„Prawdziwy facet musi mieć wypasioną furę, wielki zegarek i kupę siana. Przynajmniej tak uważa się w nadęta rodzinie męża”

Upokarzałam mojego zięcia fot. Adobe Stock, JackF
„– Wiesz, z Bartka to zawsze było niezłe męskie ciacho. Jakby nie to, że jesteśmy spokrewnieni w pierwszej linii, to sama bym miała na niego chrapkę. – Aha – tylko tyle udało mi się wydukać. – Bo ja zawsze tylko prawdziwych facetów uznawałam. Na byle kim to nawet oka nie warto zawiesić. A mój Adaś to taki najprawdziwszy facet jest”.
/ 13.05.2023 14:30
Upokarzałam mojego zięcia fot. Adobe Stock, JackF

Zbliżał się Dzień Matki, postanowiłam więc w najbliższe wolne popołudnie wybrać się do miasta i pochodzić za prezentem dla mojej teściowej. Swojej mamie już jakiś czas temu kupiłam bursztynowe kolczyki, takie, o jakich marzyła. Teraz przyszedł czas na mamę mojego męża.

Polubiłam ją właściwie od pierwszych chwil, kiedy się poznałyśmy. Z wzajemnością. Dlatego nie miałam nic przeciwko temu, gdy Bartek zaproponował, żebyśmy po ślubie z nią zamieszkali. Mimo że pochodziłam ze wsi, a moi teściowie byli ludźmi z wielkiego miasta, oboje na stanowiskach, to nigdy nie dali mi odczuć, że może nie o takiej jak ja synowej marzyli. Zwłaszcza mama Bartka okazywała mi swoją życzliwość i sympatię.

Widać było, że szanuje wybór swojego syna

A potem wiele razy wspierała mnie radą i doświadczeniem, pomagała, podpowiadała jakieś dobre wyjście z niezręcznej sytuacji. Jak wtedy, gdy zaraz po naszym ślubie przyszli do nas z zaległą wizytą kuzynka Bartka z mężem. Nie poznałam ich wcześniej, bo spędzili kilka ostatnich lat za granicą, zarobili spore pieniądze i teraz kłuli w oczy swym bogactwem. Pamiętam, że gdy zajechali pod nasz dom najnowszym modelem volvo, Bartek aż ciężko westchnął z zazdrości. Grażyna z kolei ubrana była od stóp do głów w markowe ciuchy i obwieszona złotem. Zawsze starałam się dobrze wyglądać, ale przy niej czułam się jak kopciuszek. Nie zarabialiśmy wtedy z Bartkiem wiele, dopiero co skończyliśmy studia, właściwie to byliśmy jeszcze na garnuszku u teściów.

Zrobiłam kawę, pokroiłam ciasto. Nasi goście zapowiedzieli się w ostatniej chwili, nie miałam więc czasu na przygotowanie czegoś specjalnego. Rozmowa przy stole jakoś nam nie szła. Głównie to Grażyna paplała o tym, jak to im się w tej Szwecji powiodło, a my grzecznie przytakiwaliśmy. W pewnym momencie chłopaki wyszli na balkon na papierosa. Zostałyśmy z Grażyną same w pokoju. Wtedy ona zrobiła taką dziwną minę, przysunęła się do mnie i powiedziała ściszonym głosem:

– Wiesz, z Bartka to zawsze było niezłe męskie ciacho. Jakby nie to, że jesteśmy spokrewnieni w pierwszej linii, no i nie za bardzo wypadało, to sama bym miała na niego chrapkę.

– Aha – tylko tyle udało mi się wydukać na takie jej rewelacje.

– Bo ja zawsze tylko prawdziwych facetów uznawałam. Na byle kim to nawet oka nie warto zawiesić – dodała takim tonem, jakby zwierzała mi się z największej tajemnicy. – A mój Adaś to taki najprawdziwszy facet jest.

– To znaczy, że co? – spytałam, bo mnie zaskoczyła.

Przyglądałam się przecież temu jej mężowi

No owszem, wysoki był, twarz miał nawet niczego sobie, ale żeby to jakieś męskie cudo było, to wcale mi się nie wydawało. No i głupio mi było, że tak przy pierwszej okazji ona mówi o takich intymnych sprawach, przecież wcale się nie znałyśmy, nie mówiąc już o byciu na przyjacielskiej stopie.

– No jak to, nie wiesz? – roześmiała się Grażyna. – Prawdziwy facet to musi lubić trzy rzeczy: piękne kobiety, dobry alkohol i wypasione fury…

– Aha – znowu tylko to jedno słowo udało mi się z siebie wydobyć.

Gorączkowo zaczęłam myśleć, co by jej tu sensownego odpowiedzieć, ale jakoś nic nie przychodziło mi do głowy.

– Ty jesteś nawet całkiem sobie niezła laska, nie powiem – ciągnęła tymczasem Grażyna, po czym obrzuciła mnie taksującym spojrzeniem. – No ale Bartek zawsze miał dobre oko do kobiet. Pamiętam, jak kiedyś na wakacjach… – urwała, bo w tym momencie do pokoju weszła moja teściowa, niosąc tacę pełną kanapek.

Popatrzyła na Grażynę w taki sposób, jakby słyszała, o czym ona mówiła.

– Coś na ząb przyniosłam – powiedziała, kładąc tacę na stole. – I wiesz co, Grażynko, masz rację, mój syn to prawdziwy mężczyzna, nie mógł sobie wybrać lepszej żony od Justysi – uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo. – Znać po nim faceta.

– A z tym alkoholem, co to mówiłaś, to Bartek pije czasem trochę wina, jakieś piwo przy meczu, ale tak w ogóle, to nie za dużo, bo nie lubi – pokręciłam głową, rzucając teściowej wdzięczne spojrzenie.

No, a jaki wóz macie? – zainteresowała się jeszcze Grażyna. I co ja jej miałam powiedzieć…

Że mamy starego Fiata, kupionego od kolegi Bartka za kilka tysięcy zarobionych na wakacyjnym zbiorze truskawek?

Kurczę, no nie było się czym chwalić

Chociaż nasza bryka była w całkiem dobrym stanie i jak na nasze potrzeby, nam wystarczała. Ale przecież jak powiem o tym Grażynie, to śmiechem pewnie ryknie… No i strasznie nie chciałabym, żeby jakością samochodu mierzyła męskość mojego męża, bo ja nie miałam na co narzekać. Ale to nie jej sprawa przecież była i wcale nie zamierzałam o tym z nią dyskutować. Zastanawiałam się, jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, gdy nieoczekiwanie z odsieczą przyszła mi teściowa. Przysiadła na moment przy nas i przysłuchiwała się naszej rozmowie.

– Widać od razu Grażynko, że dawno was w kraju nie było – powiedziała z uśmieszkiem. – Bo wiesz, u nas to teraz zupełnie inne trendy są, co do samochodów… Jak facet ma taką wypasioną brykę, to od razu wydaje się być podejrzany – puściła do mnie oczko. – No wiecie, kobitki, o czym mówię, no nie? – zaśmiała się. – Im lepsza i droższa fura, to tym bardziej o nim świadczy, że nadrabia i coś z nim nie w porządku jest…

Jak to nie w porządku? – spytała Grażyna, patrząc na teściową podejrzliwie. – To znaczy, że co?

– Ano, że niezbyt męski się czuje i dowartościowuje się taką wypasioną kupą złomu – odparła teściowa z niewinną miną i podsunęła kuzynce tacę z kanapkami. – Proszę, częstuj się.

– Dziękuję, ciociu, ale ja nie jem białego pieczywa, trzymam linię – odparła Grażyna z niewyraźną miną. I na resztę wieczoru zupełnie straciła humor, przestała się już chwalić, zamilkła, rzucając od czasu do czasu dziwne spojrzenia na swojego męża…

A teściowa uśmiechała się do mnie ukradkiem. No i jak ja miałam nie kochać tej mojej dowcipnej teściówki? Przecież sama nie potrafiłabym lepiej wybrnąć z tamtej sytuacji. A zanim nabrałam życiowego doświadczenia i dystansu do ludzi, upłynęło jeszcze sporo czasu i matka męża jeszcze nieraz ratowała mnie z towarzyskich i rodzinnych opresji. 

Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”

Redakcja poleca

REKLAMA