Szłam cmentarną alejką pogrążona we wspomnieniach. Jak to się stało, że odwiedzam tu Janka? – myślałam zasępiona. Mijałam kolejne nagrobki z nazwiskami, które dobrze znałam. W końcu to niewielki cmentarz w mojej rodzinnej miejscowości. Gdy dotarłam do grobu Janka i zobaczyłam jego zdjęcie na płycie, zrobiło mi się słabo. Nie spodziewałam się, że to zrobi na mnie takie wrażenie. Wiedziałam przecież od dwóch lat, że Janek nie żyje, nie miałam z nim kontaktu od długiego czasu, skąd więc aż tyle emocji… Patrzyłam na jego zdjęcie i czułam, jakby jego dobre zielone oczy przewiercają mnie na wskroś.
– To niesprawiedliwe, że cię tu nie ma – szepnęłam zapalając znicz na jego grobie.
Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w niewesołych myślach. Boże, jaka ja byłam naiwna. Gdy wyjeżdżałam stąd 15 lat temu, myślałam, że mamy z Jankiem czas, że to nie był nasz moment, ale on kiedyś przyjdzie. Tymczasem „kiedyś” nigdy nie nastąpiło.
Nie było mnie przy nim w trudnych chwilach
Kochałam go jak wariatka, jak tylko potrafi kochać osiemnastoletnia dziewczyna. Byliśmy młodzi, wpatrzeni w siebie jak w obrazek i praktycznie nierozłączni. Mieliśmy mnóstwo planów na przyszłość. Oboje chcieliśmy iść na studia w Warszawie. Ja marzyłam, by zostać farmaceutką, on marzył o karierze prawniczej. Byliśmy przekonani, że wszystko nam się uda, bo niby co mogłoby pójść nie tak?
Po maturze oboje złożyliśmy papiery na wymarzone uczelnie i czekaliśmy z niecierpliwością i niezmąconą wiarą w sukces na wyniki. Jednak zanim je otrzymaliśmy, na Janka spadł niespodziewany cios – jego mama zachorowała na nowotwór. Jak nietrudno się domyślić, był zdruzgotany.
– Dorota, ja nie wiem, co mam robić… Ojciec się załamał, wszyscy strasznie się boimy – mówił przybity, a ja tuliłam go w ramionach i nie umiałam pocieszyć.
Zaczęliśmy się od siebie oddalać. On jeździł do lekarzy i szpitali, szukał dla mamy sposobów leczenia, a ja? Ja próbowałam się w tym wszystkim odnaleźć, ale nie umiałam. Nie wiedziałam, jakich używać słów, jak się zachować… Gdy kilka tygodni później przyszło pismo, że zostałam przyjęta na studia, nie potrafiłam powstrzymać radości. Spełniło się moje marzenie! Skakałam do góry ze szczęścia. Natychmiast pobiegłam do Janka.
– Mam to! Dostałam się… Wszystko się spełnia! – rzuciłam mu się na szyję.
– Cudownie – przytulił mnie mocno.
– Zobaczysz, ty też się dostaniesz. Musimy zacząć szukać mieszkania albo jakiejś stancji. Podobno na Powiślu jest fantastycznie, ale nie wiem, jakie są ceny, muszę pogadać z rodzicami o budżecie – trajkotałam jak najęta, ale po chwili zamilkłam, bo zobaczyłam w jego oczach coś niepokojącego.
– Dorota, bardzo się cieszę, naprawdę… – powiedział jakoś cicho – tylko, że ja nie mogę teraz wyjechać. Mama mnie potrzebuje, tata też. Nie mogę ich zostawić – dodał, patrząc mi w oczy. – Ale ty powinnaś jechać i spełniać swoje marzenia.
Długo myślałam, co powinnam zrobić. Miałam niesamowity mętlik w głowie. Naprawdę go kochałam. A jednak w końcu uznałam, że nie mogę zrezygnować ze studiów w Warszawie. Moi rodzice mówili to samo.
– Kochanie, będę przyjeżdżać co weekend, wszystko się ułoży– zapewniałam Janka, a on kiwał głową i odpowiadał:
– Wszystko będzie dobrze…
Na początku faktycznie tak było. Przyjeżdżałam do naszego miasteczka w każdej wolnej chwili. Tęskniłam za domem, rodzicami, a za Jankiem to już w ogóle! Czasem nawet świtała mi w głowie myśl, żeby rzucić wszystko i wrócić do rodzinnego domu. Warszawa była obca, nie miałam tam nikogo, a studia były takie wymagające… Z drugiej strony, ja i Janek zaczęliśmy żyć w innych światach. Miałam wrażenie, że coraz częściej nie mamy o czym rozmawiać. Nie jestem z tego dumna, ale zaczęłam przyjeżdżać coraz rzadziej.
Adaptacja w wielkim mieście pochłonęła mnie bez reszty. Studiowałam, spędzałam czas z nowymi znajomymi, a mój chłopak wspierał chorą matkę i pracował w sklepie z elektroniką. To musiało się skończyć rozstaniem. Nie było mnie przy Janku, gdy jego mama umarła. Nie przyjechałam na pogrzeb. Oficjalnie dlatego, że miałam egzaminy, a tak naprawdę nie miałam odwagi.
Usłyszałam za sobą znajomy głos
Lata mijały i każde z nas układało sobie życie po swojemu. Skończyłam studia, zaczęłam pracę w firmie farmaceutycznej, kupiłam mieszkanie, adoptowałam psa… Gdy myślałam o Janku, czułam ucisk w sercu, ale im byłam starsza, tym lepiej rozumiałam, że go zawiodłam wtedy, gdy bardzo mnie potrzebował. Gdy przyjeżdżałam do rodziców, unikałam go więc, a gdy przypadkiem się spotkaliśmy, zamieniliśmy kilka słów i to wszystko.
Później zawsze ogarniała mnie trudna do opisania tęsknota, więc tym bardziej go unikałam. Po jakimś czasie doszły mnie słuchy, że Janek się ożenił i będzie ojcem. Poczułam, że los mnie ukarał. Nasze drogi rozeszły się na dobre. Postanowiłam też ułożyć sobie życie i związałam się z kolegą z pracy, za którego wyszłam potem za mąż. Michał był dobrym człowiekiem, ale się nie kochaliśmy, więc ten związek nie miał szans. Rozwiedliśmy się kilka lat później.
Dwa lata temu Janek zginął w wypadku samochodowym. Ta wiadomość była dla mnie ogromnym ciosem. Latami nie mieliśmy kontaktu, ale to i tak było druzgocące. Nie pojechałam na pogrzeb, nie stanęłam z jego śmiercią twarzą w twarz. Dopiero teraz, przy okazji odwiedzin u rodziców, wreszcie się na to odważyłam.
– Dorota? – usłyszałam za plecami znajomy głos.
– Szczepan? – z trudem poznałam brata Janka. Nie widziałam go od lat, ostatni raz, gdy wyjeżdżałam na studia. Nie wiedziałam, co powiedzieć, poczułam się jak intruz, który nie powinien tu być.
– Miło cię widzieć – uśmiechnął się ciepło.
– Ciebie też, przyszłam tu, bo… jeszcze nie byłam u Janka, a przecież… – plątałam się.
– Dobrze, że jesteś. Janek by się ucieszył – powiedział, a ja poczułam, jak po policzkach spływają mi łzy.
– No, nie wiem… – szepnęłam.
– Dorota, on ci już dawno wybaczył. Kochał Monikę i Krzysia, ale jakaś część jego całe życie kochała też ciebie. Chyba powinnaś to wiedzieć – Szczepan spojrzał na mnie poważnie, a ja zamilkłam. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć.
– Bardzo go zawiodłam…
– Bo byłaś młoda i głupia. Wszyscy popełniamy błędy – odpowiedział miłosiernie.
– Opowiedz mi o nim – poprosiłam nagle.
