„Postanowiłem, że znajdę sobie żonę w 12 dni. Warunek był jeden: musi ze mną natychmiast wyjechać do innego kraju”

Zawodowo niszczyłem ludziom kariery fot. Adobe Stock, marvent
„– Szukam żony. To poważna oferta matrymonialna, więc wiąże się z podpisaniem kontraktu. Mieszkam i pracuję w Australii, gdzie zamierzam zaprosić narzeczoną. Sądzę, że pół roku powinno wystarczyć, byśmy się poznali i podjęli decyzję. Pokrywam koszty przyjazdu, pobytu, a także powrotu do Polski, jeśli nie uda nam się znaleźć wspólnego języka”.
/ 07.11.2022 16:30
Zawodowo niszczyłem ludziom kariery fot. Adobe Stock, marvent

Przyjechałem do Polski po dwunastu latach pobytu za granicą. Przywiodła mnie tu tęsknota – nie ta wielka, patriotyczna, ale zwykła, ludzka, by nie rzecz: męska. Przyjechałem znaleźć sobie żonę. Co tak nagle? Wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale babcia mi się przyśniła i powiedziała, że jak w tym roku się nie ożenię, to zostanę starym kawalerem do śmierci, a ona będzie mnie straszyć. I to nieraz, śniła mi się niemal co noc, co już podpadało pod swoiste prześladowanie. Wierzyłem w to czy nie, każdy pretekst dobry.

Czemu szukałem w Polsce, a nie gdzie indziej?

Widać tylko Polki były w moim guście, skoro przez tyle lat żadna Australijka mnie nie zauroczyła. A może to kwestia sentymentu? Może chciałem, by matka moich dzieci mówiła do nich po polsku? Tak czy siak, miałem na poszukiwania raptem dwa tygodnie, bo potem musiałem wracać na drugą półkulę. Do mojej drugiej ojczyzny, która teraz walczyła z żywiołem. Czułem się dziwnie zawstydzony faktem, że myślę o sobie, o swoim szczęściu, podczas gdy Australia płonie. Oczywiście nie cała. Co nie umniejszało grozy ani powagi sytuacji, nie usprawiedliwiało zaniedbań, arogancji, chciwości, krótkowzroczności władz. Najwyższa pora pomyśleć o przyszłych pokoleniach, o tym, jaką planetę zostawimy im w spadku…

Wracając do tu i teraz, Australia to bogaty, wysoko rozwinięty kraj, który poradzi sobie nawet z tak dużą tragedią, tak jak poradził sobie z katastrofalnym wyciekiem ropy u wybrzeży Queensland. Pożary buszu są tu czymś normalnym, acz nie na taką skalę. Ale Australijczycy wywodzą się od twardych ludzi, nawet jeśli trochę zmiękli, nadal bliżej im do pionierów niż innym nacjom. Podziwiam ich i jestem dumy, że mam wśród nich przyjaciół. Jednak choć zakochałem się w tym kraju i w tych ludziach, miłości tam nie znalazłem. Stąd wyprawa do Polski. Nie zamierzałem ściągnąć narzeczonej do krainy ogarniętej pożogą. Tam, gdzie mieszkam, było spokojnie i w miarę bezpiecznie, jak na Australię oczywiście, ale i tak czułem się samolubny. Zbędne skrupuły? Nie wiem. Może właśnie spełniałem swój obywatelski i ludzki obowiązek, skoro szukałem żony? W każdym razie nie miałem czasu na typowe zaloty. Musiałem więc postawić na pełną szczerość i przeznaczenie.

Zacząłem od namierzenia biura matrymonialnego, co nie było proste, bo teraz wszystko jest internetowe: randki, flirty, nawet seks. A ja chciałem się z kandydatką spotkać twarzą w twarz, w realu. Dlatego wybrałem ów staroświecki sposób i w końcu znalazłem normalne biuro, z siedzibą w eleganckiej dzielnicy.

Pojechałem z samego rana

Właścicielka była szykowną, postawną blondynką w wieku nieokreślonym.

– Agnieszka – przedstawiła się lekko zachrypniętym głosem. – Proszę siadać, panie Grzegorzu. Kawy?

– Chętnie – zająłem fotel. – I od razu przejdę do sedna, jeśli pani pozwoli.

Skinęła głową, zajęta nalewaniem kawy do filiżanek.

– Szukam żony. I muszę ją znaleźć w ciągu dwunastu dni, bo tyle urlopu mi zostało.

Kobieta odstawiła dzbanek, usiadła naprzeciw mnie.

– Czyli musimy się spieszyć.

– Owszem.

A nie może pan szukać żony po urlopie, chodząc do pracy?

– Nie bardzo. Pracuję w Australii.

Uniosła brwi.

– I mam rozumieć, że ewentualna kandydatka miałaby wyjechać razem z panem?

Ponownie przytaknąłem, a pani Agnieszka ściągnęła usta.

Szczerze mówiąc, wątpię, żeby w tak krótkim czasie…

– Ja też. Zatem potrzebny nam mały cud – uśmiechnąłem się po australijsku, czyli prezentując cały garnitur zębów.

Tydzień później w małej sali konferencyjnej w moim hotelu spotkałem się ponownie z właścicielką biura i z kandydatkami do mojej ręki. Aż sześcioma. Poczułem się, jak nie przymierzając, książę na wydaniu.

Byłem pod wrażeniem

Liczbą panien do wzięcia oraz przekrojem ich urody. Wysoka i szczupła jak modelka dziewczyna o oryginalnych, czarno-czerwonych włosach. Drobna brunetka w kocich okularach. Ubrana jak chłopak, ostrzyżona po męsku blondynka z makijażem jak do klubu. Obcięta na boba szatynka, typ dziewczyny z sąsiedztwa. Jasnowłosa, bujna, słowiańska piękność. Wreszcie dźwięczący biżuterią rudzielec.

Proszę siadać, gdzie paniom wygodnie. A ja się przedstawię z każdej możliwej strony – zacząłem, na co rudzielec zareagował nerwowym chichotem.

Westchnąłem. Pani Agnieszka usiadła z tyłu, żeby nie przeszkadzać, a zarazem mieć wszystko pod kontrolą. Podziękowałem jej uśmiechem i zagaiłem bez zbędnych wstępów:

– Szukam żony. To poważna oferta matrymonialna, więc wiąże się z podpisaniem kontraktu. Mieszkam i pracuję w Australii, gdzie zamierzam zaprosić narzeczoną. Sądzę, że pół roku powinno wystarczyć, byśmy lepiej się poznali i podjęli świadomą decyzję. Oczywiście będziemy mieszkać i jadać na co dzień u mnie w domu, ale nie stawiam żadnych innych warunków. Pokrywam koszty przyjazdu, pobytu, a także powrotu do Polski, jeśli nie uda nam się przez te pół roku znaleźć wspólnego języka, nici porozumienia, iskry uczucia, czegoś, na czym można by zbudować związek.

Chichotka znów się roześmiała.

Zatem ma pan własny dom? – właścicielka biura próbowała mi pomóc. – Duży?

– Jak na tamtejsze warunki niezbyt, jakieś sześćset metrów powierzchni, plus taras drugie tyle, więc jest co sprzątać… – zażartowałem.

– W takim razie ja chyba podziękuję – odezwała się panna o wyglądzie modelki. – Jeśli pan szuka sprzątaczki, to do biura pośrednictwa pracy trzeba się było zgłosić – dodała i… siedziała dalej.

Może z ciekawości.

A czy jest przy domu basen? – spytała siedząca najbliżej mnie pyzata dziewczyna obcięta na pazia.

Spojrzałem na nią zdumiony. Wyglądała tak, jakby dopiero co odebrała dowód, może stąd to dziecinne pytanie.

Dopiero po chwili mnie olśniło

– Przepraszam, oczywiście, że jest. Tam, gdzie mieszkam, baseny przy domach wolnostojących są obowiązkowe i muszą być wybudowane zgodnie z normami i przepisami przeciwpożarowymi, bo u nas pożary zdarzają się bardzo często, jak zapewne panie wiecie, więc… mam basen. I to bez krokodyli – i znowu wyrwał mi się siermiężny żarcik, może z nerwów.

– To tam są krokodyle? – zapytała scenicznym szeptem brunetka w okularach.

