Czekałam na peronie na pociąg podmiejski, poważnie rozważając odwrót taktyczny i złożenie wizyty Klarze. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać do domu, w którym pewnie był już Krzysiek. Rano się pokłóciliśmy i przez cały dzień buzowała we mnie złość na niego… Już miałam dzwonić do przyjaciółki, kiedy coś przyciągnęło moją uwagę. Właściwie to najpierw poczułam silną emocję, a dopiero potem zauważyłam stojącego po drugiej stronie toru mężczyznę.
Wyglądał jak Błażej
Niestety, w tym momencie na tor między nami wjechał pociąg, a kiedy podeszłam do okna, tamtego faceta już nie było. W domu czekała na mnie cisza nabrzmiała pretensjami i zatęchłą złością. Krzysiek zrobił sobie spaghetti, ale dla mnie już nie zostawił, więc musiałam odmrażać gołąbki. Wieczorem to on pierwszy dorwał się do pilota, czyli miałam do wyboru: oglądać to, co on wybrał – jakiś program o facecie w kasku motocyklowym bijącym samochodem rekordy prędkości albo iść do sypialni i coś poczytać. Poszłam więc do pokoju i stanęłam przed regałem z książkami. Już miałam coś wybrać, kiedy mój wzrok padł na półkę niżej. Tę z albumami fotograficznymi. Nagle przypomniałam sobie mężczyznę z peronu. Nie wiem, co to było – może postawa, sylwetka, może kształt czaszki – coś jednak przypominało w nim Błażeja. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że przecież dzisiaj mój dawny ukochany nie miałby trzydziestki jak tamten facet, tylko pięćdziesiąt parę lat. A więc to nie mógł być on…
W moim starym albumie Błażej jednak wciąż był muskularnym, opalonym trzydziestolatkiem. Poznałam go nad morzem, gdzie pojechałam w sezonie pracować w smażalni. On był ratownikiem, ale nie takim, co tylko wygrzewa się na plaży, tylko jednym z tych, którzy patrolują wybrzeże w motorówkach WOPR-u.
– Poproszę smażoną flądrę, frytki, coca-colę i twój numer – powiedział pierwszego dnia, kiedy przyszedł do mojego baru przy nadmorskiej promenadzie.
Miałam dwadzieścia dwa lata i zakochałam się w nim z miejsca. Był silny, męski i sprawiał, że miękły mi przy nim nogi. Dobrze pamiętam, co powiedziała wtedy Klara, kiedy do niej zadzwoniłam z budki telefonicznej:
– Prawdziwa miłość zdarza się tylko raz w życiu! Masz szczęście, dziewczyno!
Spędziłam więc z Błażejem lato prawdziwej miłości
Byłam niewiarygodnie szczęśliwa, że to właśnie mnie wybrał spośród wszystkich innych, piękniejszych i zgrabniejszych dziewczyn. Codziennie po zmianie przychodził do mojej smażalni albo do pensjonatu, w którym mieszkałam w miniaturowym pokoiku. Czasami zabierał mnie na motorówkę i pływałam z ratownikami, dumna i szczęśliwa. Sezon jednak się skończył, a my mieszkaliśmy na dwóch różnych końcach Polski. Mało kto miał wtedy komórkę, więc przez jakiś czas dzwoniliśmy do siebie na numery domowe. A potem Błażej powiedział, że wypływa w rejs, bo dostał pracę na dużym statku turystycznym. Namawiał mnie, żebym popłynęła z nim.
– Załatwię ci pracę pokojówki albo w kuchni. Będziemy razem!
– Chciałabym… – prawie się wtedy popłakałam – ale tata jest chory… Mama potrzebuje przy nim pomocy. Nie mogę ich zostawić.
Błażej przysłał mi kilka listów z rejsu wrzucanych do skrzynek pocztowych w rozmaitych egzotycznych portach. Ale potem nasz kontakt się urwał. Domyśliłam się, że skończył się kontrakt Błażeja na statku, a nie miałam pojęcia, gdzie wysyłać kolejne listy.
– No wiesz, życie idzie naprzód – orzekła sentencjonalnie Klara. – Może kogoś spotkał, może nawet nie wrócił do Polski. Ty też powinnaś zacząć poznawać facetów.
Poznałam więc jednego Marcina, potem Kubę, w końcu spotkałam Krzyśka. Nie przypominał w niczym mojego cudownego Błażeja, ale był przynajmniej przy mnie. Nigdy mu nie powiedziałam, że przez pierwsze pół roku naszego rodzącego się związku byłam pewna, że to sytuacja przejściowa i cały czas czekałam, że Błażej stanie w moich drzwiach. W swoich fantazjach byłam jego żoną, miałam z nim dwójkę dzieci i dom nad morzem. Dopiero po trzech latach przyzwyczaiłam się do Krzyśka na tyle, że mogłam myśleć o naszej wspólnej przyszłości. Chcę sprawdzić, czy nadal jest między nami chemia Wspólna przyszłość stała się rzeczywistością, kiedy zaszłam w ciążę i wzięliśmy szybki ślub. Od tego momentu zabraniałam sobie myślenia o dawnym ukochanym.
