Z głośnika w hotelowym barze leciała piosenka Rynkowskiego: „Za młodzi na sen, za starzy na seks…”, a mnie się chciało płakać. Bo zdecydowanie byłam za młoda, by iść spać o dwudziestej trzeciej.
Przyjechałam do Krakowa, żeby spędzić tu fantastyczny weekend, bawić się do rana, pić kolorowe drinki i skutecznie zapomnieć, że właśnie skończyłam czterdzieści dwa lata. Tyle że już pierwszego wieczoru okazało się, że jestem najstarszą osobą w klubie. Wyszłam, próbując pozbyć się posmaku wymyślnego koktajlu oraz porażki.
W sobotę wieczorem nie miałam odwagi iść do kolejnego klubu i ponownie dowiedzieć się, że życie uczuciowe i towarzyskie już za mną. Właśnie dlatego siedziałam w hotelowym barze i piłam kolejne martini.
– Przynieść kolejne? – zapytał chłopak w koszulce barmana, ale nie ten, u którego zamawiałam przez cały wieczór.
– Gdzie tamten barman? – zapytałam, czując, że plącze mi się język. – On wiedział, jak mi przygotować drinka.
– Zmieniłem go – odpowiedział ciemnowłosy chłopak o delikatnych rysach twarzy. – To jak? Powie mi pani, czego sobie życzy?
– Młodości – mruknęłam. – I seksu.
Byłam wstawiona, a młodziak chyba miał niewielkie doświadczenie z pijanymi czterdziestoparolatkami bo jego gładka buzia pokryła się rumieńcem. Zrobiło mi się głupio i przeprosiłam go za obcesowość.
– Po prostu nie udał mi się wyjazd… – wyjaśniłam. – Miałam tańczyć, poznawać ludzi, a… siedzę tu i piję sama. Jestem stara, gruba i brzydka… a życie mi gdzieś uciekło, kiedy robiłam swoją durną karierę…
To był dobry hotel. Personel z pewnością był szkolony, by nie romansować z gośćmi, więc zupełnie nie wiem jakim cudem Nikodem i ja wylądowaliśmy w moim pokoju.
– Pewnie mnie za to zwolnią, ale było warto! – szepnął, kiedy leżeliśmy obok siebie. – I tak nie byłem dobrym barmanem.
Myślałam, że po seksie zaraz sobie pójdzie, ale chciał zostać i dalej ze mną rozmawiać. To było miłe. Przytuliłam się do niego i słuchałam o jego studiach medycznych i o tym, że co chwila zatrudniał się gdzieś na krótko, żeby zapłacić za akademik i książki.
Był taki młody, taki niewinny i pełen ideałów
Chyba myślał, że ten seks to był początek związku. Mówił coś o tym, że może do mnie przyjechać w kolejny weekend, pytał, jak sobie wyobrażam życie. Wytrzeźwiałam już wtedy na tyle, żeby zrozumieć, że zrobiłam głupotę.
– Słuchaj, było fajnie, jesteś słodki i w ogóle, ale musisz już iść – powiedziałam w którymś momencie. – Jestem od ciebie osiemnaście lat starsza, mam wymagającą pracę i buduję dom. Nie będę twoją dziewczyną, jeśli to ci przeszło przez myśl.
Wyglądał na zszokowanego. Chyba naprawdę sądził, że poczułam do niego coś więcej niż chwilową namiętność nakręconą sześcioma martini. Jeszcze próbował mi tłumaczyć, że wiek to tylko cyfry, ale po prostu kazałam mu wyjść.
– Czekaj! – zawołałam, kiedy chwytał dłonią klamkę
Zignorowałam nadzieję w jego oczach i sięgnęłam do torebki.
– Naprawdę dobrze się z tobą bawiłam. – Spróbowałam powiedzieć to miękkim tonem. – Zajmij się studiami, rzuć tę robotę w barze. Weź to.
Spojrzał na plik banknotów, który mu podawałam, jakby to był jadowity pająk.
