„Mój chłopak jest z dobrej rodziny, a ja 2 lata spędziłam w poprawczaku i to nie bez winy. Nigdy mu tego nie powiem”

kobieta która ukrywa przeszłość przed ukochanym fot. Adobe Stock
Dostałam nauczkę, ale zrozumiałam lekcję, którą dało mi życie.
/ 15.02.2021 14:10
kobieta która ukrywa przeszłość przed ukochanym fot. Adobe Stock

Myślałam, że zapomnę o tym, co się stało. Ale czy to możliwe? Tak bardzo chciałam, żeby mnie polubili. I tak się boję, że to niemożliwe. Dostałam od życia drugą szansę i jej nie zmarnowałam. A jednak coraz częściej myślę, że nigdy nie zdołam uwolnić się od swojej przeszłości.
Granatowa czy szara? – odwróciłam się do Michała. Chciałam, żeby pomógł mi wybrać sukienkę. Ostatecznie to miała być ważna wizyta. Po raz pierwszy zostałam oficjalnie zaproszona do jego rodzinnego domu. I to na wyjątkową uroczystość – 50-lecie ślubu starszych państwa. Sama wiedziałam, że to oznacza akceptację, przyjęcie do rodziny.
– Daj spokój. Obie są w porządku. – Michał uśmiechnął się ciepło. – Moja rodzina nie jest łatwa, więc rozumiałem, że przy pierwszej wizycie miałaś tremę, ale teraz? Odkąd ograłaś dziadka w szachy, należysz do rodziny.

Niełatwa rodzina – mawiał Michał. Pewnie. Ich nazwisko przewija się we wszystkich podręcznikach historii. Niezłe wyzwanie dla kogoś takiego jak ja. I żeby jeszcze przesadzali w tym swoim przywiązaniu do tradycji... Ale nie. Mili normalni ludzie, nie miałam się do czego przyczepić. I traktowali mnie bez cienia wyższości. Nawet wtedy, gdy na pytanie, skąd pochodzi moja rodzina, powiedziałam prawdę – że nie wiem.
– Dziadek po wojnie osiedlił się na ziemiach odzyskanych, a przedtem... Nie był nawet chłopem, tylko najemnym robotnikiem rolnym – opowiadałam tę historię w czasie pierwszej wizyty w domu Michała z jakąś dziwną zajadłością. "Ciekawe, co z tym zrobicie" – myślałam. "Jak pogodzicie to z waszą prababcią-hrabiną, herbem i pieczołowicie przechowywanymi pamiątkami dawnej świetności. Wnuczka bezrolnego chłopa w rodzinie? Trudno będzie to zaakceptować, prawda?" – snułam takie rozważania modląc się w duchu, żeby ta wizyta skończyła się jak najszybciej, żeby teraz stali się chłodni, oficjalni i dali do zrozumienia, że nie jestem mile widzianym gościem. Nic takiego się nie stało. Traktowali mnie z dystansem, ale życzliwie.

A teraz... Michał aż gwizdnął ze zdziwienia, kiedy jego babcia oficjalnie zaprosiła mnie na 50-lecie ślubu.
– Teraz już nawet jakbym nie chciał się z tobą ożenić, to mnie zmuszą – dowcipkował. – Mogą mówić, że dziadek jest głową rodziny, ale tak naprawdę, to babcia wszystkim kręci. To zaproszenie oznacza, że jesteś już "swoja" – żartował, ale wiedziałam, że wcale nie traktuje tego lekko. Był przywiązany do dziadków i bardzo zależało mu na ich akceptacji.
Gdyby wiedział... Nie! Nie będę o tym myśleć. Już dawno zdecydowałam, że to zamknięty rozdział. Nie mogę pokutować do końca życia za coś, co zrobiłam jako nieopierzona smarkula. Zresztą, zostałam ukarana, prawda?

Dziś zresztą myślę, że miałam dzikie szczęście. Z domu nie wyniosłam wielkiego poszanowania nauki. "Książkowe bzdury", "czytaj, czytaj, może księdzem zostaniesz" – to była cała "zachęta", żebym się uczyła. Dziadek i ojciec całe życie przepracowali przy taśmie i wydawało im się, że to naturalna droga także dla mnie. A mnie się słabo robiło na myśl, że latami przez 8 godzin dziennie będę przykręcać jakieś śrubki albo machać nożyczkami w zakładzie fryzjerskim. Innej drogi przed sobą nie widziałam.

Dlatego zamiast chodzić do szkoły, wolałam włóczyć się po mieście z takimi samymi straceńcami, jak ja. No i zdarzyło się. Sklepik był nieduży, na uboczu, a kraty w oknach miał takie, że tylko śmiech. Chłopaki postawili mnie na czatach, ale nie upilnowałam. Zapyziały z wyglądu sklepik miał cichy alarm. Podjechał patrol firmy ochroniarskiej i złapali nas na gorącym uczynku. Pewnie jakoś bym się z tego wymigała – nie miałam jeszcze 15 lat i nie byłam notowana – ale w trakcie szamotaniny butelką piwa, którą trzymałam w ręce przywaliłam ochroniarzowi i rozbiłam mu głowę. Wsadzili mnie do poprawczaka. I to było moje szczęście. Trafiłam na wychowawcę z prawdziwego zdarzenia. Zajął się mną bardziej niż musiał. Pilnował, żebym odrabiała lekcje, a kiedy skończyłam podstawówkę uparł się, żebym poszła do liceum, a nie, jak planowałam, do zawodówki.

