„Przyjaciółka ostrzegała, że przez ciągłe bieganie na randki w ciemno wpakuję się w kłopoty. Niestety, miała rację...”

randka w ciemno fot. Adobe Stock, estradaanton
„Zerkałam na niego, rozważając, jak powinnam się zachować. Co zrobić, żeby stanął i dał mi wysiąść? Czy mam się wściec i na niego nawrzeszczeć, czy lepiej być opanowaną i uprzejmą? Postanowiłam spróbować obojętności i chłodu. To zwykle działało na mężczyzn jak kubeł zimnej wody”.
/ 31.12.2022 12:30
randka w ciemno fot. Adobe Stock, estradaanton

To nie był mój pierwszy raz, gdy umówiłam się na randkę w ciemno. lubiłam poznawać nowych mężczyzn. Nie uważałam, że robię coś złego. Przecież nikogo nie oszukiwałam, choć moja przyjaciółka ostrzegała:

– Podchodzisz do tego zbyt niefrasobliwie. Zobaczysz, jeszcze wpędzisz się w kłopoty.

Śmiałam się z jej obaw i zapewniałam, że potrafię o siebie zadbać.

Patryka złowiłam na Tinderze. Nie miał na profilu żadnego opisu, ale spodobały mi się jego zdjęcia. Szczupły, ale umięśniony, ciemne włosy, zielone oczy, intrygująca twarz z dumno-pochmurnym spojrzeniem. Oho, pan buntownik albo niegrzeczny chłopiec, myślałam z rozbawieniem. Napisałam do niego wiadomość. Odpisał. Od razu umówiliśmy się na spotkanie, bo oboje się zgodziliśmy, że rozmowa przez internet nie ma sensu. Ustaliliśmy, że spotkamy się na rynku i pójdziemy na kawę.

Zaczęłam się bać tego faceta

Kiedy do mnie podszedł, z zadowoleniem stwierdziłam, że jest równie przystojny jak na fotografiach. Przywitaliśmy się lekkim uściskiem dłoni. Nie pchał się od razu do całowania, kolejny punkt dla niego. Trochę mnie tylko peszyło, że wpatrywał się we mnie intensywnie i nic nie mówił.

– Gdzie idziemy? – zapytałam.

– Co powiesz na dobre jedzenie i jeszcze lepsze wino?

– Świetny pomysł – zgodziłam się.

Zaparkowałem niedaleko. Miejsce, do którego chcę cię zabrać, jest kawałek stąd.

– A co to za miejsce?

– Wyjątkowe. Spodoba ci się.

Nie taka była umowa. Mieliśmy zostać na mieście, gdzie było dużo ludzi. To podstawowa zasada bezpieczeństwa, jeśli chodzi o spotkania z facetami z internetu: na początku nie zostawać z nimi sam na sam. Ale nie chciałam go zrazić moją podejrzliwością. Wyglądał na normalnego, porządnego gościa. Mógłby się obrazić, gdybym zasugerowała, że boję się wsiąść z nim do samochodu.

– Chodźmy.

Wsiedliśmy, zapięliśmy pasy i ruszyliśmy. Cały czas w milczeniu. Cisza zaczęła mnie w końcu drażnić.

– Czym się zajmujesz? – zagaiłam.

Dlaczego pytasz? – zaskoczyło mnie ostre brzmienie jego głosu.

– Chciałabym się czegoś o tobie dowiedzieć – wyjaśniłam.

– A po co?

Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, więc tylko wzruszyłam ramionami. Nie zauważył tego, bo patrzył na drogę, nie na mnie.

– No po co ci to? Odpowiedz!

Nie mogłam uwierzyć, że jakiś koleś z Tindera śmiał na mnie krzyknąć. Ale tak właśnie było. Zaczęłam mieć serdecznie dość tej randki.

– Chciałam nawiązać rozmowę. Ale odechciało mi się. Może odpuśćmy sobie kolację, skoro masz zły humor…

Nie zareagował. Nie tylko słowem się nie odezwał, ale zachowywał się tak, jakby w ogóle mnie nie usłyszał. Prowadził spokojnie i pewnie, jego twarz była bez wyrazu. Przeszedł mnie dreszcz, to było dziwne. Moja złość zaczęła przeradzać się w strach. Bałam się tego faceta. Bałam się tego, co może mi zrobić. Czułam się w jego samochodzie jak w pułapce. Z drugiej strony nie chciałam panikować. Może zwyczajnie przesadzałam? A jeżeli on naprawdę jest świrem?!

Zerkałam na niego, rozważając, jak powinnam się zachować. Co zrobić, żeby stanął i dał mi wysiąść? Czy mam się wściec i na niego nawrzeszczeć, czy lepiej być opanowaną i uprzejmą? Postanowiłam spróbować obojętności i chłodu. To zwykle działało na mężczyzn jak kubeł zimnej wody.

Zatrzymaj się, proszę – powiedziałam, siląc się na spokój.

– Po co? Chcesz siku?

Nie znam żadnej Marleny!

Czy on naprawdę o to zapytał? Gdybym się go nie bała, to wybuchnęłabym śmiechem. Przez moment miałam ochotę potwierdzić i uciec przed nim do lasu, ale uznałam, że to głupi pomysł. Jeszcze by mnie gonił. I cholera wie, czy ta pogoń nie obudziłaby w nim drapieżnika. Nawet jeśli był tylko dziwakiem, irytującym, ale w gruncie rzeczy nieszkodliwym.

