„Przyjaciółka powtarzała, że mąż mnie upokarza. Jest, jaki jest, ale przynajmniej nie jestem sama, jak ona! Żal mi takiej feministki”

Córka powiedziała mi, że jestem za stara na pasje fot. Adobe Stock, JackF
„– Kuchnia to kuchnia, miejsce dla bab, im dalej od reszty chałupy, tym lepiej. Nie mam zamiaru po całym dniu roboty jeszcze na brudne gary patrzeć. Znowu ci Jolka nagadała jakichś bzdur o remontach. W polskich domach zawsze kuchnie były oddzielnie, a ty wymyślasz jakieś głupoty z amerykańskich seriali”.
/ 01.11.2022 20:30
Córka powiedziała mi, że jestem za stara na pasje fot. Adobe Stock, JackF

– Dorotka, przynieś pieprz! – w głosie Darka wyczułam lekką irytację.

No tak, jak zwykle nie podałam przypraw, a przecież tyle razy mnie prosił, żeby na stole ZAWSZE stały przyprawy: sól, pieprz, magi. Taka jego uroda.

Pogalopowałam do kuchni

Ach, te odległości w moim mieszkaniu, masakra. Marzę o tym, by mieć kuchnię połączoną z pokojem stołowym, jakże by mi było wygodnie przenosić talerze, posiłki, nie kręcić się ciągle jak bąk po tym wąskim przedpokoju, nie obijać się o szafy i futryny. Niestety, mój mąż nie znosi takich rozwiązań. Kropka. Uważa je za głupie i pozbawione sensu wymysły.

Kuchnia to kuchnia, miejsce dla bab, im dalej od reszty chałupy, tym lepiej. Nie mam zamiaru po całym dniu roboty jeszcze na brudne gary patrzeć.

No, coś w tym jest, ale na wszelki wypadek muszę trochę podyskutować.

– Mówisz, jakbym jakimś brudasem była, bałagan w kuchni miała. A przecież wiesz, że u mnie zawsze posprzątane, a gdyby kuchnia stanowiła część salonu, tak jak u Joli na przykład, jeszcze bardziej bym się pilnowała, wszystko by lśniło czystością, świeżością. No i zrobiłoby się tak bardziej nowocześnie, światowo.

– W życiu. To jakieś durne amerykańskie wymysły. Może byś jeszcze chciała do tego kuchnio-salonu prosto z klatki schodowej wchodzić, jak w tych ich głupich serialach o gospodyniach domowych?

– Ha, ha, aż tak to nie, to rzeczywiście strasznie idiotyczne. Korytarz być musi!

– Pewnie. W polskim domu zawsze kuchnia była osobno, salon osobno, korytarz osobno. I tak trzymać. Polacy nie gęsi, swój rozum mają.

To chyba z jakiegoś poety, sama nie wiem. Ten Darek! Zawsze mnie czymś zaskoczy i potrafi nawet czasem wierszem powiedzieć, miłość mi wyznać, chociaż zgrywa twardziela, takiego typowego polskiego faceta, co to i do powstania by poszedł, i do partyzantów w lesie, jak by trzeba było. A że czasy nie te, więc chociaż tradycji hołduje, zasadom starym jak świat i prostym jak drut.

Kobieta ma się opiekować domowym ogniskiem

Facet ma zdobywać pożywienie. Ostatnio zaczął to robić dosłownie i zapisał się do kółka łowieckiego. Jeździ na polowania! Gdy pierwszy raz przyniósł do domu zająca, aż się wystraszyłam. Jeszcze nigdy nie widziałam na własne oczy martwego zająca, takiego z futrem i otwartymi szklistymi oczami. Brrr! Na szczęście teściowa się nim zajęła, bo ja w życiu nie wiedziałabym, jak tę skórę z niego zedrzeć i w ogóle, co z nim zrobić. Ale pasztet rzeczywiście był pyszny, wyborny, smakował wszystkim. To nie to, co ze sklepu. Jeszcze nie doszłam do kuchni po ten nieszczęsny pieprz, gdy nagle olśniło mnie, że przecież go nie kupiłam. To dlatego zabrałam przyprawy ze stołu, żeby uzupełnić pieprzniczkę, ale się okazało, że zapas mi się skończył, a ja potem o tym zapomniałam.

