Agata była zwariowana na punkcie zwierząt. Leczyła ptakom przetrącone skrzydła, przyprowadzała do domu głodne psy, dawała kotom schronienie w zimie. Pozytywna i dość oczywista cecha – dobrzy ludzie kochają wszelkie istoty – ale jej rodzice załamywali ręce nad rozrastającą się menażerią.
Mężczyźni też nie umieli docenić charakteru Agaty i jej pięknej duszy. Oczarowani urodą mojej przyjaciółki i jej radosną osobowością ze zdumieniem odkrywali, że jej dobro jest bezkompromisowe i surowe jak piękno natury, a miłość do zwierząt nigdy nie zejdzie na drugi plan z powodu faceta. Kolejni amanci się ulatniali, Agata popadała w przygnębienie, które jednak mijało, bo nie zamierzała rezygnować z siebie dla miłości i zmieniać się pod wpływem czyichś oczekiwań.
– Bo jak sama siebie nie kochasz, to nikt inny też cię nie pokocha. A ja siebie kocham i lubię. Po prostu poczekam na tego właściwego – mawiała.
Piękna, dobra i mądra. Taka była. Choć wymagająca. Lubiła powtarzać, że psy to członkowie rodziny, którzy zawsze będą najbardziej lojalni i oddani i że nie mogłaby związać się z facetem, któremu w głowie tylko praca i zabawa, a takich głównie spotykała. Dlaczego? Zastanawiała się też nad powrotem do rodzinnego miasteczka, gdzie ludzie żyją wolniej i spokojniej, ale bała się, że brakowałoby jej przyjaciół, towarzystwa i pracy.
Kochała też ludzi, a zawodowo spełniała się jako miejski weterynarz w małej lecznicy na Woli. Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy ni stąd, ni zowąd oznajmiła, że zakochała się po uszy i zamierza przeprowadzić z ukochanym na obrzeża Warszawy. Rozmawiałyśmy ze sobą może miesiąc wcześniej, więc nie mogłam uwierzyć, że w tak krótkim czasie jej życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
– To wspaniały człowiek – piała jak każda zakochana kobieta. – Musisz go poznać. Przenosimy się do Ursusa. Znaleźliśmy domek, którego wynajem nie wyczyści nam doszczętnie kieszeni. Dojazd do pracy jest całkiem niezły. No i będziemy mogli sprawić sobie psa!
Wspólny dom i pies po miesiącu znajomości? Coś mi nie pasowało, ale postanowiłam się nie wtrącać, jedynie zwracać baczną uwagę na szczegóły. No bo skoro Agata po tylu złych doświadczeniach twierdziła, że Miłosz jest tym właściwym, to chyba wie, co mówi. W końcu nie była smarkulą. Ale przyjrzeć się mu nie zaszkodzi.
Chyba zaczęła mieć wątpliwości
W weekend po ich przeprowadzce poszłam do Agaty i jej wybranka na obiad. Starałam się nie uprzedzać, ale Miłosz od początku mi się nie spodobał. Twierdził, że do tej pory mieszkał w pięknym domku niedaleko Puszczy Kampinoskiej, ale czemu nie wziął Agaty do siebie, nie chciał wyjaśnić. Unikał opowieści o swojej przeszłości. Nie drążyłam. Tłumaczyłam sobie, że najważniejsze jest szczęście Agaty. Skoro go wybrała i jest jej z nim dobrze, nie będę się wtrącać. Będę obserwować z boku, mając baczenie na detale.
Faktycznie w ich domu niebawem pojawił się pies. Nazwali go Skoczek, bo był mały, ale wysoko skakał. Agata wciąż robiła mu zdjęcia. Cały jej Facebook i Instagram pękały w szwach od zdjęć Skoczka. Były oczywiście również zdjęcia psa z państwem. Uśmiechnięta Agata przytulała się do Miłosza. Wyglądała na wniebowziętą. Na razie więc szczegóły zdawały się potwierdzać ogólną sielankę.
Problemy zaczęły się po pół roku. Zapatrzona w swojego mężczyznę Agata rzadziej się ze mną kontaktowała, ale to jeszcze nie wzbudziło we mnie podejrzeń, podobnie jak nagła prośba o spotkanie. Pewnie miała wyrzuty sumienia, że mnie zaniedbuje.
