„Przyłapałam męża z młodszą i ładniejszą ode mnie bździągwą. Przyprowadził ją nawet na naszą 30 rocznicę”

kobieta podejrzewająca zdradę fot. Adobe Stock
Tak się nakręciłam na zdradę męża, że napisałam pozew rozwodowy. Chciałam mu go dać z okazji 30. rocznicy ślubu!
/ 10.03.2021 15:06
kobieta podejrzewająca zdradę fot. Adobe Stock

Jesteśmy małżeństwem od trzydziestu lat. Pobraliśmy się na studiach, bo nie chcieliśmy, żeby nasz pierworodny był nieślubnym dzieckiem. Ja zostałam w domu, Andrzej kontynuował naukę i z dyplomem inżyniera „od mostów” dostał pracę w dużej firmie. Poczuł się tam jak ryba w wodzie i już po roku zaczął jeździć na kontrakty zagraniczne, więc na brak pieniędzy nie narzekaliśmy.

Gdy na świat przyszły trojaczki, zgodnie uznaliśmy, że na tym zakończymy powiększanie rodziny. Za to kiedy dzieci poszły do szkoły, ja wróciłam na studia, ukończyłam je i znalazłam pracę jako księgowa. Nie zarabiałam kokosów, ale nie musiałam. Andrzej zwykł mawiać, że skoro powołał na świat tyle istnień, to musi o nie zadbać. Dużo pracował, ale każdą wolną chwilę, gdy nie przebywał na kontrakcie, spędzaliśmy wspólnie.

Nie miał kolegów od „piwa”, a ja kumpelek od plotek i zakupów. Mieliśmy wspólnych przyjaciół, z którymi spotykaliśmy się na okolicznościowych imprezach i przy grillu. Kino, teatr, tańce, wakacje – zawsze razem. Film familijny – wspólnie z dziećmi. Soboty na meczu z synami, niedziele w parku z dziewczynkami i ich lalkami.
I nigdy, w najstraszniejszych snach, nie przyszło mi do głowy, że może mieć kochankę! Gdy był z dala od domu, pisał do mnie długie listy. Później, gdy nastała era maili i esemesów, Skype’a i Facebooka, byliśmy w stałym kontakcie. Aż dzieci się z nas śmiały, że zachowujemy się jak licealiści, którzy pół dnia bez siebie nie mogą wytrzymać.
Pół roku temu miałam wypadek. Idiotyczny – wpadłam pod koła rozpędzonego rowerzysty. Niby nic takiego, ale pokiereszował mi smarkacz kręgosłup. Groziła mi operacja, której bałam się jak diabli, więc gdy lekarz powiedział, że może rehabilitacja wystarczy, uczepiłam się tej opcji i obiecałam dzielnie ćwiczyć.

Zgrabnie się złożyło, bo Andrzej akurat wtedy wrócił z kontraktu i postanowił, że zostaje w kraju na stałe. „Mam dość obczyzny, mówił. Młodzi niech się rozwijają za granicą, ja chcę się wreszcie nacieszyć moją żoną. Dzieci wyfrunęły z gniazda, możemy po chacie na golasa chodzić i kochać się, kiedy nam się zachce, żartował z przyjaciółmi. No i będę mógł pomóc Majeczce, skoro ma te problem z kręgosłupem” — mówił.

Całe nasze wspólne życie tak mnie nazywał: Majeczka, i dbał jak o największy skarb. Nielojalnością byłby podejrzenia, że mnie oszukuje. Miłość to zaufanie. Wierzyłam w to, do czasu…
Tego dnia na rehabilitacji osiągnęłam sukces – zrobiłam ćwiczenie, z którym do tej pory miałam spory problem. Byłam szczęśliwa i chciałam podzielić się tą radością z Andrzejem. Pojechałam do niego do pracy. Przystanek autobusowy był blisko parkingu.

