Marzena wkurzała mnie od pierwszej chwili, kiedy ją poznałam. Mieszkała tuż obok moich teściów. Kiedy tylko pojawialiśmy się u nich, natychmiast przybiegała przyjaciółeczka męża. Witała się z moim Rafałem tak wylewnie, że aż wszystko się we mnie gotowało. Co gorsza, Rafał nie widział w tym nic niestosownego, według niego wszystko było jak najbardziej w porządku. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać, patrzył na mnie zdumiony.
Zazdrosna i wściekła
– O co ci chodzi? – nie rozumiał, albo udawał, że nie rozumie.
– Jak to o co? – denerwowałam się.
– Ona się zachowuje, jakby była dla ciebie bliższa niż ja.
– Przesadzasz – krzywił się. – Zresztą – dodawał natychmiast – Marzenka jest dla mnie jak siostra, a nawet bliższa, bo jesteśmy w jednym wieku. Wychowaliśmy się razem, nasze matki były zaprzyjaźnione, odkąd pamiętam.
– I co z tego? – złościłam się coraz bardziej. – Czy ty nie widzisz jak ona na ciebie patrzy? – zapytałam.
– Niby jak? – zaśmiał się.
– Jakby chciała cię zjeść!
– Baśka, ty jesteś zazdrosna – zachowywał się, jakby się z tego cieszył.
A ja rzeczywiście byłam zazdrosna. Zazdrosna i wściekła. Wkurzałam się, kiedy sąsiadka-przyjaciółka całe popołudnia spędzała w naszym ogrodzie. Siedzieli z Rafałem w altance i wspominali dzieciństwo, wczesną młodość czy diabli wiedzą co.
Kiedy przysiadałam się do nich Marzena natychmiast kierowała rozmową, tak abym nie miała pojęcia, o czym mówią. Wyciągała z niepamięci jakichś wspólnych znajomych ze szkoły podstawowej, a czasem jeszcze z przedszkola, uparcie nawiązywała do szkolnych wycieczek, wyjazdów albo wakacji spędzanych wspólnie w dzieciństwie. Rafałowi czasem wcale się to nie podobało, ale nigdy się jej nie sprzeciwił.
– A pamiętasz, jak byliśmy z rodzicami w Ustce, po skończeniu piątej klasy? – zapytała któregoś razu.
– Nie pamiętam – miałam wrażenie, że Rafał się zaczerwienił i uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
– No co ty, jak możesz nie pamiętać? – Marzenka była oburzona.
– Bo wiesz… – zwróciła się do mnie, a ja nie wytrzymałam.
Nie miałam ochoty słuchać o wakacjach sprzed lat, w ogóle nie miałam ochoty jej słuchać.
– Wydaje ci się, że wakacje sprzed tylu lat mogą mieć dla kogoś jakieś znaczenie? – zapytałam, mając już dość słodkiej Marzenki udającej moją przyjaciółkę.
Byłam niemal pewna, że jest zakochana w moim Rafale, tylko nie rozumiałam, dlaczego nikt oprócz mnie tego nie dostrzega. Najchętniej kazałabym jej się natychmiast wynosić z naszego ogrodu i nie pokazywać tu więcej.
Ten spacer był dla mnie męką
– A ty uważasz, że nie mają? – odpowiedziała, patrząc na mnie zaczepnie. – Zapewniam cię, że się mylisz.
– Przestańcie dziewczyny – Rafał wstał. – Chodźmy na spacer.
Wolałabym iść na spacer z mężem bez towarzystwa Marzenki, ale ona wcale nie zamierzała nas opuścić. Mogłam zrobić dwie rzeczy, albo puścić ich samych, albo iść razem z nimi. Wybrałam tę drugą opcję. Ten spacer był dla mnie prawdziwą męką. Nieustanne wspominki Marzenki tak mnie zdenerwowały, że wieczorem pokłóciłam się z Rafałem i następnego dnia wyjechaliśmy do domu obrażeni na siebie.
– Mam tej baby dosyć – zwierzałam się przyjaciółce. – Ona tylko czeka na okazję, żeby uwieść Rafała.
– Chyba trochę przesadzasz… – Agata próbowała mnie uspokoić, ale ja oczywiście wiedziałam swoje.
– Mówisz tak, bo nie widziałaś, jak ona na niego patrzy – odparłam. – Dziwię się tylko, że on jest taki ślepy .
Agata miała wątpliwości do czasu, dopóki kiedyś nie spotkała Marzenki, która „wpadła do nas przypadkiem”. Kto by tam wierzył w takie przypadki. Dobrze wiedziała, że nie ma mnie w domu. Jestem tego pewna. Po powrocie od fryzjera, obie z Agatą stanęłyśmy w drzwiach jak wmurowane. Marzenka, siedząc na kanapie, niemal przytulona do mojego męża, oglądała jakiś album ze zdjęciami, którego chyba nigdy nie widziałam.
– O jesteś! Witaj, Basiu! – poderwała się z kanapy z wyrazem twarzy, jakbym to ja przyszła do niej w odwiedziny, a nie zastała ją u siebie. – Napijesz się z nami herbaty? Właśnie oglądamy z Rafałem… – zaczęła.
– No właśnie – przerwałam jej wpół słowa. – Ciekawe, co oglądacie? – wyjęłam album z rąk speszonego męża.
Nigdy wcześniej nie widziałam tych zdjęć. Przerzucałam kartki, zastanawiając się, dlaczego mi ich nie pokazał.
– Rafał, co to jest? – w albumie były zdjęcia mojego Rafała z Marzenką, od dzieciństwa, przez szkołę podstawową do liceum. Fotki z różnych imprez, wycieczek, szkolnych zabaw.
– Ten album był u mnie – odezwała się Marzena, zanim Rafał zdążył otworzyć usta – wiesz, to taki nasz wspólny.
– Rafał nie ma już z tobą nic wspólnego – odezwałam się zimno.
Najchętniej wytargałabym ją za włosy
– No wiesz! – prychnęła. – Zawsze byliśmy z Rafałem przyjaciółmi i zawsze będziemy, prawda Rafciu?
Usłyszałam za sobą prychnięcie Agaty i jej stłumiony chichot.
– A dajcie mi wszystkie święty spokój! – wrzasnął Rafał, chwycił kurtkę i wybiegł z domu. Byłam zaskoczona zachowaniem męża. Marzena wzruszyła ramionami, schowała album do torby i oznajmiła spokojnie:
– To ja już sobie pójdę. A ty, Baśka, nie musisz być o mnie tak zazdrosna – dodała w drzwiach. – Przecież my z Rafałem tylko się przyjaźnimy.
– Przyjaźnimy? – prychnęła Agata, kiedy za Marzeną zamknęły się drzwi. – Ona jest jakaś nienormalna czy co?
– Sama nie wiem – zrezygnowana usiadłam w fotelu. – Rafał przy niej też zachowuje się jak nie on.
– Może oni coś ze sobą… – zaczęła ostrożnie Agata.
– Nie – mruknęłam. – Chyba nie, nie mieliby kiedy. Rafał nigdzie się nie szlaja i nie wychodzi beze mnie.
– A do rodziców nie jeździ sam?
– Raczej nie, jak jedziemy, to razem.
– Ale ona przecież go rwie – stwierdziła moja przyjaciółka.
Przynajmniej teraz byłam pewna, że nie tylko ja tak myślę. Niech mi Rafał więcej nie wciska kitu, że wymyślam, że mi się wydaje i takie tam. Wieczorem oczywiście znowu pokłóciłam się z mężem. Zaczęło się niewinnie, ale chciałam wiedzieć, dlaczego nigdy wcześniej nie widziałam ani albumu, który przywiozła Marzena, ani zdjęć, które w nim były.
– Bo ja takiego albumu nie mam – stwierdził zdecydowanie Rafał.
– Ale zdjęcia pewnie masz.
– Nie.
– Rafał, nie kłam, przecież tam były zdjęcia, na których jesteś.
– Owszem, ale to tylko Marzenka je zbierała. Poukładała sobie w album i stwierdziła, że to na pamiątkę naszej przyjaźni – wyjaśnił.
Coraz ciężej to znosiłam
– Ale wiedziałeś, że ona ma taką pamiątkę – nie ustępowałam.
– No wiedziałem – przyznał.
– Rafał, ona ma na twoim punkcie obsesję – stwierdziłam.
– Przesadzasz – usłyszałam w odpowiedzi. – To tylko moja przyjaciółka.
– A ja sobie nie życzę takich twoich przyjaźni! – podniosłam głos.
– No tu już przeginasz! – Rafał wcale nie pozostał mi dłużny.
– Wcale nie przeginam! Nie chcę jej więcej widzieć w swoim domu!
– O przepraszam, to również mój dom! – przypomniał mi mąż.
Delikatna przepychanka słowna zakończyła się kłótnią. Ja poszłam spać z płaczem, a Rafał wylądował na naszej kanapie w salonie. Przez kolejne kilka dni w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. W końcu stwierdziłam, że czas się pogodzić, ale na mój pierwszy krok do zgody odpowiedzią była taka propozycja Rafała, że mnie normalnie zatkało.
– Masz rację – przyznał mój mąż. – Nie ma co się kłócić. Powinniśmy pojechać w niedzielę do rodziców albo jeszcze lepiej zaprosić Marzenę do nas, żebyście się pogodziły. Chyba powinnaś ją przeprosić – stwierdził.
– Słucham! Ty chyba zwariowałeś? – nie wytrzymałam. – Ja mam ją przepraszać? Możesz mi powiedzieć za co?
– Za to, że ją wyrzuciłaś.
– Wiesz co, mam dość! – wrzasnęłam. – Już ci powiedziałam, że nie chcę jej więcej oglądać – przypomniałam.
– I co? Mam jej powiedzieć, że moja żona nie życzy sobie, żeby nas odwiedzała? – zapytał z dziwną miną.
– O to, to, to! – ucieszyłam się – To właśnie masz jej powiedzieć.
Rafał jednak nie powiedział swojej przyjaciółce z dzieciństwa, że zrywa z nią kontakty. Kiedy pojechaliśmy do teściów, dwie godziny po naszym przyjeździe pojawiła się Marzenka.
– Przecież nie mogę jej wyrzucić z domu rodziców – wysyczał ze złością Rafał, kiedy zwróciłam mu na to uwagę. W sumie miał rację. Ale znowu był wspólny spacerek, wspominki w altance. Coraz ciężej to znosiłam.
– Przestanę tam jeździć, jeśli się jej nie pozbędziesz – zagroziłam Rafałowi, ale on tylko się roześmiał. – Tak ci wesoło?
– Zastanów się, jak to zabrzmiało – znowu zachichotał. – Jeśli się jej nie pozbędziesz… – zacytował mnie.
– Rafał dobrze wiesz, o co mi chodzi.
Byłam już tym wszystkim bardzo zmęczona. Jeszcze do niedawna wydawało mi się, że pasujemy do siebie i bardzo się kochamy, dobrze nam razem, chcemy mieć wspólny dom, rodzinę, dziecko. Dzisiaj w kółko się kłóciliśmy. I to na ogół o Marzenkę. A ona była coraz bardziej nachalna.
Dzwoniła do Rafała z byle drobiazgami, a odkąd przeprowadziła się do mieszkania w mieście, było jeszcze gorzej. Urządzała się, a Rafał był jej po prostu niezbędny, podwieźć, wybrać, kupić, wnieść, naprawić.
– Rafał, ty masz swoją żonę, żeby jej pomagać – złościłam się.
– Oj, Basiu, przecież ci pomagam, a Marzenie zepsuł się kran w łazience. Cieknie cały czas, szybko naprawię i zaraz wrócę – tłumaczył.
– Do zepsutego kranu wzywa się hydraulika, a nie cudzego męża! – nie zamierzałam mu ustąpić.
– Nie przesadzaj. Szybko się uwinę. No jak mam jej odmówić, przecież jest tutaj całkiem sama.
– To może niech ona sobie znajdzie w końcu jakiegoś faceta, a nie wiecznie wisi na tobie – wypaliłam.
Odniosłam wrażenie, że Rafał zesztywniał na te słowa, ale nie odezwał się więcej. Po prostu wyszedł.
– Agata, on mnie chyba z tą Marzeną zdradza – pożaliłam się następnego dnia przyjaciółce.
– Dla mnie to od początku wyglądało podejrzanie – stwierdziła w końcu. – A dlaczego tak myślisz?
Opowiedziałam jej przebieg wczorajszej rozmowy.
– Rafał niby nic nie powiedział, ale wyglądał jakby bardzo mu się nie spodobał mój pomysł.
Po raz pierwszy się przede mną odkryła
– Za to mi przypadł bardzo do gustu – Agata przeciągnęła się na kanapie.
– To byłoby dobre rozwiązanie, znaleźć jej faceta i szlus. Niech zajmie się własnym życiem. U mnie w pracy jest taki jeden, myślę, że by się nadał.
Jednak się nie nadał, bo Marzenka wcale nie była nim zainteresowana. Co myśmy się z Agatą nastarały, naumawiały spotkań. Nic z tego. W końcu Marzena powiedziała nam wprost, że nie jest zainteresowana Andrzejem i żebyśmy się od niej odczepiły.
– Pewnie, bo ty jesteś zainteresowana tylko moim mężem – warknęłam pod nosem. Myślałam, że nie słyszała, lecz słuch miała bardzo dobry.
– Bo on był mój – syknęła, uśmiechając się złośliwie. – I będzie. Nie myśl sobie, że mi go zabrałaś.
Wtedy po raz pierwszy się przede mną odkryła. Pomyślałam, że skoro to robi, musi być bardzo pewna swego. Dotychczas twardo obstawała, że z Rafałem łączy ją tylko przyjaźń. Dwa tygodnie później Rafał wrócił z pracy zupełnie odmieniony.
Cały wieczór przesiedział na kanapie przed telewizorem, w milczeniu gapiąc się w ekran, nie dotykając pilota i nie zmieniając kanałów. A to świadczyło, że wydarzyło się coś ważnego.
– Rafał, co się stało? – nie wytrzymałam w końcu.
– Marzena jest w ciąży – powiedział, nie zmieniając pozycji ani nie odrywając wzroku od telewizora.
Zrobiło mi się zimno, ale jeszcze udawałam, że nie rozumiem.
– I co w związku z tym? – zapytałam. – Aż tak bardzo to przeżywasz?
– Jest w ciąży ze mną – usłyszałam. – Baśka! – zerwał się gwałtownie. – To było tylko jeden raz, to była pomyłka – zaczął się tłumaczyć, ale nie chciałam go słuchać, nie miałam sił.
Złożyłam pozew o rozwód
Boże, jaka byłam głupia, przecież od początku wiedziałam, że to tak się skończy – myślałam. To znaczy nie sądziłam, że ciążą, ale czułam, że Marzena chce się z nim przespać i chce go zdobyć dla siebie.
– Dlaczego ty się w ogóle ze mną ożeniłeś? – zapytałam cichutko.
– Bo cię kocham.
– Mnie czy Marzenę?
– Ciebie, tylko ciebie – zapewniał, ale nie wierzyłam mu już.
Tę noc i następną spędziłam u Agaty, a potem zażądałam od Rafała, żeby się wyprowadził. Mieszkanie było moje, rodzice kupili mi je jeszcze przed ślubem. Rafał bez słowa spakował swoje rzeczy i wyniósł się. Pewnie do Marzeny, ale nie pytałam go o to. Złożyłam pozew o rozwód. Nawet nikt z rodziny nie usiłował nas pogodzić. Przecież miało urodzić się dziecko, które potrzebowało ojca.
Czytaj także:
„Myślałam, że mój facet mnie dopinguje, a on nękał mnie dietami i treningami. Na przeprosiny dostawałam w twarz”
„Miałem być wilkiem morskim, a zostałem chuderlawą foczką. Fala pecha zalała mnie bardziej, niż ta bałtycka”
„Odrzuciłam zaloty Władka, choć ryzykowałam utratą pracy. Nie mogłam znieść obrzydliwego zapachu z jego ust”