„Przez 20 lat nie mogłem zapomnieć o wakacyjnej miłości. Myślałem, że straciłem już swoją szansę na miłość”

szczęśliwa para fot. iStock by Getty Images, Johner Images
„Pisaliśmy do siebie listy, a potem SMS-y, wymieniliśmy się pocztówkami, a czasem nawet dzwoniliśmy. Prawda była jednak taka, że dzieliło nas wiele kilometrów i nie mieliśmy możliwości się zobaczyć. W rezultacie wszystko powoli się wypaliło”.
/ 09.07.2024 13:15
szczęśliwa para fot. iStock by Getty Images, Johner Images

Szukałem na strychu walizki z letnimi ciuchami, kiedy to jedno z pudeł zleciało mi prosto na głowę. Wszystko dlatego, że zamiast ogarnąć ten cały bałagan, po prostu upychałem tam różne graty bez ładu i składu.

No ale cóż, skoro planowałem odwiedzić rodziców na kilka dni, to wiedziałem, że przez ostatni rok lenistwa w domu będę potrzebował większych ubrań. Nie miałem więc wyboru – musiałem grzebać w tych rzeczach. No i skończyło się tak, że pudło rąbnęło o podłogę, rozpadając się na kawałki, a ja z niechęcią zszedłem z drabinki, żeby posprzątać ten cały rozgardiasz.

Przypomniałem sobie tamte wakacje

Zajrzałem do środka i zaniemówiłem, widząc to, co się tam znajdowało. Wewnątrz pudełka leżały stare fotografie, korespondencja i pocztówki z czasów, gdy... No właśnie, z tamtych lat. Przysiadłem na podłodze, chwyciłem pierwsze zdjęcie i w tym momencie poczułem, jakby czas stanął w miejscu.

Cofnąłem się myślami do moich nastoletnich czasów, kiedy to wraz z moimi rodzicami wybraliśmy się do niewielkiej miejscowości na Mazurach. Moja mama, z zawodu nauczycielka, otrzymywała w tamtym okresie dofinansowanie do wakacji, tzw. wczasy pod gruszą. Właśnie dzięki temu trafiliśmy wtedy do tego ośrodka wypoczynkowego.

Miniaturowe, drewniane chatki z dwoma maleńkimi pokojami i namiastką kuchni. Do toalety trzeba było przejść się kawałek do sporego budynku obok. Spędzenie w takich okolicznościach dwóch tygodni dziś doprowadziłoby mnie do obłędu, ale wtedy nam to jakoś specjalnie nie wadziło. Za to okolica zapierała dech w piersiach.

Nasz przyjazd i początek pobytu upłynął pod znakiem organizacji. Wypakowywaliśmy bagaże, szukaliśmy dla wszystkiego odpowiedniego miejsca i rozglądaliśmy się po okolicy. W międzyczasie zaczęli pojawiać się kolejni wczasowicze.

Zobaczyłem ją przypadkiem

Następnego dnia udało mi się wyrwać nad pobliskie jezioro. Chciałem się trochę poopalać na pomoście i poobserwować pływające kaczki. Byłem tak najedzony, że na moment zmorzył mnie sen. Gdy ponownie uniosłem powieki, ujrzałem zbliżającą się ścieżką postać… No właśnie, kogo tam zobaczyłem? Hmm, jak to ująć? Istną boginię?

Dokładnie tak to odczułem. Ta dziewczyna była po prostu oszałamiająca. Miała może 16 lat, czyli była o jakiś rok lub dwa młodsza ode mnie. Miała przepiękne, długie blond loki, zgrabne nogi i delikatnie opaloną skórę. Cud w czystej postaci. I ten cud, nie zważając na nic, ściągnął z siebie sukienkę, po czym w stroju w kwiatki wskoczył do wody, ochlapując mnie całego, a następnie wynurzył się tuż przy pomoście.

– Ups, przepraszam, nie chciałam – powiedziała, prychając i odgarniając kosmyki z buzi.

Zatkało mnie

Stałem jak wryty, oniemiały. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, poczułem się tak, jakbym stracił grunt pod nogami. Jej oczy miały kolor bezchmurnego nieba i lśniły niczym promienie słoneczne nad naszymi głowami.

– Eee… No wiesz… Nic się nie stało – zacząłem się jąkać jak ostatni frajer.

– Użyj mojego ręcznika, leży o tam – wskazała ręką w stronę plaży.

– Nie ma potrzeby, przyniosłem własny – powiedziałem, podnosząc się z miejsca. – Nie jest ci za chłodno? – zagadnąłem.

– Prawdę mówiąc, to okropnie marznę, myślałam, że woda będzie cieplejsza – parsknęła śmiechem. 

Spodobała mi się

Wdrapała się na pomost, owinęła ręcznik wokół siebie i podeszła do mnie z powrotem.

– Sorki raz jeszcze. Byłam tak zamyślona, że cię nie dostrzegłam.

– Spoko – parsknąłem śmiechem.

– Ale teraz już cię doskonale widzę – posłała mi uśmiech. – Mam na imię Aniela, przyjechałam z rodzicami na lato. Ty chyba podobnie?

– No tak. Jestem Karol – wyciągnąłem dłoń w jej kierunku i poczułem, jakby przeszedł mnie prąd.

„Aniela. Zupełnie jak jakiś anioł" – przemknęło mi przez myśl. W międzyczasie ona nawijała bez przerwy.

Byłem z nią szczery

– Słuchaj, skoro już się poznaliśmy, to co powiesz na wspólne pływanie jutro, gdy trochę się ociepli? Niedaleko stąd jest świetna plaża. Byłam tam rok temu, więc dobrze ją znam. Jak ci się widzi ten pomysł?

– Cóż, z przyjemnością, ale jest mały problem... Ja nie umiem pływać... – odparłem, czerwieniąc się po same uszy.

– Serio? Nie wierzę! A czemu nie?

– Kiedyś, jeszcze jako dzieciak, o mało się nie utopiłem. Od tamtej pory panicznie boję się wody. Wolę trzymać się brzegu – przyznałem szczerze.

– Ojej, to rzeczywiście smutne, ale wydaje mi się, że da radę temu zaradzić. Mogłabym cię trochę podszkolić, jeśli masz ochotę?

Prawdę powiedziawszy, dla samego widoku jej pięknych oczu gotów byłem uczyć się dosłownie wszystkiego, nawet ekstremalnej wspinaczki. Więc bez cienia zawahania przystałem na tę propozycję.

Była dobrą nauczycielką

Po nocy pełnej podekscytowania, o świcie byliśmy już gotowi do drogi. Nasza sekretna zatoczka skrywała się wśród gęstej zieleni, więc nie musiałem martwić się, że ktoś będzie świadkiem moich żałosnych prób utrzymania się na wodzie.

Na całe szczęście, Aniela okazała się być prawdziwą mistrzynią w nauce pływania. Dzięki jej cierpliwości i wsparciu udało mi się przepłynąć chyba z jakieś dwa metry! Rozpierała mnie duma. A gdy na do widzenia Aniela dała mi całusa w policzek, poczułem się jak w siódmym niebie.

Zakochałem się

Zżyliśmy się ze sobą do tego stopnia, że praktycznie wszędzie chodziliśmy we dwójkę. To było zakochanie. Często wybieraliśmy się na długie spacery po lesie, opalaliśmy się na drewnianym pomoście i bawiliśmy w wodzie. Zaskakujące było to, że nasi rodzice również przypadli sobie do gustu i zaczęli spędzać ze sobą sporo czasu. Te dwa tygodnie minęły w mgnieniu oka.

W ostatni wieczór wpadliśmy na pomysł, by zorganizować ognisko – tylko ja i Aniela. Zabraliśmy ze sobą ciepłe koce i trochę przekąsek. Płomienie strzelały w górę, na niebie migotały gwiazdy, a ja nie mogłem oderwać od niej wzroku. Nagle, pod wpływem chwili, objąłem ją ramionami i złożyłem na jej ustach pocałunek. 

Odważyłem się ja pocałować

Może to trochę krępujące, a może wcale nie, ale jako nastolatek, który skończył siedemnaście lat, przeżyłem swój pierwszy w życiu pocałunek i to z miłości. Ona prawdopodobnie również całowała się po raz pierwszy.

– Słuchaj… – powiedziałem cicho.

– Rozumiem. Będę za tobą tęsknić. I obiecuję pisać. Ty też mi to obiecaj.

– Obiecuję – zapewniłem ją.

Dzień, w którym przyszło nam się pożegnać, był jednym z najbardziej przygnębiających dni mojego życia. Starałem się pokazać rodzicom, że daję radę, ale kiedy usiadłem z tyłu auta, ledwo powstrzymywałem łzy.

To nie miało wtedy szans

Pisaliśmy do siebie listy, a potem SMS-y, wymieniliśmy się pocztówkami, a czasem nawet dzwoniliśmy. Prawda była jednak taka, że dzieliło nas wiele kilometrów i nie mieliśmy możliwości się zobaczyć. W rezultacie wszystko powoli się wypaliło.

Lata mijały. Skończyłem studia, wziąłem ślub, później się rozwiodłem i w końcu zamieszkałem w niewielkim mieszkaniu w sercu miasta. Moich rodziców, którzy przenieśli się na przedmieścia, odwiedzałem dość sporadycznie. Od nich dowiedziałem się – bo jak się okazało, nadal mieli kontakt z rodzicami Anieli – że ona też z kimś się związała, ale chyba również się rozeszli. Cóż, takie jest życie.

Teraz pozostały mi tylko pamiątki – fotografie, korespondencja, kartki pocztowe. Zebrałem całość i umieściłem w nowym kartonie. To była cudowna chwila i najwspanialsze na świecie spojrzenie, jednak najwyraźniej tak być musiało.

Nareszcie ją spotkałem

Kolejnego poranka spakowałem manatki i udałem się za miasto, do letniej rezydencji rodziców. Powitali mnie entuzjastycznie i posadzili przy stole na werandzie.

– Karol, nie zgadniesz, kto właśnie zamieszkał w sąsiedztwie – oznajmiła mama, wręczając mi szklankę lemoniady.

– Kojarzysz tych ludzi, z którymi spędziliśmy wakacje na Mazurach 20 lat temu?

– Eee… – o mało się nie zadławiłem.

– No więc słuchaj, utrzymujemy z nimi stały kontakt, mimo że trochę czasu już upłynęło. Przekonywaliśmy ich i wreszcie postanowili się tu sprowadzić. Tutaj jest tak cicho i spokojnie, zupełnie inaczej niż w zatłoczonym mieście. I wyobraź sobie, że przyjechała z nimi również ich córka i…

W tamtej chwili nie słyszałem już ani słowa. Mój wzrok przykuł bowiem widok, który ujrzałem tuż za ogrodzeniem. Stała tam ona – moja Aniela. Teraz już kobieta, nie dziewczyna. Złociste pasma jej włosów opadały na ramiona okryte zwiewną sukienką. Od razu wiedziałem, z kim mam do czynienia. Poderwałem się z siedzenia i ruszyłem w stronę furtki. Nasze spojrzenia się spotkały, a jej oczy miały barwę tak intensywnie błękitną jak bezchmurne niebo nad nami i tafla pobliskiego jeziora.

– Przyjechałeś – wyszeptała ledwo słyszalnie.

– Tak, jestem tu.

– Wreszcie się doczekałam.

Karol, 47 lat

Czytaj także: „Sąsiadka podbiera mi cukier, choć opływa w dostatek. Narobiła dzieci i myśli, że wszystko jej się należy za darmo”
„Mama wykluczyła mnie z życia i z testamentu, bo ożeniłem się z rozwódką. Nigdy nie poznała swoich wnuczek”
„Żona ma trzy razy większą wypłatę ode mnie. Ją stać na wakacje pod palmami, a mnie na te na balkonie”

 

Redakcja poleca

REKLAMA