„Przeze mnie przyjaciółka klepie biedę i karmi syna czerstwym chlebem. Ukradłam jej pracę i resztki nadziei”

matka z synem fot. Getty Images, Sue Barr
„Cholera, no jasne, że Beatka zawsze o tym śniła. Ale w tamtej chwili uderzyła we mnie ogromna zazdrość. Wyobraziłam sobie siebie za parę latek – wciąż sama jak palec, tyrającą na kasie w knajpie z chińskim żarciem, sfrustrowaną i wkurzoną na cały świat”.
/ 24.06.2024 17:30
matka z synem fot. Getty Images, Sue Barr

Czasami zwyczajnie myślę sobie, że cóż – nie ma co się oszukiwać, los potrafi dać w kość i człowiek przede wszystkim musi mieć na uwadze własne dobro. No bo przecież doskonale pamiętam, jak to ja kiedyś byłam w totalnej rozsypce, a Beatce w życiu układało się świetnie. Ale mimo wszystko wiem, że ona w żadnym wypadku nie chciałaby swojego szczęścia budować na moim nieszczęściu.

Trzymałyśmy się już tyle czasu razem

Beata rzuciła „cześć” na odchodne i opuściła mieszkanie. Tuż przed zamknięciem drzwi znów wyraziła swoją wdzięczność za to, że potrafię z nią wytrzymać i że zawsze potrafię dodać jej otuchy. Czułam się... no tak, muszę w końcu to z siebie wyrzucić – czułam zażenowanie i wstyd. Z powodu tego, co zrobiłam.

Odkąd sięgam pamięcią, ja i Beata byłyśmy jak papużki nierozłączki. Chodziłyśmy do tej samej podstawówki na wsi, na Pomorzu. Potem, gdy nadszedł czas na liceum, wsiadałyśmy do tego samego autobusu, żeby dotrzeć do ekonomika. No i kiedy zdałyśmy maturę, to też nie było innej opcji – spakowałyśmy walizki i pojechałyśmy razem szukać szczęścia do Gdańska.

Zarówno moi, jak i jej rodzice, dość sceptycznie podchodzili do tego naszego ambitnego planu, ale my byłyśmy nieugięte. Zdecydowałyśmy się na wynajem małego mieszkanka na gdańskich Stogach i rozpoczęłyśmy naszą życiową przygodę.

Szybko okazało się, że nie będzie to bułka z masłem, bo wykształcenie średnie z naszego ekonomika na niewiele się zdało. Dotarło do nas, że jeśli chcemy coś w życiu osiągnąć, musimy podszkolić się w zawodzie i postawić na dodatkowe kursy. Jednak priorytetem było znalezienie jakiejkolwiek pracy, żeby mieć za co żyć.

Nie była to praca marzeń

Mnie los rzucił do pracy w budce z chińskim jedzeniem, za to Beatce bardziej się poszczęściło. Dostała pracę jako niania, opiekowała się pięciolatkiem. Matka dzieciaka była zatrudniona w sporej firmie bankowej.

– Moja koleżanka z biura mówiła, że poszukują u niej w firmie takiej pani do wszystkiego – zagadała do Beaty pewnego popołudnia. – No wiesz, raz ksero, innym razem dostarczyć kawę komu trzeba. Jak na takie stanowisko, to kasa jest całkiem fajna, a słyszałam, że poszukujesz czegoś w swoim zawodzie. Może to będzie dobry start? Smutno mi będzie się rozstawać z tobą jako opiekunką Rafałka, ale wiadomo, trzeba wspierać innych w potrzebie.

Totalnie nie spodziewałyśmy się, że aż tak jej się poszczęści! W tej nowej pracy w banku Beata zrobiła mega dobre wrażenie. Jej przełożeni tak ją polubili, że raptem po kilku miesiącach zapłacili za jej studia zaoczne, a niedługo potem awansowała na stanowisko sekretarki w banku.

Zaczęła nosić inne ciuchy i miała mniej wolnego czasu, ale wciąż pozostawałyśmy bliskimi kumpelami. Na całe szczęście ja również dostałam się na zaoczne studia, więc nie czułam się przy niej jak gorszy sort. Jedyna różnica była taka, że ona dostawała najwyższe oceny, a ja ledwo co przechodziłam z przedmiotu na przedmiot.

No ale w końcu tyle pracy mam na głowie i ciężko mi się douczać– wmawiałam sobie. Prawda była taka, że chyba nie miałam takich zdolności jak Beata, a dodatkowo byłam zdecydowanie większym leniem. Beacie zawsze dobrze z oczu patrzyło, a ja miałam wrażenie, że los jest dla niej zbyt łaskawy.

Wszystko jej się udawało

Jakby tego było mało, niedługo po objęciu stanowiska sekretarki, Beata związała się z Tadeuszem. Przedtem nie raz gadałyśmy o tym, jak ciężko o sensownego faceta w takim dużym mieście i że brakuje nam męskiego ramienia. W naszej rodzinnej miejscowości sprawy mają się zgoła inaczej – wystarczy pójść potańczyć albo umówić się z chłopakiem, którego pamięta się z piaskownicy. W wielkim mieście każdy jest ciągle w biegu, zapracowany po uszy.

Właśnie w chwili, gdy powoli przyzwyczajałyśmy się do życia w Gdańsku, Gdyni i Sopocie, ale coraz bardziej dokuczała nam samotność, Beatka natknęła się w sklepie na miłego faceta po trzydziestce.

– Zapytał mnie, co jest potrzebne do przyrządzenia naleśników, bo zostawił w domu listę zakupów, a jego współlokator chciał przygotować kolację dla swojej ukochanej. No to jasne, że mu coś doradziłam. A potem, jakoś samo z siebie wyszło, że zaprosił mnie na te naleśniki, mimo że to nie on miał je smażyć – relacjonowała mi Beatka, chichocząc.

On i ona stanowili wręcz wymarzoną parę zakochanych. Beata miała ujmujący, opiekuńczy charakter, a jej mężczyzna, choć nieco bardziej doświadczony, dopiero startował z własną działalnością – naprawą aut. W mgnieniu oka doszli do wniosku, że chcą dzielić ze sobą resztę życia i zaczęli myśleć o kupnie wspólnego mieszkania.

Zarywali noce, a co chwila ktoś był zwalniany z roboty za jakieś pierdoły. Ja też od dawna czułam, że muszę znaleźć coś nowego. Akurat udało mi się obronić pracę dyplomową i chciałam jakoś ją wykorzystać. Nie widziałam siebie przez resztę życia przy odgrzewaniu sajgonek.

Jej los się nagle odmienił

Razem stworzyłyśmy ze czterdzieści CV i listów motywacyjnych. Przeczesałyśmy gazety z anonsami o pracę i rozesłałyśmy zgłoszenia. Myślałyśmy, że będziemy mogły przebierać w propozycjach do woli, a tu zonk... Dwa tygodnie i cisza.

W poszukiwaniu pracy wertowałyśmy strony w sieci, wypytywałyśmy kumpli, a nawet zaglądałyśmy do pobliskiego urzędu pracy. Niestety, jak się okazało, w Gdańsku, Gdyni i Sopocie roi się od asystentek, które już pracowały w bankowości oraz świeżo upieczonych ekonomistek po studiach zaocznych, ale bez praktyki w zawodzie.

Wtedy, na całe szczęście, jak sądziłyśmy, nie było potrzeby gorączkowo szukać nowego lokum. Każda z nas, mimo że nie przepadała za swoją robotą, mogła liczyć na regularną wypłatę i żadna nie miała na głowie żadnych zobowiązań. Ale wszystko ma swój kres.

Pewnego grudniowego wieczora Beatka wróciła z randki z Tadkiem kompletnie rozbita i we łzach.

– Spodziewam się dziecka – wydusiła z siebie pomiędzy szlochami. – A ten drań mnie porzucił...

Później opowiedziała mi znacznie więcej szczegółów. Była przekonana, że informacja o ciąży go uszczęśliwi, jednak on zareagował jedynie furią. Obrzucił ją masą okrutnych słów i wyzwisk, a na koniec stwierdził, że nie da się „zaszantażować dzieciakiem”.

Kiedy zaczynają się kłopoty, to sypią się jedne po drugich. Zaledwie parę dni po tym wszystkim, moja przyjaciółka Beatka wróciła do domu z papierami o zwolnieniu z roboty. Podobno jakaś plotkara puściła w obieg info, że spodziewa się dzieciaka i ją wywalili, zanim w ogóle przyniosła jakieś potwierdzenie od lekarza, że jest w ciąży. Przekonywałam ją, żeby poszła z tym do sądu, bo przecież tak nie można, to wbrew prawu, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Nie miała już siły się z tym męczyć.

Teraz nasza sytuacja finansowa opierała się wyłącznie na moim skromnym wynagrodzeniu. Całe szczęście, że niedoszli teściowie Beatki poznali prawdę i regularnie przekazywali jej całkiem niezłą kwotę. Dzięki temu jako tako wiązałyśmy koniec z końcem.

Trafiła mi się idealna okazja

Czas leciał jak szalony i pod koniec wakacji nasza rodzina powiększyła się o małego szkraba – Mateuszka. Ale życie potrafi zaskakiwać. Raptem jakieś trzy miesiące później w naszym mieszkaniu rozległ się dźwięk telefonu.

– Witam serdecznie – w słuchawce odezwał się kobiecy głos. Nieznajoma odczytała nazwę przedsiębiorstwa, z którego dzwoni, a następnie ku mojemu zdziwieniu zapytała o Beatę.

– Niestety, nie mogę teraz jej zawołać – odparłam, gdyż moja przyjaciółka akurat wybrała się na przechadzkę z dzieckiem. – A o co chodzi? Może będę w stanie pomóc? – zapytałam, kierowana jakimś dziwnym przeczuciem.

– Natknąłem się na zgłoszenia kandydatów z ostatnich paru miesięcy. Widziałem, że pani Beata aplikowała do naszej firmy. Myślimy o tym, żeby dać jej szansę na stanowisku szefowej biura. Nie orientuje się pani przypadkiem, czy byłaby chętna? Mamy dość napięty grafik z obsadzeniem tego stanowiska.

Rany, wiedziałam doskonale, że dla Beatki to było największe marzenie. W tej chwili jednak zazdrość zwyciężyła. Wyobraziłam sobie, jak wyglądam za parę lat – wciąż samotna, wiecznie wkurzona, rozgoryczona, pracująca w budce z chińszczyzną i innym szybkim jedzeniem.

– Obawiam się, że pani Beata dostała już inną propozycję – skłamałam jak z nut. – Skończyłam podobne studia i rozglądam się za taką pracą. Może mieliby państwo ochotę rozważyć moją kandydaturę?

No więc tak – wystartowałam na rozmowę kwalifikacyjną i trochę podkoloryzowałam swoje doświadczenie w zarządzaniu biurem, a tu proszę, dostałam tę robotę! Nie za bardzo wiedziałam, jak przekazać Beatce te nieoczekiwane dobre wieści. Ale ona to przyjęła wyjątkowo spokojnie i z uśmiechem:

– Byłam pewna, że ci się powiedzie – rzuciła. – No cóż, może i do mnie w końcu fortuna się uśmiechnie... – dorzuciła.

Mam wyrzuty sumienia

To się wydarzyło parę miesięcy temu, a teraz w nowej pracy idzie mi naprawdę nieźle – fakt, że sporo spraw muszę ogarnąć od zera, w końcu nie mam za grosz praktyki, ale od czego jest życiowy refleks i bystrość umysłu. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że nigdy przedtem nie byłam szefową teamu.

Zdecydowałam, że czas zająć się sprawami prywatnymi – udało mi się dostać pożyczkę i nabyłam swoje własne mieszkanie. Wprawdzie niewielkie i oddalone od śródmieścia, ale i tak napawa mnie to dumą. Tymczasem Beata wciąż pozostaje bez stałego zatrudnienia. Chwyta się dorywczych prac, ale idzie jej coraz słabiej. Wiem to, bo często wpada do mnie z wizytą i narzeka na swoją sytuację życiową. Nie mam zielonego pojęcia, co stało się z tą pełną wigoru, zadbaną dziewczyną, którą pamiętam. Obecnie prezentuje się fatalnie.

To prawda, ponoszę za to odpowiedzialność. Popełniłam błąd. Zdarza się, że po spotkaniu z Beatką długo czuję niepokój i rozważam, jakie konsekwencje mnie czekają. Beatka ma nadzieję, że w mojej firmie pojawi się wakat i wówczas...

Jest mi wstyd, ale nie dam rady tego zrobić. Istnieje ryzyko, że szefowa zapamiętała jak Beatka ma na nazwisko... Jak bym się z tego wytłumaczyła, jakby prawda wyszła na jaw? Od czasu do czasu nachodzi mnie refleksja, że najlepiej byłoby skończyć z tą maskaradą i wyznać przyjaciółce całą prawdę. Z drugiej strony, co wtedy z tym, co sobie zaplanowałam? Co z moim nowym mieszkaniem, co z poukładaniem sobie życia po swojemu?

Jednocześnie coraz ciężej dźwigać mi ten sekret. Ciężko patrzeć, jak Beatka ledwo wiąże koniec z końcem, jak odwraca każdą złotówkę dwa razy, zanim ją wyda i często brakuje jej nawet na małego banana dla swojego brzdąca...

Aleksandra, 29 lat

Czytaj także:
„Po rozwodzie miałam chęć na gorący romans z jakimś przystojniakiem. Nie dostrzegałam, że mój ideał siedzi biurko obok”
„Straciłem szansę na rodzinę, bo wolałem kasę i panienki na skinienie. Nie wiedziałem, że gdzieś tam rośnie mój syn”
„Z dnia na dzień straciłem ukochaną pracę. Ciepła posadka zmieniła się w targanie paczek na czwarte piętro bez windy”

Redakcja poleca

REKLAMA