W szkole nie przejmowałam się zupełnie swoim życiem miłosnym i układaniem sobie przyszłości. Zdecydowanie wolałam skupić się na nauce. Chciałam zdobyć dobrze płatną pracę, mieć sukcesy zawodowe, załatwić sobie odpowiednie finansowe zaplecze. Ludzie zawsze lepiej patrzyli na tych, którzy mieli wykształcenie i coś osiągnęli. A jeśli byli ambitni i pięli się po szczeblach kariery, w ogóle mogli liczyć na uznanie.
Było mi dobrze
Uważałam, że chłopaka znajdę sobie od ręki. W końcu tylu ich było, a wszyscy wokół uważali, że jestem raczej atrakcyjna. Nie sądziłam, że trzeba się tym jakoś szczególnie martwić. Przepełniał mnie optymizm i żyłam w przeświadczeniu, że wszystko mogę. Musiałam tylko wierzyć w to, co robię, a resztę pozostawić losowi. Nie czułam presji, żeby szybko znaleźć sobie faceta na całe życie.
Właśnie dlatego jedynym mężczyzną w moim życiu, poza tatą oczywiście, był Staszek, mój najlepszy przyjaciel. Wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć, niezależnie od tego, w jak niewygodnej sytuacji się znajdę. Cieszyłam się, że go mam i chętnie wtajemniczałam go w swoje plany. Nigdy jednak nie spojrzałam na niego jak na potencjalnego chłopaka. Nawet nie przyszło mi to do głowy.
Mój pierwszy mąż
Marka poznałam jeszcze na studiach. Był całkiem miłym chłopakiem, nie mówił też za dużo, co mi akurat odpowiadało, bo nadal skupiałam się przede wszystkim na nauce. Czasem pracowaliśmy razem przy jakichś projektach, ale podejrzewałam, że on niewiele z tego rozumie. Dobrze, że do pomocy, oprócz niego, miałam także Staszka, bo raczej nic by z tego nie wyszło, a ja zawaliłabym rok.
Zaraz po egzaminie dyplomowym wzięliśmy z Markiem ślub. Wtedy myślałam, że to taki związek na zawsze. Nasłuchałam się opowieści mamy o sile prawdziwej miłości, miałam też za sobą wiele komedii romantycznych, w których dwójka bohaterów zawsze żyła długo i szczęśliwie, niezależnie od przeciwności losu. Kiedy trzy lata później się rozwodziliśmy, wiedziałam już, że to wszystko to bujdy, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Jurek szybko mnie zdradził
Po rozwodzie skupiłam się na pracy. Dostałam posadę w dużym biurze projektowym i świetnie zgrywałam się z tamtejszym zespołem. Szybko też awansowałam, dzięki czemu to ja miałam ludzi pod sobą, a wszelkie decyzje oraz pomysły musiały przechodzić przez mój gabinet. Wtedy wydawało mi się, że nie potrzebuję faceta. Zwłaszcza że Marek był tylko jego substytutem i żadne namiętne uczucie nigdy się między nami nie rozwinęło.
W wolnym czasie spotykałam się z kilkoma koleżankami z biura, ale przede wszystkim wpadałam do Staszka. On w ogóle nie szukał sobie dziewczyny, dlatego też nigdy nie usłyszałam od niego żadnego pytania o brak mężczyzny w moim życiu. Wszystko jednak zepsuło pojawienie się Jurka.
Wpadliśmy na siebie na imprezie. On był kuzynem jednej z moich koleżanek i także został zaproszony. Nie zaprzeczę, bardzo mi się podobał. Był wysoki, umięśniony, a przy tym zabójczo przystojny. Poleciałam na niego od razu, a i ja chyba nie byłam mu obojętna.
Wydawało mi się, że świetnie do siebie pasujemy, zwłaszcza w łóżku. Z Markiem w końcu nigdy nie było mi tak dobrze. Zdążyliśmy jednak wziąć ślub i pół roku później Jarek mnie zdradził. Tłumaczył się, że ciągle nie ma mnie w domu, że za dużo pracuję i nie poświęcam mu czasu. On natomiast musiał realizować swoje potrzeby, skoro ja nie mogłam mu w tym pomóc.
Na Staszka mogłam liczyć
Po drugim rozwodzie odwiedziłam Staszka. Byłam kompletnie przybita, więc wziął mnie do kuchni, zrobił gorącej herbaty i nakarmił ciastkami.
–Ze mną jest chyba coś nie tak – pożaliłam mu się. – Z żadnym facetem mi nie wychodzi.
Uśmiechnął się wtedy łagodnie.
– Bo nie spotkałaś jeszcze tego odpowiedniego – odparł spokojnie.
Prychnęłam, bo takie gadanie mnie irytowało.
– A jaki to jest odpowiedni? – spytałam. – Miałam już dwóch różnych i nic z tego. Która kobieta rozwodzi się dwa razy?
Tym razem się roześmiał.
– Myślę, że nie jesteś jedyna.
Tego wieczora bardzo mi pomógł. Powiedział kilka pokrzepiających słów, a ja znowu uwierzyłam w siebie. To pozwoliło mi wrócić do pracy i normalnego życia, chociaż do wszelkich znajomości damsko-męskich podchodziłam już z rezerwą.
