Istnieją takie relacje, o które należy zabiegać bez względu na wszystko. Rozpoznałam go natychmiast. Co prawda siedział bokiem, ale nie miałam żadnych wątpliwości, że to właśnie on. Tamtego dnia lało. Przemierzałam ulice skryta pod parasolem, w duchu złorzecząc na swoje życie nauczycielki udzielającej korepetycji, która musi się tłuc w taką pogodę, żeby dorobić kilka złotych.
Osłaniając twarz przed siekącym, rzuciłam okiem w stronę okna i… zamarłam z wrażenia! Knajpa, w której dostrzegłam Wiktora w ogóle nie pasowała do tych, które zwykł odwiedzać. On, ważna persona w korporacji, spotykał się z kumplami w samym sercu stolicy, sącząc wyborne trunki i delektując się wykwintnymi daniami. Chciał się ukryć, to było oczywiste.
Przesiadywał w malutkiej knajpce na obrzeżach miasta. Popijał przez słomkę z tego samego kieliszka z jakąś kobietą, ale na sto procent nie była to Marzena – jego żona!
Znam Marzenę od zawsze
Znam się z Marzenką od trzech dekad. Od chwili, gdy po raz pierwszy w życiu usłyszałam szkolny dzwonek. Przez osiem lat podstawówki dzieliłyśmy ławkę, potem aż do egzaminu dojrzałości byłyśmy w jednej klasie, a ostatecznie trafiłyśmy do wspólnego pokoju w akademiku. Marzena studiowała na wydziale lekarskim, natomiast ja zgłębiałam tajniki biologii.
Była mi bardzo bliska. Obie znałyśmy się na wylot, wspólnie przeżywałyśmy pierwsze miłości, gorzkie zawody, stres związany ze szkołą i kłopoty w relacjach z rodzicami. A tych ostatnich miałam niemało. Rodzice nie poświęcali mi zbyt wiele uwagi – ojciec topił smutki w kieliszku, a matka większość czasu spędzała w pracy, byleby tylko uniknąć przebywania z nim pod jednym dachem i wysłuchiwania karczemnych awantur. Chyba właśnie z tego powodu traktowałam Marzenę niemal jak siostrę. Prawda była taka, że matczynej czułości zaznawałam częściej od jej mamy, niż od własnej rodzicielki.
Marzena emanowała pewnością siebie. W szkolne była pilna i zdeterminowana, a na spotkaniach z chłopakami nie miała sobie równych. Zawsze u jej boku pojawiali się najbardziej atrakcyjni faceci.
Byli stworzeni dla siebie
Kiedy przedstawiła mi Wiktora, swojego znajomego ze studiów, od razu wiedziałam, że to ten jedyny. Był dokładnie taki, jak sobie wyobrażałam mężczyznę, z którym moja kumpela spędzi resztę życia. Przystojny i mądry, a do tego niesamowicie ambitny i uroczy, jakby wcale nie spędzał całych dni nad podręcznikami do anatomii, a zamiast tego zajmował się podrywaniem dziewczyn. Jeszcze zanim skończyli studia, poprosił Marzenę o rękę, a ja tuż przed wręczeniem dyplomów wzięli ślub.
Marzena skończyła specjalizację chirurgię i szybko pięła się po szczeblach kariery. Wiktor z kolei zaskoczył wszystkich, gdy porzucił praktykę lekarską. Stwierdził, że woli zarabiać lekkie pieniądze w świecie korporacji. Udało mu się załapać na świetną fuchę w branży farmaceutycznej. W końcu doskonale wiedział, jak wcisnąć innym medykom różne specyfiki.
Cieszyłam się ich szczęściem
– Rozpiera mnie radość! – zwierzyła mi się z oczami pełnymi łez. – Mam wspaniałego małżonka, który troszczy się o nas, rewelacyjną posadę, do której powrócę, kiedy tylko Lila skończy roczek, no i jeszcze ciebie – moją najlepszą przyjaciółkę pod słońcem!
W życiu nie zazdrościłam Marzenie jej losu, wręcz przeciwnie – dzieliłam z nią jej radość. To fakt, powodziło jej się zdecydowanie lepiej niż mnie. Więcej zarabiała, miała czułego męża i śliczną córeczkę. Co prawda ja też lubiłam swoją robotę – uczę biologii w dwóch ogólniakach i mam to szczęście, że pracuję z naprawdę ekstra młodzieżą, ale kokosów z tego nie ma. Non stop muszę dorabiać na korepetycjach, żeby dać radę utrzymać się w stolicy.
Nie miałam innych przyjaciół
Nigdy nie wyszłam za mąż. Z upływem czasu moja naturalna nieśmiałość wobec płci przeciwnej tylko rosła. Nie odczuwałam samotności, bo praca z uczniami pochłaniała mnóstwo mojego czasu, a poza tym zawsze mogłam liczyć na Marzenę, której pomimo zobowiązań rodzinnych, bardzo zależało na utrzymywaniu naszych relacji.
– Agnieszko, jesteś dla mnie niczym rodzona siostra. Bez względu na okoliczności, wieczorna pogawędka jest obowiązkowa, a kawa przynajmniej raz na tydzień to nasz mały rytuał – nieustannie mi to przypominała.
Nie wiedziałam, co robić
Kiedy zobaczyłam, jak Wiktor flirtuje z jakąś babką, poczułam się, jakby ktoś przywalił mi prosto w twarz. Moknąc w deszczu przed tą knajpą, gapiłam się na nich przez okno jak sroka w gnat. Był tak zaabsorbowany tą laską, że nawet nie zauważył, że ktoś go obserwuje... Głaskał ją po dłoni i twarzy i co chwilę czule całować. Miałam chęć wparować do środka i rozbić mu tę szklankę na łbie. Ledwo się powstrzymałam, żeby tego nie zrobić... Całą noc głowiłam się na tym, co powinnam zrobić. Czy powiedzieć Marzenie?
