„Pracuję w warzywniaku za liche 3000 zł na rękę. Dzieci się wstydzą, że mają matkę handlarę, ale ja mam powód do dumy”

Kobieta w warzywniaku fot. iStock by Getty Images, Vladimir Vladimirov
„– Z Tomkiem wolimy zatrzymać się u ojca. Jego rodzice są dentystami, a tu taki obciach. Jak mam powiedzieć przyszłym teściom, że moja matka sprzedaje kartofle? Ojciec to chociaż ma firmę, jest ustawiony. A ty? Coś ty w ogóle ze sobą zrobiła?”.
/ 01.07.2024 14:30
Kobieta w warzywniaku fot. iStock by Getty Images, Vladimir Vladimirov

Z Bogdanem poznaliśmy się jeszcze przed maturą. Chodziliśmy do równoległych klas i coś między nami zaiskrzyło. Po maturze postanowiliśmy iść na studia do tego samego miasta – on na informatykę, ja na rachunkowość.

– Po obronie magisterki popracuję kilka lat na stanowisku księgowej, zdobędę doświadczenie, podłapię jakieś kontakty, a później może uda mi się założyć własne biuro rachunkowe – planowałam, a mój chłopak mi przytakiwał.

Zaszłam w ciążę

Jemu się udało zrealizować nasze młodzieńcze marzenia. Mnie życie pokrzyżowało plany. Pod koniec pierwszego roku zaszłam w ciążę. Nie planowaliśmy jej. Jasne, myśleliśmy, że w przyszłości założymy rodzinę, będziemy mieć dom, dzieci i psa, ale to jeszcze nie teraz.

Oboje dopiero zaczęliśmy studia, wynajmowaliśmy trzypokojowe mieszkanie wspólnie z jeszcze inną parą i moją koleżanką z grupy. Pięć osób na pięćdziesięciu metrach kwadratowych, to nie było jakoś szczególnie dużo jak na studenckie standardy. Całkiem dobrze dogadywaliśmy się ze współlokatorami. No ale nie było mowy, żebyśmy zamieszkali w ten sposób z dzieckiem.

Zupełnie nie wiedzieliśmy, co mamy dalej robić. Oboje studiowaliśmy dziennie, nie pracowaliśmy. Pieniądze dotychczas dostawaliśmy od rodziców. U mnie w domu się nie przelewało. Miałam jeszcze dwie młodsze siostry, mama pracowała.

– Wybacz córuś, bardzo chciałabym pomóc ci przy dziecku, ale zwolnienie się z pracy nie wchodzi w grę. Wiesz przecież, że nie zarabiamy kokosów, nie mamy większych oszczędności i pensja ojca zwyczajnie nie wystarczy nam na utrzymanie – widać było, że mamie jest przykro, bo nie może mi pomóc.

– Przecież wiem, jak jest i nawet nie proszę cię, żebyś zwalniała się z przedszkola – starałam się być dzielna, ale w głębi duszy panicznie bałam się przyszłości.

Bogdana wychowywała tylko matka. Jego ojciec nie żył już od kilku lat. Teściowa również nie mogła więc zaopiekować się wnukiem, bo sama pracowała na półtora etatu, żeby utrzymać siebie i dwóch synów.

I tak musieliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Zdecydowaliśmy, że ja wezmę urlop dziekański i zajmę się maleństwem, a Boguś przeniesie się na studia zaoczne i postara się zarobić na nasze utrzymanie.

Udało się nam wynająć niewielką kawalerkę i tak zaczęliśmy samodzielne życie. Wzięliśmy cichy ślub, bo szkoda było nam pieniędzy na wesele. Bogdan zaczął pracować w firmie kurierskiej. Wysokość jego zarobków zależała od tras, dlatego brał dużo zleceń i do domu wracał wieczorami.

Opieka nad Karolkiem od początku w całości spadła na moje barki. Ten rok urlopu dziekańskiego minął błyskawicznie, a my ustaliliśmy, że na razie nie wracam na uczelnię.

– Dziecko jest malutkie, nie chcę, żeby mój synek spędzał całe dnie w żłobku. Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz? Ogarniesz dom i uczelnię? – mój mąż chyba przyzwyczaił się, że jestem w domu i zaczęło mu być z tym wygodnie. Nic dziwnego, to w końcu tylko mężczyzna.

