Gośka to prawdziwa szczęściara. Salon piękności na własność, hurtownia materiałów budowlanych prowadzona przez przystojnego męża, duży dom z ogrodem, dwa samochody i drewniana chatka nad jeziorem. A do tego dwójka zdrowych, radosnych dzieci. Dziewczyna w czepku urodzona.
Do tego pozostała sobą, czego najlepszym przykładem jest nasza przyjaźń, która trwa już piętnaście lat. Niejedno rodzeństwo ma ze sobą gorszy kontakt – umawiamy się na plotki, spotykamy całymi rodzinami, zapraszamy na imprezy. Dlatego kiedy pod koniec wakacji zadzwoniła z wiadomością, że chce udostępnić nam na weekend swój dom, nie byłam ani zdziwiona, ani skrępowana.
– Monia, korzystajcie, ile chcecie. Basen, ogród, sauna… Wszystko wam zostawiam.
– Super, ale czy nie miałaś jechać na to wesele sama? Mówiłaś, że Krzysiek zostaje we Wrocławiu, bo musi pracować. Dobrze kojarzę? – dopytywałam.
– Tak, ale wypadło mu z kalendarza duże zamówienie i może zostawić hurtownię chłopakom. Dlatego dzwonię do ciebie w ostatniej chwili. Chata zostaje pusta, a przecież wiem, że twoje dzieci lubią u nas gościć. Co ty na to?
– Bardzo chętnie.
Była zaskoczona, że nas widzi
Pojechaliśmy do niej na drugi dzień, solidnie podekscytowani perspektywą weekendu w domu pełnym atrakcji. Zwłaszcza maluchy, bo ogrodowy basen i prywatny plac zabaw to nie jest coś, na co możesz sobie pozwolić, mieszkając w bloku. Dzieciaki wskoczyły do basenu, a my z mężem wyłożyliśmy się na leżakach – on z piwem, a ja z bezalkoholowym Mohito. Plan był taki, żeby leżeć tak do wieczora, ale już po godzinie poderwał nas dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie, bo żadne nie miało bladego pojęcia, któż miałby to być.
– Ty idź, Gośka to twoja przyjaciółka – zaszantażował mnie mąż.
Podniosłam się z leżaka i poszłam sprawdzić, kto przerywa nam relaks.
Zanim otworzyłam, spojrzałam przez wizjer. Zobaczyłam jedną z sąsiadek, za którą – mówiąc oględnie – Gośka nie przepadała. Żonę bogatego menedżera, który większość czasu spędzał w delegacjach, skazując małżonkę na samotność i nudę. Wszyscy wokół wiedzieli, że laska urozmaica sobie czas zakupami, wizytami w salonach piękności i klinikach medycyny estetycznej. Krótkie spódnice, koszmarnie długie pazury, drapieżny makijaż i najpewniej sztuczny biust. W takim stylu paradowała po okolicy i tak ubrana stanęła teraz pod drzwiami.
– W czym mogę pomóc? – zapytałam, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
– Dzień dobry, a gdzie… – patrzyła na mnie z takim zdziwieniem, jakbym miała na głowie kapelusz z pawich piór. No słowo daję, zamurowało ją zupełnie.
– Tak?
– Gdzie jest Krzysiek? Powinien być…
– Wyjechali z Gosią na wesele. Może pani do nich zadzwonić.
– Nie, nie… Nie trzeba – cofnęła się o krok, a ja dopiero teraz zauważyłam, że trzyma butelkę wina.
– Coś Małgorzacie przekazać?
– Nie, nie. Niech im pani nie zawraca głowy. To drobiazg – machnęła ręką. – Chciałam tylko coś pożyczyć…
– A co takiego? Może ja pomogę?
– Nie, to nic wielkiego. Przyjdę później.
– Wracają za dwa dni.
– No właśnie. To ja za dwa dni… – dorzuciła speszona i bez pożegnania pognała do swojego domu.
Musiałam jej o wszystkim powiedzieć
Zamknęłam za nią drzwi i zaczęłam łączyć fakty w bardzo niepokojącą całość. Na przykład dotarło do mnie, że zapytała o Krzyśka. Czyżby to jego zamierzała odwiedzić w tym kusym wdzianku? Bo nie wyglądała jak sąsiadka, która wpadła po szklankę cukru. Miała na sobie błyszczące legginsy z cienkiej lycry i czerwony top ledwie skrywający sztuczny biust. No i to wino w ręce… Po co je przyniosła? Chciała je wypić razem z mężem mojej Gosi? A jeśli tak? Jeśli moje domysły są prawdziwe? Przecież Krzysiek miał zostać w domu…. Jeszcze wczoraj rozstrzygała się sprawa dużego zamówienia do hurtowni. Może nie zdążył do niej zadzwonić? Zapomniał odwołać schadzkę… Rany boskie!
Cała krew odpłynęła mi z twarzy, co nie umknęło uwadze męża, gdy wróciłam do ogrodu. Opowiedziałam mu wszystko z nadzieją, że rozwieje moje wątpliwości. Niestety, wcale mnie nie uspokoił.
– Musisz jej powiedzieć… – podsumował jednoznacznie.
– No co ty?
– Musisz. Ja wiem, że to trudne, ale sytuacja wygląda zbyt poważnie…
– Trudne jak trudne. A jeśli się mylę? Jeśli ta baba nie miała żadnych złych zamiarów? Co wtedy? Wyjdę na niewdzięczną wichrzycielkę, która zamiast podziękować za gościnę, wymyśla niestworzone historie.