– Miłosz wyjeżdża służbowo – powiedziała. – Kupiłam dwie butelki wina. Przyjedź, Becia. Ubierzemy się w piżamy, upijemy i pogadamy.
Stęskniłam się za nią, więc odpowiedź mogła być tylko jedna.
Kiedy stanęłam w progu jej domu, Skoczek rzucił się na mnie z entuzjazmem i momentalnie mnie kupił. Słodki pies. Agata też tryskała energią. Aż za bardzo nawet… Opowiadała, że zamierza otworzyć prywatną lecznicę w okolicy, a Miłosz jako spec od marketingu pomoże jej zdobyć klientów. Między wierszami i uśmiechami wyczuwałam jednak pewien fałsz. Dałam jej się wygadać i dopiero przy drugiej butelce zapytałam, jak jej się układa.
– No cóż… – zawahała się, ale tylko na moment. – Mam problem. W Miłoszu jest jakaś olbrzymia potrzeba kontroli. Wydzwania do mnie w ciągu dnia, co mogłoby się wydawać miłe, ale jakoś tak tego nie odbieram. Czasem bez zapowiedzi przychodzi po mnie do pracy. No i te jego pomysły… Chce się wyprowadzić na odludzie i hodować alpaki. W porządku, czemu nie. Ale kiedy wypytuję go o szczegóły, nabiera wody w usta. Potrzebuję spojrzenia kogoś z boku. Może umówimy się na podwójną randkę, co? Ja, ty, Miłosz i Wojtek. Chłopaki się poznają. Wojtek ma nosa do ludzi. Ty też mogłabyś mu się przyjrzeć.
Zgodziłam się, bo ewidentnie zachowanie Miłosza spędzało Agacie sen z powiek. W kolejny weekend, to ja zaprosiłam ich na kolację.
– Nie lubię go – powiedział po wizycie mój narzeczony. – Wytwarza wokół siebie jakąś taką dziwną aurę, jakby miał coś na sumieniu albo coś ukrywał – skwitował.
Niestety Wojtek niczego więcej nie wydedukował, żadnych konkretów, a przeczuciami nie chciałam Agacie mieszać w głowie.
Czyli jeszcze go utrzymywała? Ciekawe...
Później, ilekroć się z nią kontaktowałam, głównie gadała o Skoczku. I wtedy jej radość wydawała się autentyczna. Czasem wymykało jej się jednak coś więcej i przestawało być różowo. Dostrzegałam brzydkie rysy na związku przyjaciółki.
„Miłosz wszędzie mnie podwozi. Jakby mnie pilnował”.
„Nawet na zakupy ciuchowe nie mogę pojechać sama”.
„Chyba sprawdza mi komórkę”.
Nie mogłam dłużej milczeć, udając, że jej oszczędne wyznania nie robią na mnie wrażenia.
– Miłosz od początku mi się nie podobał – powiedziałam. – Milczałam, bo to nie było nic konkretnego, a nie zwykłam nikogo skreślać z góry. Poza tym nie jesteś jakąś siuśmajtką, masz swój rozum i lata. Ale im dalej w las, tym mniej go lubiłam. Przykro mi, Agatko, ale taka prawda. Na Wojtku też nie zrobił dobrego wrażenia. Nie budzi w nas zaufania. Jednak tylko ty możesz podjąć decyzję. Ja mogę jedynie błagać, byś myślała o sobie, o własnym szczęściu i o tym, co będzie dobre dla ciebie. Nie dla was czy dla niego, ale dla ciebie. Skoro czujesz się osaczona, skoro podejrzewasz, że cię szpieguje, musisz coś z tym zrobić…
Ja mówiłam, ona słuchała. Dzieliły nas kilometry, nie widziałam jej twarzy ani oczu. Nie wiedziałam, co myśli, czy moje słowa do niej trafiają, czy odbijają się jak od tarczy. Ryzykowałam, że stracę przyjaciółkę, bo kobiety często przedkładają miłość nad przyjaźń, ale nie miałam wyjścia. Jednak musiałam spróbować otworzyć jej oczy teraz, zanim będzie za późno i za niego wyjdzie, zajdzie w ciążę, weźmie kredyt na tę lecznicę, którą niby miała otworzyć w okolicy. Albo zanim, nie daj Boże, ten zazdrośnik zaciągnie ją do jakieś cholernej głuszy, gdzie zrobi z niej więźnia swojej chorej miłości.
Agata rozstała się z Miłoszem miesiąc później. Odetchnęłam. Na szczęście nie było za późno.
– Już nie mogłam – zwierzyła się. – Nie pozwalał mi jeździć na nagłe wezwania. Awanturował się o dziesięć minut spóźnienia. Cały czas gadał o wyprowadzce na wieś, ale gdy zażądałam konkretów, mówił, że zrobimy to po ślubie. W takim razie spytałam, kiedy weźmiemy ślub. Usłyszałam, że czeka na właściwy moment. Tyle że ja już straciłam ochotę na to małżeństwo. Gdy mu to powiedziałam, zarzucił mi, że go zwodzę, że jestem podła i mogę się wynosić z jego życia. No to skorzystałam z okazji i kazałam mu się wyprowadzić. W końcu to ja płacę za wynajem i całą resztę…
Oho! Ten szczegół ich pożycia zdradziła po raz pierwszy. Czyli jeszcze go utrzymywała. Pięknie. – Chociaż…
– Żadnego chociaż. Ty płacisz, ty zostajesz. I bardzo dobrze, że go pogoniłaś – pochwaliłam. – Mam nadzieję, że więcej o nim nie usłyszymy.
– No właśnie tego nie wiem… – westchnęła. – Niby grzecznie się wyniósł, ale boję się, że to może być cisza przed burzą – wyznała.
Niestety miała rację.
Trzeba zgłosić sprawę na policję!
Miłosz zaczął wysyłać Agacie SMS-y i mejle, w których pisał na przykład, z kim ją widział w teatrze albo z kim rozmawiała wieczorem przed bramą. Ponieważ faktycznie była w teatrze i rozmawiała z sąsiadem, Miłosz musiał ją śledzić. Nie dziwota, że Agata zaczęła się go bać. Kiedy do niej wydzwaniał, z reguły odrzucała połączenia, ale potem pojawiał się kolejny dziwny SMS, więc dla świętego spokoju odbierała i dawała mu do zrozumienia, żeby ułożył sobie życie na nowo.
Tymczasem on zachowywał się tak, jakby nie przyjmował jej słów ani zerwania do wiadomości. Uważał, że Agata potrzebuje jedynie trochę czasu, żeby się przekonać, jak bardzo go kocha. Wypytywał też wciąż o Skoczka, który został z Agatą, a ona niezmiennie go zapewniała, że z psem wszystko jest w porządku.
Poprosiłam, żeby na siebie uważała i dała znać, jeśli uzna, że Miłosz stanowi zagrożenie. Poradziłam jej też, by zachowywała na wszelki wypadek słane przez niego SMS-y i mejle.
Zadzwoniła kilka dni później. Cała roztrzęsiona. Drżącym głosem opowiadała, jak poprzedniego ranka ujrzała auto Miłosza na parkingu po drugiej stronie ulicy, gdzie znajdowała się jej lecznica. Tego dnia czekała na nią masa pacjentów, więc nie sprawdzała, czy Miłosz siedzi w środku.
– Kiedy skończyłam pracę i wyszłam z kliniki, jego samochód nadal tam stał – relacjonowała drżącym głosem. – Przysięgam ci, Beata, miałam ochotę uciec, schować się do mysiej dziury, ale gdybym to zrobiła, bałabym się już chyba zawsze.
Byłam z niej dumna. Do pakietu zalet dołożyła odwagę.
– Ledwie podeszłam, uruchomił silnik. Otworzył drzwi od strony pasażera i kazał mi wsiadać.
– Oczywiście nie wsiadłaś…
– Oczywiście, że nie! Podeszłam do niego tylko po to, by zakończyć sprawę. Kazałam mu zniknąć z mojego życia raz na zawsze. Zabroniłam do siebie dzwonić, pisać, łazić za mną i wystawać pod moimi drzwiami. Przecież to bez sensu! Takim zachowaniem tylko bardziej mnie do siebie zraził.
– Zrozumiał?
– Nie sądzę. Próbował mnie na siłę wciągnąć do auta. Kiedy zaczęłam się drzeć, odpuścił, ale potem podstawił mi pod nos smartfona. Na ekranie było zdjęcie Skoczka z porannego spaceru… Spuściłam go ze smyczy. On… on… – jej głos się załamał – powiedział, że jak będę go tak puszczać luzem, to może stać mu się jakaś krzywda… – Agata niemal płakała.
– Co takiego?! – przeraziłam się i wściekłam. – Nie dość, że ten świr cię śledzi, to jeszcze grozi? Agata, żarty się skończyły. Nie możesz czekać, aż posunie się za daleko… Wojtek może z nim pogadać jak facet z facetem, jednak obawiam się, że to niewiele da. Trzeba zgłosić sprawę na policję. Im szybciej, tym lepiej.
Nie jest już tą samą osobą
Nazajutrz poszłyśmy na komendę. Rozmawiający z nami funkcjonariusz zasugerował, żeby Agata wnioskowała o zakaz kontaktowania się i zbliżania. Agata złożyła wniosek, choć bez większych nadziei. W końcu Miłosz nie groził jej otwarcie, nie doprowadził do utarty pracy ani zdrowia. Wszystko mógł wytłumaczyć przesadną troską o nią, miłością i tęsknotą. Między zachowaniem prześladowcy a zakochanego mężczyzny granica jest cienka…
Ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że Miłosz nie wywinie się tak łatwo, bo to recydywista i miał już na koncie podobne wybryki. Rok wcześniej inna kobieta złożyła taki sam wniosek jak Agata. Dało to podstawy do podjęcia wobec niego zdecydowanych działań.
Ale złe już się stało. Choć Miłosz przestał ją nachodzić, Agata nie czuła się w swoim domu bezpiecznie. Nałogowy stalker znał jej adres. Z żalem, bo lubiła tamto miejsce, spakowała rzeczy i z naszą pomocą przeprowadziła się wraz Skoczkiem do nowego mieszkania na Kabatach, tuż przy lesie. Wprawdzie nie był to dom z ogrodem, ale na dole budynku znajdował się lokal do wynajęcia. Niewiele myśląc, Agata postanowiła urządzić w nim własną lecznicę. Mogłaby w ciągu dnia zaglądać do Skoczka, a nawet zabierać go do pracy. Sama byłaby sobie sterem, żeglarzem, okrętem.
Miłosza ujęto i postawiono mu zarzuty. Agata zeznawała przeciwko byłemu narzeczonemu i pomogła doprowadzić do jego skazania. Minęło pół roku. Staram się odwiedzać Agatę jak najczęściej i uważnie ją obserwuję. Zwracam uwagę na szczegóły: jak mówi, jak się uśmiecha, jak reaguje na innych. Sprawdzam, jak sobie radzi i widzę, że nadal nie jest dawną sobą. Może już nigdy nie będzie.
Nie załamała się, nie musiała chodzić na terapię. To silna babka, ale stała się ostrożniejsza, bardziej wycofana, mniej towarzyska. Mocniej niż kiedykolwiek skupia się na pracy, bo przez tę historię z Miłoszem bardziej ufa zwierzętom niż ludziom.
Choćby za to drań powinien siedzieć. Za to, że okradł moją przyjaciółkę z radości, spontaniczności i bezpośredniości, z jej zaraźliwego, promiennego jak słońce uśmiechu. A także z wiary w miłość. Przestała jej wypatrywać. To ja ściskam kciuki i mam nadzieję, że gdzieś tam czeka na Agatę prawdziwy facet. Na tyle pewny siebie i dość mądry, by docenić tak wspaniałą kobietę jak ona. Który będzie ją kochał, ale nie zawłaszczał dla siebie. Który nie zlęknie się wyzwania, jakim jest bycie z nią, choć przez tego dupka Miłosza czeka go teraz jeszcze trudniejsze zdanie.
Czytaj także:
„Ktoś męczył mnie sprośnymi SMS-ami i obserwował przez okna. Byłam przerażona, zwłaszcza, gdy odkryłam, kto to jest”
‚Podejrzewał narzeczoną o zdradę, a sam miał wiele za uszami! Zamiast pogrążyć dziewczynę, detektyw znalazł brudy na niego”
„Zamiast o mężu fantazjowałam o kimś innym, a on udawał, że to akceptuje. Pewnego dnia pokazał mi, jak duży popełniam błąd”