Lepiej powiedzieć prawdę i nakłonić go, żeby mnie wysadził, a potem niech jedzie w swoją stronę.

– Nie, chcę wrócić do domu.

Odwrócił głowę i patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Starałam się wytrzymać jego wzrok i pokazać, że wcale się go nie boję. Jednak mijały kolejne sekundy, a on jechał, wciąż gapiąc się na mnie. Zamiast na drogę!

– Patrz przed siebie. I nie musisz mnie odwozić z powrotem. Po prostu mnie wypuść. Słyszysz? I do cholery, patrz na drogę! – wrzasnęłam.

Straciłam opanowanie i to był błąd.

– Wystawiasz mnie?! – wrzasnął, uderzając dłońmi w kierownicę. – Wszystkie jesteście takie same! Łamiecie nam serca dla zabawy! – darł się, uderzając w kierownicę.

Gdybym jeszcze miała wątpliwości co do stanu jego psychiki, to kolejny zarzut musiałby je rozwiać:

– To Marlena cię nasłała, tak? – i nie czekając na odpowiedź, dodał: – Nie kłam, i tak wiem, że to ona!

Nie znam żadnej Marleny! Nic do ciebie nie mam, chcę tylko wysiąść z auta! Wypuść mnie!

Nie miałam pojęcia, czy sprzeciwiając się mu, nie pogarszam sprawy, ale co innego mogłam zrobić? Przyznać się, że jestem w spisku z Marleną?

– Łżesz, suko. Widziałem cię na zdjęciu, które wrzuciła na Instagrama. Jesteście za głupie, żeby mnie nabrać! A masz! – gwałtownie zahamował, a ja poleciałam do przodu, pas bezpieczeństwa mocno wpił mi się w ciało. Krzyknęłam z zaskoczenia i bólu.

Ale przynajmniej się zatrzymaliśmy. To była moja szansa. Rozpięłam pas, sięgnęłam do klamki i w tym samym momencie wóz ruszył, nabierając prędkości z każdą sekundą. Odruchowo zapięłam pasy. Gościowi do reszty odbiło. A póki siedział za kierownicą i trzymał nogę na gazie, nic nie mogłam zrobić.

Okazało się, że facet wcale nie uciekł...

Ledwo to pomyślałam, momentalnie się zbuntowałam. Nie wolno mi się poddać! Nie ułatwię mu tego. Niedoczekanie! Wielu zboczeńców i bandytów żerowało na bierności i uległości. Zakładali, że ofiara nie będzie krzyczeć ani się bronić, i zrobi wszystko, co się jej każe.

Nie było sensu liczyć na szczęście albo na to, że facet ochłonie i mnie wypuści. Musiałam uratować się sama. Wyciągnęłam z torebki telefon i pospiesznie wybrałam numer alarmowy. Nie zdążyłam niczego zgłosić, bo świr uderzył mnie mocno w nadgarstek. Aparat wypadł mi z dłoni. Numer nie był zajęty: słyszałam ciągły sygnał. Zamierzałam krzyczeć, gdy ktoś się odezwie, ale mój oprawca pomyślał o tym samym. Odpiął pas, by mu nie krępował ruchów, i wpił się palcami w moją szyję. Zaczął mnie dusić. Bolało potwornie. Nie mogłam oddychać. Traciłam świadomość i życie. Nie! Nie zgadzam się!

Rozpacz dodała mi sił. Zaczęłam się szarpać i wyrywać. Udało mi się chwycić za kierownicę, pociągnąć ku sobie, samochód gwałtownie skręcił i wypadł z szosy. Potoczyliśmy się po zboczu. Zamknęłam oczy przy pierwszym dachowaniu. Przy trzecim straciłam rozeznanie, co się dzieje. Zdążyłam jeszcze pomyśleć: cholera, a więc tak umrę, ale głupio… I zemdlałam.

Kiedy się ocknęłam, pierwszym, co poczułam, był ból żeber. Drugim – histeryczny niemal strach. Gdzie on jest?! Gdzie ten psychol? Nie było go na siedzeniu obok. Uciekł? Czy się czai i zaraz wróci, by dokończyć dzieła?!

Chwilę później zrozumiałam, że już nie muszę się bać: na miejscu było pogotowie i policja. Zanim zabrała mnie karetka, ostrzegłam policjanta, że kierowca jest niebezpieczny.

– Już nie – mruknął funkcjonariusz.

Okazało się, że facet nie uciekł. Po tym, jak odpiął pasy, wypadł przez przednią szybę i zginął na miejscu.

Czytaj także:
„Jak nastolatka zadurzyłam się w internetowym przystojniaku. Już pierwsza randka była dla mnie jak kubeł zimnej wody”
„Facet poznany przez internet zaczął mnie nękać, musiałam zmienić numer. Teraz narzeczony chce zaprosić go na nasz ślub”
„Plułam sobie w brodę za to, że spóźniłam się na randkę z facetem z internetu. Okazało się, że czuwał nade mną anioł stróż”

Redakcja poleca

REKLAMA