I wtedy ich zobaczyłam. Ona śliczna, on przystojny – wyglądali na zakochanych, a na pewno na mocno sobą zainteresowanych. Problem w tym, że tym przystojniakiem był mój mąż. Zamarłam, bojąc się, że spojrzą w moim kierunku. Niepotrzebnie. Byli tak zajęci sobą, że nie zwracali uwagi na otaczający ich świat. Śmiali się z czegoś, po czym wsiedli do samochodu Andrzeja i odjechali.
Słabo mi się zrobiło i musiałam usiąść na ławce. Czy mogłam się tego spodziewać? Może powinnam. Kobieta po pięćdziesiątce, z nadwagą, zmarszczkami, rozstępami i cellulitem – nie miałam szans wygrać z młodością tamtej. Popłakałam chwilę nad swoim nieszczęściem, po czym wróciłam do domu.
Andrzej przyjechał dość późno.
– Musiałem dziś posiedzieć dłużej – przepraszał – ale za to mam niespodziankę.
Wyjął z kieszeni jakieś papierki i pomachał nimi.
– Bilety do Muzycznego. „Cud albo Krakowiaki i Górale”. Dopiero była premiera.

Z trudem się uśmiechnęłam. Prezent dla żony. Na osłodę? Na odwrócenie uwagi?
– Bardzo się cieszę, kochanie. Dawno razem nigdzie nie byliśmy.
– No właśnie! A tu taka okazja – przyjrzał mi się. – Źle się czujesz? – spytał z troską.
– Chyba się przeforsowałam – nie chciałam mówić o swoich osiągnięciach. Pragnęłam zostać sama ze swoim bólem. – Położę się, ale najpierw obiad…
– Nie wstawaj – złapał mnie za rękę – ja się wszystkim zajmę.
Nie napracował się. Obiad był gotowy, więc wystarczyło go podgrzać i podać. Po jedzeniu Andrzej zagonił mnie do sypialni, a sam zrobił porządek w kuchni.
– Tyle potrafię, Majeczko, po latach spędzonych w męskiej kuchni na kontrakcie.

Później usiadł w salonie przed telewizorem i oglądał jakiś mecz, a ja próbowałam wypatrzyć, czy esemesuje. Z sypialni dobrze było widać kanapę. Ale nie, telefon leżał na ławie, z dala od niego. Raz tylko odebrał połączenie – dzwonił Krystian, nasz syn, i dostałam pozdrowienia oraz obietnicę wizyty w niedzielę. Nie wiem, o której Andrzej przyszedł do łóżka, bo zasnęłam, zmęczona tym okropnym dniem, w którym moje życie runęło jak domek z kart.
Kilka dni później znów wybrałam się do Andrzeja do pracy. Mieliśmy pojechać na zakupy. Planowałam kupić sobie jakiś ciuch na rocznicę i chciałam, by mąż mi doradził. Niestety, sekretarka oznajmiła mi, że pan inżynier musiał gdzieś wyskoczyć, ale prosił, bym wzięła taksówkę i sama pojechała do sklepu, a on dotrze najszybciej, jak się da. Podejrzenia nasuwały się same, ale nie zamierzałam wypytywać tej kobiety, czy mój mąż „wyskoczył” sam, czy z kimś. Miałam swoją dumę.

Z kulą w żołądku pojechałam do centrum i choć jak każda kobieta lubię zakupowe wyprawy, tym razem polowanie nie sprawiło mi żadnej przyjemności. Owszem, znalazłam kilka fajnych kreacji, przymierzyłam i zrobiłam sobie zdjęcia, ale… co z tego. W ogóle będzie jakaś rocznica?
Po dwóch godzinach łażenia rozbolał mnie kręgosłup, więc poszłam do pobliskiej kawiarenki. Znalazłam miejsce przy oknie i gapiłam się na parking. I znów ich zobaczyłam! Wysiedli z obcego samochodu, roześmiani, rozgadani. Pokazała mu coś w telefonie,

Andrzej objął ją ramieniem, cmoknął w policzek, po czym ona wsiadła z do auta i odjechała, a on zadzwonił. Do mnie.
Nie mogłam odebrać. Nie chciałam, by oglądał mnie w takim stanie. Łzy ciekły mi po policzkach, cała się trzęsłam. Andrzej chwilę pokręcił się po parkingu, nim ruszył w stronę marketu. Ja zapłaciłam rachunek i pokuśtykałam na postój taksówek. Mogłam pojechać tylko w jedno miejsce.

Z Kaśką znałam się od szkoły średniej i przynajmniej raz w miesiącu starałyśmy się spotkać na kawie albo przy winie. Moja przyjaciółka wychowywała niepełnosprawną córeczkę, więc łatwiej nam było „sponiewierać się” u niej, szczególnie gdy jej starszy syn miał wolne i mógł zająć się siostrą, podczas gdy matka „odreagowywała rzeczywistość”.
– Nie wierzę, po prostu nie wierzę – powiedziała Kaśka po raz kolejny, gdy rozprawiałyśmy się już z drugą butelką wina. – Andrzej to nie taki typ człowieka – upierała się. – Przecież mógłby mieć kochanek do woli na tych swoich kontraktach.
– Może miał, skąd pewność, że nie? – pytanie zawisło w powietrzu. – Bo pisał, bo dzwonił, bo mówił, że kocha? Bo chciałam mu wierzyć? No to już nie wierzę. Czuję, że mnie zdradza z tą siksą.
– Majka, odczucia są bardzo ważne! Ale nawet nasza babska intuicja czasem się myli. Nie wylej dziecka z kąpielą. Może dopadła cię menopauzalna paranoja, co? Widzisz coś, czego nie ma. Szukasz dziury w cały, bo twoje szczęście wydaje się nierealne, a statystyki są przeciw nam. Zachowaj czujność, ale bądź ostrożna.

Wino działało coraz bardziej: ona mówiła zagadkami, ja upiłam się na smutno.
– W każdym razie chyba powinnam przygotować się na rozwód, co nie? – spytałam ją jako ekspertki, która miała już za sobą to ciężkie doświadczenie.
– Będę się upierać, że Andrzej to nie jest typ faceta, który pokątnie zdradza czy odmładza się przez romanse – Kaśka wlała do kieliszków resztę wina. – Jeśli istnieje prawdziwa miłość, to jest nią wasza, to wy dajecie nadzieję takim jak ja, ale… na wszelki wypadek dam ci namiary na mojego adwokata.

Andrzej nie miał pretensji, że zabalowałam z Kaśką. Wręcz przeciwnie, kajał się.
– Majeczko, przepraszam cię, ale musiałem jechać. Na budowie coś tam spieprzyli i potrzebny był doradca. Ale załatwiłem wszystko i w ten weekend będę cały twój.

Pojechaliśmy do centrum handlowego, gdzie Andrzej kupił mi wybraną kreację i dołożył nowe szpilki. Zaciągnął mnie też do kilku jubilerów i… kazał oglądać pierścionki zaręczynowe. Gdy się pobieraliśmy, nie stać go było na cacko z brylantem. Nie przeszkadzało mi to i długo nosiłam niepozorny pierścionek z cyrkonią, który kochałam, bo był od niego. Póki nie zrobił się za ciasny. Zdjęłam go po wypadku, do rentgena, i już nie dałam rady nałożyć z powrotem. Andrzej nalegał, bym wybrała nowy. Nie wiedziałam, co myśleć. Czy to pierścionek na rocznicę, czy na pożegnanie?
Nie ukrywam, samo oglądanie i wybieranie było miłe. Co więcej Andrzej flirtował ze mną tak, jakbyśmy mieli się dopiero pobrać, a nie obchodzili już perłowe gody.

Niestety, tydzień później znów go zobaczyłam z tamtą i złudzenia prysły. Umówiłam się z adwokatem Kaśki.
– Jest pani pewna, że to kochanka? – mecenas był nastawiony sceptycznie. – Z tego, co pani mówi, to raczej wyłania się obraz współpracowników, nie kochanków.
Niczego nie jestem pewna – wydukałam – ale wolę nastawić się na najgorsze.
– A może najpierw porozmawia pani z mężem?
– Myśli pan, że się przyzna? – wybuchnęłam. – Pan by się przyznał!
– Ja nie, ale pani mąż różni się ode mnie.
Spuściłam wzrok.
– Nie spytałam i nie spytam. Boję się. Wolę uprzedzić sytuację, więc proszę przygotować pozew o rozwód.

Kolejny miesiąc upłynął mi na rehabilitacji oraz śledzeniu Andrzeja. Nie spotykał się z dziewczyną zbyt często, i z reguły w godzinach pracy, ale za każdym razem wsiadali do jego albo jej samochodu i gdzieś odjeżdżali. Do hotelu? Czekałam na moment, kiedy sama będę mogła usiąść za kierownicą. Taksówką nie chciałam ich śledzić. Wydawało mi się to nie tyle filmowe, co niesmaczne.
Poza tym mój mąż był cały czas taki sam. Miły, kochający, opiekuńczy, uprzedzał moje życzenia, zmiatał pył spod stóp… I wyprowadził się z naszej sypialni. Podczas snu bardzo się kręcił, więc nie chciał narazić mnie na jakiś uraz.