Darek był leniem
Darka poznałam kiedyś w klubie. Poszłam tam z koleżankami, a kiedy one musiały już iść, mnie coś podkusiło, żeby jeszcze na chwilę zostać. I wtedy do mnie zagadał. Co istotne, nie zachowywał się, jakby chciał mnie wyrwać. Ponarzekaliśmy razem na obsługę, pożaliliśmy się na wyjątkowo kiepski dzień i wyszliśmy.
Potem często spotykaliśmy się w tym klubie, oczywiście na stopie przyjacielskiej. Po paru miesiącach jednak mocno się do siebie zbliżyliśmy. On wydawał mi się taki odpowiedzialny. Oprócz Staszka nikt do tej pory nie poznał mnie tak dobrze, ale on się przecież nie liczył. Zaczęłam się więc zastanawiać, czy związek z Darkiem nie byłby właśnie tym jedynym. Ostatnim.
Darek oświadczył mi się miesiąc po tym, jak zaczęliśmy ze sobą chodzić. Potem był ślub, parę naprawdę miłych chwil, kiedy się starał. Później jednak doszedł do wniosku, że ja zarabiam tyle, że właściwie nie ma sensu, żeby on dalej ciągnął pracę w butiku. Niby szukał czegoś bardziej dochodowego, ale ostatecznie wyglądało to tak, że całymi dniami siedział przed telewizorem, pił piwo i obżerał się.
Im dłużej z nim mieszkałam, tym większą odrazę do niego czułam. W pewnym momencie zaczęłam się nawet zastanawiać, jak ja mogłam się zakochać w kimś takim. W końcu, kiedy na moje pytanie o pracę zareagował wzruszeniem ramionami i rzucił bezczelnie, że przecież nie musi się nigdzie zatrudniać, bo ja nas utrzymam, powiedziałam sobie dość. Wtedy zażądałam rozwodu. Trzeciego.
Miałam dosyć facetów
Po rozprawie wzięłam wolne w pracy i nie chciałam się z nikim widzieć. To, co działo się na sali sądowej, to był koszmar. Darek pokazał swoje drugie oblicze i próbował udowodnić, że go zdradzałam. Choć nie miał dowodów, i tak mocno to przeżyłam. Nie rozumiałam, jak mogłam się tak pomylić co do niego.
Leżąc w sypialni i gapiąc się w sufit, uświadomiłam sobie, że mam już w sumie pięćdziesiąt pięć lat i niczego nie osiągnęłam. Miałam udane życie zawodowe, ale prywatnie byłam wrakiem. I zmarnowałam najlepsze lata swojego życia na beznadziejnych mężczyzn.
Po trzecim rozwodzie także mogłam liczyć na Staszka. Zapomniałam, że miał swój komplet kluczy do mojego mieszkania. Właśnie dlatego zdziwiłam się w pierwszej chwili, gdy się u mnie zjawił. Nie mówił za wiele. Po prostu usiadł ze mną, zaparzył herbaty, poczekał, aż zasnę.
Całe życie byłam ślepa
Kiedy rano się obudziłam, drzemał w fotelu naprzeciwko łóżka. Przyglądałam mu się z uwagą, dopóki nie uderzyło mnie jedno. Przecież on jako jedyny się ode mnie nie odwrócił. Nigdy nie narzekał, zawsze pomagał i wcale się nie narzucał. Zsumowałam te wszystkie nieśmiałe uśmiechy, ukradkowe spojrzenia, ustępstwa, na jakie szedł wobec mnie.
W ułamku sekundy dotarło do mnie, że to bez niego nie mogłam żyć. Kiedy czegoś chciałam, zawsze zwracałam się do niego. To Staszek bezbłędnie odgadywał moje nastroje i wiedział, jak na nie reagować.
Byłam ignorantką. Zmarnowałam sobie życie i dopiero przejrzałam na oczy. Staszek tu cały czas był. A ja, skupiona na własnych problemach, nie zwracałam na niego uwagi. I teraz nie mogłam uwierzyć, że wciąż czeka.
To już na pewno ten właściwy
Czuję dreszcz prawdziwej ekscytacji, bo teraz wreszcie jestem pewna, że wybrałam dobrze. Na sto procent. A nawet na milion. Jestem ze Staszkiem. Trochę to trwało, zanim przekonałam go, że nie jest żadną nagrodą pocieszenia ani sposobem na odreagowanie zeszłych związków. Przyznałam się, że byłam głupia i nie myślałam racjonalnie. Że tak naprawdę nie potrafiłam nazwać swoich uczuć.
Podziękowałam mu za cierpliwość. Bo w końcu na mnie zaczekał, a co więcej nie miał mi za złe, że trwało to tak długo. Teraz nie ma już mowy o żadnym rozwodzie. W końcu oboje jesteśmy ze sobą od tylu lat i jeszcze się nie pozabijaliśmy, więc dlaczego zwykła formalność miałaby to zmienić?
Czytaj także: „Mąż Zosi uwodził baby na potęgę, a potem wracał do rodzinnego gniazdka. Nie rozumiałam, czemu ona przymyka na to oko” „Matka odchodziła od zmysłów, a synek balował z kolegami. Pan perfekcyjny w końcu zgubił swoją aureolę”
„Teść smalił do mnie cholewki na oczach syna i żony. Uważali to za żarty, a teraz jestem z nim w ciąży. Już się nie śmieją”