Nigdy bym nie sądził, że nasi rodzice byliby do tego zdolni. Przecież nasze życie jest gotowym scenariuszem na film! Na dodatek pewnie nic by się nie wydało, gdyby nie czysty przypadek.
Stanąłem twarzą w twarz z samym sobą
– No wreszcie dotarłem! – pomyślałem z ulgą, kiedy wysiadłem z busa w Szczawnicy. Czekał mnie fantastyczny tygodniowy urlop, który planowałem wykorzystać na górskie wędrówki. Zarzuciłem na plecy bagaż i pomaszerowałem do kwatery, którą zarezerwowałem przez internet.
– Przyjechał pan trochę za wcześnie… – zauważyła gospodyni, kiedy się jej przedstawiłem. Potem obrzuciła mnie takim nieco zaskoczonym spojrzeniem. Raz i drugi. W końcu tylko skinęła głową i oznajmiła: – Poprzedni goście jeszcze nie wyjechali, będzie pan musiał zaczekać z godzinę.
No i faktycznie, przed chatą były zaparkowane dwa auta z rejestracją z Wrocławia, a ich otwarte bagażniki wypełnione były po brzegi gratami. Rzuciłem torbę w kąt i chciałem już usiąść na schodkach, kiedy nagle z budynku wypadł pewien młody gość.
Przeszedł obok mnie, zbliżył się do opla i wrzucił coś do wnętrza pojazdu. Następnie obrócił się w moją stronę… Gdy na niego zerknąłem, zaniemówiłem. To było jak patrzenie w zwierciadło, z tą różnicą, że moje odbicie miało trochę inną fryzurę i ubrane było w spodnie wojskowe, a nie jeansy tak jak ja. Mój sobowtór również osłupiał i tak tkwiliśmy naprzeciw siebie, wpatrując się w siebie nawzajem z rozdziawionymi ustami.
– Mam na imię Arek – rzucił na przywitanie.
– A ja Łukasz – odpowiedziałem bez pośpiechu.
– A niech mnie! – czyjeś nagłe wołanie przywróciło nas do rzeczywistości. Drobna dziewczyna o jasnych włosach wpatrywała się w nas, a na jej twarzy malowało się zdziwienie pomieszane z rozbawieniem.
– O matko, jesteście jak dwie krople wody.
Rzeczywiście. Byliśmy równego wzrostu i zapewne w zbliżonym wieku, jedynie Arek był bez okularów.
– Noszę soczewki – niespodziewanie rzucił, zupełnie jakby czytał w moich myślach!
– Mieszkasz we Wrocławiu? – zagadnąłem.
– Zgadza się, a ty?
– Od urodzenia w Gdańsku.
Na jego twarzy pojawił się osobliwy grymas. Dopiero po chwili się odezwał:
– Ja też przyszedłem na świat w Gdańsku. Potrafisz mi to jakoś wytłumaczyć, stary?
– Kiedy? – zapytałem, czując, jak opanowuje mnie drżenie wywołane emocjami.
– 24 marca 1987 – padła odpowiedź.
To nie mógł być przypadek
Ostrożnie wysunąłem dowód osobisty z portfela i przekazałem go Arkowi. Zerknął na dokument, a jego wzrok całkowicie zastygł. Zaczerpnął powietrza i oznajmił:
– No to chyba mamy kłopot. Przyszliśmy na świat w Gdańsku w tym samym dniu.
Przycupnęliśmy obok siebie na schodach i mimowolnie założyliśmy ręce w podobny sposób. Zrobiło nam się niezręcznie.
– Posłuchaj – zagaił – zdaję sobie sprawę, że to raczej mało realne, ale… a jeśli faktycznie jesteśmy braćmi?
Po usłyszeniu tej wiadomości, instynktownie pomyślałem sobie, żeby uciec jak najdalej stamtąd. Przecież wszystko w moim życiu było poukładane – miałem super siostrę i kochających rodziców. A teraz nagle...
– Mam oboje rodziców – zaznaczyłem.
– Ja też, ale to wcale o niczym nie świadczy – wymamrotał pod nosem Arek.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Nic takiego! – podniósł głos. – Wysłuchaj mnie uważnie. Wiodłem spokojne życie, aż tu nagle pewnego ranka moja dziewczyna zaspała i nie opuściłem kwatery o świcie, jak miałem w zwyczaju! Tylko z tego powodu dane nam było się poznać! Pomyśl tylko, mogliśmy przejść obok siebie obojętnie i nigdy nie zamienić słowa!
– I co teraz? – zapytałem.
– Musimy dotrzeć do sedna sprawy – oznajmił. – Według mnie potrzebna nam terapia z przytupem. Do Wrocławia mamy bliżej niż do Gdańska, zatem…
– Ruszajmy w drogę – podjąłem decyzję.
Czy można to jakoś wyjaśnić?
Jechaliśmy samochodem tylko we dwóch, bo dziewczyna Arkadiusza postanowiła podjechać z przyjaciółmi i najprawdopodobniej była już prawie we Wrocławiu. Przez większość czasu podróży panowała niezręczna cisza, dyskretnie zerkaliśmy na siebie z zaciekawieniem. Mieliśmy bliźniacze maniery, analogiczne reakcje i przyzwyczajenia.
Gdy zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, dostrzegłem, że Arek zamawia dokładnie taką samą kawę i odruchowo chwyta po gumę o cytrynowym smaku – zupełnie jak ja. Choć były to intrygujące zbieżności, nie stanowiły one niepodważalnych dowodów. W końcu mnóstwo osób lubi właśnie ten rodzaj gumy do żucia.