– To wybadaj Gośkę. Weź ją na miasto i sprawdź, czy nie zaczęła czegoś podejrzewać. Jeśli okaże się, że ona ma już jakieś wątpliwości wobec Krzyśka, opowiesz jej o tej dziwnej wizycie.
Tego pomysłu się chwyciłam i zaraz po jej powrocie zaprosiłam przyjaciółkę do restauracji. Niby w podzięce za wspaniały weekend, a tak naprawdę, żeby podpytać ją o małżeństwo. Siedziałyśmy przy drinku, plotkowałyśmy o byle czym i gdy tylko nadarzyła się okazja, poskarżyłam się na swojego męża. Śmiałam się, że leń, kanapowiec i zagorzały miłośnik transmisji sportowych. A potem zapytałam o Krzyśka…
Atmosfera siadła momentalnie. Małgosia sposępniała, zacisnęła palce na szklance i ukryła w niej wzrok.
– Gocha, mów szczerze. Co się dzieje?
– No, sama nie wiem. Niby nic, ale…
– Ale co?
– Czasami mam wrażenie, że Krzysiek już się mną nie interesuje.
– Nie interesuje?
– No wiesz – westchnęła. – W tych sprawach…
– Żartujesz!
– Nie jest mi w ogóle do śmiechu – spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Ale myślisz, że kogoś ma?
– Ogląda się za kobietami… Częściej niż kiedyś i z innym wyrazem twarzy. Takim… Zresztą, sama rozumiesz.
– A za lafiryndą z waszego osiedla? Za tą, co mi ją ostatnio pokazywałaś?
– Dlaczego pytasz? – Gosia wyraźnie się ożywiła.
– Zaraz ci powiem, ale najpierw ty. No, mów. Za nią też?
– Chyba tak. Już kilka razy przyłapałam go, jak z nią rozmawia. Pogadać można z każdym, ale z drugiej strony, jakie mogą ich łączyć tematy… Ceny gipsu i wapna? Wyniki meczów?
– Rozumiem.
Wyszła z tego pokiereszowana ale dumna i zamożna
Po tym, co usłyszałam, nie miałam już żadnych wątpliwości. Szczegółowo opowiedziałam Gośce o niespodziewanej wizycie, jaką złożyła nam ta kobieta pod ich nieobecność. Dokładnie opisałam jej strój, nie zapomniałam też wspomnieć, że pytała o Krzyśka i przyniosła wino. Nie zataiłam niczego, bo sytuacja była zbyt poważna, by ukrywać cokolwiek w imię dobrego samopoczucia mojej przyjaciółki.
Śmiało mogę określić tę rozmowę jako najtrudniejszą w moim życiu. Gocha najpierw wpadła w złość, a potem spłakała mi się przy stoliku jak dziecko. A na końcu, gdy już przetrawiła fakty, ustaliłyśmy plan działania. Doszłyśmy do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli uważnie męża poobserwuje, a gdy tylko przyłapie go na czymś poważniejszym, natychmiast wynajmie fachowca, który pomoże jej udokumentować zdradę. Miała tę przewagę, że Krzysztof niczego się nie domyślał.
Tydzień później Gosia znalazła w jego telefonie kompromitujące esemesy. Wymieniali się w nich wulgarnymi komplementami i umawiali na seks. „Wolę u ciebie niż u mnie, bo strasznie mnie to podnieca…” – pisało to bezczelne babsko z sąsiedniego domu. Gośka nie zwlekała i, tak jak ustaliłyśmy, skontaktowała się z detektywem. Facet gromadził dowody przez miesiąc, ale zdobył dość materiału, by mogła rozwieść się na własnych warunkach. Zabrała mężowi dom, ocaliła swój salon, a do tego wywalczyła wysokie alimenty. Wyszła z tej katastrofy poturbowana psychicznie, ale dumna i zamożna.
Krzysiek co prawda prosił ją o drugą szansę, zarzekał się, że to pierwszy i ostatni raz, ale moja przyjaciółka nie należy do tych, którzy łatwo wybaczają. Jest lojalna i wierna, lecz tego samego wymaga od drugiej strony. Zresztą po tym, co wyczytała w tych esemesach i zobaczyła na zdjęciach, uznała, że nie ma przed nią i Krzychem żadnej przyszłości. Co więcej, była na tyle wściekła, że podzieliła się efektami śledztwa z mężem kochanki Krzyśka. On też nie bawił się w ceregiele i wyrzucił żmiję z domu.
W ten właśnie sposób przypadek podsunął mi okazję, by pomóc przyjaciółce. Niestety, od jej rozwodu minęły już dwa lata, a Gosia ciągle jest sama. Wychowuje dzieci, pracuje, ale z nikim się nie spotyka. Mam nadzieję, że jeszcze odnajdzie pełnię szczęścia. Chciałabym znów móc powiedzieć, że to dziewczyna, której niczego w życiu nie brakuje.
Czytaj także:
„Nie chciałam chłopa oderwanego od pługa. Radek wydawał się być taki światowy, ale rodzice słusznie mnie przed nim ostrzegali”
„Po zdradzie męża zamieniłam się w staruszkę. Straciłam pewność siebie i byłam wrakiem. Aż do mojego romansu...”
„Na starość stanęłam na ślubnym kobiercu ze skąpcem. Mój nowy mężulek, by oszczędzić kasę, nie dał mi nawet obrączki”