwonych róż, a jego mama podarowała mi cudny pierścionek.

– To nasza rodzinna pamiątka – wyjaśniła, nakładając mi go na palec. – Otrzymałam go dawno temu od babci i chcę, abyś od dziś to ty go nosiła  – uśmiechnęła się.

Jej zachowanie było niesamowicie miłe. Od razu wiedziałam, że się dogadamy. Zarówno drugie, jak i następne wizyty u przyszłych teściów przebiegły świetnie. Ich znajomi też okazali się dla mnie bardzo sympatyczni. Cała rodzina przypadła mi do gustu, a ja im. Wesele mogło się odbyć bez dalszej zwłoki.

Są bardzo pomocni

W ubiegłym roku stanęliśmy na ślubnym kobiercu, a niedługo potem na świat przyszła nasza maleńka córcia, której daliśmy na imię Wiktoria. Mój mąż Marcin jest aktywny zawodowo. Ja z kolei przebywam obecnie na urlopie macierzyńskim.

Wcześniej miałam obawy, że gdy będę musiała wrócić do swoich obowiązków służbowych, moja pociecha trafi do żłobka i będzie pod opieką nieznajomych mi osób. Na szczęście okazało się, że nie ma takiej potrzeby. Dziadkowie małej już teraz wręcz prześcigają się w deklaracjach chęci zaopiekowania się swoją wnuczką.

Muszę otwarcie przyznać, że trafiłam na wspaniałą rodzinę męża. A przecież tak bardzo obawiałam się pierwszego spotkania z nimi! Widać znane powiedzenie o strachu, który zazwyczaj jest dużo większy niż sam powód do obaw, po raz kolejny się sprawdziło.

Kamila, 24 lata

Czytaj także:
„Córka mnie dręczy, bo chce znać biologicznego ojca. Trudno mi się przyznać, że potraktował mnie jak worek na śmieci”
„Gdy ja opiekowałam się dziećmi, mąż ciężko pracował. Tak bardzo, że po 16 latach zapukał do drzwi owoc jego harówki”
„Zamiast zajmować się wnukami, karmię gołębie w domu starców. Tak po latach poświęceń odpłacili mi się synowie”

Redakcja poleca

REKLAMA