– Zerwałam z Jaśkiem – mówi Kaśka spokojnie, a nam opadają kopary, bo ta informacja spada na nas niczym grom z jasnego nieba.
– Jak to? Czemu? Oszalałaś?! – pytamy chórem po odzyskaniu przytomności.
– Taki fajny facet. Brylant. Skarb. Masz chyba nierówno pod sufitem.
Kaśka siedzi wygodnie w fotelu, obraca w ręce kieliszek na smukłej nóżce, popija winko i jest całkiem zadowolona. Nie widać, żeby przeżywała jakiś dramat...
– Możecie go sobie wziąć – śmieje się. – Dorzucę jeszcze te korale, których mi tak zazdrościcie. Która chętna?
Patrzymy po sobie coraz bardziej zdumione. Dociera do nas, że sprawa jest najwyraźniej bardzo poważna.
Kaśka była z Jaśkiem prawie 2 lata
Zainwestowała w siebie: dla niego mocno schudła, wydała majątek na bieliznę z koronki, zmieniła całą garderobę, żeby mu się podobać, nawet pokłóciła się z własną matką... I nagle odpuszcza? Coś się musiało stać.
– Przyznaj się – namawiamy. – Znalazł sobie inną babę? Zdradził cię?
– Nic z tych rzeczy. Był wierny jak pies.
– Więc zaczął pić?
– Nigdy w życiu. Czerwone wino do obiadu, czasami kieliszek koniaku...
– No to chyba zmienił orientację i umawia się teraz z chłopakami? Bo nic innego nie przychodzi nam do głowy...
– Jest nadal hetero i z nikim się nie umawia. Po prostu mam go dosyć i już.
Nie rozumiemy, o czym ona gada. Podstawowe przyczyny rozwodów i rozstań zostały wykluczone, więc dlaczego? Kobiety nie pozbywają się dobrowolnie mężczyzny niepijącego, wiernego, nie geja, przystojnego, pracującego, inteligentnego i w dodatku koło czterdziestki. Otwieramy drugą butelkę. Wydusimy z niej prawdę. Jednak nie trzeba niczego wyduszać. Kaśka gada, jakby tylko na to czekała, żeby z siebie wyrzucić, co ją tak naprawdę gniecie. Słuchamy opowieści o Jaśku, który był prawie idealny...
– Zaczęło się od przypadkowego spotkania z jego byłą – mówi Kasia. – Robiliśmy z Jaśkiem zakupy w supermarkecie przed długim weekendem. Masa ludzi, mój wózek ma zblokowane koła, pcha się ciężko, a nie można go wymienić, bo inne już pozajmowane. Szarpię się z tym metalowym grzmotem, bolą mnie ramiona, a Jasiek tylko myszkuje między regałami i dorzuca coraz to nowe produkty. I nagle wyrasta przed nami jego był narzeczona. Wygląda pięknie, opalona, w super ciuchach, szczuplutka jak gałązka brzozy. Zaciskam zęby z wściekłości... Rozumiecie?
– Jasne, że rozumiemy – odpowiadamy niemal chórem. – Nie ma nic gorszego niż widok poprzedniczki w dobrej formie, gdy nasza forma szwankuje.
Kasia opowiada dalej...
– No i tamta laska wita się z nami wylewnie, a potem woła na cały głos: „Nic się, Jasieńku, nie zmieniłeś. Znowu twoja kobieta pcha wózek, a ty tylko jej dokładasz ciężarów. Musi go pani bardzo kochać, skoro się na to godzi? Podziwiam i współczuję...”. Szlag mnie po prostu trafił na te jej słowa. To dla was jasne?
Kiwamy głowami, że jak słońce. Faktyczne, coś zaczyna do nas docierać.
– Uciekłaś? – pytamy
– Jak? Z ciężkim wózkiem na zepsutych kołach? Próbowałam, ale ta cholera stała jak przylutowana. Dopiero jakiś chłop się zlitował i dociągnął go do kasy.
– A Jasiek?
– Stał i patrzył. Wyróżniał się, bo wyglądał zabójczo. Miał błękitną koszulę i kremowe, lniane spodnie, pewnie się bał, że o coś zahaczy albo poplami. Te spodnie kosztowały majątek. Wiecie przecież, że Jasiek lubi dobre ubrania.
– Trochę palant, nie? – pytamy retorycznie, jednak Kasia zaprzecza.
– Dlaczego? Przecież jeszcze 10 minut temu mówiłyście, że to taki wielki skarb. Już zmieniacie zdanie?
– Generalnie nie zmieniamy, ale wtedy się nie zachował za bardzo...
– Nie tylko wtedy. Wiecie, jaki mądry jest Jasiek, ile wie o sztuce, szczególnie o muzyce… Ja mam drewniane ucho, więc cierpiałam prawdziwe męki, kiedy siedziałam z nim w filharmonii na koncertach i umierałam z nudów.
Przytakujemy ze zrozumieniem
– On uważał, że mnie otwiera na prawdziwe piękno... Ale nie to było najgorsze. Zapraszał do nas swoich znajomych, też melomanów... Przychodzili faceci i ich kobiety, na ogół zarozumiałe i fumiaste.
– No i co? – dopytujemy.
– Robiłam eleganckie przyjęcia – wzdycha Kasia. – Starałam się, żeby wszystko wypadło super. Piekłam, smażyłam, dekorowałam, kręciłam lody, moje sałatki nie miały konkurencji.
– Wiemy, wiemy, że jesteś świetną gospodynią. Co to ma do rzeczy?
– A ma! Bo oni gadali, a ja siedziałam jak na tureckim kazaniu. Zastawiłam stół i co miałam z tego? Same złośliwości.
