Duże biznesy najlepiej załatwia się przy dobrym jedzeniu – to ogólnie znana prawda. Dlatego swoich nowych klientów chętnie zabierałem do jakiejś sprawdzonej knajpy, a wtedy kontrakt przeważnie miałem w kieszeni.
Tamtego popołudnia także przenieśliśmy negocjacje do lokalu
Dania były naprawdę świetne, wino lało się wartkim strumieniem i rozmówcy stawali się coraz bardziej otwarci na moje warunki. Jednym słowem wszystko szło wspaniale. Wtedy do stolika podeszła ona. Niby zwyczajna kelnerka, po prostu zaproponowała nam deser, ale mnie na jej widok zmiękły kolana.
Zmieniła się, spoważniała, zmieniła fryzurę, jednak to była ona! Moja wielka młodzieńcza miłość. Ewa… Chyba mnie nie poznała. A jeśli tak, to zachowała zimną krew i profesjonalny uśmiech. Ja za to nagle kompletnie się rozsypałem. Kiedy odeszła, czułem się tak skołowany, że nie byłem już w stanie prowadzić żadnych negocjacji. Moi kontrahenci zobaczyli to od razu. Uznali chyba, że mam słabą głowę, a przecież nie ona mi tego dnia odmówiła posłuszeństwa, tylko serce.
Nie odezwałem się do niej wcale
Ewę poznałem dwanaście lat temu na wakacjach. Piękna i niezależna, była dla mnie ziemią i niebem. Wszystkim. Miała talent plastyczny i malowała portrety na gdańskiej starówce. Przychodziłem do niej codziennie przez tydzień, zawsze zamawiając swój wizerunek, zanim zgodziła się ze mną umówić na kawę. Mam te siedem swoich portretów do dzisiaj. Patrzy z nich na mnie nieopierzony szczeniak, który nie był w stanie zatrzymać przy sobie swojej miłości. Mimo tego, że był zdecydowany na ślub i kupił nawet zaręczynowy pierścionek.
Tamtego lata nie pojechałem już nigdzie na wakacje, tylko zostałem w Gdańsku, z Ewą. Wydałem wszystkie swoje oszczędności, pieniądze które zarabiałem podczas roku szkolnego na korepetycjach, aby ją zatrzymać przy sobie i olśnić swoją dorosłością. Zabierałem do superrestauracji, obiecując, że jeśli zostanie ze mną, to już zawsze będzie tak jadała.
– Jesteś zarozumiały – śmiała się Ewa. – Skąd wiesz, że zrobisz karierę i będzie cię na to stać?
– Zrobię. Dla ciebie! – mówiłem, patrząc jej głęboko w oczy.
I naprawdę w to wierzyłem
Ja, skromny student ekonomii i finansów, nadal żyjący na koszt rodziców. Ale wakacje się skończyły i pora była się rozstać, bo musiałem wracać do domu i na studia. Nie wyobrażałem sobie jednak już życia bez Ewy.
Miałem 23 lata i nagle przyszło mi do głowy, że przecież mógłbym się przenieść na Wybrzeże. W Gdańsku działała całkiem niezła Wyższa Szkoła Bankowa. Jakoś bym zarobił korepetycjami na czesne, na wynajem mieszkania. Byłem gotów nawet na pracę w kamieniołomach, aby tylko być blisko Ewy! Bałem się jednak, że ona uważa naszą znajomość tylko za wakacyjną przygodę.
Bo chociaż w chwilach miłosnej ekstazy mówiła mi, że mnie kocha, to potem w ciągu dnia milczała zagadkowo. Dlatego po kilku tygodniach znajomości postanowiłem się Ewie oświadczyć. Pokazać jej w ten sposób, że dla mnie jest to coś bardzo ważnego, miłość na całe życie.
Zrobiłem coś, przed czym się wcześniej broniłem
Zadzwoniłem do rodziców po pieniądze, bo moje konto było już prawie całkiem puste. Przysłali mi całkiem sporą kwotę, za którą kupiłem… zaręczynowy pierścionek. Złoty, z niewielkim oczkiem, w którym jednak świecił prawdziwy diament. Świetlisty jak oczy Ewy. Nosiłem ten pierścionek przy sobie przez kilka następnych dni, planując, gdzie się jej oświadczę. Na plaży w świetle Księżyca? W katedrze oliwskiej? Na molo w Sopocie?
Zwlekałem tak długo, aż w końcu wyjechałem do domu, w ogóle nie dając Ewie pierścionka! „Wrócę w pierwszy weekend z bukietem kwiatów!” – obiecałem sobie.
Ale nie wróciłem ani w pierwszy, ani w drugi czy w trzeci… Dlaczego? Byłem najpierw zajęty, potem jakoś dziwnie się wstydziłem, że obiecałem się odezwać, a jednak milczałem. I tak popadłem w jakieś lęki, które mnie sparaliżowały. Nie odezwałem się w ogóle do Ewy, jednak o niej nie zapomniałem. Tysiące razy gościła w moich snach, a ukryty na dnie szuflady pierścionek stale mi o niej przypominał. O mojej wielkiej miłości i równie wielkiej porażce jako mężczyzny.
Przyszedł dzień, kiedy obiecałem sobie, że nigdy już nie stchórzę i nie cofnę się przed niczym. Przejdę przez życie tak, aby potem nie żałować straconych szans. Miał mi o tym przypominać pierścionek, który kupiłem dla Ewy, dlatego zabierałem go ze sobą jako talizman na wszelkie ważne rozmowy. Tamtego popołudnia w restauracji też miałem go przy sobie…
Do końca naszego posiłku Ewa już się nie pojawiła
Rachunek zapłaciłem innej kelnerce. Wyszliśmy z restauracji, ale twarz mojej ukochanej nie dawała mi spokoju. Ciągle ją przed sobą widziałem. Zastanawiałem się, na ile Ewa była moim motorem przez te wszystkie lata, napędzając mnie do osiągnięcia sukcesu, i zrozumiałem, jak wiele jej zawdzięczam.
Osiągnąłem poważną pozycję w swojej firmie, byłem jednym z dyrektorów, ale w wieku prawie 35 lat nadal pozostawałem samotny. W świecie biznesu to nic dziwnego, mało kto wcześniej zakłada rodzinę. Ja jednak wiedziałem, że powodem mojej samotności wcale nie jest praca, tylko brak odpowiedniej dziewczyny, która poruszy moje serce. Była już przecież taka, która mi je zabrała.
Nie chciała ze mną rozmawiać
Następnego dnia wróciłem do restauracji i upewniwszy się, że Ewa ma popołudniową zmianę, czekałem pod lokalem, aż wyjdzie. Jeśli wydawało mi się, że na mój widok się choćby uśmiechnie, to się myliłem. Chciała mnie minąć obojętnie, ale zmieniła w ostatniej chwili zdanie.
– Osiągnąłeś to, co chciałeś. Brawo! – powiedziała zamiast przywitania, patrząc na mój drogi garnitur.
– Pójdziemy na kawę? – zapytałem.
– Śpieszę się do domu – zaznaczyła.
– Odwiozę cię – zaoferowałem się.
– Nie, dziękuję! – odmówiła, po czym dodała z desperacją w głosie: – Łukasz, czego ty właściwie ode mnie chcesz? Jesteś przecież biznesmenem, a ja zwyczajną kelnerką!
– Nie zawsze tak było… Kiedyś chciałaś zostać znaną malarką.
– A jak mam mieć czas na malowanie, kiedy trzeba utrzymać rodzinę?! – wykrzyknęła ze złością i poczułem, że przesadziłem.
Nie powinienem zaczynać od krytykowania, nie było przecież moim zamiarem obrażenie Ewy. Cholera!
– Daj mi spokój, jesteś już przeszłością! – podkreśliła dobitnie i zostawiła mnie oniemiałego.
Przez całą noc biłem się z myślami, czy odpuścić, czy nie
W końcu jednak pomyślałem sobie, że chociaż ją przeproszę, bo przecież wyraźnie ją obraziłem. Niestety, gdy znowu poszedłem do restauracji powiedziano mi, że Ewa już tam nie pracuje…
– Zwolniła się dzisiaj rano, z dnia na dzień. Trochę to dziwne, bo wydawało mi się, że dobrze jej się tutaj pracuje. Zresztą byłem z niej bardzo zadowolony – powiedział mi jej menedżer. – Ma jeszcze tylko wrócić po swoje obrazy…
– Jakie obrazy? – zapytałem szybko.
– No, te co wiszą w holu do sprzedania. Ewa maluje. Nie wiedział pan?
– Wiedziałem, ale nie sądziłem, że wciąż to robi, skoro ma rodzinę... – powiedziałem szybko.
Kiwnął głową uspokojony.
– Rzadko to robi. Niepełnosprawne dziecko to przecież spore wyzwanie dla samotnej matki.
Kiedy to usłyszałem, jakby ktoś mnie trzasnął obuchem w głowę! Samotna matka? Chore dziecko? Co się działo u Ewy kiedy ją straciłem z oczu? Dlaczego na tak długo?!
– Wie pan co? A może ja jej odwiozę te obrazy? – zaproponowałem. – Ewa nie ma samochodu, a ja wrzucę je do bagażnika, będzie łatwiej.
– No, nie wiem… – zawahał się menedżer. – W sumie to nie wygląda mi pan na takiego, który by chciał je ukraść zamiast kupić – zawyrokował z uśmiechem i podał mi jej adres.
Droga do jej serca wiedzie przez... syna
Ewa otworzyła drzwi w domowym podkoszulku, zaskoczona.
– Co tu robisz? – zapytała wrogo.
– Mam twoje obrazy i teraz tylko od ciebie zależy, czy je wypakuję i przyniosę do twojego mieszkania, czy pozwolisz, abym je kupił i powiesił w swojej firmie. Są piękne! – powiedziałem jednym tchem.
– Nie chcę twojej jałmużny! – warknęła, stojąc twardo w progu.
– To nie jałmużna. Wolę zainwestować w nie teraz, kiedy jeszcze nie jesteś sławna – brnąłem, ale widząc jej minę, opamiętałem się. – Naprawdę mi się podobają – przyznałem.
– Dobrze, kup je. Przydadzą mi się pieniądze – stwierdziła po chwili.
– Słuchaj, a propos pieniędzy… – zacząłem. – Dlaczego się zwolniłaś?
– Nie chciałam, żebyś mnie tam nachodził, ale jak widać jesteś uparty!
– Teraz. Kiedyś taki nie byłem i żałuję tego od dwunastu lat – wyznałem.
– Ty żałujesz? A co ja mam powiedzieć?! – krzyknęła. – Kiedy zniknąłeś, myślałam, że z żalu pęknie mi serce! Miesiącami wyrzucałam sobie, że byłam dla ciebie zbyt nieczuła, że nie potrafiłam się otworzyć i pokazać ci, jak bardzo mi na tobie zależy! No cóż, byłam pełną kompleksów wrażliwą dziewczyną z małej wioski, której zamarzyła się sztuka… Potem wmówiłam sobie, że powinnam być bardziej otwarta na ludzi, którzy mówią o miłości, ufna i dostępna. I co? Kolejny facet, któremu w pełni zaufałam, skrzywdził i mnie, i nasze dziecko. Zostawił nas i zniknął!
Mówiła to wszystko podniesionym głosem
Spojrzałem więc z niepokojem na może czteroletniego chłopca, którego widziałem przez szeroko otwarte drzwi. Mały leżał na tapczaniku i spokojnie spał, zwrócony buzią w naszą stronę.
– Mówisz to tak otwarcie, przy nim? – zapytałem, wzrokiem wskazując na śpiące dziecko.
– Mój synek jest głuchy! – uświadomiła mi Ewa. – Do spania zdejmuję mu aparaty słuchowe – dodała, nieco cieplejszym tonem.
A więc to tak! To była ta niepełnosprawność, o której mówił jej szef.
– Ja… Ewa, posłuchaj, chciałbym cię widywać – wydukałem.
– Zostaw mnie w spokoju! – zażądała.
– Nie, nie tym razem! – zaprzeczyłem, trzymając rękę na swoim sercu.
Pod cienką wełną marynarki czułem zaręczynowy pierścionek kupiony dla Ewy dwanaście lat temu. Wiedziałem, że tym razem zrobię wszystko, aby go jej założyć na palec. Długo trwało, zanim znowu zdobyłem jej zaufanie. Pozwoliła mi najpierw kupić swoje obrazy, które zabrałem z restauracji. Ale zrobiła to z rozsądku i dla syna, bo potrzebowała pieniędzy. Chciała wrócić do pracy w restauracji, namówiłem ją jednak na wizytę w galerii, którą prowadzili moi znajomi. Już dawno myśleli o tym, aby zatrudnić kogoś do pomocy. Ewa im się bardzo spodobała, jeszcze bardziej zaś jej obrazy.
– Za ile mu je sprzedałaś? – zapytali, gdy dowiedzieli się, że kupiłem od niej kilka. – Na pewno za tanio, on potrafi robić interesy! – stwierdzili od razu, nie czekając na odpowiedź.
Gdy Ewa zaczęła pracować w galerii, miała więcej czasu dla swojego syna, który wciąż wymagał wielu zajęć terapeutycznych, spotkań z logopedą, no i zwyczajnie uwagi i opieki mamy.
Lubiłem wyciągać Ewę na lunch, prowadzić z nią rozmowy nie tylko o sztuce. Ale też szybko zrozumiałem, że droga do jej serca wiedzie przez serce Mateuszka. Jego ojciec porzucił Ewę, kiedy tylko dowiedział się, że zaszła w ciążę. Gnojek wyjechał za granicę, zniknął… Gdy Ewa urodziła synka, cała oddała się tylko jemu.
– Machnęłam ręką na alimenty, nie chciałam, aby mój syn miał cokolwiek wspólnego z tym draniem. Wolałam wychowywać go sama, bez awantur. Czasami spokój jest ważniejszy od pieniędzy – powiedziała.
Doskonale to rozumiałem i bardzo pragnąłem ten spokój jej zapewnić. Nadal o tym marzę i mam nadzieję, że jestem coraz bliższy dnia, kiedy to się stanie. Udało mi się już spędzić kilka weekendów z Ewą i jej synem. Mateusz mnie polubił i z pewnością dlatego jego mama spogląda na mnie coraz życzliwiej.
Małymi kroczkami zdobywam sobie miejsce w jej sercu i z radością myślę o dniu, kiedy na jej palcu zalśni mój talizman – zaręczynowy pierścionek z Gdańska. Ten, który powinna nosić już dawno…
Czytaj także:
„Była żona chce odebrać mi syna, którego nigdy nie chciała. To ja się nim zajmowałem, a sąd przyznał jej opiekę”
„Bratowe pożarły się lata temu i same już nie pamiętały, o co. Przez nie omal i ja nie popadłem w konflikt z rodziną”
„Byłam dla ojca workiem treningowym, matka nigdy mnie nie broniła. Teraz chcą ode mnie pieniędzy, bo nie mają za co żyć”