Mamusiu, a ty jakie studia skończyłaś? – zapytał mnie pewnego dnia podczas odrabiania lekcji mój najmłodszy synek, drugoklasista. Czułam, że się czerwienię, ale Kacper zaczął opowiadać o swojej pani nauczycielce, która nie może z nimi iść w sobotę na wycieczkę, bo jedzie na studia.
– I to nie są jej pierwsze studia, mamusiu. Pani Ania powiedziała, że może nas uczyć, jak będziemy starsi. Bo ma różne studia czy jakoś tak. To super, nie?
– Pewnie, że super. Bardzo lubisz tę swoją nauczycielkę? – chciałam zmienić temat. Mały pokiwał głową, po chwili jednak znowu zagadał:
– Mamusiu, a co to jest ta studia?
Roześmiałam się i pogłaskałam go po nastroszonej czuprynie.
– Nie ta, kochanie, a te studia.
I wyjaśniłam mu, jak wygląda system kształcenia w Polsce.
Oszalałabym, gdyby nie było Kacpra. Dwójka starszych dzieci na studiach, przyjeżdżają do domu tylko w weekendy, mąż od kilku lat pracuje za granicą. Choć zgrzeszyłabym, gdybym narzekała na nudę: koło gospodyń wiejskich, lokalna grupa działania, uczestniczę w wielu kursach, wiele też organizuję. Staram się aktywizować naszą społeczność lokalną. Podczas ostatnich wyborów samorządowych koleżanki namawiały mnie, żebym kandydowała na radną. Wykręciłam się nadmiarem zajęć i opieką nad najmłodszym synem. Ale to nie był jedyny powód. Kandydaci na radnych w swoich notkach biograficznych mają wpisane wykształcenie. Pamiętam do dziś, jak kiedyś czytałam takie ogłoszenie i jedna z kandydatek miała wykształcenie zawodowe.
Ludzie śmiali się, że głąb, matury nie zdała, a chce rządzić. Dotknęło mnie to, choć nie znałam tej kandydatki. Prawda była taka, że ja nie skończyłam żadnych studiów. Mało tego, ja nie skończyłam żadnej szkoły, oprócz podstawowej. Niestety, nie da się wpisać „dwa lata ogólniaka ze świadectwem z paskiem i nagrodami”. Trzecią klasę ogólniaka przerwałam po dwóch miesiącach, bo okazało się, że jestem w ciąży. To były czasy, gdy ciąża uczennicy była największych wstydem dla szkoły. Czara goryczy przelała się, gdy spotkałam moją nauczycielkę ze szkoły, sprzed ponad dwudziestu lat. Natknęłam się na nią podczas robienia zakupów na targu, zagadała do mnie. Co słychać, ile mam dzieci i jak mi się żyje. Grzecznie odpowiedziałam i już miałam odchodzić, gdy pani profesor wycedziła:
– A pamiętasz, moja droga, jak w pierwszej klasie pisaliście, kim chcecie zostać w przyszłości? Znalazłam ostatnio te karteluszki. Ty miałaś być lekarzem.
Zapomniałam, że mam kupić pomidory i kapustę. Przybita słowami nauczycielki wróciłam do domu, żeby sobie popłakać. Nie tylko w liceum, ale już w szkole podstawowej marzyłam, że będę lekarzem. Byłam uparta i zawsze osiągałam swój cel. Tyle że w wakacje po drugiej klasie moim celem stał się pewien Marek z sąsiedniej wioski, zabójczo przystojny szatyn. I dopięłam swego, choć nie o taki efekt mi chodziło. Niby wzorowa uczennica, ale pojęcia o zapobieganiu ciąży nie miałam żadnego. Wzięliśmy ślub, choć miałam niespełna siedemnaście lat.
Dochowaliśmy się trójki dzieci, mąż pracuje za granicą, dobrze zarabia, mamy piękny dom z ogrodem. Każda na moim miejscu byłaby szczęśliwa. Wieczorem na skypie opowiedziałam mężowi o spotkaniu z dawną nauczycielką.
– To zrób coś – powiedział.
– No ale co mam zrobić?
– Do szkoły się zapisz.
– W tym wieku? Nie wygłupiaj się. Z Kacprem mam w ławce siedzieć?
– Są szkoły dla dorosłych. Poszukaj.
I poszukałam. Ze zdenerwowania aż spać nie mogłam. Chciałam od razu dzwonić i pytać, czy mnie przyjmą, czy też muszę zdawać egzaminy. Nie mogłam się doczekać, aż zawiozę Kacpra do szkoły i będę mogła zadzwonić. Okazało się, że naukę mogę rozpocząć już teraz, mimo iż rok szkolny zaczął się kilka tygodni temu. Muszę tylko umówić się z wykładowcami, kiedy i w jaki sposób nadrobię zaległości. Pojechałam do swojego rodzinnego domu i w starych szpargałach znalazłam swoje ostatnie świadectwo szkolne. Same piątki od góry do dołu, wzorowe sprawowanie. Bo ja kochałam się uczyć; przez ponad dwadzieścia lat małżeństwa i rodzicielstwa zapomniałam, jak bardzo. Moje dzieci też na szczęście lubią się uczyć. Może tylko Kacpra trzeba trochę pilnować.
Moje obawy rozwiała sekretarka szkoły, gdy poszłam zanieść jej swoje dokumenty. Zapytałam nieśmiało, gdy nikogo nie było w sekretariacie, czy w moim wieku wypada iść do szkoły.
– Pani żartuje? Tu są nawet panie po sześćdziesiątce.
Z listą potrzebnych podręczników udałam się do księgarni. W dziale papierniczym kupiłam chyba ze dwadzieścia różnych zeszytów, notatników i skoroszytów. Nie wiadomo, co mi może być potrzebne, ale lepiej mieć. Nie zmarnują się na pewno. Wszystkie zeszyty miały barwne okładki i pachniały świeżością. Zupełnie inaczej niż przed laty, kiedy dostępne były tylko brzydkie szare zeszyty.
Z tego wszystkiego spóźniłam się po Kacpra. Czekał na mnie wściekły jak osa przy szkolnej furtce. Nawet butów nie zasznurował. Przygotowałam sobie kremową bluzkę, do tego włożę dżinsy i czarny żakiet. Pierwszego dnia w nowej szkole chcę wyglądać elegancko i młodzieżowo zarazem. W końcu nikt nie musi wiedzieć, ile tak naprawdę mam lat. A potem zrobię studia. Nie będzie to już ta wymarzona w czasach szkolnych medycyna, ale na pewno znajdę coś interesującego na uniwersytecie w pobliskim mieście wojewódzkim. I wcale nie będzie to Uniwersytet Trzeciego Wieku.
Więcej prawdziwych historii:
„Obca kobieta podała się za moją babcię, a potem pozwała mnie o alimenty”
„Przez zazdrość byłego prawie zginął mój syn. Chciał się zemścić, bym też poczuła, jak to jest kogoś stracić”
„Mąż zostawił mnie bez grosza przy duszy. Żeby opłacić rachunki, musiałam zostać prostytutką”
„Chciałam bajkowy ślub i gromadkę dzieci, on nie. Ten gnojek prowadził podwójne życie - i to z moją przyjaciółką!”