– Tylko wiesz, jakby Kuba dzwonił, to byłam u ciebie. Całą noc – Aśka znacząco zawiesiła głos.
Westchnęłam.
– Tak, oczywiście. Powiem mu to, co zawsze – mruknęłam.
– Cudowna z ciebie przyjaciółka! – Aśka aż podskoczyła z radości. – Nie wiem, jak ci się odwdzięczę! Może jakaś wspólna kawka na mieście? Tylko nie w tę sobotę. W tę nie mogę. Antoni zaprosił mnie…
– Odezwiesz się, jak będziesz mogła – z trudem stłumiłam ziewnięcie.
Nina znowu nie dała mi się wyspać w nocy
Zastanawiałam się, jak dam radę przez cały dzień ukryć swoje zmęczenie przed szefem. Już kilka razy zwracał mi uwagę, że w pracy powinnam wyglądać kwitnąco.
– Pani reprezentuje firmę. Chyba zdaje sobie pani sprawę z tego, jaki to prestiż!
Pewnie, zdawałam sobie sprawę, że praca w luksusowym biurowcu w centrum miasta była marzeniem wielu osób. Miałam szczęście, że udało się ją dostać właśnie mnie. Tylko skąd mogłam wiedzieć, że później wszystko potoczy się tak fatalnie?
Zawsze byłam ambitna. Gdy marzeniem moich koleżanek z niewielkiego miasta było wyjść bogato za mąż i do końca życia zajmować się ogrodem, ja o niczym nie śniłam, jak tylko o wyrwaniu się do stolicy i zrobieniu tam kariery. Wszystko sobie dokładnie zaplanowałam. Najpierw miałam skończyć prestiżowe studia, później zdobyć doświadczenie, dostać pracę w jednej z najlepszych firm w mojej branży, kupić mieszkanie, później może założyć rodzinę. I początkowo wszystko szło jak po maśle.
A później stała się rzecz, której w żadnych planach nie przewidziałam. Moja babcia często powtarzała, że jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to powiedz mu o swoich planach. Nie podzielałam tej opinii. Szłam przez życie z przekonaniem, że wszystko zależy od tego, jak bardzo będę zdeterminowana, żeby osiągnąć swój cel.
Jakaż ja byłam naiwna!
Zakochałam się jeszcze na studiach. Mariusz był spełnieniem moich marzeń. Ambitny, poważny, w żadnym stopniu niepodobny do chłopaków, których znałam w rodzinnym miasteczku. Wszystko miał z góry poukładane w głowie.
– Pobierzemy się, jak tylko dostaniesz pracę. Kupimy niewielkie mieszkanko w dobrej lokalizacji. Później, jak przyjdzie na świat nasz syn, sprzedamy je z zyskiem i kupimy coś większego.
– A jak urodzi się nam córeczka? – przekomarzałam się, przekonana, że Mariusz zaakceptuje każdą płeć dziecka.
Ale mój narzeczony był bardzo poważny.
– W mojej rodzinie zawsze pierworodnym dzieckiem był syn – mówił twardo. – Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej.
Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Oboje dostaliśmy wymarzone stanowiska, pobraliśmy się, zaszłam w ciążę. Nasz świat zawalił się pewnego pięknego dnia, kiedy lekarz podejrzanie długo obserwował na monitorze USG mój ciążowy brzuch:
– Coś mi się tu nie podoba – powiedział w końcu. – Będziemy musieli zrobić dodatkowe badania.
Później zaczął się koszmar
Kolejne badania, kolejne znaki zapytania, kolejne pobyty w szpitalu. Mariusz coraz gorzej to wszystko znosił. Zaczęły się późne powroty z pracy, raz i drugi przyszedł do domu na rauszu. Nie mogłam na niego liczyć, kiedy w końcu usłyszałam diagnozę:
– Państwa dziecko choruje na rzadką chorobę genetyczną. Nie wiemy, jak córka będzie się rozwijała. To schorzenie jest wciąż dla nas zagadką. Na pewno jednak będzie bardziej absorbująca od rówieśników.
