„Przy Kubie mogłam mieć wszystko, a zostałam z niczym. Wybrałam hulaszcze życie zamiast kochającego mężczyzny”

Kobieta, która straciła ukochanego fot. Adobe Stock, New Africa
„Kochałam go, ale nie chciałam tego samego co on. Wiele razy obracałam w głowie tę scenę. Kuba wysłuchuje i godzi się poczekać. Albo inaczej. Kuba słucha, kręci głową i zarzuca mi, że zdradziłam nasze marzenia. Odchodzi. Tego scenariusza bałam się najbardziej”.
/ 11.01.2022 08:27
Kobieta, która straciła ukochanego fot. Adobe Stock, New Africa

On planował nasze wspólne życie, zbierał pieniądze na mieszkanie. Ja się wahałam. No bo przecież świat tyle mi oferował… Kretynka. Rozwalony na parapecie Lucek nie spuszczał ze mnie wzroku. Nie podobało mu się to, co widział, bo drgały mu wąsy. Był wyrafinowanym estetą, kocim filozofem i skłonnym do krytycznej oceny współlokatorem.

– Co się gapisz? Wyglądam jak półtora nieszczęścia? – siąknęłam nosem.

Jeszcze katar mi się przyplątał. Lucek spojrzał z odrazą.

– Przyzwoity kot przyszedłby pocieszyć swoją panią, widzisz, że jestem w dołku – wytknęłam mu.

Wyraźnie się ubawił. Pani! Przecież on do nikogo nie należy, mogłam co najwyżej ubiegać się o rolę opiekunki.

– Spotkałam dzisiaj Kubę – zwierzyłam się rudemu, jak ostatnio miałam w zwyczaju. – Słuchaj, co mówię, bo nie dostaniesz żarcia! – zaapelowałam do jego sumienia.

Trafiłam w dziesiątkę, Lucek zrozumiał bez pudła. Usiadł prosto, owinął nogi ogonem i zaczął pojednawczo mruczeć. Cwaniak. Co to za kot! Nie mogliśmy się z Kubą nadziwić, jaki cudak nam się trafił. Miał się nazywać Lucky, czyli Szczęściarz, ale szybko został swojskim Luckiem. Miał śliczne rude futerko i trzy białe skarpetki na łapach.

– Zobacz, jaki fajny, znalazłem biedaka na ulicy – Kuba wyciągnął zza pazuchy rudego kociaka. – Nie mogłem zostawić go na mrozie. Może u ciebie zostać? Moja mama nie zgodziła się na zwierzaka. Będzie nasz, już niedługo zamieszka w naszym domu.

Często o tym rozmawialiśmy, mieliśmy po dwadzieścia lat i planowaliśmy wspólną przyszłość. Kuba i ja. Ja i Kuba. Nierozłączni. To było jasne  jak słońce, że będziemy razem, licealna miłość jest pierwsza, nieokiełznana i na zawsze. Najmocniejsza, ale czasami źle się kończy.

Na razie cieszyliśmy się sobą do utraty tchu, z nikim nie było mi tak dobrze jak z nim, nie miałam nawet przyjaciółek, nie potrzebowałam ich. Wszystkie chwile spędzaliśmy razem, dzień kończył się zbyt szybko, rozdzielała nas noc.

– Chciałbym budzić się przy tobie, już niedługo tak będzie – mruczał Kuba, wtulając nos w moją szyję.

– Nie mamy za co wynająć mieszkania – odzywała się moja praktyczna natura; byliśmy młodzi, zbyt młodzi na podejmowanie poważnych decyzji.

– Nie psuj marzeń i nie wątp – odpowiadał Kuba, głaszcząc rudego kota. – On nam przyniesie szczęście, zobaczysz. Prawda, Lucek?

Bardzo tęskniłam, ale nie było mnie stać na podróż

Marzenia przełożyły się wkrótce na pensję recepcjonisty, którą islandzki hotelarz skrupulatnie wypłacał Kubie. Mój dzielny chłopak załatwił sobie pracę na smaganej wiatrem skalistej wyspie, zdobnej w najpiękniejsze wodospady w Europie.

– Będę przyjeżdżał tak często, jak się da – obiecywał Kuba, tuląc mnie na zatłoczonym lotnisku.

– E tam, chcę, żebyś był ze mną – łkałam, mocząc jego koszulkę łzami.

– Agata, nie bądź dzieckiem, spójrz na mnie. Nie wyjeżdżam na zawsze, zarobię na mieszkanie i wrócę. Kocham cię. Dbaj o Lucka, naszego kota. I myśl o mnie, każdego dnia.

– O każdej godzinie – obiecałam solennie, pewna, że życie bez niego nie ma sensu. – Ja też cię kocham.

Rozstanie bolało, nigdy dotąd nie byłam tak bardzo samotna. Żyłam od jednej rozmowy telefonicznej do drugiej, obliczając w myśli dni do powrotu Kuby. Z czasem piekąca tęsknota trochę osłabła, nauczyłam się funkcjonować bez niego. Poczułam smak samodzielności, pierwszy raz byłam sobą, a nie połówką zgranego duetu. 

To było nowe i dziwne uczucie, jednak bardzo interesujące. Wiosną Kuba wymyślił, żebym przyjechała do niego w czasie wakacji.

– Tęsknię za tobą, a nie mogę się wyrwać, mamy sezon turystyczny, hotel pęka w szwach. Muszę cię zobaczyć, rozumiesz? Kocham cię jak wariat.

Pomysł był szalony, a życie na Islandii drogie, toteż po przeliczeniu pragnień na walutę obiegową wyszło, że moja podróż nie jest na studencką kieszeń, nawet jeśli Kuba przyśle pieniądze na bilet lotniczy. Pokonała nas proza życia, jeszcze przez jakiś czas musieliśmy pozostać rozdzieleni.

– Wtedy właśnie popełniłam błąd, wiesz? – podrapałam Lucka za uchem. – Dzieliły nas tysiące kilometrów, miesiące się wlokły, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze robię.

Kocisko spojrzało na mnie pytająco, miarowo ugniatając łapkami poduszkę na parapecie. Mruczenie stało się bardziej intensywne, Lucek był wyraźnie zainteresowany.

– Dziewczyny z roku podsunęły mi tę myśl, nie mogąc znieść rzewnego jojczenia o tęsknocie za Kubą. Żadna z nich nie była w stałym związku, chyba nawet nie wiedziały, jak to jest kochać kogoś na zawsze. A może mi zazdrościły? Cholera wie.

Najbardziej cięta na Kubę była taka jedna Marcelina.

– Nigdy nie widziałam tego kolesia, ale znieść go nie mogę – mówiła przy każdej okazji. – Taki cudowny, kurza jego twarz. Aga! Weź ty się ogarnij! Fajna laska z ciebie, szkoda życia na wiązanie się z pierwszym lepszym chłopakiem. Możesz wybierać. Dobra, nie mówię, że on jest do bani, zwracam ci tylko uwagę, że przez niego pozbawiasz się wszelkich szans. Skąd wiesz, czy za rogiem nie czeka na ciebie coś wielkiego? O czym jeszcze nie wiesz?

Słowa Marceliny zasiały we mnie niepokój

Rzeczywiście ostatnio miałam wrażenie, że omija mnie główny nurt życia. Dziewczyny wychodziły wieczorami, poznawały nowych ludzi, ciągle gdzieś wyjeżdżały, a ja przeważnie siedziałam w domu. Chciałam być lojalna wobec Kuby – on urabiał ręce, pracując na trzy zmiany w hotelu, żeby zapewnić nam przyszłość, nie chciałam opowiadać mu o rozrywkach, w których nie mógł wziąć udziału.

Owszem, mogłam przemilczeć to i owo, żeby mu nie było przykro, ale przecież nigdy dotąd go nie okłamywałam…

– Zawsze musi być ten pierwszy raz, mówię ci, Lucuś – pogłaskałam kocurka po łebku, ciesząc się, że raczył usiąść bliżej mnie. – Wyjechałam ze znajomymi do Krakowa, nic nie mówiąc Kubie. Spędziliśmy szalony weekend, po którym nic już nie było takie samo. Odkryłam, że Marcelina miała rację: świat stał przede mną otworem, a ja ignorowałam otwarte zapraszająco drzwi.

Kuba nie będzie miał nic przeciwko temu – pomyślałam i rzuciłam się w wir studenckich rozrywek.
Nie mówiłam mu o tym, jak zawsze zapewniałam, że tęsknię i czekam. Okropnie źle się z tym czułam, przecież między nami nigdy nie było niedomówień, byliśmy wobec siebie szczerzy, jednak do tej pory było łatwo. Prawie się nie rozstawaliśmy, a jeśli już, nigdy na tak długo.

Lucek odsunął się ode mnie i przestał mruczeć. Zmrużył oczy i zaczął wpatrywać się we mnie, jakby namierzył mysz. Miałam wrażenie, że zaraz na mnie skoczy.

– No, no, tylko spokojnie – osadziłam jego zapędy. – Nie kupujesz mojego tłumaczenia? Wolałbyś pewnie, żebym żyła jak zakonnica, bo mój chłopak wyjechał. Trochę za wiele ode mnie wymagasz.

No sorry, Kuba nie pasował do mojego towarzystwa

Zdenerwowałam się jak zawsze, gdy myślałam o tamtych czasach. Czy miałam prawo do własnego życia pod nieobecność Kuby? Oczywiście. Nie robiłam nic złego, zdrada nie wchodziła w grę. Kochałam Kubę, ale miłość nie jest więzieniem, dlaczego więc czułam się winna?

Odsunęłam kota i poszłam zrobić herbatę. Lucek natychmiast podreptał za mną do kuchni, mrucząc głośno i uwodzicielsko prężąc ogon. Zapuścił żurawia do pustej miseczki i spojrzał na mnie z nadzieją.

– Może być z tuńczykiem? – rozerwałam saszetkę kociej karmy.

Po rudym futrze Lucka przeleciał dreszcz obrzydzenia, kocisko otrzepało łapę z wyimaginowanej ohydy i wymownie usiadło przy lodówce.

– Nie dostaniesz szynki, masz piętnaście lat, w twoim wieku ważne jest zdrowe odżywianie – tłumaczyłam mu. – Zostaliśmy we dwoje, nie zniosłabym, gdybyś i ty mnie opuścił.

Lucek miauknął rozdzierająco. Nie kończąc dydaktycznej przemowy, natychmiast się poddałam. Kawałek wędliny chyba mu nie zaszkodzi? Patrząc, jak godnie konsumuje plasterek szynki, a potem długo i starannie myje łapką pyszczek, wróciłam myślami do Kuby.

Po roku przyjechał i wszystko było jak dawniej, jakbyśmy nigdy się nie rozstawali. Odnaleźliśmy się, ale z czasem coś zaczęło zgrzytać, Kuba zupełnie nie pasował do nowych znajomych ze studiów.

– Strasznie przemądrzałe towarzystwo, a szczególnie Marcelina – narzekał, gdy byliśmy sami. – Jesteś pewna, że ci się podobają?

Nie kazał mi dokonywać wyboru, ale czułam, że ten układ długo nie pociągnie. On nie pasował do nich, do nas… Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Kuba się zmienił czy ja? W zamęt szalejących w moim sercu uczuć wdarła się proza życia. Kuba przywiózł zarobione w hotelu pieniądze na wpłatę pierwszej raty na mieszkanie, sporo uzbierał, trzeba było podjąć decyzję. 

– Zobacz, Agatka, mieszkanko nieduże, ale jaki fajny rozkład. Lokalizacja pierwsza klasa, moim zdaniem nie ma się co zastanawiać – entuzjazmował się, pokazując plany nieistniejącego jeszcze budynku.

Rok temu dałabym wszystko za taką chwilę, ale teraz wahałam się, jak przed skokiem na głęboką wodę. Wspólne mieszkanie, meble, telewizor, stabilizacja. Ślub. Nie byłam na to gotowa, chciałam zdobywać świat, a nie urządzać dwa ciasne pokoiki.

– Nie podoba ci się? Możemy znaleźć inne – Kuba nieomylnie odczytał targające mną emocje.

– Nie, co ty, to będzie w sam raz – powiedziałam na odczepnego, chcąc ukryć wątpliwości.

– Agatka, o co chodzi? – Kuba oderwał się od planów i ujął moje ręce.

Co miałam mu powiedzieć? Że nasze drogi powoli zaczynają się rozchodzić? Kochałam go, ale nie chciałam tego samego co on. Jak miałam to pogodzić, nie tracąc Kuby?

– Powinnam mu była po prostu powiedzieć o tym, co czuję – wyjaśniłam sennemu po posiłku kotu.
No cóż, słowa pijanego to myśli trzeźwego

Wiele razy obracałam w głowie tę scenę. Kuba wysłuchuje i godzi się poczekać, znów jesteśmy razem, bez niedomówień i poświęceń. Albo inaczej. Kuba słucha, kręci głową i zarzuca mi, że zdradziłam nasze marzenia. Odchodzi. Tego scenariusza bałam się najbardziej, dlatego nawet nie spróbowałam.

Za to z rozpaczy upiłam się na  jakiejś imprezie ze znajomymi z roku – i tak poznałam Ksawerego.
Kuby oczywiście nie było ze mną, od dawna nie bywał tam, gdzie można było spotkać Marcelinę. Obiecał, że po mnie wpadnie, miałam zadzwonić, jak będę wychodziła. Nie zrobiłam tego, bo zwyczajnie zapomniałam.

Alkoholowy rausz odebrał mi rozum, ale nie przeszkadzał świetnie się bawić w towarzystwie nowo poznanego przystojniaka. Gdybym wiedziała, że Kuba zaniepokojony moim milczeniem przyjedzie po mnie do klubu…

Tego wieczora strasznie się pokłóciliśmy, pierwszy raz tak poważnie, i to wcale nie o Ksawerego czy moje zachowanie. Ośmielona alkoholem wyłożyłam Kubie wątpliwości co do naszego związku. Wyszło nie tak, jak chciałam, i chłopak się załamał. Każdy by tak zareagował, gdyby usłyszał, że nie pasuje do ukochanej osoby.

Przez kolejne dni próbowałam to jakoś odkręcić, ale wiadomo, że słowa pijanego to myśli trzeźwego. Kuba dowiedział się, że męczę się w związku i postanowił zwrócić mi wolność.

– Jeśli będziesz chciała do mnie wrócić, wiesz, gdzie mnie szukać. Ja się nie zmieniłem – zapewnił i następnego dnia wyjechał.

Zamiast samej siebie zastępczo znienawidziłam Islandię, wyspę, która już drugi raz zabierała mi miłość.

– Pamiętasz Ksawerego? Lubiłeś napadać na niego znienacka, bał się ciebie jak ognia – pogłaskałam ciepłe futerko Lucka, a kot wyciągnął się błogo u mojego boku.

Nie kochałam Ksawerego, chciałam zrobić na złość Kubie, sobie i całemu światu. Nie poświęcałam się, skądże. Ksawery był przystojny i wydawało się, że mu na mnie naprawdę zależy. Grzałam przy nim pokiereszowane serce, wdzięczna, że ktoś taki jak on zwrócił na mnie uwagę.

– Nie doceniałam cię, poderwałaś najlepsze ciacho na wydziale – Marcelina przyznała mi niechętnie laur. – W dodatku facet pochodzi z rodziny przedwojennych architektów, to klan z tradycjami. Trzymaj się, Aga, bo jak cię prześwietlą, to może się okazać, że jesteś niewystarczająca.

Cholerna Marcelina. Jak zwykle udało jej się wykrakać nieszczęście. A może to ja urodziłam się pod koślawą gwiazdą? Rodzina Ksawerego przyjęła mnie z otwartymi ramionami, a z jego siostrą nawet się zaprzyjaźniłam, nie z tej strony czyhało niebezpieczeństwo. Przybrało postać bólu brzucha, który mylnie wzięliśmy za atak wyrostka. Ksawery zawiózł mnie do szpitala i opiekował się mną troskliwie. Aż nadszedł moment diagnozy.

– Torbiel? Trzeba usunąć jajnik?

– Ksawery lekko zbladł, pewnie jak większość facetów postawionych w obliczu choroby.

– To chyba nic poważnego, lekarz mówił, że wszystko będzie dobrze – szepnęłam, oglądając się na pacjentkę leżącą obok, która była mimowolnym świadkiem rozmowy.

– Jak dobrze? Co ty mówisz! Mają zamiar usunąć ci jajnik – uniósł się Ksawery. – A co z dziećmi? Pomyślałaś o tym? To zmniejsza twoje szanse na zajście w ciążę.

– Proszę nie krzyczeć, jest pan w szpitalu – zwróciła mu uwagę kobieta z sąsiedniego łóżka.

– Przepraszam – zreflektował się Ksawery; nachylił się do mnie i szepnął: – Myślałem, że weźmiemy ślub, ale jeśli nie będę miał syna, spadkobiercy rodu, nasza pracownia przejdzie w przyszłości w obce ręce. To trochę wszystko komplikuje, nie sądzisz?

Zakręciło mi się w głowie. Niewystarczająca

Właśnie mi powiedział, że jestem niewystarczająca, bo nie wiadomo, czy będę mogła zajść w ciążę. Spodziewał się po mnie przede wszystkim gwarancji przedłużenia rodu. Gdyby chociaż powiedział, że kocha dzieci, marzy o naszym wspólnym…

– Wyjdź stąd. Zostaw mnie. Natychmiast! – krzyknęłam, ale tym razem sąsiadka nie zareagowała, tylko odprowadziła mojego niedoszłego narzeczonego wzrokiem do drzwi.

– Dobrze pani zrobiła, takich egoistów trzeba pędzić – sapnęła z satysfakcją, ale zaraz przeprosiła, że wtrąca się w nie swoje sprawy.

Nie miałam siły jej odpowiedzieć, łzy płynęły po policzkach, czułam się okropnie. Niewystarczająca, zbyt głupia, by utrzymać miłość. Nie myślałam o Ksawerym, tęskniłam za Kubą. Zaraz po wyjściu ze szpitala postanowiłam, że wszystko naprawię. Pojadę do niego i wszystko sobie wyjaśnimy, nareszcie wiedziałam, czego chcę, byłam pewna, że tylko on się liczy.

Trochę trwało, zanim to zrozumiałam, ale to nie miało znaczenia. Kuba powiedział, że będzie na mnie czekał, muszę się tylko zdecydować. Wsiadłam w pierwszy samolot, drżąc ze zdenerwowania i niecierpliwości, starając się nie myśleć o długu, jaki zaciągnęłam na podróż. 

Przejechałam pół wyspy, by dostać się do hotelu, w którym pracował Kuba. Zastanawiałam się po drodze, co mu powiem, gdy się zobaczymy. Chciałam jak najszybciej wyjaśnić nieporozumienia i żyć dalej, jakby nie było dzielących nas złych słów i Ksawerego.

– Nie oceniaj mnie źle, każdy ma prawo popełnić błąd, ważne, że chciałam go naprawić – powiedziałam do Lucka, ale udał. że nie słyszy.

Mimo jego wystudiowanej obojętności, lubiłam do niego mówić, lepsze to niż samotność. Stare kocisko, mimo trudnego charakteru, było moim lekiem na całe zło.

Czy ta kobieta nic nie robi, tylko zachodzi w ciążę?

Kuby nie zastałam na posterunku w recepcji, okazało się że ma wolne. Jego zmiennik skierował mnie do pokojów obsługi, pobiegłam jak na skrzydłach, pewna, że obudzę odsypiającego nocną zmianę chłopaka. Nie spał, otworzył drzwi i… w życiu nie widziałam tak zdumionego człowieka!

– Kochanie, przepraszam. Wszystko było pomyłką oprócz ciebie, dopiero to odkryłam – niedokładnie to chciałam powiedzieć, ale i tak zrozumiał.

Rzuciłam mu się na szyję, objął mnie mocno i schował twarz w moich włosach. Trwaliśmy w uścisku, ciesząc się ciepłem ciał, które tak dobrze do siebie pasowały. Jak mogłam wcześniej mieć jakiekolwiek wątpliwości? Musiałam dorosnąć do tej miłości, co za szczęście, że z nas dwojga chociaż Kuba był mądrzejszy.

– Cześć! – usłyszałam za plecami.

Odwróciłam się. Stała za mną dziewczyna w uniformie pokojówki, mierzyła mnie spojrzeniem, które zabijało, ale usta uśmiechały się miło.

– Aga, to jest Iwona. Moja…

– …narzeczona – wpadła mu w słowo dziewczyna. – Ustaliliśmy już datę ślubu, musimy się pośpieszyć, bo junior w drodze – położyła rękę na płaskim jak deska brzuchu.

Kuba wypuścił mnie z objęć i skinął głową, potwierdzając rewelacje dziewczyny. W jego wzroku zobaczyłam rozpacz… A może tylko chciałam, żeby tak było. Wyszłam z hotelu, nie mając pojęcia, co dalej. Było mi wszystko jedno, nie mogłam myśleć ani oddychać. O mało nie przewróciłam się o kogoś.

– Posłuchaj mnie dobrze, nie wracaj tu. Nigdy – przede mną stała Iwona, bez uśmiechu na twarzy. – Po tym, co mu zrobiłaś, nie było łatwo wyciągnąć go z dołka, nawet teraz nie wiem, czy za tobą nie pobiegnie. Pozbierał się, jesteśmy szczęśliwi, spodziewamy się dziecka. Nie jesteś mu potrzebna.

– Ale… – zaczęłam.

– Nie rób mu więcej krzywdy, dość.

Mogłam walczyć o Kubę, ale uznałam, że Iwona ma coś w rodzaju racji. Nie jestem święta, miałam wielką ochotę zawrócić i sprawdzić, kogo wybierze Kuba, ale bałam się. Znałam go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie zostawi na lodzie matki swojego dziecka.

A dzisiaj znowu go spotkałam, wpadłam na niego przypadkiem na rynku. Nie wiedziałam, że wrócił do kraju, moje serce stanęło, a potem zaczęło nierówno bić, kiedy powiedział:

– Agatka…

Tylko tyle, bo zaraz dziecięcy głosik pisnął z oburzeniem „tata!” i małe ciałko wkręciło się między nas.

– To nasza Zuzanka, następny będzie chłopiec – Iwona dołączyła do rodziny, pokaźny brzuszek nie pozostawiał wątpliwości, że nie zmyśla.

– Odeszłam, Lucuś, zostawiłam Iwonie mojego chłopaka. Nic więcej nie mogłam zrobić – podrapałam mruczącego kota, podarunek od Kuby, ostatni znak naszej miłości.

Czytaj także:
„Płaciłem za wszystkie kaprysy. Córka dorosła i zażyczyła sobie studiów za granicą. Nie przyjechała nawet w święta”
„Synowa odseparowuje mnie od wnuczka i wyznacza terminy spotkań z nim. Ta mądrala nie chce moich rad”
„Po rozwodzie straciłam pewność siebie i zaufanie do facetów. Gorący romans z Portugalczykiem pomógł mi stanąć na nogi”

Redakcja poleca

REKLAMA