Tak to tłumaczył, ale dla mnie sprawa była jasna: nie chciał ze mną spać, skoro miał na boku młodszą, jędrniejszą, ładniejszą. Tylko po co nadal się mnie trzymał, udawał, że kocha? Nie mogłam tego pojąć. Niechby skończył już tę farsę i odszedł – wiedziałabym, na czym stoję. A tak z każdym dniem niepewności byłam bardziej rozbita, niemal zmasakrowana emocjonalnie. Strach przed rozstaniem był najgorszym, co mnie do tej pory w życiu spotkało.
W niedzielę czekałam na dzieci z obiadem. Andrzej wyszedł do sklepu, a ja kończyłam doprawianie sałaty. Gdy usłyszałam klakson, wyjrzałam przez okno i zobaczyłam samochód tej dziewczyny – oddalał się spod naszego domu. Co za bezwstydna dziewucha! Już nawet tu przyjeżdża! A on? Czuje się aż tak bezkarny? Miałam ochotę…

Drzwi się otworzyły i do domu wtoczyła się wesoła gromadka. Dzieci z ojcem. Musiałam się ogarnąć. Dzieciaki prędzej czy później i tak się dowiedzą, ale póki mogą, niech się cieszą wspólną niedzielą. Dobrze, że już są dorośli, nie przeżyją takiego szoku.
Nasza rocznica zbliżała się wielkimi krokami. Miałam już prezent dla Andrzeja. A właściwie dwa. Jednym z nich był pozew rozwodowy, a drugim dwa bilety na wycieczkę koleją transsyberyjską. Wiedziałam, że marzył takiej wyprawie od dawna, więc zbierałam pieniądze na ten cel. Nie wyrzucę przecież, szkoda marnować. Niech jedzie z tamtą, niech mu ością w gardle stanie.
Mój mąż nic nie mówił o rocznicy, a ja mu nie przypominałam. Nie chciałam niczego wymuszać. Dwa dni przed jubileuszem zadzwonił do mnie Krystian.
– Mamuś, co robisz pojutrze? – spytał.
– Rano rehabilitacja, później jestem wolna – uśmiechnęłam się do siebie. Dobrze, że choć dziecko pamiętało.
– A mogę cię gdzieś zabrać? Fajny lokal znalazłem, miejscówka jak się patrzy. Pójdziemy na dobry obiad. Tylko musisz się odstawić jak na wesele. Fryz, makijaż, kiecka…

Mina mi zrzedła. Owszem, mieliśmy w zwyczaju, że co jakiś czas zabierał mnie do nowo odkrytego miejsca, ale tym razem też? Chyba jednak nie pamiętał o rocznicy, bo zaprosiłby nas oboje.
Myślałam chwilę, w końcu górę wzięła irytacja. Skoro Andrzej nic nie mówi, też udam, że zapomniałam.
– Z przyjemnością – powiedziałam.
– Super. Przyjadę po ciebie koło piątej. Pa.
Dwa dni później zrobiona na bóstwo czekałam na dziecko. Zadzwoniłam do Andrzeja, żeby mu powiedzieć, że jadę z Krystianem na obiad.
– Dobrze, kochanie – powiedział zdyszany, jakby akurat gdzieś biegł albo… uprawiał seks. – Bawcie się dobrze.

I tyle. Ani słowa o rocznicy. Miałam ochotę się rozpłakać, ale nie mogłam ze względu na makijaż, więc tupnęłam nogą. Nie wiem czemu, ale to pomaga przegonić łzy. Potem poszłam do sypialni i spod sterty ubrań w szafie wyciągnęłam pozew rozwodowy.
– Sam tego chciałeś – mruknęłam i schowałam papiery do torebki.
Gdy przyjechał Krystian, przyglądał mi się, marszcząc brwi.
– Wszystko w porządku? – spytał. – Wyglądasz pięknie, ale wydajesz się zdenerwowana. Stresujesz się czymś? Chyba nie wypadem z synusiem? – zażartował.
– Nic mi nie jest – wysiliłam się na uśmiech. –Więc co to za miejsce?
– Sama zobaczysz – odparł tajemniczo, otwierając przed mną drzwi auta. – Piękna miejscówka, nad jeziorkiem. Siedzisz przy tarasie i podziwiasz cudne widoki.
– Pewnie daleko?
– Nie, mamuś, godzina jazdy.