No to zaraz będzie wykład, kurczę, że zapasy trzeba odnawiać, zanim się wyczerpią, i tak dalej. To już może lepiej wpadnę szybciutko do Joli i ten cholerny pieprz pożyczę. Jolka mieszka drzwi w drzwi, pójdzie szybko. Po cichutku wymknęłam się z domu. Nasza sąsiadka wprowadziła się kilka tygodni temu, ale wcześniej przez długie miesiące remontowała mieszkanie. Co to się działo! Nawymyślała całe mnóstwo różnych cudów, ona i ta zatrudniona przez nią dekoratorka wnętrz w powłóczystych kieckach i z czerwonymi ustami. Nic tam nie jest zwyczajne i „po prostu”– ściany powywalane, kuchnia zamieniła się w łazienkę, łazienka w sypialnię, a salon w kuchnię. Mnie tam się podoba, lubię do Jolki czasem wpaść na kawę, bo czuję się u niej, jakbym grała w jakimś filmie, w tak wyśmiewanym przez Darka serialu amerykańskim.

Znałam poprzednich sąsiadów

Pani Elżbieta, gdy już owdowiała, stała się tak niesamodzielna, że robiłam jej zakupy, a czasem nawet pomagałam posprzątać. I wierzcie mi – gdy usiadłam u niej na wytartym krześle, przy starym drewnianym stole, i sączyłam sponad warstwy fusów czarną kawę „plujkę”, czułam się zupełnie, zupełnie inną osobą niż teraz, gdy siadam na skórzanej kanapie przy szklanym stoliku z białą filiżanką w ręce i wzrokiem utkwionym w olejne obrazy.

Mówcie, co chcecie, ale byt określa świadomość, Darek ma rację. W tych dekoracjach coś się we mnie przestawia, jak nie wiem… jak w ustawieniach smartfona. Nie pójdę z wizytą do Jolki, nawet na kwadrans, bez zrobionych paznokci, makijażu, w starym tiszercie. Czułabym się fatalnie, gdybym usiadła na tej jej kanapie w takim stanie, w jakim latam na co dzień po domu.

– Jola, błagam, trochę pieprzu, zanim mnie mąż zabije.

– Okej, okej, już ci daję… Może być zielony?

– A zwykłego nie masz?

– Poczekaj, cholera, biały, zielony, czerwony, nie, czarnego akurat nie mam.

– Dobra, dawaj ten zielony, Darek i tak nie rozróżnia kolorów. Nie masz zmielonego?!

– No co ty? Weź z młynkiem.

– Dzięki, narka.

Udała mi się sąsiadka, chociaż Darek tak nie uważa. Mam nadzieję, że jest szczery i nic się za tym nie kryje, bo Jola to kobieta bardzo atrakcyjna, ładna, zgrabna, zadbana. Powinna mu się podobać, powinien oszaleć na jej punkcie, a tymczasem ustawicznie wyzłośliwia się na jej temat. Że niby z tyłu liceum, z przodu muzeum i że czego jej naprawdę trzeba, to nie kretyńskich remontów, tylko jurnego chłopa.

A ja się z tym nie zgadzam

Jola była już mężatką, a potem się rozwiodła i żyła bez ślubu z jakimś facetem przez kilka lat, a potem jeszcze z jednym. Każdego rzucała, bo miała ich dosyć. Może sobie na to pozwolić, pracuje w jakiejś agencji reklamowej, zarabia krocie, stać ją na wszystko, więc niby po co jej ten chłop? Jak jej się seksu zachce, to zawsze jakoś to załatwi, tego typu kobiety nie mają z tym kłopotu. I po co miałaby komuś gotować, prać, prasować, jednym słowem: służyć? Niech oni, ci faceci, jej służą. Swoją forsą i wiadomo, czym jeszcze. Gdy mi to pierwszy raz powiedziała, gdy tak to ujęła, trochę byłam zszokowana. W życiu nie miałam seksu z innym facetem niż Darek,. Ja bym tak nie umiała jak ona, to z tym, to znów z tamtym, czasami dopiero co poznanym.