– Ojciec pracuje zdalnie, zajmuje się tłumaczeniami. O tej godzinie zapewne będzie w domu sam, więc... – Arek zaczął prezentować mi swój pomysł.
Zostawiliśmy auto przy domu, w którym mieszkał i niepostrzeżenie przekroczyliśmy próg. Arek bez chwili zwłoki podążył w stronę pokoju ojca.
– Arku, już jesteś? Cześć – do moich uszu dobiegł sympatyczny, głęboki ton, który sprawił, że coś drgnęło w mojej piersi.
– Tato, odpowiedz mi szczerze na jedno pytanie. – rozpoczął Arek. – Powiedz, czy darzysz mnie miłością?
Na moment zaległa głucha cisza, po czym tata chrząknął zaskoczony i potwierdził synowi:
– No jasne.
– A mnie? – pojawiłem się w drzwiach.
Ujrzałem lekko przyprószonego siwizną mężczyznę, łudząco przypominającego Arka i mnie samego. O rany…
Ojciec poznał mnie natychmiast
– Łukasz?! – wydukał ledwo słyszalnie, a jego usta zrobiły się białe jak ściana. Poczuł się słabo i zachwiał na nogach.
Nagle wszystko zrozumiałem.
– Dlaczego nam to zrobiliście? – Krzyk Arka przeciął ciszę. Nie czekając na odpowiedź, wypadł z pokoju jak burza.
Ruszyłem za nim chwiejnym krokiem, jakbym był pijany. Wpakowaliśmy się obaj do samochodu i... Nie mam zielonego pojęcia, jak długo gnaliśmy przed siebie, pewnie łamiąc wszystkie możliwe przepisy drogowe! W końcu Arek zahamował gwałtownie na jakiejś leśnej drodze, z dala od ludzi.
– Witaj, braciszku – przywitał mnie.
– Witaj… – odpowiedziałem, po czym mocno się przytuliliśmy.
W takiej sytuacji chyba powinniśmy sobie nawzajem zrelacjonować swoje dotychczasowe losy, zestawić je ze sobą, ale obaj czuliśmy, że to, co było kiedyś, jakby przestało mieć znaczenie. Ważne stało się jedynie to, co działo się w danej chwili. Staliśmy w ciszy, załamani postępowaniem naszych rodziców.
Nagle rozdzwoniły się oba nasze telefony, najpierw jego, potem mój
– To ojciec – oznajmił Arek.
– Matka – od razu dodałem.
– Chyba już się dogadali – wyszeptał brat, a następnie bez chwili wahania podaliśmy sobie nawzajem komórki i odebraliśmy połączenia.
Dlaczego to zrobili?
– Słucham, co tam? – powiedział Arek, pierwszy raz od wielu lat słysząc w słuchawce matczyny głos.
– No? – rzuciłem do ojca.
Wyczułem jego chwilę niepewności.
– To ty, Łukasz? – odezwał się moment później.
Poznał mnie. Zaliczył test.
– Powinniśmy porozmawiać… – przerwał na chwilę. – Synku – uzupełnił.
Arek siedział tuż przy mnie, usiłując brzmieć opanowanie, lecz po jego twarzy spływały łzy. Usłyszałem szloch mamy, dobiegający z telefonu. Również płakała.
– Takie wyjście uważaliśmy wtedy za najlepsze – powiedział ojciec ściszonym głosem, kiedy zasiedliśmy z nim w pokoju. Mama obiecała przyjechać najszybciej jak się da, czyli jutro.
– Najlepsze dla kogo? Nie daliście nam nawet cienia okazji, żeby się poznać! To nieludzkie! – krzyknął Arek.
– Gdy skończyliście cztery miesiące, wzięliśmy z matką rozwód. Sądziliśmy wtedy, że to będzie najprostsze i najbardziej sprawiedliwe wyjście – ona zaopiekuje się jednym z was, a ja drugim. Zero płacenia na dzieci, zero oczekiwań od siebie nawzajem.
– A nie brakowało wam tego drugiego dziecka? – zapytałem.
– Mnie brakowało – przyznał tata. – Mimo że sam przed sobą nie chciałem się do tego przyznawać…
W tym momencie musimy ułożyć na nowo rzeczywistość, która ni stąd, ni zowąd runęła nam wszystkim na łeb. Wyszło na jaw, że osoby, z którymi nasi rodzice byli w związkach, również nie miały pojęcia o istnieniu drugiego bliźniaka i były kompletnie zaskoczone tą informacją. Najistotniejsze jest jednak to, że w całej tej sytuacji możemy na siebie liczyć. Niesamowite, jak szybko nawiązaliśmy ze sobą przyjacielsko–braterską więź.
Od tamtych wydarzeń upłynęła już ponad dekada, a ja zupełnie zapomniałem, że kiedyś nie miałem u boku brata.
Łukasz, 37 lat
Czytaj także:
„Wziąłem sobie żonę, żeby mieć ciepły obiad i porządek na chacie. Ja zarabiam na chleb, więc mam swoje oczekiwania”
„Wakacyjny wyjazd z mężem stał się koszmarem mojego życia. Ten dwulicowy łajdak zdradził mnie w perfidny sposób”
„Odkładałam kasę na renomowane liceum, a syn wybrał szkołę dla pospólstwa. Wyrośnie mi z niego jakiś dresiarz”