Głowę zaprzątały mi myśli o ewentualnych konsekwencjach takiej decyzji. Czy bardziej korzystne będzie dla niej poznanie prawdy? Przecież informacje o niewierności ukochanego mogłyby doszczętnie zrujnować jej świat. Istniała obawa, że zechce zakończyć małżeństwo, a wtedy mała Lila zostanie pozbawiona taty i możliwości dorastania w pełnej rodzinie.
Cała ta sytuacja skutecznie odbierała mi sen. Byłam wściekła na Wiktora, jednak priorytetem było dla mnie dobro i spokój Marzeny. W końcu nie mogłam dłużej tego znieść. Zdecydowałam się zaryzykować.
Błagał mnie o milczenie
Po upływie paru dni umówiłam się na spotkanie z Wiktorem i bez owijania w bawełnę oznajmiłam:
– Wiem, że masz kogoś na boku. Zobaczyłam was razem i wszystko wiem, więc nie próbuj zaprzeczać. Chcę tylko usłyszeć od ciebie jedno – czy to coś więcej niż przelotna znajomość?
Był blady jak ściana. Początkowo starał się wszystkiemu zaprzeczyć, ale w końcu przyznał się do romansu, jednocześnie bagatelizując całą sytuację.
– Totalnie mi odbiło, chodziło wyłącznie o seks – zaklinał się. – Ta kobieta nic dla mnie nie znaczy. Marzena i Lilka są dla mnie całym światem. Błagam cię, nie mów nic Marzenie, to byłby koniec naszej rodziny. Obiecuję, że już nigdy więcej się z nią nie spotkam.
Zrobiłam to, co chciał Wiktor. Pomyślałam, że jeśli to tylko chwilowa fascynacja, nie ma potrzeby obciążać tym Marzeny. To by rozbiło jej rodzinę.
Popełniłam błąd
– Nienawidzę cię! – usłyszałam płacz w telefonie. – Jak mogłaś go chronić? Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że ten łajdak ma kochankę?! Nie chcę cię widzieć na oczy! – nie potrafiłam przerwać wrzasków Marzeny.
Rzuciła słuchawką i nie odbierała już ode mnie żadnych telefonów. Mąż mojej kumpeli mnie oszukał. Ten rzekomo krótki romans był na tyle poważny, że Wiktor postanowił zostawić Marzenę.
– Wybacz, zakochałem się – tyle usłyszała od męża, kiedy się pakował.
Kiedy Marzena wpadła w panikę i chciała powstrzymać swojego małżonka, on odparł na pożegnanie, aby przestała grać rolę kochającej żony.
– Na pewno byłaś świadoma wszystkiego, w końcu twoja koleżanka Aga wie od dawna. Zapewne ci o tym powiedziała, a ty przez ten czas nie zrobiłaś niczego, żeby mnie przy sobie zatrzymać. Najwyraźniej obchodzą cię tylko moje pieniądze! – wrzasnął, po czym z hukiem zamknął drzwi.
Marzena nie chciała mnie znać
Jak dowiedziałam się od jej mamy, po rozwodzie Marzena była w rozsypce. Próbowałam do niej dotrzeć, ale trzymała mnie na dystans. Wydzwaniałam, wysyłałam wiadomości, a nawet pojawiłam się u niej w mieszkaniu. Nie miała ochoty na rozmowę ze mną. Stwierdziła, że moja nielojalność zraniła ją mocniej niż nielojalność jej byłego męża Wiktora. To przelało czarę goryczy.
Totalna porażka! Marzena nawet nie dała mi szansy, żeby cokolwiek powiedzieć, od razu stwierdziła, że to moja wina. A przecież robiłam to dla jej dobra. "No cóż, nie mam zamiaru do końca życia błagać o wybaczenie" – przeszło mi przez myśl. Skasowałam jej numer z telefonu.
Cztery lata później we wrześniu ponownie było mi ciężko, na pewno czułam się bardziej opuszczona niż kiedykolwiek wcześniej. Pogrzeb mamy był przykrym przeżyciem, ale zdawałam sobie sprawę, że nie będę za nią tęsknić. Byłyśmy sobie zupełnie obce.
Wciąż mam nadzieję
Od momentu rozpoczęcia przeze mnie studiów, nasze relacje z mamą mocno się rozluźniły. Jej śmierć była jednak dla mnie przełomowa. Zdałam sobie sprawę, że zostałam zupełnie sama, bez bliskich mi osób. Na pogrzebie zgromadziło się sporo ludzi, głównie współpracowników mojej mamy. Mało kto składał mi wyrazy współczucia, gdyż niewielu wiedziało, że jestem córką zmarłej.
Chciałam już opuścić cmentarz, gdy nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Wstrząsnęło to mną, odwróciłam się i poczułam napływające do oczu łzy.
– Pamiętaj, że wciąż masz rodzinę – Marzena przytuliła mnie mocno. – Wpadnij do mnie, zrobię ci ciepłą herbatę.
Może jej nienawiść stopniała?
Agnieszka, 37 lat
Czytaj także: „Gdy mąż zaczął dawać mi kwiaty, wiedziałam, że ma coś na sumieniu. Byłam pewna, że mnie zdradza”
„Zięć lubi wypić, więc córka chce rozwodu. Kazałam jej się nie wygłupiać, bo małżeństwo to świętość”
„Nie mam szacunku do męża, bo traktuje ludzi jak śmieci. Wstyd mi, że jest takim chamem nawet dla rodziny”