Umówiłam się z fryzjerką tydzień przed ślubem, żeby omówić z nią wszystkie szczegóły. Miałyśmy wypróbować wybraną przeze mnie fryzurę. Pokazałam jej kok, który mi się podobał, a raczej klasyczny banan, czyli wszystkie włosy zwinięte tak, że tworzą pionowy rulon. Chciałam go ozdobić niewielkimi różyczkami, takimi samymi, jakie będę częścią bukietu.
Pani Martyna dwoiła się i troiła, by ładnie upiąć mi moje długie, ale niestety niezbyt gęste włosy. Pewnie dlatego babeczka nie była do końca zadowolona z efektu. Obejrzała mnie
z każdej strony, po czym oznajmiła:
– Moim zdaniem taka wymyślna fryzura wyglądałaby znacznie lepiej, gdybym zrobiła pani lekką trwałą.
Zapewniała mnie, że wie, o czym mówi…
Trwałą? Nigdy jej nie miałam! Kojarzyła mi się z loczkami z lat 80.
– Mówię o lekkiej trwałej, czyli takiej, która tylko uniesie włosy od nasady, doda im puszystości – wyjaśniła fryzjerka, widząc moją minę.
– A nie można po prostu nakręcić ich na wałki? Mogę je nawet założyć na całą noc… – wahałam się.
– No i po co? Żeby się nie wyspać przed tak ważnym dniem? A potem te nakręcone pracowicie włosy i tak opadną, gdy się pani spoci – stwierdziła. – Nowoczesna trwała nie niszczy włosów. Będzie pani zadowolona.
„No cóż… w końcu to ona jest tutaj fachowcem, więc chyba wie, o czym mówi” – pomyślałam.
Trwała nie była tania, ale ponieważ miała mi zapewnić rewelacyjne efekty, to dałam się namówić. Na drugi dzień przyszłam do salonu jeszcze raz. Pani Martyna chyba z godzinę nawijała moje długie włosy na wałki, i to z pomocą swojej uczennicy. A potem zwilżyła je specjalnym płynem.
– Proszę teraz posiedzieć pół godziny. Podać pani herbatę, może kawę? Czasopisma? – usłyszałam.
– Dziękuję – uśmiechnęłam się.
Nie zauważyła żadnego zaczerwienienia
Siedziałam sobie spokojnie na fotelu i przeglądałam jakieś pisemko, gdy nagle poczułam dziwne pieczenie.
– Tylko tutaj nad uchem? – spytała fryzjerka. – A to nie szkodzi… Gdyby piekła panią cała głowa, to gorzej, ale tak nie ma się czym przejmować.
– Ale mnie boli! – poskarżyłam się.
– Proszę jeszcze trochę wytrzymać – powiedziała słodko, ale posłała mi spojrzenie pełne niechęci.
Siedziałam więc cierpliwie, chociaż z trudem, bo skóra głowy piekła mnie coraz bardziej i to nie tylko w tym jednym miejscu.
– Dobrze, zmywamy! – zarządziła w końcu fryzjerka, a ja poczułam ulgę.
Podeszłam do siedziska z umywalką. Pani Martyna polała mi głowę wodą, a potem zaczęła zdejmować kolejne wałki. Nie widziałam jej twarzy, bo stała za moimi plecami, ale nagle przestała szczebiotać, choć przedtem buzia jej się nie zamykała. Zmywała mi głowę w milczeniu, a potem sztucznie wesołym głosem oznajmiła:
Mój krzyk zwabił do pokoju mamę
– A teraz nałożymy odżywkę regeneracyjną. To tylko poprawi efekt!
Nie wiem, jaki był skład tej odżywki, lecz moje włosy były po niej gładkie, miękkie i ładnie się układały. Wyszłam z salonu zadowolona. Dopiero na drugi dzień… obudziłam się w aureoli przesuszonego siana!
– Cholera! Jak ja wyglądam! – wrzasnęłam, patrząc w lustro.
– O kurczę… Dziecko, co ci się stało z włosami? – skrzywiła się, czym tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że fryzjerka zrobiła mi krzywdę.
– To miała być lekka trwała…
Nie była lekka. Zresztą w ogóle fryzjerka źle ją zrobiła. Moje i tak już cienkie i liche włosy nie tylko się przesuszyły, ale i w ekspresowym tempie zaczęły się łamać. Koszmar! „I jak ja teraz pójdę do ślubu? Jak ułożę fryzurę?” – panikowałam i oczywiście natychmiast pobiegłam do fryzjerki, która mnie tak urządziła.
– Ja? – zdziwiła się nieszczerze. – Przecież ode mnie wyszła pani z pięknymi błyszczącymi lokami!
– Tak, bo nałożyła mi pani odżywkę, która zamaskowała ten błąd! – byłam wściekła. – Moje włosy się łamią!
Przeżyłam koszmar
Tym byłam najbardziej przerażona. Do ślubu zostało tylko kilka dni i groziło mi, że pójdę do ołtarza… łysa! Zadzwoniłam do mojej siostry.
– Ratuj! – poprosiłam. – Co ja ma teraz zrobić z tą fryzjerką?!
– Żądaj oddania pieniędzy za usługę, bo była źle wykonana – poradziła. – No i oczywiście zadośćuczynienia. Wychodzisz za mąż za cztery dni i masz wyglądać przyzwoicie, bo jak nie, to pozwiesz ją do sądu! Możesz ją też postraszyć, że zrobisz jej czarny PR w internecie… To zawsze działa.
Wróciłam do salonu.
– Mogę panią za darmo uczesać do ślubu! O, tutaj dopniemy treskę. Jest zrobiona z naturalnych włosów – powiedziała pani Martyna pojednawczo.
Nie miałam wyjścia. Musiałam się zgodzić. Przesuszone włosy zręcznie zamaskowałam welonem. Ponoć wyglądałam pięknie. Ale ile mnie to kosztowało nerwów, to tylko ja wiem.
Czytaj także:
„Adoptowany syn wyrósł na bandziora. Daliśmy mu miłość i bezpieczny dom, a on podtarł sobie tym wszystkim tyłek”
„W dzieciństwie było mi wstyd za siwe włosy i podkrążone oczy mamy. Sądziłam, że to obrzydliwe rodzić dzieci mając 40 lat”
„Przyjaciółka zrobiła sobie dziecko i je zaniedbuje. Ciągle siedzi w pracy, a jej syna wychowuje telewizor i telefon”