„Przy facetach jestem jak służąca. Skaczę koło nich i usługuję im. Gdy jeden potraktował mnie jak księżniczkę, zdurniałam”

zakochana para fot. iStock by Getty Images, Willie B. Thomas
„– To nie jest miłość! – zaprotestowała sąsiadka gwałtownie. – Ciesz się, że ten żołędny dupek pójdzie w diabły! Oby jak najszybciej… –spojrzała w karty. – Spotkasz kogoś… To będzie król pik, może lekarz, może żołnierz albo policjant? W każdym razie ktoś w mundurze. Tak jak ty – po przejściach! Skryty, nieufny, będzie ci trudno go otworzyć, ale to dobry człowiek, pomocny, wspierający”.
/ 14.05.2023 10:30
zakochana para fot. iStock by Getty Images, Willie B. Thomas

Moja sąsiadka umie stawiać karty, ale trzeba ją długo namawiać, żeby rozłożyła talię i popatrzyła, co los szykuje. Dlatego bardzo się zdziwiłam, kiedy sama mnie zaczepiła i powiedziała:

– Marzenko, wpadnij do mnie któregoś dnia… Powróżę ci!

– Czemu? – zapytałam. – Tyle razy prosiłam i zawsze było „nie i nie”, a teraz nagle coś się zmieniło?

– Ano, było nie, a jest tak… Wpadnij w piątek pod wieczór. Dobrze ci radzę – uśmiechnęła się tajemniczo.

Zawiozłam dzieci do koleżanki, która też samotnie wychowuje córeczkę, więc pomagamy sobie w nagłych przypadkach. Maluchy się lubią, koleżanka ma spore mieszkanie, więc to dla niej żaden kłopot. Gorzej ze mną, bo mieszkam w klitce trzy na cztery z kuchenną wnęką bez okna. Ale że moje dziewczynki są grzeczne, to czasami i u mnie jest piątka albo szóstka dzieciaków, kiedy ich matki muszą coś pozałatwiać albo zwyczajnie odpocząć.

Nic nie robił, a ja go obsługiwałam

Mój były odszedł ode mnie, zanim jeszcze urodziła się druga córka.

Tego nie było w planach – oznajmił. – Jedno dziecko jeszcze zniosę, ale dwoje to dla mnie zdecydowanie za dużo. Będę płacił… Radź sobie sama!

Faktycznie, przez parę pierwszych miesięcy przysyłał pieniądze, ale później wyjechał za granicę i ślad po nim zaginął. Gdyby nie fundusz alimentacyjny, byłoby ciężko… Wszyscy mi radzili, żeby pozwać jego matkę, ale ja nie miałam sumienia. Jest mocno schorowana, ma cieniutką emeryturę, sama ledwo zipie. Byłabym podła, zabierając jej nawet te grosze! I tak jestem zadowolona, bo dziewczynki mają babcię. Czasami nas odwiedza, ja też do niej zaglądam, żyjemy w zgodzie, bo przecież to nie jej wina, że synalek okazał się draniem!

Niektóre z moich koleżanek mówią: „Co się szczypiesz? Jak tak wychowała, to niech teraz ma karę!”, ale ja uważam, że żadna matka nie chce źle dla swoich dzieci! Każda się stara jak potrafi, żeby wyszły na ludzi, a że czasami nie wychodzi, to już taki los. Tym bardziej że matka Olka to naprawdę złota kobieta. Zawsze pomoże.

Długo nie wiedziałam, jak do niej mówić. Mamo? – nie, bo z jej synem nie mieliśmy przecież ślubu. Ciociu? – jakoś tak głupio i nienaturalnie… W końcu sama zaproponowała, że będzie dla całej naszej trójki babcią.

– Ty Marzenka taka młodziutka jesteś, że akurat pasuje! – zdecydowała.

To ona mnie ostrzegała, że nie umiem z mężczyznami postępować i dlatego tak dostaję od nich w skórę.

– Za dobra jesteś – mówiła. – Tylko dajesz i dajesz… A brać też trzeba umieć! Każdy chłop to egoista. Jak zobaczy, że się nie musi starać, to się rozwali jak kocur i będzie się dopominał głaskania. Nie dasz, czego chce, to tylko podrapie! Mało ci było?

Ma rację. Ja przy facecie jestem jak niewolnica. Coś się we mnie przestawia i od razu się garbię, kurczę, maleję, żeby on był większy i silniejszy nawet wtedy, gdy wcale taki nie jest. Każdego niedołęgę i ofermę chcę dowartościować! Żeby nie miał kompleksów, żeby pewniej patrzył na świat. Ten, który ostatnio się przy mnie kręcił, taki właśnie był; cherlawy słabeusz, fajtłapa, bez polotu i energii. Od dwóch lat nie ma stałej pracy.