Mąż założył firmę i zaczął dobrze zarabiać

W końcu ustąpiłam i odłożyłam swoje studiowanie na bliżej nieokreślone później. W tym czasie Bogdan zaczął rozkręcać własny biznes. Projektował aplikacje na zamówienie. Szybko okazało się, że na jego usługi jest duże zapotrzebowanie, dlatego z czasem zrezygnował z etatu w firmie kurierskiej i zaczął pracować na swoim. Jego firma powoli zaczęła się rozrastać i już żadne z nas nie myślało o dokończeniu moich studiów.

Zaszłam w kolejną ciążę i na świecie powitaliśmy Kamilę. Z dwójką dzieci na pokładzie nie myślałam o powrocie do pracy. Zresztą, mąż wcale mnie do tego nie dopingował.

– Po co masz iść gdzieś, żeby zarobić marne grosze? – mówił z pełnym przekonaniem. – Moja firma radzi sobie coraz lepiej, dlatego nie ma najmniejszego sensu, żebyś pracowała. Wolę, gdy opiekujesz się dziećmi i zajmujesz domem.

I tak mijały kolejne lata, a ja stałam się matką i gospodynią domową na pełen etat. Bogdan zdobył pozycję w swojej branży i stałe grono klientów, rozszerzył zespół. Teraz zatrudniał już ponad trzydzieści osób. Stać nas było na przestronne mieszkanie na nowym osiedlu, dwa samochody, rodzinne wyjazdy. Dzieci poszły do szkoły, chodziły na wiele zajęć dodatkowych. Ojciec nie oszczędzał na ich edukacji czy hobby.

Ja byłam gdzieś poza tym. Zajęta sprzątaniem, gotowaniem, dowożeniem nastolatków na zajęcia i innymi domowymi sprawami nawet nie zauważyłam, że z Bogdanem już dawno zaczęliśmy się oddalać.

Dowiedziałam się, że Bogdan ma kochankę

Aż pewnego dnia wybuchła bomba, która całkowicie zmieniła moje ustabilizowane dotychczas życie. To właśnie wtedy odwiedziła mnie jedna z pracownic mojego męża i powiedziała, że ma on romans.

– Cała firma wie, że pan Bogdan spotyka się z Pauliną. To jego nowa asystentka, taka młoda blondynka tuż po studiach. Wszyscy zastanawialiśmy się, dlaczego w ogóle ją zatrudnił, bo widać gołym okiem, że ta dziewczyna ma niewiele wiedzy – wyrecytowała niemal na jednym tchu, spoglądając na mnie ze współczuciem.

Widać było, że pani Krysia musiała długo przygotowywać się do tej rozmowy ze mną.

Mąż przyznał się do wszystkiego i stwierdził, że chce rozwodu, bo ma zamiar ułożyć sobie życie z Paulą.

– Sama widzisz, że niewiele mamy ze sobą wspólnego. Mijamy się gdzieś w domu i tyle. Nasze uczucie już dawno się wypaliło – mówił, jakby chodziło o zwyczajną rzecz, a nie koniec małżeństwa, które trwało już dwadzieścia lat.

Gdyby poprosił, chyba bym mu wybaczyła, ale on nie chciał ratować naszego małżeństwa. Dopiero na sprawie rozwodowej dowiedziałam się, dlaczego tak było. Ta jego cała Paulina była w ciąży. Defilowała po korytarzu z brzuchem obciśniętym jakimś przykrótkim topem.

„Czy ta dziewczyna nie ma już za grosz wstydu?” – myślałam ze złością, ale to ona była na wygranej pozycji.

Nie umiałam walczyć o swoje

Musiałam wyprowadzić się z naszego mieszkania. Wprawdzie otrzymałam połowę jego wartości i mogłam kupić za to niewielkie lokum w wieżowcu z wielkiej płyty, ale na więcej majątku nie miałam co liczyć.

Okazało się, że Bogdan już wcześniej przygotowywał się do rozwodu. Firma prawnie była własnością jego brata. Podobnie jak działka za miastem, samochody i inny majątek ruchomy.

Pewnie mogłabym walczyć o coś w sądzie, ale odpuściłam. Nie chciałam się szarpać.

– Oj Wiktoria, Wiktoria. Ty zawsze byłaś zbyt dumna i honorowa. Poświęciłaś mu tyle lat, ogarniałaś dom i dzieci, żeby on mógł sobie studiować, a później rozkręcać firmę. A teraz masz w zamian zostać z niczym? Chcesz oddać wszystko tej małolacie, która go oplątała? Przecież wiesz, że ta dziewczyna złowiła go dla kasy – siostra próbowała mnie przekonać do walki o alimenty na siebie i połowę całego majątku.