Westchnęłam. Nie chciało mi się jechać tyle czasu. Wolałabym zakopać się pod kołdrą i zapomnieć, jaki dziś dzień. Ale Krystian zawsze umiał mnie rozśmieszyć, więc i tym razem mu się udało.
W dobrych humorach zaparkowaliśmy pod jakimś domkiem.
– Trochę za małe na knajpkę. I dojazd taki sobie. To na pewno tutaj? Nawet szyldu nie ma. Jak się nazywa tak knajpka?
Krystian zachichotał.
– Właściciele nie mogą się zdecydować.
Wysiadłam z samochodu, rozejrzałam się wokół i… dostrzegłam auto pannicy Andrzeja. Złapałam Krystiana za rękę.
– Nie chcę tam iść i lepiej, żebyś ty też tam nie wchodził! Wracajmy.
– Mamuś, co się stało?
– Nie chcesz wiedzieć – wymamrotałam, ale potem pomyślałam, że to w sumie najlepszy dzień na rozstanie. Taki mocny akcent na podsumowanie naszego życia. Wyprostowałam się dumnie.
– Dobrze, idziemy. Raz kozie śmierć!

Tyle że to nie była żadna restauracja, tylko urocza dacza. Weszliśmy  do salonu połączonego z aneksem kuchennym, gdzie czekała na mnie rodzina z przyległościami. Mój mąż klęczał, a w wyciągniętej dłoni trzymał pudełko z pierścionkiem. Brylant świecił pięknie… Oczy mi zaszły łzami, torebka wypadła z rąk, wszystko się z niej wysypało....
Pozew rozwodowy? – usłyszałam za sobą zszokowany szept Krystiana. – Mama, co ci odbiło? Oszalałaś?!

Chyba tak… Spirala podejrzeń, pogrążanie się w sieci lęku i niepewności może doprowadzić do obłędu, utraty zaufania wobec ukochanego mężczyzny, który nigdy nie spojrzał na inną kobietą poza mną, i absurdalnej decyzji, jaką było napisanie pozwu rozwodowego. Zamiast zapytać, co się dzieje, zażądać wyjaśnień, ja wariowałam ze strachu. A rozwiązanie okazało się… cudownie romantyczne, choć nie pozbawione rozmachu. Andrzej postanowił w prezencie na rocznicę wybudować dla nas domek. Nad jeziorem. W wielkiej tajemnicy. Zawsze o takim marzyłam. Architektkę polecił ojcu Krystian. Piękna Alicja od dawna mu się podobała, tylko nie wiedział, jak do niej zagadać. Projekt domu dla rodziców okazał się doskonałym pretekstem.

Alicja zrobiła kilka wizualizacji; nawet je oglądałam, bo mi synek przy jakiejś tam okazji pokazał projekty jako ciekawostkę. No i „przypadkiem” wybrali ten, który najbardziej przypadł mi do gustu.
Andrzej wybaczył mi pozew; wspólnie spaliliśmy go na podwórku, a popiół rozsypaliśmy. Zrozumiał, że świrowałam z miłości i strachu, swoje dołożył brak pewności siebie zrodzony z zazdrości i kompleksów. Co zrobić, przyplątały się wraz z tą piekielną menopauzą!
Mąż skupił się na drugim prezencie – w podróż koleją transsyberyjską pojedziemy razem, jak tylko rehabilitant mi pozwoli. 

Więcej prawdziwych historii:
„Za wszelką cenę chciałem dowiedzieć się, o czym moja żona plotkuje z koleżankami. Schowałem się w szafie, a one...”
„Mój mąż w wypadku stracił nogi, pół twarzy i dłoń. Wszyscy mówią, że powinnam go wysłać do hospicjum, ale ja go kocham”
„Latami oszukiwał mnie, że zostawi dla mnie żonę. Gdy się jej pozbyłam... oświadczył się innej”

Redakcja poleca

REKLAMA