– Absorbująca? A co z naszymi planami? Z moją karierą? – szepnął Mariusz.
Tej nocy nie wrócił do domu. Kolejnego dnia przyszedł tylko po to, żeby zabrać walizki. Mętnie tłumaczył, że nie jest gotów na taką zmianę w życiu. Ja też nie byłam gotowa… Ale w przeciwieństwie do Mariusza, nie mogłam uciec!
Nina przyszła na świat 3 miesiące później. Zakochałam się w niej od momentu, kiedy na nią spojrzałam. Moja córeczka od samego początku była – i jest nadal – przepiękna. Wygląda jak aniołek. Ma blond włoski i błękitne jak szwajcarskie jeziora oczy. Nie widać po niej choroby. I to jest najgorsze. Ludzie, kiedy widzą Ninę, pochylają się nad nią z zachwytem:
– Jaka śliczna dziewczynka – mówią.
A Nina nie lubi nadmiernej uwagi. Potrafi ugryźć albo wpaść w szał. Nie wszyscy to rozumieją. Czasem komentują. Nie odpowiadam, bo i po co.
Przyzwyczaiłam się...
Tak jak przyzwyczaiłam się do wielokrotnych pobudek w ciągu nocy i do tego, że nigdy nie wiem, co rozgniewa moje dziecko. Początkowo udawało mi się ukrywać w pracy, przez co przechodzę w domu. Nina chodzi na terapię, ma opiekunki. Najgorsze tak naprawdę są noce, kiedy jesteśmy tylko we dwie. Zdarza się, że nie udaje mi się przespać nawet godziny – a rano muszę normalnie wstać do pracy.
W pierwszych latach życia mojego dziecka usiłowałam niwelować oznaki zmęczenia wypijanymi hektolitrami kawami, ale w pewnym momencie organizm powiedział: „stop”. To było akurat, gdy pracowaliśmy nad ważnym projektem. Pamiętam tylko, że nalałam sobie kolejną filiżankę kawy, gdy poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg. Kolejne, co pamiętam, to twarz mojej koleżanki z pokoju, Aśki, która z troską pochylała się nade mną:
– Zemdlałaś – powtarzała. – Co się dzieje? Napędziłaś nam niezłego stracha!
– To nic, to nic takiego – usiłowałam bagatelizować zdarzenie, chociaż nigdy wcześniej nie stało mi się nic podobnego. – To tylko zmęczenie.
– Coś się dzieje? Mnie możesz powiedzieć – Aśka wyglądała na wyraźnie zatroskaną.
To był ten moment. Od tak dawna nie rozmawiałam z nikim dorosłym. Nie mam zwyczaju zwierzania się innym, ale Aśka była taka sympatyczna, taka wyrozumiała… Tego dnia umówiłyśmy się w parku. Po raz pierwszy poprosiłam opiekunkę Niny, żeby została trochę dłużej, a sama opowiedziałam Aśce o tym, jak wygląda moje życie.
– Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak ci ciężko – powtarzała koleżanka z pracy. – Powinnaś mieć jakąś pomoc. Choćby od ojca dziecka.
– Szkoda gadać! – machnęłam ręką. – Mariusz dawno temu wyjechał za granicę. Nie ma z nami kontaktu, nie płaci alimentów.
Od tego dnia zaprzyjaźniłyśmy się z Aśką. Mogę powiedzieć, że po raz pierwszy w życiu miałam bratnią duszę. Opowiadałam jej o trudnościach z córką. Ona zwierzała mi się z problemów w nieudanym małżeństwie.
– Kuba jest taki nieczuły – skarżyła się na męża. – Ciągle tylko pracuje i pracuje. Mnie w ogóle nie widzi.
Zdarzyło mi się raz czy dwa spotkać męża przyjaciółki i w ogóle nie pasował do obrazu, jaki mi przedstawiała, ale zakładałam, że wiele osób zakłada maski, kiedy jest w towarzystwie innych ludzi.
Pół roku temu Aśka się zakochała
W podróży służbowej poznała Antoniego. Bez przesady można powiedzieć, że to wywróciło jej świat do góry nogami. Bez przerwy słyszałam „Antoni to, Antoni tamto”. Szybko zaczęła spędzać z nim noce i weekendy. Za każdym razem za zasłonę dymną służyłam jej wtedy ja.
– Jakby Kuba dzwonił, to powiesz, że byłam u ciebie, dobrze? – mówiła z czasem już automatycznie, jakby to się rozumiało samo przez się.
– Dobrze, oczywiście – kiwałam głową, chociaż coraz mniej mi się to wszystko podobało.
Zawsze brzydziłam się kłamstwem i nie rozumiałam, jak Aśka może żyć w takim zakłamaniu.
– Czemu nie odejdziesz od Kuby i nie zamieszkasz z Antonim? – spytałam ją pewnego razu.
Aśka tylko prychnęła jak kot.
– Kuba ma może nie najlepszą, ale stałą pracę – parsknęła. – A Antoni… Cóż, skąd mogę wiedzieć, czy za miesiąc czy dwa mi się nie znudzi.
Nie znudzi?! Zachowanie osoby, którą do niedawna tak skwapliwie nazywałam przyjaciółką, zaczynało mnie coraz bardziej brzydzić. Dotarło do mnie, że Aśka traktuje ludzi, w tym własnego męża, jak przedmioty. Owszem, okazała mi zainteresowanie – ale tak naprawdę ono było tylko chwilowe, kiedy mogłam stanowić dla niej atrakcję, jak każda nowinka.
Później nigdy nie zapytała, czy pomóc mi przy Ninie. Nie zrobiła sałatki do pracy, żeby mnie trochę odciążyć. Nie nakłamała przed szefem, że jestem chora, żeby przestał zwracać uwagę na moje zapuchnięte od niewyspania oczy…
Przez jej ciągłe kłamstwa opadły mi z oczu klapki
Tak naprawdę, moja tak zwana przyjaciółka to była wyrachowana, bawiąca się innymi ludźmi kobieta zainteresowana tylko sobą! I na pewno nie była moją przyjaciółką. Nareszcie to zrozumiałam. Na pozór nic nie zmieniło to w naszych relacjach. Aśka była zbyt zajęta sobą i swoją relacją z Antonim, żeby zwracać uwagę na mój stosunek do niej. A ja ograniczałam się do monosylab.
Głowę miałam zaprzątniętą swoimi problemami i swoimi sprawami. Tego dnia nic nie zapowiadało, że będzie inaczej niż zwykle.
– Jakby Kuba dzwonił, to byłam u ciebie. Całą noc – zastrzegła Aśka.
Oczywiście zgodziłam się, że to właśnie powiem. Tylko że tej nocy jej mąż po raz pierwszy do mnie naprawdę zadzwonił. To był już właściwie ranek, ale jako że to była sobota, to większość ludzi pewnie smacznie spała. Ja też pewnie bym spała, gdyby nie to, że Nina od 4 wrzeszczała, jakby ją obdzierali ze skóry.
– Przepraszam, że dzwonię tak rano – usłyszałam zduszony głos po drugiej stronie słuchawki. – Ale chcę się tylko upewnić… Aśka jest u ciebie?
– Już… już wyszła – jęknęłam, bo nagle poczułam, jak bardzo nie fair jest oszukiwanie tego ciepłego, spokojnego człowieka.
– Wyszła? O 7 rano w sobotę?! Przestań, Aga! – roześmiał się nagle Kuba.
Po chwili spoważniał i dodał:
– Chciałbym z tobą porozmawiać. Wiem, że jest wcześnie, ale… Mogę wpaść?
– To nie jest najlepszy pomysł. Moja córka… – spłoszyłam się.
Nigdy nie zapraszałam nikogo do domu. Bałam się, jak ludzie zareagują na Ninę. Ale Kuba najwyraźniej był zdesperowany.
– Bardzo chciałbym porozmawiać o Aśce z kimś, kto zna moją żonę. Mogę przyjść? Proszę…
Na końcu języka miałam: „Ale przecież ja wcale nie znam twojej żony”. Ale zamiast tego powiedziałam miękko:
– Zapraszam. Zaraz podam ci adres.
Kuba przyszedł pół godziny później
Na pierwszy rzut oka widać było, że ma za sobą nieprzespaną noc. Był w wymiętej koszuli, a pod oczami miał sine zakola.
– Cześć, mała – uśmiechnął się przyjaźnie do Niny.
Moja córka w odpowiedzi warknęła groźnie.
– Ona… ona jest chora – szepnęłam.
Kuba spojrzał na Ninę uważniej.
– Musi ci być trudno – powiedział miękko. – I jeszcze te wszystkie kłamstwa mojej żony. Co to za kobieta! Nigdy nam się nie układało! Ja od dawna wiem, że Aśka nie nocuje u ciebie.
– To po co do mnie przyszedłeś? – spytałam prosto z mostu.
– Chyba zwyczajnie chciałem porozmawiać z kimś normalnym. Lubię cię, choć widzieliśmy się zaledwie kilka razy. Sprawiasz wrażenie kobiety, która potrafi zrobić dobry omlet i umie słuchać.
– Dawno nie robiłam omletów – roześmiałam się. – Ale mogę spróbować. To co, omlet na śniadanie?
To był wyjątkowy poranek. Choć Nina krzyczała jak zwykle, po raz pierwszy nie czułam się tak przerażająco samotna i bezbronna w tej sytuacji. Kuba zadziwiająco dobrze radził sobie z moją córką. Choć przyszedł porozmawiać o niewiernej Aśce, tak naprawdę większość czasu spędziliśmy mówiąc o mnie. Niespodziewanie zupełnie się rozkleiłam.
– Powinnaś poprosić od czasu do czasu o pomoc – szepnął Kuba, widząc, w jakim jestem stanie.
– Kogo? – odpowiedziałam cicho.
– A chociażby mnie – usłyszałam w odpowiedzi.
Nie planowałam takiego rozwoju wypadków. Gdyby ktoś powiedział mi kilka miesięcy temu, że pewnego dnia, gdy Aśka znowu mnie poprosi, bym kryła ją przed mężem, odpowiem jej z uśmiechem: „Przepraszam cię, Asiu, ale to niemożliwe, bo mnie też nie będzie w domu w ten weekend”, uznałabym, że oszalał.
A jednak cuda się zdarzają
Nie jestem dumna z tego, co robimy. Potępiałam Aśkę, że okłamuje męża – a teraz pozwalam na to, że on robi dokładnie to samo wobec niej. Pociesza mnie tylko, że ta sytuacja nie potrwa długo. Kuba jest zdecydowany odejść od żony i zamieszkać ze mną i z Niną. Raz tylko odważyłam się zapytać go, jak myśli, jak Aśka na to zareaguje. Uśmiechnął się tajemniczo i odpowiedział:
– Wystarczy, że powiem jej, że „nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka”.
Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Asia, kłamiąc przez tyle czasu, powinna liczyć się z tym, że i na niej kłamstwo się zemści. Więcej nie pytałam. Wystarczy mi wiedzieć, że Kubie zależy na mnie i na moim dziecku i że w końcu spotkałam mężczyznę, na którego tak długo czekałam.
O „przyjaciółce” z pracy chcę po prostu jak najszybciej zapomnieć. Tak jak ona łatwo zapomniała o uczciwości, jaką ślubowała mężowi.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”