– Nie chcę jego pieniędzy. Dzieci są dorosłe, studiują w innych miastach, mieszkają poza domem. Bogdan na pewno będzie dokładał im do utrzymania. Ja kupiłam to mieszkanie. Znajdę sobie jakąś pracę i będę samodzielna – postanowiłam.

– Źle robisz, ale to twoja decyzja. Ja nie mogę do niczego cię zmusić, ale przemyśl to sobie jeszcze. Na twoim miejscu walczyłabym o należną mi część majątku – siostra zakończyła naszą rozmowę.

Uniosłam się honorem i niczego więcej nie chciałam. Dałam mu rozwód bez orzekania o winie i zostawiłam nasze przestronne mieszkanie, gdzie szybko wprowadziła się jego kochanka.

Długo nie mogłam znaleźć pracy

Rzeczywistość szybko sprowadziła mnie na ziemię. Bez zawodu, ze świadectwem z ogólniaka, z pustym CV i czterdziestką na karku nie miałam szans na dobrą pracę. Moje aplikacje najczęściej pozostawały bez odpowiedzi. Wreszcie jedna babeczka podczas rozmowy kwalifikacyjnej powiedziała mi prawdę.

– Ja panią doskonale rozumiem. Sama mam czterdzieści cztery lata i widzę, że teraz stawia się na młodych. Chętnie bym panią zatrudniła, ale doskonale wiem, że szef i tak nie zaakceptuje mojej decyzji. Na recepcję wybierze studentkę lub jakąś dziewczynę tuż po studiach. No cóż, taki jest świat i trzeba się z tym pogodzić.

– To co ja niby mam zrobić? – byłam tak rozczarowana, że całkowicie rozkleiłam się przed tą obcą kobietą.

– A może poszuka pani czegoś w sklepach? Tam wciąż brakuje rąk do pracy, dlatego wiek i doświadczenie zawodowe nie są tak ważne – uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco, a ja podłapałam jej pomysł.

Własne dzieci wyzywają mnie od handlar

I to dzięki niej znalazłam swoją aktualną pracę w warzywniaku na moim nowym osiedlu. Pracuję na zmiany. Od piątej do trzynastej lub od jedenastej do dziewiętnastej. Nie będę kłamać, że jest lekko, bo nie jest. Trzeba nadźwigać się skrzynek, worków i zgrzewek z wodą, którą również mamy w ofercie. Warzywa i owoce to delikatny towar, dlatego zawsze jest coś do roboty.

Klienci są różni. Niektórych już zdążyłam poznać i są bardzo mili, inni patrzą na mnie z wyższością. Jestem jednak zadowolona, że daję sobie radę, pracuję sama na siebie i jestem niezależna.

Jedyną rysą na szkle są moje dzieci. Naprawdę myślałam, że lepiej je wychowałam. Dla nich jestem zwyczajną handlarą, która pracuje za marne grosze i przynosi im wstyd. Córka ostatnio powiedziała mi to prosto w oczy.

– Z Tomkiem, moim chłopakiem, wolimy zatrzymać się u ojca. Jego rodzice są dentystami, a tu taki obciach. Jak mam powiedzieć przyszłym teściom, że moja matka sprzedaje kartofle? Ojciec to chociaż ma firmę, jest ustawiony i szanowany. A ty? Coś ty w ogóle ze sobą zrobiła? To już ta jego Paulina lepiej się od ciebie ustawiła – moja ukochana Kamilka była naprawdę bezwzględna.

Sprawiła mi tym straszną przykrość. Ale trudno. Żadna praca nie hańbi, a życie ludziom różnie się układa. Gdy dorośnie i zacznie sama na siebie zarabiać, na pewno to zrozumie.

Wiktoria, 41 lat

Czytaj także:
„Nie kocham męża, bo moje serce skradł mój teść. To mężczyzna z krwi i kości, nie to, co ten dzieciak bez klasy"
„Do miłości zabierałam się dwa razy, a i tak poległam. Mam narzeczonego, ale wciąż jestem samotna jak kołek w polu”
„Zbrzydła mi działka i tabuny krewnych liczących na darmowe wakacje. Na urlopie bez rodziny wpadłem w większe bagno”

Redakcja poleca

REKLAMA