– Jasiek na to pozwalał?
– Nigdy nie zareagował. Nawet kiedy jedna chuda larwa zapytała słodkim głosikiem, cedząc słowa: „Pani to chyba lubi wyłącznie disco polo, zgadza się?”.
– Wredna!
– Jeszcze, jak?! Żarła kołduny, popijała rosołkiem, zagryzała przystawkami, oblizywała się po deserze i nawet nie pochwaliła. Wyraźnie chciała mi dopiec. A na Jaśka patrzyła jak na jakieś bóstwo. Wcale się z tym nie kryła...
– Ja bym taką zołzę chyba wywaliła za drzwi – mówi któraś z nas. – Niech zna swoje miejsce, wredna małpa.
– Niemożliwe. Jasiek jest dobrze wychowany… Gość może wszystko, nawet obrazić i wkurzyć gospodynię. Bo gospodarza już nie. Jasiek by na to nie pozwolił. On ma poczucie własnej godności.
Byłam jego „podnóżkiem”
Znów kiwamy głowami, a ona ciągnie:
– Wtedy przypomniałam sobie, co o nim mówiła moja mama. Przez to toczyłam z nią prawdziwą wojnę, a teraz już wiem, że miała całkowitą rację.
– A co mówiła?
– Że przy Jaśku zawsze będę się wspinać na palce, aż mnie w końcu od tego nogi rozbolą. Że on się usadowił na szczycie drabiny, a ja na dolnych szczeblach, żebym nie wiem jak się gramoliła, to obok niego nie ma już miejsca, tak się rozsiadł. Że jest typem faceta, który musi mieć swój podnóżek, że ja się nie nadaję do takiej roli... I że ja jestem jak słonecznik, a on jak słońce. Tak mówiła.
– Twoja mama to mądrala.
– Co z tego, kiedy jej nie słuchałam?!
Patrzymy po sobie niepewnie.
– Jasiek też ma w tym swój udział – podejmuje Kasia – bo wmówił mi, że mama się podpiera psychologią z babskich gazet, żeby się nią nie przejmować. Tylko przy mojej mamie nie był taki pewny siebie. Czuł, że ona go wcale nie podziwia. Była odporna na jego inteligencję, wiedzę, urodę, elegancję i dobre wychowanie. Doceniała te zalety, ale nie robiły na niej wrażenia. Ja się dałam wrobić w rolę cienia... Byłam tylko cieniem Jaśka.
Kasia opowiada, ile ją kosztowało nadążanie za ukochanym. Była zawsze w gotowości, miała nieustannie dobry humor, cierpliwość i zdrowie. Kiedy nadchodził okres, normalnie zwijałaby się na kanapie i rozstawiała wszystkich po kątach, ale przy Jaśku udawała promienną, radosną, zdrową jak ryba, żeby tylko go do siebie nie zrazić.
– Skąd wiesz, że by się zraził? – pytam.
– Wiem. Jaś jest estetą, kocha piękno. Pryszcz na nosie budzi w nim niechęć do właścicielki pryszcza, więc nie mogłam być rozczochrana, nieumalowana, niepachnąca. Musiałam się starać.
– Męka! – stwierdzamy. – Koszmar.
– On miewał gorsze dni, problemy, załamki... Wtedy ja brałam to na klatę. Nawieszał na mnie swoje smutki, ja się uginałam, a Jaś znowu promieniał.
– Kto by przypuszczał... – dziwimy się. – Wszyscy was tak podziwiali...
– Jego podziwiali, nie mnie. Było za co. On faktycznie jest wyjątkowy, tylko potrzebuje partnerki z żelbetonu. Ja po prostu nie dałam rady i tyle. Może bym jeszcze wytrzymała jakiś czas, gdyby nie rozmowa o dziecku… Ja zaczęłam temat, bo zegar tyka, chciałam wiedzieć, czy on jest gotów do ojcostwa.
– Był?
– Był! Przyjął tę myśl z prawdziwym entuzjazmem. Natychmiast zaczął snuć plany, jaki to będzie synek, może poeta, może malarz albo aktor...
– Skąd wiedział, że urodzisz mu syna?
– Nie miał wątpliwości. Zapytałam go wtedy, co będzie, jeśli wrodzi się we mnie i nie spełni jego oczekiwań. „Dam radę go wyrównać” – stwierdził. – „Musi być na moją miarę, już ja o to zadbam. Przeciętniaka nie zaakceptuję, musi być lider, prymus, mistrz... Muszę być z niego dumny!”. Wtedy kazałam mu się pakować...
Kasia oddycha pełną piersią
– Ufff, ulżyło mi – mówi. – To był facet prawie doskonały, ale nie dało się z nim żyć, tak jak w samo południe nie da się patrzeć na słońce, bo to grozi ślepotą.
– Jednak szkoda – wzdychamy ciężko. – Taka z was była ładna para.
– Jak mrówka z wielorybem – odpowiada. – Nic z tego nie będzie, choćby się nie wiem jak bardzo pokochały. Inny rodzaj, inny gatunek, inne środowisko, gabaryty, przyzwyczajenia... Jeszcze raz więc powtarzam: bierzcie go sobie, jest już całkiem wolny. Która reflektuje?
Czytaj także:„Wściekałam się, że przy dziecku nie mam czasu umyć włosów, a teściowa lata po kosmetyczkach. To niesprawiedliwe”„Myślałam, że kobieta po 40-stce nie ma już szans na randki i zamążpójście. Zaczęłam się więc przyjaźnić z emerytami”„Sama zaprzepaściłam wielką miłość. Pogodziłam się z losem staruchy z kotami, jednak życie miało na mnie inny plan”