Bardzo długo nie wiedziałam, co takiego się stało, że porzucił mnie z dnia na dzień, i nawet nie chciał ze mną o tym porozmawiać. Prawda wyszła na jaw wiele lat później.
To był szok dla nas obojga. Patrzyłam na wyblakłą klepsydrę i nie czułam nic. A kiedyś sądziłam, że ten widok przyniesie mi ukojenie. Nawet radość… „Może minęło już za wiele lat, przycichły emocje?” – pomyślałam. Po czym jednak charakterystyczne ukłucie w sercu wyraźnie dało mi do zrozumienia, że wcale nie.
To, co zrobiła mi ta kobieta, nadal bolał
Ale jakoś inaczej niż przed laty, wiedziałam bowiem doskonale, że nie udało jej się spaprać mojego życia. Chociaż próbowała! Mama Grześka nigdy mnie nie lubiła. I chociaż starałam się ze wszystkich sił tej kobiecie przypodobać, była kompletnie nieczuła na wszelkie pojednawcze gesty z mojej strony. Nie mogłam przebłagać jej ani kwiatami, ani dobrymi perfumami, ani tym, że kochałam jej syna do szaleństwa.
Mało tego: im mocnej czułam się związana z Grześkiem, tym większą nienawiść okazywała mi jego matka. A wszystko dlatego, że trzydzieści lat wcześniej mój ojciec wybrał moją matkę…
To, co początkowo brałam tylko za małomiasteczkowe plotki, okazało się w końcu prawdą. Otóż mój tata w szkole średniej chodził właśnie z tą kobietą, mamą Grześka. I to bardzo długo. Wszystko było na najlepszej drodze do ślubu, bo nawet się zaręczyli, lecz stało się inaczej. Tuż po maturze, na wakacje do ciotki przyjechała Joanna – i tata stracił dla niej głowę! Ich miłość pojawiła się niespodziewanie jak letnia burza.
Aby po wakacjach być bliżej niej, złożył papiery na studia. Zaręczyny oczywiście zostały zerwane, mój tata wyjechał pijany nową miłością. A Teresa została w miasteczku sama, wystawiona na złe języki „współczujących” sąsiadek. Mówiono, że obnosiła się ze swoimi zerwanymi zaręczynami, jakby została nagle wdową. Chodziła po miasteczku z dumnie uniesioną głową i zaciśniętymi ustami. A pod koniec wakacji pojechała na ślub swojej kuzynki i wróciła z niego… z narzeczonym!
Szeptano, że faceta nie kochała
Oraz że poderwała go pijanego na weselu, a potem usidliła „na dziecko”. Bo nie dało się ukryć, że kiedy Teresa jesienią wychodziła za mąż, pod jej białą suknią wyraźnie rysował się brzuch. Dopięła swego! Wyszła za mąż i urodziła dziecko. Tylko pan młody był nie ten. I tego Teresa mojemu ojcu nigdy nie zapomniała. Ani mojej matce.
Po studiach rodzice nie zamieszkali od razu w miasteczku taty, tylko krążyli po Polsce. Tata został inżynierem, budował elektrownie i dlatego co kilka lat przeprowadzaliśmy się do nowego miejsca całą rodziną. Gdy miałam 15 lat, dziadek zaniemógł i rodzice uznali, że wracają, by zaopiekować się nim i babcią, która przestała sobie radzić. Zamieszkaliśmy u nich, a ja poszłam do miejscowego liceum.
Miałam wielu adoratorów, ale nie oni mnie interesowali, tylko pewien blondyn z klasy maturalnej… Zakochany człowiek świat widzi w różowych barwach i sądzi, że jeśli on kocha, to wszyscy powinni się kochać. Dlatego niechęć matki Grześka spadła na mnie jak kubeł lodowatej wody. Mimo to wydawało mi się, że potrafię sobie zjednać wszystkich, a już na pewno matkę mojego ukochanego. Przecież łączyło nas tak wiele: miłość do tego samego mężczyzny.
Tymczasem, jak się okazało, nie tylko do tego jednego mężczyzny, bo matka Grześka najwyraźniej nadal czuła coś do mojego ojca. Czy to jednak była miłość, czy jej bliźniacza siostra – nienawiść? Grunt, że Teresa, nie mogąc zemścić się na moim tacie, postanowiła dokuczyć jego córce. Na nasze nieszczęście była cwana. Szybko się zorientowała, że jawne okazywanie mi niechęci przyniesie odwrotny skutek.
Udawała, że akceptuje nasz związek
W trosce o to, że jesteśmy tacy młodzi i niedoświadczeni, chce skierować tę znajomość na właściwe tory – przyjaźni. Ani jednego słowa wyjaśnienia, nic! Wychowywała Grześka w duchu katolickim, od małego był ministrantem. Ostrzegła go więc, aby przypadkiem nie poszedł ze mną do łóżka. Mając na uwadze jego przyszłość…
– Jeśli ona cię kocha, poczeka – mówiła, dając mu jednocześnie do zrozumienia, że jeśli będę nalegała na seks, to znaczy, że jestem nic niewarta. I on posłuchał matki. Nie miałam pojęcia o tych jej knowaniach. Ale byłam od Grzesia o dwa lata młodsza, niewinna i nastawiona na romantyczne trzymanie się za rękę, a nie na erotyczne igraszki. Nie nalegałam na więcej i w zachwyt mnie wprawiało to, że i on nie nalega.
„To znaczy, że myśli o mnie poważnie” – cieszyłam się. I myślał, jestem pewna. Ale jego matka prędzej by zjadła swoją starą ślubną suknię, niż dopuściła do tego, aby jej syn poprowadził mnie do ołtarza!
Winiła mojego tatę za swoje zmarnowane życie. Bo mąż szybko ją rzucił… Samotna, zgorzkniała, przywiązała do siebie syna i nie zamierzała łatwo go oddać, a na pewno nie mnie.
Kiedy więc Teresa tylko wyczuła, że nasze plany na wspólne życie się krystalizują i po mojej maturze zamierzamy pomyśleć już całkiem poważnie o ślubie, uknuła swój misterny plan. Latem Grzesiek, który skończył właśnie policealną szkołę elektroniczną, wyjechał na praktyki do stolicy. Mnie czekały egzaminy na studia, po których planowaliśmy wspólne wakacje. Nie było nam jednak dane nigdzie wyjechać.
Ostatni list ode mnie do Grześka wrócił nieotwarty, a mój ukochany dopisał na nim, że… nie chce mnie znać! Szalałam z rozpaczy. Tak nagle? Dlaczego?! Co się stało?! Przerażona natychmiast wsiadłam w pociąg do Warszawy, aby osobiście z nim porozmawiać. Ale Grześka już w hotelu robotniczym nie zastałam. Jeden z jego kolegów powiedział, że Grześ przerwał praktyki z powodu złego stanu zdrowia i wyjechał. Nie wiedzieli dokąd.
Jednak podobno wcześniej dostał list. Od matki. I był po jego przeczytaniu zdruzgotany. A więc matka! Ona znała odpowiedź na moje pytanie! Gdy do niej poszłam, stałam się świadkiem mistrzowskiej obłudy… Przywitała mnie jak jedną z wielu koleżanek Grześka, życzliwie, ale z dystansem. Powiedziała mi tylko tyle, że jej syn się gorzej poczuł i wyjechał do sanatorium.
– Jeśli będzie chciał, to na pewno się do ciebie odezwie. Nie zapomnę tego uśmieszku, z jakim to powiedziała. Moja rozpacz nie miała granic. Grześ mnie rzucił, zniknął, był chory! Być może ciężko… Ale co miałam robić?
Wyjechałam na uczelnię…
Długo nie miałam o Grześku żadnych wieści. Potem dowiedziałam się, że wrócił do miasteczka i zamieszkał z matką. Pewnego dnia dostrzegłam go nawet na ulicy, ale na mój widok skręcił gdzieś w bok. Uciekł.
Na uczelni poznałam Błażeja i jego miłość do mnie stała się ukojeniem dla mojego zbolałego serca. Kiedy poprosił mnie o rękę, nie odmówiłam, choć potem wiele razy miałam wyrzuty sumienia, że nie kocham go tak mocno, jak na to zasługuje. Mój mąż jest cudownym człowiekiem. Jednak muszę przyznać, że dużą część zapasu mojej miłości zużyłam na Grześka…
Ja mu wybaczę, ale czy on to potrafi? Ileż to razy zastanawiałam się, dlaczego ze mną zerwał, dlaczego mnie odrzucił! Może dowiedział się o jakiejś swojej ciężkiej chorobie i chciał mnie w ten szlachetny sposób chronić?
Ale lata mijały, a Grzesiek nadal żył i wyglądał świetnie, więc jakaż to niby miałaby być choroba? Może bezpłodność? W końcu nigdy się nie ożenił… Jednak po piętnastu latach od naszego rozstania moja teoria stanęła pod znakiem zapytania. Pewnego lata przyjechałam do rodziców z dwójką moich dzieci – dziewięcioletnią Bogną i pięcioletnim Mateuszem. Szliśmy we trójkę roześmiani, wcinając lody, kiedy nagle zza rogu prosto na nas wyszedł Grzesiek. Zesztywniał, lecz nie miał szans zniknąć niepostrzeżenie.
– Witaj, Grześ – odezwałam się pierwsza, a on spojrzał na mnie i na moje dzieci, po czym wysyczał:
– O, tych nie wyskrobałaś?!
I zostawił mnie tam z buzią otwartą ze zdziwienia…
Wyskrobałaś? Co on mi zasugerował? Aborcję? Ale dlaczego?! Posunęłam się wreszcie do tego, że sama zadzwoniłam do Grześka wieczorem. Nie chciał ze mną rozmawiać.
– Wytłumacz mi, jakie „nie wyskrobałaś”? Nic nie rozumiem!
– W ogóle nie mamy o czym gadać – usłyszałam tylko w odpowiedzi. Dałam sobie spokój na kolejne lata. Moje dzieci podorastały, rodzice się zestarzeli. Nie żałowałam ani jednego dnia ze swojego małżeństwa z Błażejem. I jedyne, nad czym w życiu ubolewałam, to nad tym, że Grzesiek nie potrafił rozstać się ze mną z klasą.
Czułam, że musiała maczać w tym palce Teresa. Nie lubiłam jej do końca, chociaż kłaniałam się jej z daleka, ilekroć ją wdziałam. Odpowiadała mi coraz bardziej zgaszonym uśmiechem, a ja zastanawiałam się, czy jest szczęśliwa… Zatrzymała przy sobie syna, ale za to nigdy nie doczekała się wnuków. Było warto?
Gdy zmarła, nie mogłam pojechać na pogrzeb, lecz wysłałam Grześkowi kondolencje. Uważałam to za zwykły gest, jaki się robi przy takiej okazji. Jakże więc zdziwiłam się, kiedy pewnego wakacyjnego popołudnia na progu domu moich rodziców stanął Grzesiek. Myślałam, że chce podziękować mi za słowa współczucia, ale nie. Chciał porozmawiać.
– Skrzywdziłem cię, dziś to już wiem – zaczął, po czym usłyszałam oszołomiona, że rzucił mnie z powodu… karty zdrowia z przychodni, w której było napisane, że poddałam się aborcji!
– Ja? – wydukałam zdumiona.
– Dzisiaj wiem, że była sfałszowana! – zawołał z rozpaczą Grzesiek. – Ale wtedy szalałem z zazdrości! Nie spałem z tobą, a nagle dowiedziałem się, że zaszłaś z innym w ciążę…
– W życiu cię nie zdradziłam! Trzeba było mnie spytać!
– Nie miałem podstaw, żeby nie wierzyć tej karcie. Przyniosła mi ją przecież moja matka!
– A teraz już wierzysz, że była sfałszowana? – zapytałam.
– Przyjaciółka matki, pielęgniarka z tamtej przychodni, przyznała mi się po pogrzebie, że razem to zrobiły… Wybaczysz mi? – zapytał Grzesiek.
Uśmiechnęłam się smutno.
– Wybaczę ci, że mi nie ufałeś, i twojej matce, że mnie nie lubiła. Stać mnie na to, bo mam wspaniałą rodzinę, cudowne życie. A czy ty potrafisz wybaczyć matce, że zniszczyła twoje?
Czytaj także:
„Mój 15-letni syn stracił głowę dla swojej pierwszej miłości. Celowo opuścił się w nauce by trafić z nią do jednej klasy"
„Nie mogłam odnaleźć się w Polsce. Wróciłam po kłótni z Piotrkiem, ale marzyłam o dalszym życiu za granicą”
„Moja żona poszła w tango z kierownikiem na firmowej imprezie. Lafirynda. Musiała spełniać zachcianki swojego szefa"