Owszem, wszak to Australia – odparłem, wzruszając ramionami.

Brunetka zaplotła ręce przed sobą. Czytelny gest obronny. Chyba nie spodobała jej się moja nonszalancja odnośnie gadów. Cóż… Upiłem łyk kawy, uśmiechnąłem się i kontynuowałem swoją prezentację:

– Pracuję na farmie, gdzie hodujemy bydło. Głównie na mięso, typu marbling, na steki, bardzo cenione, na przykład w całej Azji – zareklamowałem się.

Na hasło mięso i steki ruda chichotka zbladła. I odtąd ani razu już się nie roześmiała, za to patrzyła na mnie jak na mordercę. Może wegetarianka.

Duża ta pana farma? – ratowała sytuację pani Agnieszka. – Niespecjalnie. W przypadku największych mówimy o odległościach typu: mieszkamy w Warszawie, a krowy pasą się na Suwalszczyźnie. Ale ja mam bliżej, nie więcej niż sto pięćdziesiąt kilometrów w każdą stronę. No ale trzeba farmę objeżdżać, więc zdarza się nocować pod gołym niebem…

– Pod gołym niebem? Oszczędzacie na namiotach? – dopytała z kpiącym uśmiechem dziewczyna z chłopięcą fryzurą.

Miała seksowną chrypkę jak pani Agnieszka, ale na tym podobieństwa do szykownej właścicielki biura się kończyły.

– A jak pojawią się węże?

– Mamy maczety.

– We…węże? – wybąkała brunetka w okularach; już krokodyle ją wystraszyły, a teraz doszły inne gady.

– No, mamy węże. Dużo. I kangury. Niektóre lubią rzucać się pod koła samochodów. A w morzu są rekiny i parzące meduzy. Ale osobiście dla mnie najbardziej uciążliwe są owady, nie wszystkie są groźne, ale większość cholernie dokuczliwa. Takie muchy na przykład to przekleństwo australijskich bezdroży. Wyobraźcie sobie milionowe chmary much. Pojawiają się zaraz po wschodzie słońca i znikają dopiero po zachodzie. Siadają na oczach, ustach, wchodzą do nosa i uszu. Jedyny ratunek to specjalne maski – panie słuchały w milczeniu.

A dwie wyobraźnia poniosła na tyle, że odruchowo zasłoniły usta i nosy.

– Pająki mogą być groźne, podobnie jak skorpiony. Im mniejszy skorpion, tym gorszy, a siadając gdzieś, lepiej sprawdzić, czy nie czai się tam pająk. Bo same z siebie raczej nie atakują, ale przygniecione… – uśmiechnąłem się bezradnie. – No i komary. Przenoszą wirusy. Może słyszały panie o wirusie denga albo zica…

W tym momencie słowiańska piękność jęknęła

Dotąd się nie odzywała, a teraz patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami kogoś, kto właśnie doznał szoku. Nawet nie mrugała. Pani Agnieszka już nawet nie próbowała ratować sytuacji, skoro sam się pogrążałem z uporem maniaka.

Po prostu bajka… – skomentowała ironicznie modelka.

– Właśnie, taka australijska bajka dla dorosłych. Niektórzy twierdzą, że wszystko w Australii chce cię zabić. I pogoda, i rośliny, i zwierzęta. W końcu nie bez powodu zsyłano tam więźniów. Więc tego… – urwałem i znowu uśmiechnąłem się filmowo, a potem zakończyłem pięknym strzałem w stopę: – Ta z pań, która mimo wszystko zdecyduje się na wyjazd, niech będzie tak miła i wjedzie do mnie na górę – podałem numer apartamentu, ukłoniłem się dwornie i odszedłem na lekko sztywnych nogach.

Czułem, że przesadziłem. Szanse były właściwie żadne. Jaka normalna kobieta skorzystałaby z takiego zaproszenia? Ale jak już wspomniałem, nie miałem czasu na owijanie w bawełnę. Moja propozycja matrymonialna była równie surowa jak kraj, w którym żyłem. Co nie znaczy, że chciałem desperatki czy wariatki. Rozebrałem się i wziąłem szybki prysznic. A kiedy wyszedłem z łazienki, przepasany tylko ręcznikiem, na moim łóżku siedziała… dziewczyna. Ta ubrana i ostrzyżona jak chłopak, z mocnym, klubowym makijażem. Nie spodziewałem się akurat jej. W ogóle żadnej się nie spodziewałem. Dlatego nie byłem rozczarowany. Raczej ciekawy. Po co przyszła? Czy mi się podobała? To też nie miało w tej sytuacji znaczenia. Uroda to nie wszystko.

Potrzebowałem żony, nie ślicznotki

Potrzebowałem związku opartego na partnerstwie i zaufaniu. Wierzyłem, że fizyczny pociąg pojawi się, gdy pojawi się właściwa dla mnie kobieta. Taka, która zauroczy mnie swoją osobowością, nie osobą. Czy ta była właściwa? Patrzyła na mnie długo, taksująco, prawie się zarumieniłem. Wreszcie pokiwała głową z uznaniem.

Choćby dla tego widoku warto było tu przyjść – powiedziała.

– A reszta pań?

– Wszystkie uciekły. Robiłeś, co mogłeś, by je odstraszyć.

– Ty się nie wystraszyłaś.

Uśmiechnęła się.

– Bo się przygotowałam do tego spotkania i poczytałam sobie o Australii. Nie oficjalne dane, nie wieści o pożarach, ale blogi rodaków, a dokładniej rodaczek, które tam były dłużej niż dwa tygodnie na wakacjach. Więc wiem, że mówiłeś prawdę, ale zarazem przesadzałeś. To jak w serialu kryminalnym bazującym na faktach, gdzie wszystkie zbrodnie dzieją się w jednej okolicy, przypadają na jeden komisariat. Życie jest nudniejsze niż film, nawet w Australii.

Byłem pod wrażeniem.

– Rozgryzłaś mnie. Mimo wszystko… nie bałaś się tu przyjść?

Uniosła brwi, a potem wybuchnęła śmiechem. Głośnym, zaraźliwym i nieco niepokojącym. Jednak wariatka? Szkoda… Gdy się uspokoiła, spytałem:

– Co cię tak bawi?

– Ty. Sytuacja. Myślałam, że to kolejny punkt twojego testu. Nawet rozsądny. Gdybym się bała przyjść tu na górę, mogłabym od razu odpuścić sobie tę całą przygodę. Facet, którego nie znam, proponuje mi wyjazd na drugi koniec świata, do kraju, gdzie szaleją pożary, gdzie żyją krokodyle, gdzie roi się od much i węży, a komary roznoszą groźne wirusy. Facet, którego nie znam, chce się ze mną żenić, a przedtem mam mieszkać w jego domu. Jako kto? Służąca? Pracownica? Kochanka?

– Podpiszemy kontrakt – przypomniałem.

– No i? Małżeństwo to też kontrakt. A jednak pary się rozwodzą. Albo co gorsza mąż traktuje żonę jak swoją własność, zwłaszcza gdy ta żona jest z dala od rodziny i przyjaciół, zdana na łaskę i niełaskę męża.

– Więc czemu tu jesteś, skoro nie chcesz ze mną wyjechać?

– Ależ chcę! Nic mnie tu nie trzyma. Rodzice się na mnie śmiertelnie obrazili, gdy rzuciłam medycynę. Potem za karę rzucił mnie też narzeczony i wybrał moją siostrę, bo bardziej niż na mnie zależało mu na koneksjach mojej rodziny. Znajomi też okazali się bardziej jego niż moi. Przyjaciółkę mam jedną, poznałeś ją, to Agnieszka, właścicielka biura, i to ona kazała mi się zgłosić na ten dziwny casting na żonę dla Australijczyka. Wie, że potrzebuję odmiany, nowego początku, nowej szansy. Z kimś, kogo nie znam i kto nie zna mnie, więc nie będzie miał wielkich oczekiwań. Zaczniemy od czystej karty. Jak nie wyjdzie, trudno. Ale żeby wyszło, musiałam wykonać pierwszy krok, którym było przyjście do pokoju hotelowego obcego faceta…

Wstała z łóżka i powolutku ruszyła w moją stronę. Serce mi zabiło szybciej. Będziemy się całować czy coś? Właściwie nie miałbym nic przeciwko temu…

– Zgrywam przebojową i odważną, ale teraz się trochę wstydzę, za dużo gadałam, za szczerze, więc pozwolisz, że ochłonę w łazience, a ty się zastanów, czy chcesz podpisać ten kontrakt na żonę właśnie ze mną. Uprzedzam, Agnieszka potrafi być straszna. I zna dobrych prawników. Więc tak do końca w ciemno z tobą nie pojadę. A jak okażesz się psychopatą i przerobisz mnie na steki, odnajdzie cię i wyrwie ci serce.

