Nie od razu zacząłem podejrzewać, że Milena ma kochanka. Nasze małżeństwo było, jak wierzyłem, trwałe i szczęśliwe, przysięgliśmy sobie miłość i wierność i to nie były puste słowa. Oboje głęboko wierzymy, jesteśmy dobrymi katolikami i w tym duchu wychowujemy nasze dzieci. W takim związku jak nasz nie ma miejsca na zdradę i nielojalność. A jednak czułem, że Milena się zmieniła, coś było nie tak.
Najpierw myślałem, że ma kłopoty w pracy. Potem się przestraszyłem, że nie chcąc mnie martwić, ukrywa chorobę. Bo co innego mogło sprawić, że moja żona przygasła i stała się rozkojarzona, jakby przebywała myślami w niedostępnych mi rejonach?
– Gośka miała identyczne objawy tuż przed rozwodem – zarechotał Paweł, kiedy wygadałem się, co mnie dręczy. – Coraz później wracała do domu, zapominała kupić chleb i nie słyszała, co do niej mówię. Potem wygarnęła, że ma mnie dość, czuje się zaniedbywana i poniżana, spakowała manatki i wyniosła się do mamusi. Tak powiedziała, ale odkryłem, że mamusia ma metr dziewięćdziesiąt i bardzo rozrosła się w barach. Żoneczka znalazła sobie kochasia, ale do końca szła w zaparte i twierdziła, że to tylko przyjaciel, który użyczył jej dachu nad głową, dopóki sobie czegoś nie znajdzie.
Znałem tę historię i postanowiłem jej nie komentować. Paweł był dobrym przyjacielem, ale kiepskim mężem, Gosia nieraz wypłakiwała się Milenie. Mężczyzna, u którego pomieszkiwała, rzeczywiście był tylko kolegą, zresztą Gośka szybko się od niego wyniosła, ale do Pawła nie trafiały żadne argumenty. Chciał przypisać żonie winę za rozpad małżeństwa, więc to zrobił.
Nieraz rozmawialiśmy o tym z Mileną
Oboje uważamy małżeństwo za nierozerwalne, dlatego zaangażowaliśmy się w próbę naprawy tego związku. Zrezygnowaliśmy dopiero wtedy, gdy natrafiliśmy na mur nieprzejednanej wrogości z obu stron.
A teraz przeczuwałem podobne problemy we własnym małżeństwie. Nie chodziło o nic racjonalnego, raczej o niejasne domniemanie oparte na pewnych przesłankach. Telefon Mileny do niedawna zawsze leżał na wierzchu, miałem do niego swobodny dostęp. Gdybym chciał, mógłbym w każdej chwili przejrzeć esemesy lub spis połączeń. Oczywiście nie przychodziło mi do głowy, by to zrobić, bo nasze małżeństwo oparte było na zaufaniu.
Nie wiem, kiedy się zorientowałem, że Milena nigdzie nie rusza się bez smartfona. Zabierała go do kuchni, łazienki, wszędzie tam, gdzie akurat miała zamiar przebywać dłużej niż minutę.
– Czekasz na ważny telefon? – spytałem naiwnie, gdy zauważyłem te manewry.
– Nie, dlaczego pytasz?
– Bo pilnujesz go jak oka w głowie.
– Wydaje ci się. Mógłbyś pomóc Reni w matematyce? Nie radzi sobie z zadaniem domowym.
Poszedłem do pokoju dzieci, niejasno czując, że Milena mnie spławiła. Sprawa telefonu nie dawała mi spokoju, rozejrzałem się za nim, jak tylko Renia odrobiła lekcje. Smartfon Mileny zniknął.
– Gdzie twój telefon? – zacząłem małe dochodzenie.
– Gdzieś tu leży. A właśnie, jutro wrócę później, będziesz musiał zająć się dziećmi.
Teraz poczułem, że coś tu nie gra
– Jak to później? Dlaczego? Dokąd się wybierasz?
Milena spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Rzeczywiście, zadałem pytanie trochę agresywnie, ale miałem ku temu coraz wyraźniej rysujące się powody.
– Donikąd. Będę musiała posiedzieć dłużej w pracy, dokończyć sprawozdanie.
Milena odpowiadała jakby z przymusem, niechętna rozmowie ze mną. Nie podejrzewałem jej o kłamstwo, ale… poczułem, że koniecznie muszę się dowiedzieć, co żona knuje.
Poprosiłem mamę, żeby przejęła tego popołudnia wnuczki, a sam zabawiłem się w detektywa. Niechętnie, bo wolę szczerą rozmowę niż podchody, szczególnie jeśli w grę wchodzi najbliższa mi kobieta, ale czy miałem wybór? Jeśli chciałem się dowiedzieć, co w trawie piszczy, musiałem zobaczyć na własne oczy, czy Milena mówiła prawdę.
Wyszła z biura godzinę później niż zwykle, niestety – nie sama. Towarzyszył jej kolega. Milena najwyraźniej świetnie się czuła w jego towarzystwie. Śmiała się i rozmawiała z ożywieniem, jakiego dawno u niej nie widziałem. Myślałem, że pójdzie na przystanek autobusowy, ale ona nie zamierzała rozstawać się ze swoim towarzyszem. Oboje podeszli do samochodu, on otworzył przed nią drzwi, zapraszając do środka. Wsiadła. Krew uderzyła mi do głowy, czułem się, jakbym dostał w twarz. Moja Milena i ten facet! Co ona sobie wyobrażała? W czym on był lepszy ode mnie?
Miałem zamiar pojechać za nimi i uzyskać niezbite dowody zdrady, ale byłem tak zszokowany, że zgubiłem ich w ulicznym korku. Zatrzymałem samochód na środku ulicy, bałem się dalej jechać, żeby nie spowodować wypadku. Kierowcy trąbili, migali światłami, lecz nie zwracałem na nich uwagi. Milena ma romans, zdradziła mnie i złamała małżeńską przysięgę, dudniło mi w głowie. Co mam teraz zrobić?
– Zapraszam na prawy pas, proszę przygotować dokumenty – podniosłem głowę i zobaczyłem pukającego w szybę policjanta. – Dobrze się pan czuje? – funkcjonariusz zmienił ton na bardziej ludzki, kiedy zobaczył moją twarz.
– Właśnie rozpadło się moje małżeństwo – powiedziałem głucho, wyciągając dowód rejestracyjny pojazdu.
– O cholera. No to witamy w klubie. Dobra, pan to schowa, tym razem udzielę tylko pouczenia. Trzymaj się, chłopie, przeszedłem przez to samo i żyję. Będzie dobrze – pocieszył mnie.
– Pan nie rozumie, nie chodzi tylko o kobietę i urażoną dumę. Milena przeciwstawiła się temu, w co oboje wierzymy.
– A, to ja już nie wiem, nie znam się – stracił zapał policjant. – Na takie coś to tylko ksiądz.
– Ma pan rację, Bóg zapłać za radę.
– Nie ma sprawy, trzymaj się pan i jedź ostrożnie, bo koledzy mogą nie być tacy wyrozumiali jak ja.
To ja zawiodłem zaufanie?!
Pojechałem prosto do kościoła, tego samego, w którym braliśmy z Mileną ślub. Usiadłem w ławce i poprosiłem Pana o łaskę dobrej decyzji. Wciąż nie wiedziałem, co zrobić ze zdradą żony, oddałem więc swoje sprawy w godniejsze ręce.
– Masz kłopoty? Wyglądasz strasznie blado, dobrze się czujesz?
Ksiądz Sławek musiał mnie zobaczyć przez otwarte drzwi zakrystii.
– Chciałbym się wyspowiadać albo porozmawiać – podniosłem na niego udręczone oczy.
– Zapraszam do zakrystii, wyglądasz, jakbyś potrzebował wygodnie usiąść. Chyba nie stało się nic strasznego?
Opowiedziałem mu o Milenie, nie omijając żadnego szczegółu. Długo milczał, a potem zadał mi pytanie, którego się nie spodziewałem.
– Czy wiesz, na czym polega zaufanie?
Obruszyłem się. Co ksiądz Sławek sugerował? Znaliśmy się tyle lat, powinien wiedzieć, że nie jestem zazdrośnikiem.
– Uważa ksiądz, że bezpodstawnie podejrzewam Milenę?
– Tego nie wiem, ale czy pamiętasz jeden z najważniejszych cytatów z Pisma Świętego? Miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.
– Miłość nigdy nie ustaje – dokończyłem.
– A widzisz, pamiętasz – ucieszył się ksiądz Sławek.
– Niełatwo te słowa wcielić w życie. Szczególnie jeśli żona zawiodła zaufanie.
– Powiem ci szczerze, jak przyjacielowi, że to raczej ty zawiodłeś. Śledziłeś Milenę, zamiast szczerze z nią porozmawiać. Pozwoliłeś, by do twojego serca wkradła się zazdrość.
– Miałem powody.
– Tak ci się wydawało, bo straciłeś zaufanie. Osądziłeś ją, chociaż wiesz, że nie wolno tego robić. Czy tak postępuje człowiek wierzący w Boga? Pozwól się poprowadzić, zdaj się na Jego wolę i ufaj całym sercem.
– To trudne, ale spróbuję.
– Nie próbuj, po prostu to zrób.
Małżeństwo to nie bułka z masłem
Wróciłem do domu trochę podniesiony na duchu, zastanawiając się, czy przypadkiem nie zachowałem się jak Paweł oskarżający Gosię. Bardzo chciałem postępować inaczej, ale czułem, że jeszcze nie pozbyłem się wątpliwości. Zazdrość podnosiła łeb jak wąż, gotowa kąsać na oślep. Nie zadzwoniłem do drzwi, otworzyłem je kluczem, żeby niepostrzeżenie wejść do mieszkania i przygotować się na spotkanie z żoną, o ile jest już do domu.
– Tata wrócił!
Dziewczynki krzyczały i tańczyły wokół mnie, Milena ledwie się przepchnęła.
– Gdzieś ty był! Wiesz, która jest godzina?! Twój telefon nie odpowiada, zamierzałam właśnie obdzwonić szpitale.
– Wróciłaś? – spytałem bez sensu, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
– Udało mi się wcześniej skończyć, kolega mnie podwiózł.
– Jestem idiotą – usiadłem ciężko na szafce z butami. – W dodatku zgubiłem telefon – przeszukałem wszystkie kieszenie.
– Co się dzieje? Jest coś, o czym nie wiem? – Milena spojrzała mi prosto w oczy.
– Tak, ale muszę sobie z tym sam poradzić – odparłem szczerze. – Powiem ci, jak będę gotowy.
Nie wszystko jeszcze było dla mnie jasne, wciąż widziałem rozpromienioną twarz Mileny rozmawiającej z kolegą. Małżeństwo to nie bułka z masłem, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo, ale warto się postarać.
Czytaj także:
„Byłam dziewczyną na telefon i spotkałam na imprezie byłego klienta. Patrzył na mnie bezwstydnie, a obok stał mój narzeczony"
„Mój narzeczony ulotnił się bez słowa tuż przed ślubem. Złamane serce leczyłam w ramionach kolegi z pracy”
„Tuż przed ślubem mój narzeczony postanowił wstąpić do klasztoru. Za moimi plecami szeptali, że na pewno znalazł sobie inną”