Kiedy mnie wypuścili już wiedziałam, że szkoła jest moją jedyną szansą. I wykorzystałam ją. Zdałam maturę, znalazłam pracę, a po dwóch latach poszłam nawet na zaoczne studia. W firmie, w której zaczynałam jako recepcjonistka, z czasem zostałam wicedyrektorem. Michał był jednym z kontrahentów i tam go poznałam.

Długo trwało, zanim znajomość przerodziła się w coś więcej. Na początku nie było więc powodu, żebym opowiadała mu o swoim życiu. Potem, kiedy zaczęło mi na nim zależeć, umierałam ze strachu, co będzie, kiedy on się dowie. Miałam zamiar powiedzieć mu, że siedziałam, ale odkładałam to z dnia na dzień. A potem dowiedziałam się, z jakiej rodziny pochodzi i podjęłam decyzję: nigdy, ani słowa. On może byłby w stanie zrozumieć, ale oni... Na zawsze zostałabym czarną owcą, kimś z bandyckim śladem w życiorysie. Nic nie powiem – postanowiłam.
– Kłamstwo ma krótkie nogi – kiwał głową ojciec. – Nie odważyłaś się przyznać? Dobrze, wszystkiego najlepszego. Ale daj sobie spokój z tym facetem. Znajdź sobie jakiegoś porządnego chłopaka, niechby i po studiach, ale z naszego podwórka. Takiego, co to zna życie – tłumaczył.
– Co masz przeciwko Michałowi? – jeżyłam się.
– Nic nie mam, ale on nie jest dla ciebie. Taki panicz chowany pod kloszem...
– Dlaczego nie dla mnie? Czasy się zmieniły – broniłam się.
– Tak? To czemu nie powiesz mu, gdzie spędziłaś 15. i 16. urodziny? – ojciec wiedział swoje.

Czasami, kiedy dopadała mnie chandra, myślałam, że może on ma rację. Przecież nie mogę budować swego życia na kłamstwie. Jeśli teraz powiem Michałowi prawdę, może jakoś to zaakceptuje, ale jeśli kiedyś prawda przypadkiem wyjdzie na jaw... Znam go. Nie wybaczy mi tego, że go oszukałam. Z drugiej strony, niby jak mógłby się dowiedzieć? Nie utrzymuję żadnych kontaktów z nikim z dawnej paczki. Nie bywam nawet w tamtej okolicy, bo po latach gnieżdżenia się w mieszkaniu z kwaterunku, rodzice dostali spółdzielcze mieszkanie akurat wtedy, gdy wypuścili mnie z poprawczaka. Na nowym osiedlu wszyscy znali mnie jako grzeczną dziewczynkę.
– Gotowa? Bo musimy jeszcze kupić kwiaty – Michał zajrzał do łazienki.
– Prawie – kiwnęłam głową.

Zjechaliśmy windą do garażu. Michał otworzył mi drzwi samochodu, zamknął je, obszedł auto dookoła i usiadł za kierownicą. Przymknęłam oczy. Zanim go spotkałam, takie sceny oglądałam tylko w filmach. Wydawało mi się, że w prawdziwym życiu to się nie zdarza, a takich mężczyzn po prostu nie ma. Te wszystkie gesty... To, że w restauracji unosił się z krzesła, kiedy ja wstawałam od stolika, żeby pójść do łazienki, te kwiaty przynoszone bez okazji – to wszystko przychodziło mu tak łatwo i naturalnie, jakby się z tym urodził. Dopiero niedawno przyszło mi do głowy, że tak właśnie jest. Urodził się z tym.

Przyjęcie okazało się moim towarzyskim triumfem. Dziadek Michała wziął mnie pod swoje skrzydła i prowadzał od jednej grupki gości, do drugiej. Zjechała się cała rodzina, parę osób nawet zza granicy. Starszy pan doskonale wiedział, czego się po kim spodziewać. Czasami zostawiał mnie na chwilę, a czasem nie odstępował na krok i demonstracyjnie okazywał mi swoją sympatię. Musiał mieć niesłychany autorytet, bo nawet jeśli zdarzały się jakieś kwaśne miny, pod jego milczącym wpływem szybko przeradzały się w uprzejmy uśmiech.
Kiedy się żegnaliśmy, czułam, że zostałam obejrzana i zaakceptowana niejako na kredyt. Bo skoro senior rodu tak wyraźnie trzymał moją stronę...
– No, pocałuj mnie, dziecko. Staremu dziadkowi też należy się jakaś przyjemność – powiedział przy pożegnaniu.
– Dziękuję. Za wszystko – szepnęłam, obejmując go serdecznie.
– Nie ma za co – poklepał mnie po plecach. – Przecież wiem, że nie przyniesiesz wstydu naszej rodzinie...

Niewiele pamiętam z drogi do domu. Michał cały czas żartował z mojego sukcesu na łonie rodziny, ale widziałam, że jest ze mnie dumny. Kiedy poszedł spać, zamknęłam się w łazience.
"Nie przyniesiesz wstydu naszej rodzinie" – kołatało mi w głowie. W wyobraźni wciąż widziałam ufne spojrzenie starszego pana i jego serdeczny uśmiech...'

Więcej prawdziwych historii:
„Przyjaciółka odbiła mi męża, ale gdy stracił władzę w nogach, porzuciła go. Ja za to pozwoliłam mu wrócić…”
„Narzeczona nie chce przyjąć mojego nazwiska po ślubie. Co będzie z nas za rodzina, jak będziemy inaczej się nazywać?!”
„Był moim ideałem, a gdy zaprosił mnie na randkę, skakałam z radości. O mały włos nie zostałam ofiarą bandyty…”

Redakcja poleca

REKLAMA