Stałem jak rażony gromem, a ona minęła mnie, muskając ramieniem, od czego dostałem ciarek, by po chwili usłyszeć trzeźwiący trzask zamykanego zamka.

Usiadłem ciężko na łóżku

Totalnie oszołomiony. Ta dziewczyna… Babcia wiedziała, co robi, nawiedzając mnie po nocach. Partnerka? Towarzyszka? Jasne, to ważne, ale jak zwykle chodziło o uczucia, które my, faceci, tak często pomijamy. W ciągu pół godziny ta wysoka, chłopięca dziewczyna o wyzywającym makijażu wzbudziła we mnie więcej emocji niż wszystkie moje byłe razem wzięte. Racja, nie znałem jej, nawet nie wiedziałem, jak ma na imię, ale cholernie chciałem ją poznać bliżej. Już wiedziałem, że właśnie ją chcę ze sobą zabrać. Polubiłem ją, tak po prostu. Była intrygująca, odważna, bystra i… zraniona. Nie wariatka, nie desperatka, ale skrzywdzona i chyba pogubiona. Jeśli tylko mi pozwoli, zaopiekuję się nią. Jeśli nie jako mąż, to jako przyjaciel, starszy brat.

Tak sobie tłumaczyłem, nim wyszła z łazienki. Zdjęła obszerną bluzę, zostając w dżinsach i T-shircie. Miała figurę dziewczyny, nie chłopaka. Zdecydowanie. Długie nogi, krągłe biodra, jędrny biust… Przełknąłem nerwowo ślinę i szybko podniosłem wzrok, by nie gapić się na jej piersi. Ale gdy spojrzała na mnie i uśmiechnęła się nieśmiało, wcale nie ostudziła mojej gorączki. Zmyła makijaż i teraz z rumianą buzią, jasnymi rzęsami i brwiami, wyglądała jak nastolatka, a ja musiałem siłą się powstrzymywać, by jej nie przytulić i nie rzucić na łóżko. Na szczęście, nim wyszła z łazienki, zdążyłem się ubrać. Gdybym miał na sobie tylko ręcznik, zrobiłoby się niezręcznie. A ostatnie, czego bym teraz chciał, to wyjść w jej oczach na napalonego samca bez manier.

Babcia zesłałaby na mnie koszmary za spłoszenie takiej dziewczyny. Już wiedziałem, że ta albo żadna inna. Nie zniósłbym, gdyby teraz się wystraszyła. Już zbyt mi na niej zależało. Za pół roku na uszach stanę, by jej nie stracić, by za mnie wyszła. Brat, przyjaciel? Akurat! Budziła we mnie zupełnie niebraterskie pragnienia.

– Jak masz na imię?

– Zuzanna. Ty Grzegorz, tak?

Kiwnąłem głową. Chciałem coś powiedzieć, wykonać jakiś gest. Ale wolałem poczekać. Niech ona zdecyduje o tempie naszej znajomości. Teraz ja muszę dowieść, że się nadaję, że będzie przy mnie bezpieczna.

– Czy… – zawahała się, przygryzła dolną wargę, oblizała górną, co przypłaciłem kolejną falą pożądania. Wzięła oddech i dokończyła: – Czy możemy się pocałować? Bo jeśli nam się nie spodoba, to może lepiej…

Chrzanić testy! W dwóch krokach byłem przy niej.

– Powoli – szepnąłem. – Zrobimy to powoli, okej?

– Okej. I zrobiliśmy to bardzo powoli, delektując się każdą sekundą.

O długości pocałunku nie było mowy, więc trwał i trwał… Co bardzo dobrze rokowało na przyszłość.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA