„Przed ślubem chciałam zrobić się na bóstwo. Nigdy nie zapomnę fryzjerce tego, co mi zrobiła”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Andrey Popov
„Pani Martyna polała mi głowę wodą, a potem zaczęła zdejmować kolejne wałki. Nie widziałam jej twarzy, bo stała za moimi plecami, ale nagle przestała szczebiotać, choć przedtem buzia jej się nie zamykała. Czułam, że dzieje się coś złego...”.
/ 20.08.2022 13:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Andrey Popov

Umówiłam się z fryzjerką tydzień przed ślubem, żeby omówić z nią wszystkie szczegóły. Miałyśmy wypróbować wybraną przeze mnie fryzurę. Pokazałam jej kok, który mi się podobał, a raczej klasyczny banan, czyli wszystkie włosy zwinięte tak, że tworzą pionowy rulon. Chciałam go ozdobić niewielkimi różyczkami, takimi samymi, jakie będę częścią bukietu.

Pani Martyna dwoiła się i troiła, by ładnie upiąć mi moje długie, ale niestety niezbyt gęste włosy. Pewnie dlatego babeczka nie była do końca zadowolona z efektu. Obejrzała mnie
z każdej strony, po czym oznajmiła:

– Moim zdaniem taka wymyślna fryzura wyglądałaby znacznie lepiej, gdybym zrobiła pani lekką trwałą.

Zapewniała mnie, że wie, o czym mówi…

Trwałą? Nigdy jej nie miałam! Kojarzyła mi się z loczkami z lat 80.

– Mówię o lekkiej trwałej, czyli takiej, która tylko uniesie włosy od nasady, doda im puszystości – wyjaśniła fryzjerka, widząc moją minę.

– A nie można po prostu nakręcić ich na wałki? Mogę je nawet założyć na całą noc… – wahałam się.

– No i po co? Żeby się nie wyspać przed tak ważnym dniem? A potem te nakręcone pracowicie włosy i tak opadną, gdy się pani spoci – stwierdziła. – Nowoczesna trwała nie niszczy włosów. Będzie pani zadowolona.

„No cóż… w końcu to ona jest tutaj fachowcem, więc chyba wie, o czym mówi” – pomyślałam.
Trwała nie była tania, ale ponieważ miała mi zapewnić rewelacyjne efekty, to dałam się namówić. Na drugi dzień przyszłam do salonu jeszcze raz. Pani Martyna chyba z godzinę nawijała moje długie włosy na wałki, i to z pomocą swojej uczennicy. A potem zwilżyła je specjalnym płynem.

– Proszę teraz posiedzieć pół godziny. Podać pani herbatę, może kawę? Czasopisma? – usłyszałam.

– Dziękuję – uśmiechnęłam się.

Nie zauważyła żadnego zaczerwienienia

Siedziałam sobie spokojnie na fotelu i przeglądałam jakieś pisemko, gdy nagle poczułam dziwne pieczenie.

– Tylko tutaj nad uchem? – spytała fryzjerka. – A to nie szkodzi… Gdyby piekła panią cała głowa, to gorzej, ale tak nie ma się czym przejmować.

– Ale mnie boli! – poskarżyłam się.

– Proszę jeszcze trochę wytrzymać – powiedziała słodko, ale posłała mi spojrzenie pełne niechęci.

Siedziałam więc cierpliwie, chociaż z trudem, bo skóra głowy piekła mnie coraz bardziej i to nie tylko w tym jednym miejscu.

– Dobrze, zmywamy! – zarządziła w końcu fryzjerka, a ja poczułam ulgę.

Podeszłam do siedziska z umywalką. Pani Martyna polała mi głowę wodą, a potem zaczęła zdejmować kolejne wałki. Nie widziałam jej twarzy, bo stała za moimi plecami, ale nagle przestała szczebiotać, choć przedtem buzia jej się nie zamykała. Zmywała mi głowę w milczeniu, a potem sztucznie wesołym głosem oznajmiła:

Mój krzyk zwabił do pokoju mamę

– A teraz nałożymy odżywkę regeneracyjną. To tylko poprawi efekt!

Nie wiem, jaki był skład tej odżywki, lecz moje włosy były po niej gładkie, miękkie i ładnie się układały. Wyszłam z salonu zadowolona. Dopiero na drugi dzień… obudziłam się w aureoli przesuszonego siana!

– Cholera! Jak ja wyglądam! – wrzasnęłam, patrząc w lustro.

– O kurczę… Dziecko, co ci się stało z włosami? – skrzywiła się, czym tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że fryzjerka zrobiła mi krzywdę.

– To miała być lekka trwała…

Nie była lekka. Zresztą w ogóle fryzjerka źle ją zrobiła. Moje i tak już cienkie i liche włosy nie tylko się przesuszyły, ale i w ekspresowym tempie zaczęły się łamać. Koszmar! „I jak ja teraz pójdę do ślubu? Jak ułożę fryzurę?” – panikowałam i oczywiście natychmiast pobiegłam do fryzjerki, która mnie tak urządziła.

– Ja? – zdziwiła się nieszczerze. – Przecież ode mnie wyszła pani z pięknymi błyszczącymi lokami!

– Tak, bo nałożyła mi pani odżywkę, która zamaskowała ten błąd! – byłam wściekła. – Moje włosy się łamią!

Przeżyłam koszmar

Tym byłam najbardziej przerażona. Do ślubu zostało tylko kilka dni i groziło mi, że pójdę do ołtarza… łysa! Zadzwoniłam do mojej siostry.

– Ratuj! – poprosiłam. – Co ja ma teraz zrobić z tą fryzjerką?!

– Żądaj oddania pieniędzy za usługę, bo była źle wykonana – poradziła. – No i oczywiście zadośćuczynienia. Wychodzisz za mąż za cztery dni i masz wyglądać przyzwoicie, bo jak nie, to pozwiesz ją do sądu! Możesz ją też postraszyć, że zrobisz jej czarny PR w internecie… To zawsze działa.

Wróciłam do salonu.

– Mogę panią za darmo uczesać do ślubu! O, tutaj dopniemy treskę. Jest zrobiona z naturalnych włosów – powiedziała pani Martyna pojednawczo.

Nie miałam wyjścia. Musiałam się zgodzić. Przesuszone włosy zręcznie zamaskowałam welonem. Ponoć wyglądałam pięknie. Ale ile mnie to kosztowało nerwów, to tylko ja wiem. 

Czytaj także:
„Adoptowany syn wyrósł na bandziora. Daliśmy mu miłość i bezpieczny dom, a on podtarł sobie tym wszystkim tyłek”
„W dzieciństwie było mi wstyd za siwe włosy i podkrążone oczy mamy. Sądziłam, że to obrzydliwe rodzić dzieci mając 40 lat”
„Przyjaciółka zrobiła sobie dziecko i je zaniedbuje. Ciągle siedzi w pracy, a jej syna wychowuje telewizor i telefon”

Redakcja poleca

REKLAMA