– Wiesz co?! – jego głos się łamał. – Od… odwal się! Naprawdę mi się spodobałaś! Naprawdę chciałem cię bliżej poznać! A ty mi płacisz za seks?!
I wyszedł. Nie spotkałam go już kiedy się wymeldowywałam. Czułam się paskudnie, że tak go potraktowałam, ale z drugiej strony – co niby miałam zrobić? Zostać dziewczyną studenta medycyny mieszkającego w akademiku? Parsknęłam niewesołym śmiechem na tę myśl.
Wróciłam do pracy i domu, który właśnie wykańczałam i zapomniałam o Nikodemie. Przypomniałam sobie o nim i o nocy z nim spędzonej dwa miesiące później.
– Jestem w ciąży – powiedziałam do Marzeny, mojej siostry. – Zrobiłam trzy testy. To już pewne.
– Rany! – zapowietrzyła się z wrażenia. – I co? Cieszysz się?
– Właściwie to tak – przyznałam.
To była prawda. Myślałam, że przegapiłam szansę na macierzyństwo, i nawet już to odpłakałam, aż tu nagle taka niespodzianka! Miałam wymarzony dom, świetną pracę, a teraz miałam zostać mamą. Było mi dobrze.
– Znajdziesz tego chłopaka, żeby mu powiedzieć? – zapytała Marzena.
– Co?! – taki pomysł nawet nie przyszedł mi do głowy. – Nie żartuj. To dzieciak, student. To oczywiste, że będę samodzielnie wychowywać dziecko.
Wydawało mi się to proste
Mnóstwo moich koleżanek, no i oczywiście Marzena, urodziło dzieci. Widywałam je z wózkami albo nosidełkami, czasami patrzyłam, jak karmią czy przewijają swoje maleństwa. Czułam, że dam sobie radę. Na litość boską, poradziłam sobie z zarządem spółki Skarbu Państwa podczas negocjacji, to chyba opieka nad niemowlakiem mnie nie przerośnie, prawda? – myślałam.
Dobrze zarabiałam, więc mogłam kupić dla mojej córeczki wszystko, co najlepsze: wózek, meble do pokoju, fotelik samochodowy, tonę ubranek, kosmetyków i zabawek. Urodziłam w prywatnej klinice. Klara była zdrowa i śliczna. Wróciłyśmy do domu, wzięłam urlop macierzyński.
Problemy zaczęły się od razu. Byłam wykończona z niewyspania, miałam nawał pokarmu w piersiach i bardzo mnie bolały, wszystko leciało mi z rąk, bałam się kąpać córkę… Po pierwszym miesiącu miałam ochotę wyć.
Klara była jednym z tych dzieci, które budzą się co pół godziny i płaczą bez widocznego powodu. Zajmowałam się nią, ale przestałam zajmować się sobą. Nie kąpałam się, nie myłam włosów, jadłam byle co, bo każde spokojne dziesięć minut poświęcałam na upragnioną drzemkę.
– Słuchaj, kiepsko wyglądasz – powiedziała Marzena, kiedy zobaczyła mnie kilka dni później. – Dajesz sobie radę?
– Tak, przecież muszę – sapnęłam, wyciągając małą z łóżeczka, bo znowu płakała. – Ty sobie dałaś, prawda?
– Ja miałam Arka do pomocy – powiedziała. – A ty jesteś sama. Pomyśl o opiekunce, żeby mieć trochę czasu dla siebie.
Och, myślałam o opiekunce, ale uznałam, że to nie może tak być. Sama urodziłam dziecko, więc sama je wychowam – postanowiłam. Po prostu muszę wziąć się w garść – mówiłam sama sobie.
Kiedy Klara miała trzy miesiące, stało się jednak przeraźliwie jasne, że sobie nie radziłam. Marzena wpadała, żeby zajrzeć do małej, bo zdarzało się, że kładłam ją spać niewykąpaną. Nocami ignorowałam jej płacz, bo nie miałam siły wstać. Leżałam tylko pod kołdrą i płakałam z bezradności.