Nie uważam też wcale, że jestem w swoim domu służącą, o nie, mam swój departament i czuję się w nim ministrem i wiceministrami w jednej osobie. To trochę obraźliwe, gdy tak o nas mówi, kobietach rodzinnych, spełniających się w domu. Ale nie potępiam jej, nie powiedziałabym na nią jednego złego słowa. Jest po prostu inna, nowoczesna, otwarta. Kreatywna, mówi się dzisiaj, ona sama tak o sobie mówi. Ma tyle doświadczenia i tyle różnych fajnych pomysłów na życie. Czuję się przy niej jak dziewczynka, zazdroszczę jej trochę, ale nie chciałabym tak dokładnie nią być. Co to, to nie…

– Następnym razem wywalę cię z domu razem z tym twoim zającem! Wynieś się do mamusi, niech ci obdziera ze skóry zwierzęta i piecze je na ogniu, a potem siądziecie sobie w kucki i je pożrecie. Oszczędźcie tylko Fafika – tym razem nie byłam w stanie ukryć wściekłości.

Tyle razy mówiliśmy o tym, jak wstrętna jest mi myśl, że własnoręcznie zabija zwierzęta, że ma to być hobby, przyjemność, na dodatek jeszcze „pożyteczna”.

Nie bądź głupia – odpowiedział Darek – przecież mięso w supermarkecie to też zabita świnia, krowa, baran, choć już na to w ogóle nie wygląda. Ktoś je załatwił, zanim trafiły na plastikową tackę, a potem do twojego garnka.

– Proponowałam ci już: zostańmy wegetarianami. Jola nie je mięsa…

– Przestań już o tej twojej Joli, do cholery, bo mi się wszystko w brzuchu przewraca na samą myśl o niej.

– Ona nie ma nic do tego. To ja chcę, żebyśmy odżywiali się warzywami, owocami, zdrowo, i żyli w zgodzie z naturą.

– Ale to natura jest odpowiedzialna za to, że się nawzajem pożeramy. Nas też zeżrą robaki, jak już wykitujemy, jeśli nie pozwolimy się spalić.

– Każdy musi się wyżywić, ale niekoniecznie potrzebne jest do tego latanie ze strzelbą po lasach. Nie musisz tego robić.

– Ale chcę, i basta.

Coraz bardziej mnie wkurza ten Darek

. Wszystko musi być na odwrót, nie tak, jak ja mówię. Będzie bronił swoich marnych racji jak Wołodyjowski twierdzy. Przecież on nawet nie segreguje śmieci – oczywiście Darek, nie Mały Rycerz! Bez przerwy muszę grzebać w koszu i wyciągać butelki po piwie. Ile razy mam mu tłumaczyć, żeby je odkładał do worka.

– Są bezzwrotne, i tak kaucji nie dostaniesz – upiera się.

– Nie o to chodzi.

– A o co?

— Przecież ta cała segregacja nie ma sensu, i tak to potem wszystko razem mieszają, moja ty mądra pani ekolożko.

I za kogo ja wyszłam? Taki fajny był z niego chłopak, i co się z nim porobiło? Ostatnio mi powiedział:

– To wszystko przez te feministki! I ten dżender! I przez to, że chcą nam dzieciaki wychowywać. Całe zło na świecie przez to! Z koronawirusem włącznie!

– Dareczku, chyba oszalałeś.

– Nie oszalałem. To wszystko jest fragmentem większej całości. Całości, która nie prowadzi donikąd, ona jest czołgiem, który orze wszystko i sunie prosto do końca świata, takiego świata, jaki znamy. Ustalonego przez wieki. W swoich fundamentach niezmiennego. Jeśli my te fundamenty poruszymy, zawali się.

On się wali z innego powodu. Lodowce topnieją, niszczymy naszą planetę, wszystko niszczymy, bezmyślnie, głupio, okrutnie.

– Przestań już z tą swoją śpiewką. Zaraz mi powiesz o ociepleniu klimatu, a ja się tu trzęsę dzisiaj z zimna jak galareta. Wymądrzasz się, bo ci ta kretynka głupot nagadała. Zrobiła z ciebie jakąś obcą osobę, z którą ja już nie mam nic wspólnego. Opamiętaj się, Dorota, bo dłużej nie wytrzymam. Ostrzegam cię!

Sąsiadka wcale nie nagadała, tylko faktycznie coś się ze mną takiego porobiło… Już nie umiem patrzeć tak jak kiedyś. Ale to jej wina, rzeczywiście. Wszystko przez te pisma, które mi pożyczała. A już jak zostałyśmy znajomymi na Facebooku i zobaczyłam, co ona udostępnia, i zaznajomiłam się z jej znajomymi i tym, co oni udostępniają…

Oni mają rację i czuję się jedną z nich – ekolożek, feministek i co tam jeszcze. Ostatnio nawet przestałam się malować. To takie nienaturalne, fałszywe, makijaż.

Masz tyle lat, ile masz, bądź z tego dumna

Ale przecież kocham Darka, nawet kiedy chrzani po swojemu. Znaczy – te swoje głupie teksty. Teraz przynajmniej tańczymy jak równy z równym, a nie jak kiedyś, gdy on stał, a ja kręciłam się wokół jego osi. Niech wie, że nie da się mną kręcić. Przecież możemy się pięknie różnić…

– Kopnij wreszcie w tyłek tego swojego kozaka! Stać cię na mądrzejszego faceta.

– Mądrzejszego? Darek nie jest głupi.

Nieee, to niezwykle inteligentny gość. I najwierniejszy z wiernych.

Szyderstwo w głosie Joli nie tylko mnie zabolało, ale oczywiście przede wszystkim zaniepokoiło. Zimny wąż oplótł mi szyję i zaczął pełznąć w dół.

– Co masz na myśli?

– Nic takiego.

– No powiedz, proszę! Jakim prawem tak mówisz, niby o jego niewierności?

Słuchaj Dorota, żyjesz w mydlanej bańce. Daruś to, Daruś tamto. Wybaczasz mu nawet najbardziej debilne poglądy, taka niby tolerancyjna jesteś, tak go kochasz mimo wszystko. A nie wiesz o tym, że dobierał się do mnie, zanim na dobre się wprowadziłam. Latał za mną jak wygłodniały piesek. Przejrzyj na oczy, dziewczyno. Twój mąż to samiec. Pora, byś go sensownie wymieniła. Chyba już do tego dojrzałaś.

Zakręciło mi się w głowie.

Jak śmiesz!

– Co śmiem?

– Mówić takie kłamstwa.

– To nie są kłamstwa.

– Są! Mój mąż wyśmiewał się z ciebie, od początku. Nie chciałabyś wiedzieć, co na twój temat mówił.

Świnia z tej Jolki. Ostatnia świnia

Milczenie.

– Uważa cię za stare próchno, które udaje nastolatkę. I wiesz, co ci powiem? Ma rację! Dobrze, że się przestałaś malować, bo wyglądałaś jak pudernica. Żałosna pudernica. Chyba by zwymiotował, gdyby wylądował z tobą w łóżku. Nawet zasłonięcie twarzy którąś z twoich głupich gazet nic by ci nie pomogło! – wrzasnęłam na koniec.

Czułam, że za chwilę wybuchnę płaczem, więc poderwałam się z tej durnej skórzanej białej kanapy i wybiegłam na korytarz. Pobiegłam na górę, pod strych, by ochłonąć, poukładać myśli. I nie zabić Darka żelazkiem, które zostawiłam w domu na desce do prasowania.

A temu też się zachciało amorów, żeby chociaż z jakąś młodszą, to by człowiek zrozumiał, ale z nią? Wycieruchem, którego nikt już nie chce. Feministką pieprzoną, której Bóg wie, co się wydaje. Że jeszcze sobie może wziąć każde ciacho. A figa! Mojego nie weźmiesz!

Trochę jeszcze odczekałam, zanim wróciłam do domu i z powrotem włączyłam żelazko. Tak, kochanie, wyprasuję ci dziś wszystkie koszule. I wypiorę ten strój myśliwski, mój zdobywco. Już lepiej poluj na tę zwierzynę, a nie inną, a ja upiekę pasztet. Będę pielęgnować nasze ognisko. I tak naprawdę, to o co właściwie chodzi tym feministkom?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA