„Pożar odebrał mi dorobek życia. Gdy płakałam na stercie gruzu, dostrzegłam święty obrazek, który dał mi nadzieję”

załamana kobieta fot. Getty Images, Tatiana Maksimova
„I wtedy, pośród tych koszmarnych zgliszczy mignęło mi coś srebrnego. Zaczęłam kopać w popiele. Moim oczom ukazał się obrazek Matki Boskiej. Ten, który wisiał w mojej sypialni. Szkło ramki nie było nawet zarysowane. Przyglądałam mu się bez słowa, a w moim sercu powoli kiełkowała nadzieja”.
/ 15.01.2024 20:30
załamana kobieta fot. Getty Images, Tatiana Maksimova

W jednej chwili straciłam wszystko, zostałam z niczym. Z pożaru ocalała tylko jedna, wyjątkowa rzecz, która dała mi siłę do walki.

Zadzwoniła do mnie siostra

To było późne lato. Miałam akurat urlop, wyjechałam więc nad morze. Sama, bo z narzeczonym rozstaliśmy się dokładnie dwa tygodnie wcześniej, a ja potrzebowałam odreagować. Kiedy wsiadałam w samochód i ruszyłam we właściwym kierunku, wydawało mi się, że nic gorszego nie może mnie już spotkać. Jak łatwo przewidzieć, pomyliłam się.

Pierwsze trzy dni były naprawdę przyjemne. Było ciepło, choć nie upalnie, więc spacerowałam po okolicy, a wieczorami także po plaży. Ogólnie korzystałam z uroków nadmorskiego kurortu. Czwartego dnia z kolei zadzwonił mój telefon. Zdziwiłam się, gdy na ekranie komórki dostrzegłam imię mojej siostry. Ona… rzadko do mnie dzwoniła, a teraz umówiłyśmy się, że podczas tego wyjazdu chcę się odciąć od świata i ograniczyć kontakt z bliskimi do minimum.

– Jagoda? – zapytałam. – Coś się…

– On spłonął – przerwała mi i zaniosła się szlochem. – Twój dom poszedł z dymem, Wiki.

Na moment zapomniałam, jak się mówi.

– Co? – wykrztusiłam w końcu, po kilku gwałtownych uderzeniach serca. – Możesz… możesz powtórzyć?

– Był pożar – wyjęczała. – Wiesz, teraz jest taka koszmarna susza… Wszystko spłonęło. Kompletnie wszystko!

– Kompletnie… – powtórzyłam machinalnie. Wciąż jednak do mnie to nie docierało. Po prostu nie chciało mi się pomieścić w głowie.

– Wiki, tak mi przykro – mamrotała dalej moja siostra. – Co ty teraz poczniesz…

Na miejscu zastałam zgliszcza

Odwołałam dalszy pobyt i pojechałam prosto do domu. Albo raczej do tego, co z niego pozostało. Nie mogłam uwierzyć, że mój piękny, mały domek, na który tak się dopiero co cieszyłam, przestał istnieć. Moje meble, sprzęty, zdjęcia, pamiątki – całe życie. Wszystko było już zabezpieczone, ale… na miejscu została tylko kupa gruzu, popiół, jakieś marne szczątki. Pewnie nikt nie dostrzegł szalejącego żywiołu dostatecznie szybko. Zachciało mi się mieszkania na uboczu, to teraz miałam.

Dowiedziałam się jeszcze, że prawdopodobnie winna była butelka, rzucona przypadkowo przed moim ogrodzeniem. Sucha trawa obok zajęła się w mgnieniu oka, a potem ogień przeniósł się na podwórko i dom. Teraz przyszło mi patrzeć na to dzieło zniszczenia. Siedziałam, przełykając łzy, rozmazując je na twarzy i nie martwiąc się, że brudzę ją sadzą. To był koniec. Nie wiedziałam kompletnie, co dalej. Jak miałam się po tym pozbierać?

I wtedy, pośród tych koszmarnych zgliszczy, które jeszcze kilka godzin temu były moim domem, mignęło mi coś srebrnego. Zaczęłam kopać w popiele, gwałtownie, bez zastanowienia. Moim oczom ukazał się obrazek Matki Boskiej. Ten, który wisiał w mojej sypialni. Szkło ramki nie było nawet zarysowane. Przyglądałam mu się bez słowa, a w moim sercu powoli kiełkowała nadzieja. Bo to musiał być jakiś znak. Bo skoro on przetrwał, to i ja mogłam to przetrwać. Ruszyć dalej mimo tego, co się właśnie wydarzyło.

Musiałam wziąć się w garść

Zadzwoniłam do Kornela. Mój najlepszy przyjaciel jeszcze o niczym nie wiedział –  jego także prosiłam o powstrzymanie się od niepotrzebnych telefonów, więc nie dopytywał sam z siebie, co u mnie.

– Możesz prowadzić? – zapytał mnie natychmiast, po czym dodał: – Nie, pewnie, że nie. Zaczekaj tam. Zaraz będę.

Zabrał mnie do siebie, pozwolił się wypłakać i zapewnił, że mogę u niego zostać tak długo, jak chcę. Nie miał dziewczyny, a byliśmy dla siebie jak rodzeństwo, więc nie czułam żadnych oporów. Nim się położyłam, zmówiłam modlitwę – pierwszą od kilkudziesięciu lat. Bo uznałam, że powinnam zawierzyć we wszystkim Bogu. W końcu to on musiał mi wysłać ten znak. Pierwszą noc przespałam więc twardo i podejrzewam, że nic nie byłoby w stanie mnie zbudzić. Zaraz po śniadaniu zabrałam się jednak za analizowanie i planowanie.

– Nie będę siedzieć i płakać, Kornel – powiedziałam stanowczo. – Tak, straciłam wszystko, wiem. Tak czy inaczej, muszę się jednak zastanowić, co teraz. Co dalej.

Długo siedzieliśmy we dwoje, rozważając rozmaite opcje. Na szczęście miałam trochę rzeczy u Jagody i rodziców, więc ustaliliśmy, że w pierwszej kolejności pojedziemy po nie. Potem miałam załatwiać wszelkie formalności związane z pożarem i domem, a jego mieszkanie stało przede mną otworem. I za to byłam mu ogromnie wdzięczna.

Przyjaciel bardzo mi pomógł

Nie wszyscy wokół zgadzali się z tym, co planowałam. Jednocześnie wydawało im się, że jestem taka twarda, bo taką zawzięcie udawałam. W rzeczywistości jednak ciągle się zawieszałam, płakałam po kątach, a moja efektywność w pracy znacznie spadła. Co rusz przypominałam sobie o jakiejś sytuacji, która miała miejsce w moim domu. Czasem łapałam się na tym, że zaczynałam tam jechać po pracy i dopiero w połowie drogi uświadamiałam sobie, że właściwie nie mam do czego wracać.

Z Kornelem… z nim było trochę inaczej. On widział wszystkie moje łzy, nie mogłam też przed nim ukryć ciągłych wahań nastroju, czego bardzo się wstydziłam. Nigdy jednak na mnie nie krzyknął, nie kazał brać się w garść – był, kiedy tego potrzebowałam, wspierał, a jeśli chciałam zostać sama, po prostu wychodził. Potrafił też znaleźć sposoby na to, bym nie myślała o przeszłości i o równie niepewnej przyszłości.

Wieczorami proponował mi zawsze coś do roboty. A to wybierał jakiś film w telewizji, a to zabierał mnie do kina, a to szliśmy razem na kolację. Mieliśmy swoje ulubione knajpki, więc doskonale wiedział, gdzie mnie zabierać. Ostatnio też sporo spacerowaliśmy, choć to raczej nie było w jego stylu. Nie chciałam, żeby się tak dla mnie poświęcał, ale kiedy mu to powiedziałam, tylko się obruszył.

– Chcę, żebyś była szczęśliwa, Wiktoria – powiedział spokojnie. – I wiem, jak ci teraz trudno. A spacer, przy tym, co cię spotkało, to żadne poświęcenie.

Nie zdarzyło mi się też ani razu skrytykować mojej decyzji. Od rodziców dowiedziałam się, że jestem młoda i naiwna, siostra z kolei twierdziła, że nie myślę racjonalnie. On natomiast przedstawiał mi słabe punkty moich pomysłów, ale nigdy mnie od niczego nie odwodził. Zawsze, ale to zawsze, mogłam na niego liczyć.

Zaczynam życie jeszcze raz

Ostatecznie sprzedałam działkę. Niestety, nie dostałam odszkodowania. To było zdarzenie losowe, od którego nie ubezpieczyłam domu. Miałam jeszcze trochę odłożonych pieniędzy, więc w sumie wystarczyło na duże, dwupoziomowe mieszkanie. Kornel sprzedał z kolei to swoje i wprowadził się do mnie. Bo chociaż brzmi to trochę absurdalnie, a gdyby ktoś powiedział mi o tym jakieś pół roku temu, w życiu bym nie uwierzyła, to jesteśmy teraz razem.

Te ostatnie miesiące bardzo nas zbliżyły. Zrozumieliśmy, że to między nami to coś znacznie więcej niż przyjaźń. A ja na pewno nie wpadłabym na to, gdyby nie ten znak w miejscu pożaru. Bo to Bóg zdecydował się mi pomóc. Myślę, że jeszcze będę szczęśliwa. Zwłaszcza u boku Kornela.

Czytaj także:
„Traktowałem żonę jak służącą, bo tak mi było wygodnie. Chodziła jak w zegarku, ale do czasu”
„Przyjaciółka próbowała odbić mi męża. Kiedy ich przyłapałam, podstępna lampucera zwiała, gdzie pieprz rośnie”
„Kaśka wyciągnęła do mnie pomocną dłoń, kiedy byłam w potrzebie. Drugą włożyła do mojej kieszeni”

Redakcja poleca

REKLAMA