– Jestem teraz żoną i matką – mówiłam do przyjaciółki. – Mam prawdziwe życie.
I rzeczywiście, robiłam wszystko, żeby dobrze wywiązywać się z obowiązków małżeńskich i rodzinnych. Czasami jednak, w trudniejszych momentach, wracałam myślami do tamtego lata. Zabraniałam sobie wyciągania zdjęć Błażeja, ale nie musiałam tego robić, by stawał przed moimi oczami – przystojny, opalony, patrzący na mnie z czułością i pożądaniem. Kiedy Krzysiek albo Igor, nasz syn, dawali mi popalić, wyobrażałam sobie, że Błażej mnie odszukuje, staje przede mną i mówi, że nie może beze mnie żyć. A potem odchodzę z nim i mam takie życie, na jakie zasługuję. Oczywiście przez dwadzieścia pięć lat nic takiego się nie stało, ale też nigdy nie szukałam dawnego chłopaka. Aż do momentu, kiedy mąż znowu doprowadził mnie do szewskiej pasji. Syn był już na studiach i z nami nie mieszkał, a moje życie sprowadzało się do codziennych podróży na trasie dom-praca-dom. W pracy miałam wredną szefową, a w domu wiecznie podminowanego męża, który szukał dziury we wszystkim.
Dlatego postanowiłam odnaleźć Błażeja
– I co zrobisz, jak go znajdziesz? – chciała wiedzieć Klara.
– Nie mam pojęcia – przyznałam. – Po prostu chcę go spotkać, zobaczyć, co u niego, i czy… no, wiesz…
– Czy dalej jest między wami chemia? – domyśliła się przyjaciółka.
– No dobra, to zacznijmy szukać.
Oczywiście zaczęłyśmy od Facebooka, ale tam Błażejów S. było kilku i żaden nie był tym „moim”. Klara jednak namiętnie czytała powieści detektywistyczne i miała parę nietuzinkowych pomysłów, jak można namierzyć żądaną osobę nawet w czasach RODO. Pamiętałam, jak nazywali się rodzice i rodzeństwo ukochanego. Uzbrojona w te informacje Klara w końcu jakimś cudem odnalazła kobietę, która okazała się przyrodnią siostrą Błażeja. Pokazała mi jej zdjęcie na stronie jakiejś przychodni.
– Napisz do niej – poleciła mi. – To na bank ona, sprawdziłam wszędzie. Może cię nawet pamięta?
Doktor Ilona odpisała mi od razu. Rzeczywiście była krewną Błażeja i zgodziła się przekazać mu mój numer telefonu. Podświadomie oczekiwałam, że były chłopak zadzwoni od razu, ale mijały kolejne dni i nic się nie działo. Chodziłam jak struta, wszystko leciało mi z rąk, nie chciało mi się nawet kłócić z mężem.
– Co ci jest? – zapytał Krzysiek, kiedy po raz kolejny nie odpowiedziałam na jego zaczepkę, tylko zagapiłam się w okno, rozmyślając o tym, gdzie jest Błażej, czy siostra przekazała mu wiadomość ode mnie i czy o mnie myśli.
Przez cały weekend nie chciało mi się wstawać z łóżka, leżałam w szlafroku i udawałam, że czytam albo rozwiązuję krzyżówki, a tak naprawdę oddawałam się marzeniom o spotkaniu z Błażejem.
– Mnie? Nic – nie miałam ochoty się skupiać na jakichś kolejnych pretensjach męża.
Krzysiek usiadł koło mnie na łóżku i delikatnie dotknął mojego czoła, jakby podejrzewał, że mam gorączkę.
– Jesteś jakaś dziwna ostatnio – patrzył na mnie uważnie. – Słuchaj, coś się dzieje? Byłaś u lekarza? To… coś poważnego? Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? Marysia?
– Mnie nic nie jest! – zirytowałam się. – Coś się tak nagle mną zainteresował? Idź sobie włącz telewizor i daj mi spokój!
Do wieczora z nim nie rozmawiałam.
Miałam go dosyć
Chciałam Błażeja! Chciałam być z kimś, kto mnie pożądał i uwielbiał! Telefon od dawnego chłopaka zaskoczył mnie w wannie.
– Maryś? Eee… tu Błażej…– usłyszałam i zalała mnie fala szczęścia.
Mieszkał wciąż nad morzem, ale zdecydował się przyjechać. Umówiliśmy się w kawiarni. Nigdy nie byłam tak podekscytowana, biegnąc na spotkanie. Prosto od fryzjera, pachnąca nowymi perfumami i w drogiej sukience pożyczonej od Klary czułam się jak gwiazda filmowa. I przecież czekał na mnie mój gwiazdor! Mój piękny, silny, supermęski Błażej. Najpierw go nie rozpoznałam. Kiedy zamachał do mnie z głębi sali, nie rozumiałam, kto to. Dopiero potem do mnie dotarło, że ten korpulentny, ubrany w bluzę dresową facet o nalanej twarzy i błyszczącej łysinie to Błażej. Ale nie jego wygląd był najgorszym zaskoczeniem.
– No to co tam u ciebie? – zapytał, pociągając piwo w rozmiarze XXL. – Masz jakiegoś faceta? Nieźle wyglądasz jak na swoje lata – cmoknął z uznaniem. – Słuchaj, wynająłem tu pokój w hostelu na jedną noc, żaden luksus, ale na nasze potrzeby się nada, he he! – puścił do mnie oko. – To co? Zamówić ci coś, czy kupimy browary w Żabce po drodze?
Byłam w szoku. Błażej naprawdę sądził, że odnalazłam go, żeby się z nim umówić na seks. Pomijam już to, że w niczym nie przypominał tamtego dzielnego ratownika, w którym się tak kochałam i o którym fantazjowałam przez ćwierć wieku. Ale ta obcesowość! To proponowanie mi pójścia z nim do łóżka, jakby to było oczywiste! Co on sobie myślał?! Starałam się być mimo wszystko uprzejma. Odpowiedziałam, że mam męża i po prostu chciałam zobaczyć się z dawnym chłopakiem. Zrobił rozczarowaną minę i pociągnął w milczeniu kilka potężnych łyków piwa.
– A ty? – starałam się ratować konwersację. – Ożeniłeś się? Masz dzieci?
– No, mam. Czwórkę – odpowiedział, drapiąc się po uchu. – Dwoje z byłą żoną, córkę w Niemczech i najmłodszego, którego widuję w weekendy.
Czyli czworo dzieci z trzema różnymi kobietami, pomyślałam z niechętnym zaskoczeniem. Ale zaraz potem przyszła inna myśl. Nigdy nie byłam jedyna. Byłam jego dziewczyną w tamte wakacje, ale taki facet jak on mógł mieć dziewczyn na pęczki. I najwyraźniej miał. To dla mnie nasz związek był czymś wyjątkowym, do tego jeszcze Klara wmówiła mi, że prawdziwą miłość spotyka się w życiu tylko raz. Najwyraźniej Błażej spotykał miłość na każdym kroku, a raczej plaży czy pokładzie statku wycieczkowego. Nim się pożegnaliśmy, próbował jeszcze raz namówić mnie, żebym poszła z nim do jego pokoju w hostelu. Odgarnął mi włosy i spojrzał przeciągle z bliska w oczy. Zwalczyłam pokusę skrzywienia się, kiedy ten łysy facet pod sześćdziesiątkę usiłował stosować sztuczki, które działały dwadzieścia pięć lat temu.
– Muszę wracać do domu – powiedziałam, siląc się na uśmiech. – Mąż czeka z kolacją.
Po drodze zastanawiałam się, jakim cudem przez dwadzieścia pięć lat fantazjowałam o facecie, który nie reprezentował sobą zbyt wiele. Nagle zdałam sobie sprawę, że to nie on się zmienił. On zawsze był tym facetem, którego dzisiaj spotkałam w kawiarni, tyle że kiedyś miał młode, umięśnione ciało i włosy na głowie. Ale sposób, w jaki mnie poderwał, ta jego pewność siebie, styl bycia i przekonanie, że wszystkie kobiety są jego – przecież już wtedy to widziałam, tylko upojona własnymi uczuciami starałam się ignorować. Kiedy weszłam do domu, poczułam zapach czegoś pysznego.
Krzysiek stał przy kuchence
– Zrobiłem carbonarę – powiedział na mój widok. – I sałatkę. Zjesz?
Byłam zdziwiona, bo od dawna nie jedliśmy razem ciepłej kolacji. Ale bardzo chciałam zjeść tę carbonarę, a poza tym przekonać się, co też się stało Krzyśkowi, że przyrządził ją dla nas dwojga. Nie powstrzymałam się i go o to zapytałam, popijając makaron białym winem.
– Po prostu czuję, że coś się między nami popsuło… – powiedział, odkładając widelec. – Coś cię ostatnio gryzie i boję się…– przełknął ślinę. – Jesteś zdrowa, Mery? Bo wiesz… ja może nie jestem idealnym mężem, ale gdyby coś ci było, to…
– Daj spokój! – przerwałam mu, bo wzruszenie ścisnęło mnie w gardle. – Mam dobre wyniki badań. A martwiłam się ostatnio… Nieważne, takie tam bzdury w pracy – skłamałam. – Ale już wszystko jest dobrze.
Ten wieczór był jednym z najmilszych w moim życiu. Przeprosiliśmy się z Krzyśkiem, a potem oglądaliśmy przytuleni film. Niby nic, a jednak to właśnie jest to, co nazywam szczęściem. Nie takim z fajerwerkami w sercu i drżącymi kolanami, ale zwykłym, codziennym. Jeśli to prawda, że prawdziwą miłość spotyka się raz w życiu, to ja spotkałam swoją dwadzieścia lat temu. I niedługo nasza rocznica.
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”