– Za grosze nie będę robił – twierdził. – Nawet mi się nie opłaca wstawać z łóżka za to, co mi oferują!

Więc leżał w tym łóżku, a ja zamiast tupnąć nogą, pogonić lenia na cztery wiatry, to jeszcze mu podtykałam pod nos jedzenie, piwo i papierosy.

– Bez ciebie to bym chyba ginął – powtarzał często. – Ty jesteś taka zaradna, taka git dziewczyna! Nigdy z nikim tak mi nie było dobrze!

Miękko mi się robiło na sercu, kiedy to słyszałam. I bardziej się starałam… Dał parę złotych, a ja go wychwalałam, jakbym dostała tysiące! Najgłupszą rzecz w domu zrobił, a ja już ochy i achy, że taki zdolny, taka złota rączka. Nic dziwnego, że się puszył!

Nie kochałam go, nawet w seksie niespecjalnie nam się układało. Za to przy nim byłam ciągle zmęczona, bolała mnie głowa, chciało mi się spać. Łaziłam jak mucha w smole – oklapła i nieprzytomna. Za to on kwitł! Często mówił, że musi od nas odpocząć, bo dzieci są za głośne. Wtedy znikał na parę dni. Wracał wymiętoszony, jak kapeć po długim przebiegu… Nie wiem, co robił.

Wtedy, kiedy miałam iść na wróżby, też go nie było… Sąsiadka tak szybko otworzyła mi drzwi, jakby czekała na mnie tuż za nimi. W mieszkaniu panował półmrok. W rogu stała lampa ubrana w złoty abażur, a na stole paliły się długie czerwone świece. Aż mi dreszcz przeszedł po krzyżu, taki był tam nastrój! Sąsiadka też wyglądała inaczej niż zwykle. Siwawe włosy schowała pod turbanem z rudej chustki, na ramiona zarzuciła kolorowy szal przetykany złotą nitką. Przypominała trochę wróżkę z bajek…

Ta wróżba rzeczywiście się sprawdziła

Powiedziała, że na początek znajdzie w talii reprezentującą mnie kartę.

– Jesteś dama kier – oznajmiła po chwili. – Czuła, poświęcająca się, dobra i oddana. Szukasz prawdziwej, wielkiej i romantycznej miłości. Masz w sobie mnóstwo pięknych uczuć i chcesz je z kimś dzielić. Pełnymi garściami rozrzucasz te swoje skarby, a nie wszyscy na nie zasługują!

Potasowała talię i zapytała:

– Czy jest coś, co naprawdę chciałabyś wiedzieć? Coś bardzo ważnego?

– Niech mi pani powie, co się dzieje z ojcem moich dziewczynek – odparłam bez namysłu. – Wróci do nas?

– Nie widzę go – pokręciła głową. – Ty też go bardzo długo nie zobaczysz. Nie masz kogo żałować.

Westchnęłam ciężko. Może i racja, ale obecna sytuacja też mi nie pasuje.

To już całe życie mam być sama?

– Nie jesteś sama – uśmiechnęła się sąsiadka. – Na przykład teraz kręci się koło ciebie walet treflowy. Ja na niego mówię dupek żołędny, bo to najlepiej określa jego naturę. Strzeż się… Wysysa z ciebie wszystkie siły. Jak wampir!

– Też mi wiadomość – wzruszyłam ramionami. – Przecież go pani zna z widzenia. Przychodzi tutaj czasem…

– Z widzenia każdy jednakowo dobry! Bez kart o nim nic nie powiem.

– Karty go nie lubią? – spytałam.

– Karty ostrzegają, że nie wiesz, co on knuje. Ma inną kobietę, a niedługo będzie miał dziecko. Wtedy cię rzuci.

– Czyli czeka mnie kolejna klęska w miłości? – jęknęłam przerażona.

– To nie jest miłość! – zaprotestowała sąsiadka gwałtownie. – I raczej ciesz się, że ten żołędny dupek sobie pójdzie w diabły! Oby jak najszybciej… Spotkasz kogoś… To będzie król pik, może lekarz, może żołnierz albo policjant? W każdym razie ktoś w mundurze. Tak jak ty – po przejściach! Skryty, nieufny, będzie ci trudno go otworzyć, ale to dobry człowiek, pomocny, wspierający. Zaczniecie swoją znajomość od sprawy urzędowej albo zawodowej. Dacie sobie szczęście. To twój partner do końca życia.

– A kiedy to wszystko się wydarzy? – koniecznie chciałam wiedzieć.

– Karty mówią, że niedługo, ale nie spiesz się! Co ma się stać, stanie się.

Pierwsza część wróżby sprawdziła się bardzo szybko. Mój dupek żołędny faktycznie się ode mnie wyniósł. Właściwie wyciągnął go ode mnie za frak przyszły teść, który prawie kopniakami zapędził dupka do USC.

– Już ja go zagonię do roboty – zapewnił mnie na do widzenia. – U nas na wsi za darmo chleba jeść nie będzie, umiał dzieciaka zrobić, to teraz nauczy się na niego zarobić!

Odetchnęłam z ulgą! Dopiero, kiedy mi zniknął z oczu, poczułam, jak zawadzał, jakim był śmierdzącym leniem, i jaka ja byłam głupia, że tak długo go znosiłam pod swoim dachem! Zaczęłam czekać na spełnienie reszty przepowiedni. Mijały tygodnie i miesiące, a u mnie nic się nie zmieniało. Jedyna korzyść, że zrobiłam się ostrożniejsza z facetami. Już tak szybko się nie angażowałam, wierząc w to, że jest gdzieś ktoś mi pisany, i że muszę mieć miejsce, żeby go przyjąć!

– Ty pamiętaj – powiedziała mi jeszcze sąsiadka. – Jak sobie serce zagracisz, zamotasz, napchasz niepotrzebnymi uczuciami, to przegapisz prawdziwą miłość. I wtedy nawet nie zauważysz, że właśnie nadchodzi! 

Niestety, nie nadchodziła, chociaż byłam sama i gotowa…

Byłam na nią zła, gdy podała mu mój adres

Minął rok, potem jeszcze kilka miesięcy. Powoli zapominałam o wróżbach. „Głupoty – myślałam. – Kto wierzy w takie bzdury?”. Nadchodziło przedwiośnie. Źle znoszę tę porę roku, zazwyczaj jestem rozkojarzona, ciągle mi się chce spać, często mnie pobolewa głowa. Tego dnia czułam się wyjątkowo marnie. Działałam na zwolnionych obrotach, więc kiedy autobus, którym wracałam z pracy, gwałtownie zahamował, poleciałam na podłogę.

W busie było niewielu pasażerów, prawie wszyscy siedzieli na miejscach. Ja właśnie chciałam skasować bilet, i dlatego nie zdążyłam się złapać poręczy. Cała się potłukłam, ale prawa ręka była najgorzej poszkodowana! Potem okazało się, że ją złamałam. Zajął się mną jakiś pan. Wysoki, śniady, dosyć przystojny. Podniósł mnie, zadzwonił po karetkę, zapytał, kogo ma zawiadomić o wypadku.

Kuląc się z bólu, wyjąkałam niewyraźnie, że trzeba odebrać z przedszkola moje córki… Poprosiłam też, żeby zadzwonił do teściowej i powiedział jej, co się stało, a wtedy ona już wszystkiego dopilnuje. Obiecał, że wszystko załatwi, żebym się nie martwiła…

Faktycznie, kiedy po nastawieniu ręki i założeniu gipsowego opatrunku zatelefonowałam do domu, okazało się, że teściowa już tam jest i ma wszystko pod kontrolą. Nieznajomy mężczyzna dotrzymał słowa…

Wróciłam do dzieci, ale byłam kompletnie do niczego. Ręka na szynie unieruchomiona prawie do pachy, reszta cała poobtłukiwana, w siniakach. Nie nadawałam się do życia. Nieznajomy zadzwonił do teściowej po dwóch dniach. Pytał o mnie. Powiedziała, że jestem w kiepskiej formie, więc ofiarował swoją pomoc w zakupach, cięższych pracach domowych, i tak dalej. Zapytała, dlaczego to robi? Odpowiedział, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Po prostu był świadkiem wypadku, jest mu mnie żal i, jeśli się do czegoś przyda, to jest do mojej dyspozycji!

Zgodziła się i podała nasz adres. Na początku byłam na nią wściekła!

– Nie ma babcia pojęcia, co to za człowiek! Jak można kogoś obcego wpuszczać do domu właśnie wtedy, kiedy ja jestem całkowicie bezbronna? – ochrzaniłam ją.

– Ma miły głos – odpowiedziała, a ja na to, że większej głupoty nie słyszałam. Prawie się pokłóciłyśmy!

Kiedy przyjechał, rozmawiała z nim przez drzwi. Odmówiłam współpracy.

– Synowa nie pozwala nikogo wpuszczać – powiedziała. – Nie zna pana, a dzisiaj świat niebezpieczny!

– Jasne – powiedział. – Proszę powiedzieć, czego pani potrzebuje? Zrobię zakupy i dostarczę pod drzwi. Albo zejdzie pani na dół i się rozliczymy.

Teściowa była niemłoda, słaba, dźwiganie tobołów przerastało jej możliwości. Zrozumiałam, że ten nieznajomy uczynny facet spadł nam jak z nieba, i że skoro z własnej inicjatywy robi za tragarza, nie będę marudziła. Niestety, jak się wali, to wszystko!

Babcia się rozchorowała na zapalenie oskrzeli. Ciężkie, obustronne… Leżała jak placek, nie mogąc ruszyć ręką ani nogą. W mojej ciasnocie miałam dwie małe dziewczynki, gorączkującą i kaszlącą starszą panią, i siebie – zdolną do działania na jedną czwartą dawnych możliwości. Koleżanki wpadały od czasu do czasu, ale miały przecież swoje problemy: smarczące, poprzeziębiane dzieciaki, kłopoty w pracy, wieczne zmęczenie i mało snu.

No i po raz pierwszy zaprosiłam nieznajomego mężczyznę do mieszkania. Wykupił leki dla babci. Przyniósł sok malinowy, czosnek, miód i cytryny, z jakich zrobił coś w rodzaju syropu na kaszel. Usmażył naleśniki z serem, rozwiesił pranie nad kuchnią, obrał nawet warzywa na jutrzejszą zupę…

A więc to on jest moim królem pik!

Wszystko szło mu tak sprawnie i szybko, jakby był wprawiony w gospodarstwie. Mało mówił, pytał tylko, gdzie co jest: garnek, patelnia, trzepaczka, mąka… Byłam w szoku!

Kiedy mu dziękowałam, aż zamachał rękami na znak protestu.

– Proszę przestać! Po co ze zwykłych rzeczy robić coś niezwykłego?

– Dla mnie to nie jest zwykłe – wyjaśniłam. – Nie jestem przyzwyczajona do bezinteresownej dobroci.

– Więc proszę się szybko przyzwyczajać, bo mam zamiar się tutaj pojawiać, dopóki będzie taka potrzeba – uśmiechnął się. – Zgoda?

Moje córeczki szybko go polubiły. Bardzo uważnie obserwowałam jak się przy nich zachowuje, bo teraz tyle się słyszy o rozmaitych złych ludziach, że po prostu dmuchałam na zimne. Ale nic mu nie mogłam zarzucić…

Namówił mnie, żebym złożyła wniosek o odszkodowanie za wypadek. Załatwił mi rehabilitację, naprawił zawias przy oknie, bo się nie domykało i czasami wiatr hulał po pokoju. Babcia wychwalała go pod niebiosa!

– Taki facet by ci się przydał – mówiła. – Chyba sam Pan Bóg ci go zesłał. Wdowiec, bezdzietny, z mieszkaniem… Wiem, bo go wypytałam! I jaki poczciwy! Jak jakiś Anioł Stróż!

Ja nadal nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Ciągle czekałam na jakieś BUM, bo w głowie mi się nie mieściło, żebym miała tyle szczęścia.

Dopiero zapchany zlew mnie przekonał! Bardzo się przy nim narobił i napocił. W końcu zdjął sweter i został tylko w krótkiej koszulce odsłaniającej muskularne ramiona. Rzuciłam okiem i zamarłam z wrażenia! Na lewym bicepsie miał tatuaż: czarne serce z ogonkiem. Znak pik wyraźnie odcinający się od jasnej skóry. Czyli wróżba się sprawdziła. Wreszcie znalazłam swojego króla!

– Od dawna to masz? – zapytałam, bo już wtedy byliśmy na „ty”.

– Od niedawna. Sam nie wiem, co mnie naszło… Nie podoba ci się?

– Podoba, jeszcze jak podoba! – zawołałam. – Jesteś jak król pikowy!

– Coś ty! Jaki tam ze mnie król…

Ale ja wiedziałam swoje. Nabrałam pewności, że los mi go zesłał. Przestałam się wahać. Jedno tylko jeszcze nie dawało mi spokoju, bo mój król pik miał być w mundurze, ale i to się wkrótce wyjaśniło. Król pikowy, którego spotkałam, jest żołnierzem zawodowym na emeryturze!

Wczesnym latem tego roku bierzemy ślub. Jestem bardzo szczęśliwa. Poprosiłam sąsiadkę, żeby mi znowu postawiła karty, ale odmówiła

– Po co ci to? Znalazłaś swojego chłopa, więc nie cuduj! Karty ci raz podpowiedziały, co będzie. Cała reszta w twoich rękach. Powodzenia…

Czytaj także:
„Mąż zarabia pieniądze, więc chce rządzić w domu. Mnie traktuje jak dziecko. Kontroluje moje wydatki i wydaje mi rozkazy”
„Mój ślubny to wspaniały kochanek, ale tragiczny mąż. Wyszłam za śmierdzącego lenia, który działa na mnie jak płachta na byka”
„Mąż zapewniał mnie, że bez względu na bezpłodność, zawsze będzie mnie kochał. Mydlił mi oczy, a innej zrobił dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA