„Przez chorobliwą nieśmiałość długo byłem samotny. Wyleczyła mnie z niej przypadkowo spotkana blondynka”

szczęśliwa para fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Gorączkowo usiłowałem wymyślić temat rozmowy, jakieś pytanie, które wymagałoby dłuższej odpowiedzi. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy. Za oknem uciekała stacja za stacją, a ja milczałem. Z jednej strony nie chciałem jej przeszkadzać, z drugiej jednak żałowałem traconej bezpowrotnie szansy”.
/ 20.09.2023 08:30
szczęśliwa para fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Tak się złożyło, że w wieku 34 lat – ku rozpaczy mojej mamy – nie miałem jeszcze stałej dziewczyny, nie mówiąc o kandydatce na żonę. Z miesiąca na miesiąc byłem coraz bardziej przekonany, że zostanę starym kawalerem.

Stroniłem od kobiet

Wiele dziewczyn skreślałem od razu, nie próbując żadnej bliżej poznać. Nie lubiłem zwłaszcza tych krzykliwych, palących papierosy, paplających bez sensu i godzinami przesiadujących w klubach. A jakoś tak się składało, że ilekroć mój bliski kumpel próbował mnie umówić z jakąś super laską, ta okazywała się właśnie przedstawicielką takiego gatunku. Ze swoją nieśmiałością nawet nie próbowałem startować do żadnej, żeby się przekonać, czy w ogóle któraś zwróciłaby na mnie uwagę.

– Ale jesteś wybredny – narzekał Filip.

On zmieniał dziewczyny średnio co trzy miesiące. Czasem przyprowadzał którąś do mnie, chyba po to, żebym mu zazdrościł i w końcu się złamał. 

– Synku, kiedy w końcu poznam twoją narzeczoną? – pytała co jakiś czas moja mama coraz bardziej niecierpliwie.

Na końcu języka miałem „nigdy”, ale wiedziałem, że ją to zmartwi. Przestałem więc mówić cokolwiek i zaczynałem się godzić z tym, że będę sam.

Co za anioł!

Wracałem akurat z delegacji z Warszawy. Wsiadłem do pociągu na Dworcu Centralnym. Spodziewałem się, że najbliższe trzy godziny spędzę w fatalnych warunkach, spocony i zestresowany. Tymczasem okazało się, że wagon, do którego wsiadłem, jest klimatyzowany, nowy, z miękkimi siedzeniami. Nikt ich jeszcze nie zdążył zniszczyć. Nad moją głową na monitorze co jakiś czas pojawiał się komunikat, z jaką prędkością jedziemy, jaka będzie następna stacja oraz która jest godzina.

Usiadłem sobie przy stoliczku, wyjąłem colę i gazetę, którą kupiłem na drogę i niemal od razu zatopiłem się w lekturze.

– Przepraszam, ale to jest moje miejsce – usłyszałem nad sobą aksamitny głos.

– Mam wykupioną rezerwację.

Oniemiałem. Kasjerka nie uprzedziła mnie, że pociąg objęty jest jakąś rezerwacją miejsc! Ale najwyraźniej tak było, bo nade mną, z wyrazem zmieszania na twarzy, stała śliczna dziewczyna, szczupła, wysoka, jasnowłosa i jeszcze niebieskooka. Istny anioł.

Natychmiast zerwałem się z miejsca, zabierając swoją torbę. Było mi bardzo głupio, że zająłem czyjeś miejsce. Pomogłem jej włożyć na górę różową walizkę na półkę.

Potem wyszedłem na korytarz i odczekawszy, aż do wagonu wsiądą wszyscy podróżni, usiadłem na wolnym miejscu, które, niestety, było trochę oddalone od dziewczyny i nie mogłem na nią patrzeć.

Zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Przyciągała mój wzrok jak magnes. Pomyślałem sobie – raz kozie śmierć. Nikt nie wie, jaką walkę wewnętrzną musi stoczyć nieśmiały facet, zanim powie cokolwiek do dziewczyny. Zwłaszcza takiej, która mu się podoba.

Pierwszy krok

Gdy więc naprzeciwko niej zwolniło się miejsce, postanowiłem skorzystać z okazji i się przesiąść. Był to pierwszy krok.
Chyba najtrudniejszy. Najpierw udawałem, że śpię i spod półprzymkniętych powiek obserwowałem dziewczynę, zastanawiając się, jak by tu zacząć rozmowę.

Ona wyglądała na bardzo zajętą. Na stoliczku przed sobą położyła netbooka i coś pisała, bardzo szybko przebierając palcami po klawiaturze. Obok miała rozłożony skoroszyt z notatkami, do których co jakiś czas zaglądała.

Siedzący na pozostałych dwóch miejscach pasażerowie ze znudzeniem obserwowali krajobraz za oknem. W końcu odkryła, że się jej przypatruję.

– Jeszcze raz przepraszam – uśmiechnęła się, gdy napotkała mój wzrok. – Często jeżdżę tym pociągiem i zawsze rezerwuję bilet przez internet. Wtedy mam miejsce, i to takie jak chcę, przy stoliku. Piszę pracę magisterską. Czas mnie goni, więc wykorzystuję każdą wolną chwilę.

– Nie ma sprawy – ja też się uśmiechnąłem, usiłując się nie zaczerwienić.

Gorączkowo usiłowałem wymyślić temat rozmowy, jakieś pytanie, które wymagałoby dłuższej odpowiedzi. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy.

Za oknem uciekała stacja za stacją, a ja milczałem. Z jednej strony nie chciałem jej przeszkadzać, z drugiej jednak żałowałem traconej bezpowrotnie szansy.

Gdy siedzący obok mężczyźni wysiedli, uznałem to za zachętę od losu.

Nie umiałem jej poderwać

– Na jaki temat ta praca? – odważyłem się zapytać. – Pamiętam, jak pisałem swoją. Nie w pociągu oczywiście…

– Tylko dokończę myśl – przerwała mi, a mnie zrobiło się głupio.

– Przepraszam, nie chcę przeszkadzać – rzuciłem skruszonym tonem.

Ale dziewczyna zamknęła netbooka.

– Zasłużyłam na przerwę – zakomunikowała. – Udało mi się dokończyć rozdział. W poniedziałek jestem umówiona z promotorem, bałam się, że nie zdążę.

I zaraz potoczyła się rozmowa.

Wyjaśniła, że jeździ na wszystkie weekendy do domu, żeby pomóc mamie. Ojciec rok temu zmarł na zawał.

– Najpierw chciałam zrezygnować ze studiów, mama była w kiepskim stanie psychicznym, ale uznałyśmy, że szkoda roku. Tym bardziej że niedużo już mi zostało – tłumaczyła. – Mamy małe gospodarstwo, jest co robić.

Właściwie to najpierw prawie cały czas mówiła Magda, ja tylko potakiwałem, wpatrując się w jej jasną, śliczną twarz.
Potem trochę opowiedziałem o sobie, o swojej pracy. W końcu z przerażeniem uzmysłowiłem sobie, że zbliża się jej stacja, i że już nigdy jej nie zobaczę. Byłem nią naprawdę zauroczony. Po raz pierwszy spotkałem dziewczynę, z którą mógłbym bez wahania spędzić resztę życia. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Los mi sprzyjał

I znowu los przyszedł mi z pomocą. Najwidoczniej byliśmy sobie pisani.
Tak intensywnie myślałem, co robić, że nie zauważyłem, że Magda gorączkowo czegoś szuka w torebce.

– Ojej, ale ze mnie gapa – powiedziała nagle. – Zostawiłam komórkę, a miałam dać znać, jak będę dojeżdżać. Brat po mnie wyjedzie, mam ciężką walizkę.

– Służę moją – powiedziałem bez namysłu, wyciągając swój telefon z kieszeni. – Jeśli się przyda.

– Naprawdę? – uradowała się dziewczyna. – Numer brata znam na pamięć, chętnie skorzystam.

Właśnie na ten numer zadzwoniłem następnego dnia w nadziei, że Magda będzie w pobliżu. I nawet nie była za bardzo zdziwiona moim telefonem.

– Aaa, to ty! – ucieszyła się. – Wiesz, że akurat opowiadałam mamie o tobie? Miło się gawędziło, prawda?

Nikt nie wie, ile mnie kosztowało wykrztuszenie zaproszenia na spotkanie. Cieszyłem się, że Magda nie widzi mojego czerwonego oblicza.

– Wiem, że nie masz zbyt wiele czasu, dlatego możemy spotkać się za tydzień w tym samym pociągu jadącym z Warszawy, jeśli oczywiście masz ochotę na moje towarzystwo. Jak skończysz następny rozdział – zażartowałem.

– Pod warunkiem że wysiądziesz ze mną i dasz się zaprosić na kawę.
O niczym innym nie marzyłem!

Przez kilka tygodni spotykaliśmy się co piątek w pociągu „Mewa” relacji Warszawa Wschodnia – Szczecin. Na początku lipca Magda obroniła pracę magisterską. Ucieszyłem się, gdy zaprosiła mnie na oblewanie dyplomu. Zrewanżowałem się zaproszeniem na imieniny mamy, dla której Magda okazała się najlepszym prezentem.

Wiedziałem, że spodoba się mojej mamie. Moja dziewczyna – jak zacząłem ją w duchu nazywać – jest miłą, zwyczajną, ciepłą osobą – o takiej podświadomie zawsze marzyłem.

Na wsi u Madzi spędziłem prawie cały urlop, pomagając w gospodarstwie, a na ostatni weekend wyciągnąłem ją nad morze. Chodziliśmy po opustoszałej pod koniec sierpnia plaży, trzymając się za ręce.

– Dobrze, że jesteś – powiedziała nagle Magda, całując mnie mocno.
Wtedy uklęknąłem na piasku i poprosiłem ją o rękę. Ślub w Boże Narodzenie!

Czytaj także: „Mówił, że jestem idealna, a jednak nas zostawił. Ojciec pozbawił mnie matki i brata, ale musiałam mu wybaczyć”
„Przyłapałam ojca na zabawianiu się ze sklepową z zoologicznego. Robił tarło przy akwariach, w domu czekała chora żona”
„Teściowie chcieli bogatą synową z ziemią, a nie biedaczkę w starym Polonezie. Nasze małżeństwo uznali za mezalians”
 

Redakcja poleca

REKLAMA