Miałam kiedyś męża. Mój związek trwał 15 lat i był naprawdę szczęśliwy. Przynajmniej dla mnie. Bo Ernest najwidoczniej nie dostawał tego, czego chciał. Inaczej nie odszedłby do innej. Więc to moja wina…
Jestem zła?
Zasługuję na potępienie i krytykę? Inne kobiety mają prawo mnie oceniać i besztać? Ale dlaczego?! Przecież ja też mam uczucia, potrafię się zakochać i walczyć o swojego wybranka. Może i jestem pozbawiona zasad, jednak to jest właśnie prawdziwa miłość. Wbrew temu, co nakazuje moralność, jakieś tam niepisane zasady – kochać i pozwolić, aby on kochał mnie.
Nie przejmuję się opinią ludzi, jestem na każde zawołanie swojego kochanka, spełniam wszystkie jego pragnienia. Po prostu – daję z siebie to, co najlepsze. Czy mężczyzna, który jest szczęśliwy w swoim związku, będzie szukał kochanki? Oczywiście, że nie. Jeśli znajomość ze mną nie była tylko jednorazowym skokiem w bok, a nie była, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Nasz romans trwa długo…
Uważam, że każdy ma prawo do szczęścia, jakkolwiek to szczęście by się nazywało. Mój mężczyzna trwa przy żonie, dba o rodzinę, lecz potrzebuje czegoś więcej. Znajduje to coś u mnie. To ze mną przeżywa najcudowniejsze chwile. Dlaczego o kochankach mówi się źle? Przecież to my jesteśmy pokrzywdzone. Musimy trwać w ukryciu, nie możemy spędzać świąt ze swoimi mężczyznami. A oni?
Czy chciałabym być z nim na stałe?
Często odwołują spotkania z nami w ostatniej chwili, bo muszą zostać w domu. Nie możemy im nawet zrobić awantury, wymagać, oczekiwać. Godzimy się świadomie na okruchy czasu, jakie żonaci faceci mogą poświęcić nam. To my prawdziwie kochamy, bo nie oczekujemy nic w zamian. Nie krzywdzimy prawowitych żon, choć często nam się to zarzuca. Ale przecież nie odbieramy im mężów. Tylko ich uszczęśliwiamy…
Byłam kiedyś mężatką. Mój związek trwał 15 lat. Nie brakowało mi niczego. Ale Ernest widocznie nie miał tego, czego pragnął, skoro mnie zdradził. A owocem tej zdrady było dziecko. Przeklinałam tamtą kobietę, nienawidziłam jej. Myślałam wtedy, że gdyby nie było takich jak ona, faceci by nie zdradzali. Mąż odszedł do niej, lecz tylko dlatego, że ja nie miałam siły walczyć o nasz związek. Tak byłam zrozpaczona.Teraz wiem, że moglibyśmy być dalej razem, gdybym tylko choć trochę się postarała. A tak coś się we mnie wypaliło. Zabrakło ognia, a ja nie próbowałam go na nowo wzniecić. Już nie jestem zła na tamtą kobietę. Walczyła o niego, ja oddałam go bez walki. Zasłużyła sobie…
Dzisiaj ja jestem kochanką. Zostałam nią całkiem świadomie. Wiem, że mój mężczyzna nie zostawi żony. Czy chciałabym być z nim na stałe? Oczywiście! Więc dlaczego godzę się na taki układ? Może właśnie dlatego, że naprawdę go kocham. Nie chcę go ograniczać, nie chcę wymuszać na nim żadnych deklaracji. Jeśli sam zdecyduje się na taki krok, będę szczęśliwa; jeśli nie – będę go kochała i pozwalała się kochać na jego zasadach.
Gdzie twój honor?
Cieszę się każdą chwilą, kiedy mam go przy sobie, kiedy tuli mnie w ramionach, całuje i mówi, jak bardzo mnie pragnie. Ktoś zapyta: „Gdzie twój honor? Gdzie twoja godność?”. Ale co ma honor do prawdziwego uczucia? Odpowiem wam – nic! Ofiarowuję mu siebie, nie oczekując nic w zamian. Jestem szczęśliwa, gdy znajdzie dla mnie choćby godzinkę.
Czasami się zastanawiam, czy aby nie tracę czasu, tkwiąc w związku bez przyszłości. Popadam w depresję, gdy nie ma go przy mnie wtedy, kiedy najbardziej go potrzebuję. Boli mnie, gdy przy ludziach musimy udawać, że nic nas nie łączy. Gdy wolne weekendy i święta muszę spędzać sama. Ale wiem, że on też cierpi, spędzając ten czas z żoną. Tylko… dlaczego nie podejmie decyzji i od niej nie odejdzie?
Przecież mielibyśmy wtedy dla siebie dużo więcej czasu... Może po prostu nie kocha mnie na tyle mocno, żeby zmienić swoje życie i być ze mną na stałe. Takie wnioski są nieuniknione i wiem, że to jest właśnie cena mojej zakazanej miłości. Nie potrafię tego skończyć i nie chcę. Chwile spędzone razem dają mi tyle szczęścia… Kocham go i wiem, że nic tego nie zmieni. I wytrwam w tym trudnym związku, wbrew wszystkim przeciwnościom, dopóki moje serce będzie biło jego imię. Bo dla mnie tylko to się liczy.
Teresa, 43 lata
Czytaj także:
„Romans z synową był bardzo gorący. Teraz nie wiem, czy za 9 miesięcy urodzi się mój syn, czy wnuk”
„Kuba był moim przyjacielem >>z bonusem<<, dzwoniłam do niego, gdy miałam chętkę. Ten układ działał tylko do czasu”
„Żona zostawiła go w chorobie i to ja walczyłam o jego życie. Gdy wyzdrowiał, spakował torby i biegiem do niej poleciał”