„Robert zapłacił kilkaset złotych za randkę, podczas której flirtowałam z kelnerem. Był we mnie zakochany do szaleństwa”

Flirtowałam z kelnerem, kiedy byłam na randce z innym fot. Adobe Stock, Cara-Foto
„Miesiącami żebrał o tę randkę, zabrał mnie do kosmicznie drogiej knajpy, widziałam, że bardzo się dla mnie stara. Niestety, w połowie spotkania nawet przestałam go słuchać, bo myślałam tylko i wyłącznie o pięknych oczach młodego kelnera…”.
/ 29.05.2022 11:30
Flirtowałam z kelnerem, kiedy byłam na randce z innym fot. Adobe Stock, Cara-Foto

Kiedy Robert stanął przy moim biurku, niechętnie podniosłam głowę. Pomyślałam, że znowu będzie mnie zamęczał prośbą o spotkanie. Ale tym razem powiedział:

– Słuchaj, wiem, że o tym, czy ktoś się nam spodoba, decyduje kilka pierwszych sekund. Zrozumiałem, że nie powinienem cię po raz tysięczny pytać, czy znajdziesz czas, żeby ze mną pójść na kawę, skoro odmówiłaś za pierwszym razem. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, bo nadal cię lubię, ale chyba nie zniósłbym kolejnego „może jutro” z twojej strony.

„Odpuszcza?” – ucieszyłam się.

Po sekundzie dopadły mnie jednak malutkie wyrzuty sumienia. No bo w końcu Robert jest naprawdę fajnym facetem i niejedna koleżanka w pracy dałaby wiele, aby właśnie ją zaprosił na tę kawę.

Może powinnam dać mu szansę?

Był taki wytrwały w adorowaniu mnie… Zaczął tego dnia, gdy po raz pierwszy przyszłam do firmy, jeszcze zagubiona w zupełnie nowej dla mnie rzeczywistości. Nie spoczął przez kilka tygodni mimo moich wykrętów.

– Szkoda, że nie spytasz, bo być może tym razem odpowiedź byłaby inna – stwierdziłam więc z zalotnym uśmiechem.

– Naprawdę? – jego zdumienie było całkiem szczere i sprawiło mi przyjemność. – W takim razie, droga Anitko, czy może poszłabyś ze mną na kawę?

Tym oto sposobem znalazłam się w towarzystwie Roberta w eleganckiej restauracji, bo „kawa” na którą mnie zabrał, okazała się tak naprawdę dobrą kolacją. Trochę mnie to krępowało, bo wiedziałam, że będzie musiał wydać na nią mnóstwo pieniędzy. Dostałam menu bez cen, ale i tak potrafiłam je sobie wyobrazić…

Starałam się więc wybierać proste dania wychodząc z założenia, że będą tanie. Niestety, Robert najwyraźniej przejrzał mój plan, bo sam zamówił dla mnie kilka rzeczy, zapewniając, że na pewno będą mi bardzo smakowały. Chwilę potem kelner przyniósł nam prawdziwe pyszności. Zauważyłam, że był to inny mężczyzna niż ten, który kilkanaście minut wcześniej przyjął od nas zamówienie. Może akurat weszła na salę nowa zmiana? W każdym razie wysoki, przystojny szatyn zanim postawił talerze na stół spojrzał na mnie, ja na niego i…

W ciągu sekundy zmienił się cały świat!

To było jak uderzenie obuchem, jakby nagle rozstąpiło się niebo i trafił we mnie piorun! Zresztą nie tylko we mnie, bo kelner też się zagapił, a talerze, które trzymał, zachybotały się i… trrrach! Misternie ułożone przystawki zsunęły się prosto na moją sukienkę!

– Co pan wyprawia! – usłyszałam jak przez mgłę oburzony głos Roberta.

Sama wcale nie zwróciłam uwagi na to, co się dzieje. Widziałam nad sobą tylko te cudowne, ciemne oczy…

– Najmocniej przepraszam! – kelner ocknął się pierwszy i wrócił do służbowej postawy. – Nie mam pojęcia, jak to się mogło stać, oczywiście pokryję wszystkie koszty pralni! Proszę mi wybaczyć!

Natychmiast obok naszego stolika zmaterializował się zwabiony zamieszaniem kierownik sali. Gdyby jego wzrok mógł zabijać, kelner ległby martwy u moich stóp!

– Ależ nic się nie stało – stwierdziłam z uśmiechem. – To nie była nowa sukienka. Zresztą jestem pewna, że da się ją wyczyścić.

Kiedy już zdjęto ze mnie wszelkie wędliny, sery i owoce, a szef sali powycierał mnie, na ile to było możliwe, usiadłam znowu na miejscu i podano nam nowe półmiski.

– Na koszt firmy – zapewnił nas kierownik, na co Robert się nieco rozluźnił i powiedział półgłosem do mnie:

– Co za idiota z tego kelnera! Już ja dopilnuję, żeby ci zapłacił za pralnię!

„Sama sobie tego dopilnuję” – pomyślałam rozmarzona, chociaż w ogóle nie było mi żal pobrudzonej sukienki.

Wychodząc z restauracji, natknęliśmy się na niego – stał skruszony przy drzwiach.

– Jeszcze raz najmocniej panią przepraszam – powiedział, kłaniając się. – Proszę nie zapomnieć przedstawić mi rachunku z pralni. Nazywam się Paweł.

Czułam, że odprowadza mnie tęsknym spojrzeniem

A ja musiałam powstrzymywać się ze wszystkich sił, aby się nie obejrzeć.

– Chciałem cię jeszcze dzisiaj zaprosić do kina, ale w tej sytuacji wolisz pewnie pójść do domu… – gdzieś w tle odezwał się Robert.

Nigdy jeszcze nie doświadczyłam takiego uczucia: dojmującego zaskoczenia, a potem bezgranicznego szczęścia w czyjejś obecności. I do diabła z sukienką! Do restauracji wróciłam dwa dni później.

– Pani do Pawła? Ach, tak! Pamiętam! Był zrozpaczony, gdy pobrudził pani ubranie – przywitał mnie znajomy kierownik. – To nasz najlepszy kelner, nigdy do tej pory nie przydarzyło mu się nic podobnego – zapewnił, wychodząc na zaplecze.

Po chwili wyszedł do mnie Paweł.

– Dzień dobry! Za dnia jest pani jeszcze piękniejsza niż wieczorem – wyrwało mu się, po czym umilkł speszony. – A narzeczony nie przyszedł z panią? – zapytał po chwili.

– Nie jest moim narzeczonym, tylko kolegą z pracy. To było nasze pierwsze spotkanie – wyjaśniłam.

„I ostatnie!” – dodałam w myślach, bowiem właśnie do tego wniosku doszliśmy z Robertem po naszej „randce”.

– O rany, strasznie mi przykro, że je państwu zepsułem! – wykrzyknął kelner.

– Wcale panu nie jest przykro i mnie także nie – odparłam bezczelnie.

Spojrzał na mnie przeciągle, a potem się roześmiał. Zawtórowałam mu. Kierownik, który obserwował z daleka całe zajście, spojrzał na nas z zaciekawieniem.

– Pracuję do 22, ale potem chętnie bym panią zaprosił gdzieś na kawę – powiedział Paweł, zniżając głos.

– Po 22? Gdzie pan wtedy znajdzie kawę? Chyba na dworcu w automacie! – przekornie nie ułatwiałam mu sprawy.

– U siebie w domu mam świetny włoski ekspres – odparował va banque.

– Ach, w domu! A wie pan, że po kawie wieczorem źle się sypia?

A kto mówi o spaniu? – wciąż się uśmiechał, patrząc mi prosto w oczy.

Ciekawe, że podczas tej rozmowy, która brzmiała jak ostry podryw, czułam się zupełnie bezpieczna i spokojna.

Wieczorem Paweł zabrał do swojego mieszkania

A kawę parzył wspaniałą, aromatyczną, z puszystą mleczną pianką…

– Najważniejsze, żeby mleko nie było przegrzane, powinno mieć dokładnie 60 stopni Celsjusza, bo wtedy ścina się jak jogurt i tworzy na kawie sztywną pierzynkę – tłumaczył mi cierpliwie. – Proszę! – to mówiąc, podał mi kubek z dużym uszkiem pełen cudownie pachnącej kawy; na białej jak śnieg piance wyczarował kawowy kształt serduszka.

– Jak to zrobiłeś? – zachwyciłam się.

– Wystarczy trochę praktyki…

– Trochę?

– No, trzeba zrobić jakieś 1000 kaw!

Siedzieliśmy na podłodze na miękkich poduchach i słuchaliśmy płyt, rozmawiając. Chcieliśmy sobie powiedzieć tak wiele, po prostu wszystko! Pragnęliśmy poznać się ze wszystkich stron.

– Wiesz, chciałbym kiedyś założyć własną kawiarnię – wyznał mi Paweł. – Przychodziliby do mnie i studenci, i emeryci. I miałbym własną, niewielką maszynę do palenia kawy. Kupowałbym jeszcze zielone ziarna i palił tak, jak lubię. Na jasno do porannego espresso, na ciemno do popołudniowego.

– Jestem pewna, że ci się uda – powiedziałam oczarowana jego wizją. – Dla mnie kawa to była dotąd rozpuszczalna…

Wszystkiego cię nauczę o prawdziwej kawie – powiedział, odgarniając mi włosy z czoła.

I zasnęliśmy przytuleni do siebie na podłodze, ukołysani muzyką. Rano Paweł obudził mnie pocałunkiem. Kochaliśmy się w świetle wstającego dnia. Kiedy wychodziliśmy już do pracy, Paweł wręczył mi metalowy termiczny kubek pełen aromatycznej kawy z syropem karmelowym. Pół godziny później jej zapach rozszedł się po całym biurze, wabiąc koleżanki i kolegów.

– Skąd ją masz? – dopytywali się.

– Marzę o takiej! – usłyszałam.

Zastanowiłam się, czy nie warto powiedzieć Pawłowi o naszym barku pracowniczym, który już od pół roku nie miał ajenta.

„Kto wie, może wkrótce i oni spróbują takiej kawy? – pomyślałam. – Ale baristę zostawię tylko dla siebie!”.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA