„Pragnęłam być matką, a mój mąż nie widział się w roli ojca. Dał mi pozwolenie, abym zaszła w ciążę z kochankiem”

kobieta z testem ciążowym fot. Getty Images, David Espejo
„– Daj sobie spokój z tym pomysłem! Dzieci nie będzie! Najlepiej od razu wrócić do tabletek, bo ja zdania nie zmienię. No, chyba że... – spojrzał na mnie, marszcząc brwi. – No, chyba że zdecydujesz się na dziecko z kimś innym – oznajmił i wyszedł z sypialni”.
/ 17.02.2024 21:15
kobieta z testem ciążowym fot. Getty Images, David Espejo

Moje życie pełne jest nieprzewidzianych zakrętów i zwrotów akcji. Najpierw była wielka miłość, później zawód, a na końcu wreszcie zostałam mamą. I teraz znowu coś się zmienia...

To nie były wakacje marzeń

Z każdą minutą było tam coraz więcej ludzi. Gdyby nie moja Basia, to czym prędzej bym stamtąd uciekła. Wiedziałam, że na plaży jest zawsze dużo ludzi, ale nie myślałam, że nie znajdziemy dla siebie miejsca. Obiecałam córeczce, że pójdziemy popływać, więc rzuciłam nasz ręcznik w jedynym wolnym miejscu znajdującym się między dwoma parawanami postawionymi blisko brzegu.

– Raczej nie zostaniemy tutaj długo – powiedziałam z niepewnością w głosie – Będziemy musiały znaleźć fajniejszą plażę, bo ta... – rozejrzałam się z wyraźnym obrzydzeniem. – Sama widzisz, jak tu jest.

– Tak mamo. Wejdę tylko na chwilę do wody, dobrze? – moja mała była już gotowa do startu.

Przytaknęłam. Nie chciałam przecież sprawić jej przykrości. Przecież tak długo czekała na ten wyjazd, odliczała dni, a nawet godziny do momentu, kiedy będzie mogła popływać w Bałtyku. Ale siedzenie na plaży i kąpanie się w takim tłoku – to prawdziwy koszmar. Przynajmniej dla mnie.

Po kilku chwilach spędzonych na ręczniku – leżenie nie wchodziło w grę – i obserwowaniu pływającej Basi, miałam już tego dość. Z każdej strony dochodziły do mnie rozmowy dorosłych i krzyki dzieci. Gruby facet za parawanem po mojej prawej co chwilę głośno bekał, a dwie jego koleżanki komentowały ludzi spacerujących po plaży. Chyba nie muszę tłumaczyć, że robiły to w niewybredny sposób. Po mojej lewej rodzina z dwójką dzieci kłóciła się, gdzie pójdą na rybę... Mojej dwunastoletniej córce chyba też przestało się podobać, bo naprawdę szybko wyszła z wody.

– Mamo, ten pan cały czas się na mnie patrzył. Wyglądało jakby mnie obserwował! – powiedziała zmartwiona.

– Który? – chciałam się rozejrzeć, ale Basia mnie zatrzymała, trzymając moją głowę mokrymi dłońmi.

– Nie odwracaj się teraz, bo teraz patrzy na Ciebie.

– Puść mnie, muszę zobaczyć o co chodzi! – wyswobodziłam się z jej uścisku.

Od razu przeszło mi przez myśl, że ten facet może być pedofilem. Przecież jaki dorosły człowiek obserwuje dwunastolatki? Niestety, nie zdążyłam zobaczyć jego twarzy. Poza tym patrzyłam pod słońce, a on akurat się odwrócił i poszedł w stronę wyjścia. Miał na głowie białą czapkę, na sobie białą koszulę i jasne jeansy. Wydawało mi się, że miał jasne włosy...

– Widziałaś tego faceta? Rozpoznałabyś go? – Basia potrząsnęła głową.

– Raczej nie. Miał na sobie ciemne okulary.

„Super – pomyślałam sobie – nie dość, że plaża, kąpiel i odpoczynek są przekreślone, to jeszcze jakiś zboczeniec ma na oku moją córkę”. Pomogłam Basi się przebrać i bez zastanowienia spakowałam nasze rzeczy.

– Musimy znaleźć jakieś spokojniejsze, mniej zatłoczone miejsce. Pójdziemy na dziką plażę?

Przyszedł mi do głowy taki pomysł, ale kiedy pojawił się ten facet, stwierdziła, że może lepiej tego nie robić. Uznałam, że samotne wędrówki kobiety z dzieckiem to coś, czego nie należy robić. Skąd mam wiedzieć, czy nie spotkamy gdzieś tego gościa. Może on nie jest sam? To pewnie członek jakiejś większej grupy, która bez problemu może nas obserwować... Westchnęłam cicho, snując w głowie najgorsze scenariusze. Co teraz zrobimy?

To nie był zboczeniec

Szłam z Basią, omijając kocyki i parawany na plaży. Nawet na chwilę nie puściłam jej ręki, którą naprawdę mocno ściskałam. Gdy wyszłyśmy z plaży, usiadłyśmy na ławeczce, żeby strzepnąć piasek z nóg i założyć klapki. Niespodziewanie nad moją głową pojawił się cień. Podniosłam wzrok.

– Marta? Cześć – usłyszałam głos, który był mi jakoś dziwnie znajomy.

Nie skojarzyłam od razu do kogo należy. Znowu patrzyłam pod słońce, ale po chwili udało mi się dostrzec jego twarz.

– Tomek? Nie wierzę – nie jestem pewna, co przeszło mi przez myśl w tamtym momencie, ale instynktownie chwyciłam Basię za ramię.

– Au, to boli! Mamo, nie ściskaj tak mocno!

– To jest twoja córka? Bardzo mi miło –Tomek podał dłoń Basi.

Zawahała się, ale po chwili grzecznie się przywitała. Błyskawicznie jednak wyrwała się z jego uścisku.

– To jest ten gość – Basi szeptała do mojego ucha. – Ten, co na mnie patrzył, gdy szłam popływać – dodała.

Na początku aż zbladłam: Tomek to pedofil? Ale chwilę później wszystko mi się w głowie ułożyło i odetchnęłam z ulgą.

– Ale mnie wystraszyłeś. Basia zauważyła, że na nią patrzysz... Myślałam, że to... Co tu robisz? Jak nas znalazłeś?

– Szczerze mówiąc, nie szukałem – odpowiedział z szerokim uśmiechem.

Od kiedy się poznaliśmy, jego uśmiech naprawdę na mnie działałał. Ale teraz poczułam, jak robi mi się niedobrze. Zazwyczaj to była oznaka, że jestem spięta, że coś jest ze mną nie tak. Tym razem jednak zdenerwowanie mieszało się z ciekawością i ogromną radością. Nagle, po 15 latach, stanęłam oko w oko z moim byłym mężem, człowiekiem, który był miłością mojego życia. Nikt przed nim, nikt po nim nie był dla mnie tak ważny, nigdy nigdy nie był mi tak bliski. Tylko że przez ten czas nauczyłam się żyć z myślą, że go przy mnie nie ma. A teraz niespodziewanie się pojawia.

– Nie szukałem cię, ale bardzo się cieszę, że cię widzę. Nie zmieniłaś się, wyglądasz cudownie…

Minęło tyle lat, a on gada takie głupoty... Dawniej ciągle powtarzał mi, że wyglądam świetnie. Tomek nigdy nie szczędził mi komplementów. Zawsze był dla mnie bardzo miły, troskliwy, nigdy się ze mną nie kłócił, zawsze akceptował moje pomysły i propozycje. Jedynie w jednej kwestii nie mogliśmy dojść do porozumienia... Zakochaliśmy się w sobie z Tomkiem od pierwszego spojrzenia. Ja byłam na drugim roku studiów, kiedy razem ze znajomymi wybraliśmy się na wakacje na Mazury. Zabrakło tylko jednego kumpla, bo dzień przed wyjazdem trafił do szpitala z zapaleniem wyrostka robaczkowego.

– Jeśli Kuba nie da rady, to weźmiemy Sławka – te słowa Joli, która odpowiadała za organizację wyjazdu, do dźwięczą mi w uszach. Ale Sławek też nie był w stanie pojechać, więc zaproponował swojego kuzyna, Tomka. Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, od razu poczułam dziwne uczucie w brzuchu.

Przywitał się ze wszystkimi z uśmiechem na twarzy i kiedy przyszedł do mnie, też się uśmiechnął, ale jakoś inaczej, nie tak jak wcześniej. Później mi powiedział, że już wtedy czuł, że będziemy razem. Zostaliśmy parą już drugiego wieczoru. Kilka miłych słów, gestów, jeden szybki pocałunek... I tak się stało.

To takie dziwne, że chciałam być matką?

Po dwóch tygodniach spędzonych na Mazurach, Tomek natychmiast znalazł kogoś ze swoich znajomych, który miał mieszkanie. Wynajęliśmy średnio wygodny pokój, ale i tak byliśmy zadowoleni. Tomek już wtedy miał pracę, więc po kilku miesiącach, kiedy dostał niewielką podwyżkę, zaczęliśmy szukać czegoś wygodniejszego. Mieszkanie dosłownie przyszło do nas samo, bo moja babcia zdecydowała się przeprowadzić do domu swojej siostry. Zanim jednak oddała nam klucze, powiedziała, że czułaby się lepiej, gdyby pod jej dachem żyli ludzie przestrzegający zasad moralnych. Tomek i ja od razu zrozumieliśmy, co miała na myśli.

– Bez obaw, babciu! – powiedziałam. – W takim razie będziesz pierwszą, która się o tym dowie. Spójrz, to mój pierścionek zaręczynowy, a ślub już naprawdę niedługo.

Pamiętam, jak bardzo była szczęśliwa, kiedy jej powiedzieliśmy o naszych planach. Tomek bardzo szybko zdobył sympatię całej mojej rodziny. A mama... no cóż, po prostu się w nim zakochała. Tak naprawdę chwaliła go na każdym kroku. Wszystko układało się świetnie. Kiedy skończyłam studia, szybko udało mi się znaleźć pracę.

Mieliśmy naprawdę fajne, spokojne życie. Nasze wakacje to zawsze były podróże za granicę. Braliśmy z życia pełnymi garściami, cieszyliśmy się sobą, byliśmy naprawdę szczęśliwi. Wszyscy dookoła, rodzina, znajomi, nawet sąsiedzi, ciągle powtarzali, że jesteśmy super parą. Podkreślali, że naprawdę nie często zdarza się, aby kilka lat po ślubie ludzie nadal tak się kochali. Skończyłam trzydzieści lat, kiedy pewnego ranka, po upojnej nocy, powiedziałam mężowi, że zdecydowałam się odstawić pigułki antykoncepcyjne.

– Nie rozumiem, czemu to zrobiłaś? – zapytał, a ja usłyszałam w jego głosie coś, co brzmiało jak pretensje.

– Jak to dlaczego? Chcę mieć dziecko głuptasie – przytuliłam się do niego jak mogłam mocniej i, jak zwykle w takich momentach, chciałam go pocałować. Ale on się odsunął i wyskoczył z łóżka jak poparzony.

– Nie chcę być ojcem! – warknął. – Już nie pamiętasz, o czym tyle razy ci mówiłem?

– Ale przecież mówiłeś o tym dawno temu, byliśmy wtedy dużo młodsi, a teraz... Słuchaj, Tomek, mam już swoje lata, powinnam naprawdę poważnie pomyśleć o ciąży. Im dłużej będziemy czekać, tym większe będzie ryzyko.

– Daj sobie spokój z tym pomysłem! Dzieci nie będzie! Najlepiej od razu wrócić do tabletek, bo ja zdania nie zmienię. No chyba, że... – spojrzał na mnie, marszcząc brwi. – No chyba, że zdecydujesz się na dziecko z kimś innym. Nie licz na mnie jako ojca! – oznajmił i wyszedł z sypialni.

Tomek po prostu wyszedł z domu i nie było go cały dzień. Czułam się naprawdę okropnie, było mi strasznie przykro. To, co powiedział mi mąż dudniło mi ciągle w głowie. Nie mogłam tego zrozumieć: mój ukochany mąż, jedyna osoba na świecie, której bezwarunkowo ufałam, który jeszcze poprzedniej nocy namiętnie mnie pragnął, szeptał mi do ucha słowa miłości, teraz powiedział mi, że powinnam mieć dziecko z innym mężczyzną?

Nie byłam w stanie tego zrozumieć. Przez parę dni w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Tomek dużo wysiłku włożył w to, aby w ogóle się ze mną nie spotykać. Nawet nie jedliśmy razem. Zawsze wspólnie gotowaliśmy obiady i kolacje, a teraz mój mąż wracał później z pracy, mówił oschle dobry wieczór i tyle... Ja z kolei zauważyłam, że zaczęłam się na niego zamykać. Miałam w sobie mnóstwo żalu i pretensji o to, co powiedziała. Kompletnie też nie wiedziałam, co powinnam zrobić w tej sytuacji, aby poprawić nasze relacje.

Nie chciałam też odpuszczać tematu dziecka, tylko zastanawiałam się jak i kiedy wrócić do tej rozmowy. Nie chciałam wywoływać kolejnej awantury i zaogniać sytuacji. W końcu doszłam do wniosku, że Tomek po prostu jeszcze nie jest na tyle dorosły, by zostać ojcem (mimo że miał już 34 lata). Łudziłam się, że ten moment na pewno nadejdzie. Bałam się tylko tego, żeby dla mnie nie było za późno.. Wyjazd na urlop był dobrym pretekstem do zakończenia kłótni i powrotu do normalności.

Nie widziałam innego wyjścia

Pewnego wieczoru Tomek zwyczajnie zapytał, czy miałabym ochotę wyjechać za granicę, czy może tym razem zadowolimy się wyprawą nad Bałtyk.

– Super, pojedźmy do Międzyzdrojów – odpowiedziałam z radością.

Postanowiłam być szczera wobec męża, więc zaczęłam znowu brać tabletki. Namiętność znowu pojawiła się w naszej sypialni, nie była jednak tak duża, jak wcześniej. Rok później siostra Tomka urodziła syna. Mąż pełen radości przekazał mi tą radosną informację.

– Ten mały szkrab waży aż 4 kilogramy i mierzy 55 centymetrów. Mama twierdzi, że to prawdziwy gigant – żartował.

Zaledwie po kilku dniach mogliśmy odwiedzić szczęśliwą mamę i malucha.

– Zauważyłeś, wujku, Piotruś się już czerwieni – wybełkotał do Tomka starszy syn szwagierki, Bartuś.

Tomek bardzo polubił tego malucha, kupował mu prezenty, a kiedy się spotykaliśmy, spędzał z nim czas na budowaniu zamków z klocków. Wydawało mi się, że Tomek świetnie dogaduje się z dziećmi. Pomyślałam, że narodziny kolejnego dziecka w rodzinie to idealna okazja, żeby poruszyć temat naszego własnego potomka. Niestety, okazało się, że naprawdę bardzo się pomyliłam.

Kolejny raz usłyszałam coś, co sprawiło, że poczułam się okropnie
Nie powiedział już, że powinnam poszukać innego potencjalnego taty dla dziecka, ale i tak było okropnie. Wcześniej myślałam, że mężczyzna, z którym jestem, w końcu zdecyduje się na powiększenie rodziny, ale wtedy całkowicie straciłam nadzieję. Podjęłam decyzję o rozwodzie. Tomek szybko się wyprowadził. Nasze małżeństwo stało się przeszłością, ale nie zrezygnowałam z marzenia o dziecku. Przez kolejne dwa lata żyłam jak zakonnica, choć to nie była moja świadoma decyzja. Wręcz przeciwnie.

Kiedy emocje po rozwodzie opadły, zaczęłam wychodzić do ludzi. Zdecydowałam się nawet na skorzystanie z pomocy biura matrymonialnego. Niestety, okazało się, że to była pomyłka. Miałam 34 lata i nie widziałam żadnej szansy na nowego partnera, a co dopiero na chwilowego faceta, który mógłby pomóc mi w realizacji marzenia o dziecku.

Wyjazd służbowy był udany

– Pani Marto, pojedzie pani do Amsterdamu – powiedział mi pewnego dnia mój szef. – Musimy podpisać z Holendrami umowę na kolejne dostawy. Dostanie pani wszystkie potrzebne upoważnienia. Tym razem nie mogę pojechać z panią.

Bardzo się ucieszyłam. Bywałam w Holandii służbowo niejeden raz. Zawsze były to fajne wyjazdy, z których wracałam pełna energii. Z lotniska odebrał mnie taksówkarz z firmy, z którą mieliśmy umowę. Luuk przywitał mnie z wielkim uśmiechem na twarzy i jak zawsze był niezwykle uroczy i grzeczny. Praca miała zająć mi półtora dnia. Tym razem postanowiłam jednak zostać w Holandii trochę dłużej i zafundować sobie mini urlop.

Wracać miałam w niedzielę wieczorem, co oznaczała, że miałam ponad dwa dni na zwiedzanie. Luuk zaproponował, że pokaże mi miasto. Po zakończeniu formalności w biurze firmy w piątek, Luuk zabrał mnie swoim autem do przepięknego Haarlemu, znajdującego się na zachód od Amsterdamu.

Wynajęliśmy dwa pokoje w niewielkim pensjonacie i ruszyliśmy na podbój miasta. Luuk okazał się być świetnym przewodnikiem. Wiedział dużo na temat miasta, chętnie dzielił się swoją wiedzą. Miał przy tym doskonałe poczucie humoru – rzucał kolejnymi żartami, wprawiając mnie w świetny nastrój. Mimo tego, że jego angielski nie był idealny, dogadywaliśmy się świetnie. Naprawdę super spędzaliśmy czas. Kolację zjedliśmy w małej, ale pełnej życia restauracji, tuż obok naszego pensjonatu. Żegnając się, Luuk pocałował mnie w policzek.

Przyjęłam pocałunek, wspinając się na palcach. Chciałam otworzyć drzwi do pokoju, kiedy przeszedł mnie dreszcz. Ręka Luuka dotknęła mojego ramienia i przez jakiś czas czułam jego ciepło. Nie jestem pewna, czy miał to być tylko sympatyczny gest pożegnalny, czy może subtelna sugestia, ale już wtedy to nie miało dla mnie znaczenia.

Spojrzałam mu w oczy i wszystko stało się oczywiste. Spaliśmy razem przez kolejne noce. To nie była miłość. Trudno nawet nazwać to fascynacją. Moim zachowaniem kierował po prostu instynkt. To wszystko. Luuk oczywiście mógł robić wrażenie. Wysoki blondyn z szeroką, mocną szczęką i niebieskimi oczami na pewno nie narzekał na brak zainteresowania ze strony kobiet. Trudno stwierdzić, kto tak naprawdę zainicjował nasze nocne przygody.

Nie wiedziałam, czy miał żonę, czy partnerkę. Nie zastanawiałam się nad tym, czy śpiąc ze mną, oszukiwał inną kobietę. Nie interesowało mnie też, co tak naprawdę myślał o mnie. Nasza Basia przyszła na świat zgodnie z przewidywaniami, zdrowa, duża i przepiękna. Mamy identyczny kształt ust i podobne kształty twarzy. Nasza córka nie ma po tacie mocnej szczęki, ale ma dokładnie takie same oczy, niebieskie jak bławaty. I jasne włosy.

Córka nie zna swojego ojca

Może to trochę samolubne z mojej strony, ale nie mogłam sobie wyobrazić, jak miałabym wejść w życie całkowicie obcej osoby, a na dodatek Holendra, o którym nic nie wiedziałam.

– Jak to widzisz, mamo? – pytałam, gdy powiedziałam mojej matce, że zostanie babcią, a ona stwierdziła, że dziecko powinno mieć ojca– Mam zadzwonić do Amsterdamu i powiedzieć: Cześć, Luuk, pamiętasz mnie, to ja, Marta. Spędziliśmy razem dwie niesamowite noce w Haarlemie i w lutym zostaniesz ojcem? Mamo, on nawet nie wie, jak się nazywam, ja zresztą też nie pamiętam jego nazwiska.

Basia rosła, a ja zawsze mogłam liczyć na moją mamę, która bardzo wspierała mnie w jej wychowaniu. Na szczęście wszystko układało się po mojej myśli. Nie potrafię kłamać, więc rok temu szczerze powiedziałam córce, że jest owocem krótkotrwałego romansu i niestety nigdy nie pozna swojego ojca. Przyjęła to ze spokojem, na szczęście to, co jej powiedziałam nie odbiło się negatywnie na naszej relacji.

Babcia powiedziała Baśce kilka rzeczy o moim byłym mężu. Możliwe, że było tego trochę za dużo, bo kiedy po południu pożegnałyśmy się z Tomkiem na molo, córka zapytała:

– Mamo, czy to ten pan, który nie chciał mieć dzieci?

Kiedy później jadłyśmy w miejscowym barze rybę z frytkami, opowiedziałam Basi o moim życiu. Wspomniałam również o jej tacie.

– Jesteś już duża i powinnaś znać naszą historię – skończyłam.

– Słuchaj mamo, ten twój były, Tomek... Myślę, że on nadal cię kocha!

– Och, Baśka, co ty bredzisz? Przecież rozwiedliśmy się 15 lat temu!

– No mamo, przecież to od razu widać.

Następnego dnia Tomek czekał w pensjonacie, w którym się zatrzymałyśmy. Zapytał moją córkę, czy może trochę ze mną porozmawiać. Na początku sama nie byłam do tego przekonana, ale ostatecznie się zgodziłam. Basia oczywiście nie miała nic przeciwko temu. Usiedliśmy razem w maleńkiej gospodzie i serdecznie porozmawialiśmy o przeszłości. Okazało się, że mimo tylu lat od rozwodu Tomek nadal jest sam.

– Wszystkie kobiety chcą zostać matkami, a ja nigdy nie potrafiłem wyobrazić sobie siebie jako ojca. Teraz mam inne nastawienie. Zazdroszczę kumplom, którzy mają dzieci… Ale teraz to już za późno – wyznał ze smutkiem.

Ciężko mi było uwierzyć w taką zmianę, ale do końca naszego pobytu nad morzem przekonałam się, że Tomek naprawdę lubi Basię.

Czy dać mu drugą szansę?

Kiedy wróciłyśmy do domu, wróciła też szara codzienność. Basia miała jeszcze miesiąc wolnego, więc z moją mamą wybrała się do Krynicy Górskiej. Ja zostałam sama i miałam mnóstwo czasu dla siebie.

– Masz wolny wieczór? – parę dni później Tomek zadzwonił do mnie z pytaniem. – Chciałbyś zjeść ze mną kolację?

– Odezwę się – odpowiedziałam.

Nie byłam pewna, co powinnam zrobić. Kiedy byliśmy nad morzem, to były luźne spotkania, z Basią zawsze w pobliżu. A teraz? Dlaczego mamy się spotykać? Przecież nic nas już nie łączy, nawet przyjaciół nie mamy wspólnych. Przecież nie będziemy rozmawiać o sytuacji politycznej w kraju lub na świecie! Po co mamy się spotykać? O czym on chce ze mną rozmawiać? Przecież to bez sensu.

Zadzwonił godzinę później.

– Skoro nie dajesz znaku, to pomyślałem… Myślałem, że coś ci się stało… – tym razem w jego tonie można było wyczuć niepewność.

– Tak szczerze: po co chcesz iść ze mną na kolację? – postawiłam wszystko na jedną kartę.

– Ponieważ nie mam już ochoty jadać samotnie. A tak poza tym, chciałem ci coś powiedzieć… Myślę jednak, że zdecydowanie lepiej będzie, jeśli powiem Ci o tym na żywo. To nie rozmowa na telefon. Czy możemy się spotkać, Marta?

– No dobrze, spotkajmy się.

Czytaj także:
„Mąż na walentynki kupił mi zestaw garnków. Myślał, że o tym marzę, skoro ciągle siedzę w kuchni”
„Firmowy event skończyłam w łóżku szefa. Podrywał mnie i nęcił, a teraz udaje, że mnie nie zna. Nie taki był plan”
„Teściowa buntowała mojego męża przeciwko mnie. Przez nią ta niemota zostawiła mnie samą w 9. miesiącu ciąży”

Redakcja poleca

REKLAMA