Kolejne dwie godziny siedziałam na cmentarnej ławeczce i słuchałam anegdot o swojej młodzieńczej miłości. Było zimno jak diabli, ale nie odczuwałam tego. Czułam, jakbym cofnęła się w czasie, jakbym miała okazję nadrobić stracone lata. To oczywiście złudne uczucie, ale i tak krzepiące.
Gdy wróciłam do domu, czułam się nieco lżej. Po raz pierwszy od dawna na wspomnienie Janka nie czułam przygniatającego żalu, a ciepło rozlewające się po sercu. Pozwoliłam sobie na wspominanie go z uśmiechem i przynosiło mi to ulgę. Pozwoliłam sobie nawet na ponowne odwiedziny na cmentarzu. I znów spotkałam Szczepana.
Obojgu nam nie wyszło w miłości
– Widzę, że często tutaj przychodzisz – powiedziałam.
– Tak. Brakuje mi go bardzo – wzruszył ramionami i oboje się zadumaliśmy. – Masz może ochotę na spacer? – zaproponował po chwili.
– Jasne, czemu nie – odpowiedziałam i po chwili udaliśmy się do pobliskiego parku.
– Co u ciebie? – zapytałam.
– Nic specjalnego. Wróciłem w rodzinne strony kilka lat temu, przejąłem warsztat ojca po jego śmierci i żyję sobie powolutku. Wiesz, kiedyś myślałem, że to miejsce wieje nudą, a teraz żyje mi się tutaj bardzo dobrze, ale to chyba starość – uśmiechnął się.
– Żaneta też tak myśli? – zapytałam o jego narzeczoną.
– Chryste, naprawdę dawno nie rozmawialiśmy – zaczął się śmiać. – Z Żanetą rozstałem się dziesięć lat temu, potem ożeniłem się z niejaką Hanką, ale po trzech latach zastałem ją w niedwuznacznej sytuacji z księgowym z naszej firmy. Jak nietrudno się domyślić, to był koniec naszego małżeństwa. A potem już nie próbowałem. Jak widać, nie mam szczęścia w miłości. Wiodę więc sobie spokojne życie małomiasteczkowego stolarza – powiedział. – A co u ciebie? – odbił piłeczkę.
– Też nic ciekawego. Pracuję w dużej firmie farmaceutycznej, dobrze zarabiam, mam świetne mieszkanie w Warszawie i wiedzie mi się całkiem nieźle. Mam ułożone, spokojne życie. Przez jakiś czas miałam nawet męża i psa, ale to już nieaktualne. Psa musiałam uśpić w zeszłym roku. Bardzo to przeżyłam. A małżeństwo? Mój były mąż to bardzo przyzwoity człowiek, ale nie kochałam go, on mnie też nie. To nie mogło się udać. Rozwiedliśmy się kilka lat temu, a ja nie znalazłam nikogo innego. Próbowałam spotykać się z różnymi facetami, ale nic z tego nie wyszło. Mężczyźni w moim wieku są jak telefon – albo zajęci, albo pomyłka – zażartowałam i oboje się roześmialiśmy. – Wiesz, ja kochałam w życiu tylko raz, twojego brata. Zmarnowałam tę szansę i więcej nie została mi dana – wzruszyłam ramionami z rezygnacją.
– Głupoty opowiadasz. Jesteś jeszcze młoda, poznasz kogoś i pokochasz, tylko musisz przestać się karać – powiedział, patrząc mi w oczy, a ja westchnęłam.
To było zaskakująco miłe popołudnie. Długo spacerowaliśmy i rozmawialiśmy. Gdy powiedziałam Szczepanowi, że zabawię w miasteczku nieco dłużej, bo kadry kazały mi wybrać mnóstwo zaległego urlopu, wyraźnie się ucieszył.
– Musisz odwiedzić moją pracownię! Pokażę ci, co robię – zaproponował w pewnym momencie, a ja przystałam na jego propozycję.
Szczerze mówiąc, i tak nie miałam zbyt wiele do roboty. Podczas pobytu w domu pomagałam rodzicom, oglądałam filmy, czytałam książki i spacerowałam po okolicy. Spokojnie mogłam wygospodarować czas na wizytę w zakładzie Szczepana. Pojawiłam się u niego zaledwie dwa dni później. Myślałam, że on robi jakieś półki, krzesła, nie wiem stoły… A on robił arcydzieła! Piękne meble, rzeźby, cuda z drewna! Byłam pod ogromnym wrażeniem jego talentu.
To nie był przypadek, że tam się spotkaliśmy
– Nie wiedziałam, że jesteś taki utalentowany – powiedziałam z uznaniem.
– Od razu utalentowany… Po prostu jestem w tym niezły – przyznał skromnie, a ja pokręciłam głową z podziwem.
Sama nie wiem, kiedy zaczęliśmy się częściej spotykać. To było takie naturalne. Byłam przy nim sobą – ani lepszą, ani gorszą wersją. Czasem szliśmy na spacer, innym razem piliśmy kawę w kawiarni albo godzinami gadaliśmy w jego pracowni.
– Wiesz, że ludzie gadają, że macie się ze Szczepanem ku sobie? – zagaiła któregoś dnia moja mama.
– No co ty? Żartujesz sobie? Przecież to brat Janka! Nie mogłabym – żachnęłam się.
– I co z tego, córuś? Janek na pewno chciałby twojego szczęścia, jeśli czujesz coś do Szczepana, nie zmarnuj tego, kochanie – powiedziała mama.
– Opowiadasz głupstwa! Nic nas nie łączy prócz przyjaźni – odpowiedziałam, a własna matka obrzuciła mnie spojrzeniem pełnym politowania. Zmieniłam temat.
Mój długi urlop miał się ku końcowi. Miałam wracać do miasta, pracy, spokojnego życia… Wmawiałam sama sobie, że to dobrze, że odpoczęłam, zregenerowałam się i chcę wrócić do pracy. A jednak, gdy myślałam o powrocie do korporacji, robiło mi się słabo. No i o tym, że w moim życiu nie będzie Szczepana, choć wyrzucałam sobie, że przecież to ostatnia osoba, do której powinnam coś poczuć. Pogubiłam się… Ostatniego wieczoru pod domem moich rodziców pojawił się Szczepan.
– Dorotko, ja wiem, że nie mam prawa cię o to prosić, ale zostań – popatrzył mi w oczy jak nigdy wcześniej, a ja poczułam, że nogi mi miękną i się pode mną uginają, jakbym była nastolatką.
– Dlaczego mam zostać? – zapytałam, choć bałam się odpowiedzi.
– Bo ja już wiem, czemu mój brat tak cię kochał… Ja też cię kocham. Nie wyobrażam sobie ani jednego dnia bez ciebie. Zostań – prosił, a mnie zabrakło tchu. Nagle podszedł do mnie i po prostu mnie pocałował!
– Szczepan, nie możemy. Jak to sobie wyobrażasz? Co powiedzą ludzie, co powiedziałby Janek? – szepnęłam.
– Nie obchodzi mnie, co powiedzą ludzie. A Janek? Może to naiwne, ale sądzę, że to nie przypadek, że spotkaliśmy się akurat przy jego grobie. Może on tego właśnie chciał? – spojrzał na mnie, a ja poczułam, że po policzkach płyną mi łzy. Nie miałam siły walczyć, gdy wziął mnie w ramiona.
Od tamtej pory minął rok. Mieszkam ze Szczepanem, pracuję w miejscowej aptece. Zarabiam o wiele mniej, wróciłam do miasteczka, z którego w młodości uciekłam, i jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek.
Czytaj także:
„Kochałem żonę brata i po jego śmierci związałem się z Mirką. Mam nadzieje, że nie miałby mi tego za złe”
„Starszy brat był dumą taty, a ja porażką. Nawet, gdy nakryłem Krystiana z moją ukochaną, ojciec miał go za bohatera”
„Mam dziecko z mężem własnej siostry. Będąc świadkową na ich ślubie byłam już w ciąży”