– Jestem po prostu za stara na macierzyństwo – powiedziałam lekarce, która odkryła odparzenia na pupie Klary i zarzuciła mi, że zbyt rzadko ją przewijam. – Jestem beznadziejna… Nie powinnam była jej urodzić… nie nadaję się na matkę…
Tak, zaczęłam płakać w gabinecie pediatry. Dobrze, że nikt nie zadzwonił po pomoc społeczną.
Kiedy wracałam od lekarza, zauważyłam kogoś przed moim domem.
– Nikodem? – zamurowało mnie.
– Wiolka…? – był wyraźnie zszokowany moim wyglądem.
Nie dziwiłam mu się. Byłam bez makijażu, dopiero co płakałam, włosy myłam pewnie z tydzień wcześniej. No i pchałam wózek dziecięcy.
– Ja… – patrzył to na mnie, to na Klarę. – Wykradłem z recepcji twój adres i przyjechałem. Wiesz, dzisiaj mija dokładnie rok od kiedy… Słuchaj, czy to dziecko…
– Tak, jest twoje – wyrzuciłam z siebie ze śmiertelnym znużeniem. – Nie chcę alimentów, możesz wracać na studia. Daję sobie radę sama.
Był wstrząśnięty wiadomością o ojcostwie, prawie płakał, więc pozwoliłam mu wejść do środka. Kiedy zobaczył bałagan w domu, chyba zrozumiał, że jednak nie daję sobie rady sama. Nie robił mi wymówek, że ukryłam przed nim dziecko. Po prostu zapytał, czy może przez chwilę posiedzieć z Klarą.
– Jasne. Ja się położę – wymamrotałam, bo naprawdę było mi wszystko jedno.
Chciałam tylko się zdrzemnąć. Obudziłam trzy godziny później. Nikodem podał mi Klarę do karmienia.
Była przewinięta i pachnąca
– Siostra ma trójkę dzieci – wyjaśnił Nikodem. – Lubię się nimi zajmować. Słuchaj… musimy poważnie porozmawiać.
Powiedział, że zdał końcowe egzaminy i musi teraz wybrać szpital, gdzie będzie odbywać staż. Odszukał mnie, bo chciał sprawdzić, czy na pewno dalej go nie chcę. Przyznał, że nie mógł przestać o mnie myśleć i że nigdy wcześniej nie zrobił czegoś takiego jak wtedy ze mną w hotelu. Byłam dla niego kimś wyjątkowym – twierdził.
– Wiesz co? – spojrzałam na niego ponad główką naszej córeczki. Już nie wydawał mi się taki młody i niedoświadczony. Skończył studia medyczne, miał zostać lekarzem, radził sobie z dziećmi. – Jeśli chcesz widywać Klarę, to nie mam nic przeciwko temu. Potrzebuję pomocy.
Po raz pierwszy to przyznałam. A potem znowu się rozpłakałam. Objął mnie i poczułam, że nie jestem już sama. Nikodem poszedł na staż w moim mieście, mieszka z nami. Wciąż nie mogę się nadziwić, jak mogłam traktować go jak dzieciaka.
Ten „dzieciak” może i metrykalnie jest młodszy ode mnie, ale na pewno nie jest za młody, żeby być ojcem i partnerem. Wygląda na to, że to ja musiałam dojrzeć do pewnych rzeczy, nie on. I całe szczęście – dojrzałam. On mi w tym pomógł.
Czytaj także:
„Teściowa sterowała moim mężem jak marionetką. Gdy wmówiła mu, że mam rzucić pracę, bo go zdradzam, nie wytrzymałam”
„Brutalnie odbiłam przyjaciółce faceta i podstępem zaciągnęłam go przed ołtarz. 14 lat budowałam związek na kłamstwie”
„Ojciec Martynki próbuje kupić miłość córki. Funduje jej drogie prezenty i zagraniczne wyjazdy. Ja nie mam na to kasy”