Najbardziej ze wszystkiego bałam się samotności. Nachodziły mnie czarne myśli. Ten głupi horoskop po prostu dał mi jakąś nadzieję. Sama nie wiem, kiedy to się zaczęło. Chyba wtedy, gdy rzucił mnie mąż i poczułam się bardzo samotna. Wciąż siedziałam przed telewizorem i oglądałam głupie seriale. Weszłam w świat fantazji. Wyłączyłam się z prawdziwego życia.
Po miesiącu tego marazmu, w pewien kwietniowy wieczór zdarzył się cud. Tak to wtedy nazwałam. Otóż przyszedł do mnie SMS z horoskopem, na który trzeba było odpowiedzieć. „Poznaj swoją przyszłość” – przeczytałam. Nigdy nie wierzyłam w takie rzeczy. Jednak w tamtym czasie byłam tak zrozpaczona, zdołowana i tak potrzebowałam pomocy, że postanowiłam odpowiedzieć. Straciłam rozsądek, ale to był odruch. Zareaguję na znak, który dał mi los! Wysłałam więc SMS-a z moim znakiem zodiaku, a w odpowiedzi dostałam informacje o tym, co przeżyłam. Wszystko się zgadzało!
Wiek to dla miłości żadna przeszkoda
„Masz za sobą trudne chwile” – przeczytałam. No pewnie, przecież niedawno opuścił mnie mąż, a mieliśmy właśnie świętować dziesiątą rocznicę ślubu! „Wiele osiągnęłaś” – czytałam dalej. To prawda. Poświęciłam życie osobiste, lecz za to zrobiłam karierę. „Teraz nastał czas na zmiany. Kup prenumeratę naszych wiadomości, a dowiesz się, co przyniesie przyszłość” – poinformowano mnie na koniec. Nie wahałam się długo. Jeszcze tego samego dnia wysłałam zwrotnego SMS-a. Choć w głębi duszy wiedziałam, że to jest absurdalny pomysł.
„Wielka bizneswoman, a taka głupia! – zbeształam się w myślach. – Przecież to zwykłe wyłudzanie pieniędzy… Co może o tobie wiedzieć jakiś obcy człowiek układający horoskop? Nic! A ty się dajesz naciągać”. Przekonało mnie, że to, co przeczytałam do tej pory, było zgodne z prawdą. Chciałam koniecznie dowiedzieć się, co dalej. SMS przyszedł następnego dnia z samego rana: „Musisz odmienić swoje życie. Jeśli tego nie zrobisz, nigdy nie wróci na właściwe tory” – przeczytałam i uśmiechnęłam się do siebie.
Tak. Z całą pewnością potrzeba mi zmian. Jeśli coś się nie zmieni, chyba zwariuję! Po chwili przyszła kolejna wiadomość. „Zamknij za sobą przeszłość i nie wracaj już do niej. W sprawach zawodowych nie oglądaj się na innych, tylko słuchaj intuicji, a wszystko się ułoży. Pamiętaj też, że wiek nie jest żadną przeszkodą dla miłości”.
Ostatnie zdanie dodało mi skrzydeł. Po rozstaniu z mężem byłam tak załamana, że nachodziły mnie najczarniejsze myśli i wizje wiecznej samotności. Jednak tu czytam, że jest mi pisana prawdziwa miłość! Tylko co ma do tego wiek? „Czyżby gdzieś tam czekał na mnie jakiś staruszek? A może wręcz przeciwnie?” – zastanawiałam się.
Uznałam, że czas najwyższy wyjść z czarnej dziury i rozejrzeć się za jakimś facetem. Koniec użalania się nad sobą! Skoro horoskop twierdził, że mam szanse na wielkie uczucie, to znaczy, że muszę szczęściu pomóc.
Intuicja mnie jeszcze nigdy nie zawiodła
Okazja do romansu nadarzyła się bardzo szybko. Kiedy do mojej firmy zgłosił się na rozmowę kwalifikacyjną młody przystojniak, student zarządzania, nie miałam cienia wątpliwości, że to kolejny znak od losu, choć wcześniej nigdy nie oglądałam się za młodszymi ode mnie. Z mężem byliśmy prawie równolatkami. Na kobiety, które wiązały się z chłopcami, patrzyłam z lekkim politowaniem. Wydawało mi się to takim trochę związkiem ostatniej szansy. Bo zawsze lepszy młody kochaś niż samotność.
Nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że sama mogłabym tak nisko upaść. Nie, ja nie należę do ryczących czterdziestek. To sytuacja wyjątkowa. Z góry założyłam, że młody przystojniak jest moją szansą, jeszcze zanim zdążyłam go poznać. Przecież horoskop radził, żebym wyzbyła się uprzedzeń i dała losowi szansę. A wiek nie ma znaczenia... Nie przejęłam się więc w ogóle, że Jacek nie miał wielkiego doświadczenia w zawodzie. Przecież tak naprawdę to nie handlowca potrzebowałam.
A ten młody mężczyzna od razu zrobił na mnie dobre wrażenie. Miał miłą powierzchowność i nienaganne, jak sądziłam, maniery. Z założenia byłam do niego nastawiona pozytywnie. Dlatego nawet nie słuchałam go zbyt uważnie i już po kilku minutach rozmowy przerwałam jego opowieść o poprzedniej firmie.
– Widzę, że się dogadamy. Witamy w naszym zespole – powiedziałam z zalotnym uśmiechem.
Nie tylko Jacek (szybko zaproponowałam, żebyśmy mówili sobie na „ty”) był zaskoczony takim obrotem sprawy. Moja koleżanka i wspólniczka, Ilona, wzięła mnie po tej rozmowie na stronę i wyszeptała do ucha:
– Co cię napadło? Ten chłopak nie ma pojęcia o tej robocie, a my potrzebujemy handlowca z prawdziwego zdarzenia!
Ja jednak nie zamierzałam jej słuchać (przecież miałam „nie oglądać się na innych”!). Zmierzyłam więc Ilonę lodowatym spojrzeniem i odparowałam:
– W sprawach zawodowych zawsze polegałam na swojej intuicji i ta firma nigdy na tym źle nie wyszła. Zaufaj mi więc, okej?
Ilonie nie pozostało nic innego jak niechętnie zgodzić się z moim dziwacznym postanowieniem, choć była mocno zaniepokojona. Od razu przeszłam do wcielania swojego „genialnego” planu w życie. W pierwszej kolejności musiałam dowiedzieć się, czy Jacek nie jest z kimś związany. Na szczęście, nie był. Oczywiście nie zapytałam go o to wprost. Organizowaliśmy spotkanie firmowe z naszym kluczowym klientem i wtedy zadałam Jackowi pytanie, czy przyjdzie z żoną, czy sam. Mój „przyszły ukochany” zrobił smutną minę.
– Niestety, nie mam nikogo, kto mógłby ze mną pójść.
Może teraz wreszcie nabierze śmiałości...
Nie wiem dlaczego, ale stwierdziłam wówczas, że w sposobie, w jaki to powiedział, było coś z flirtu. No i wyciągnęłam z jego słów odpowiednie wnioski. Dlatego przy najbliższej okazji zrobiłam kolejny krok: zaprosiłam Jacka do siebie na kawę.
– W spokojnej atmosferze omówimy strategie sprzedaży – wyjaśniłam mu z uśmiechem.
Nie trzeba go było długo namawiać. Umówiliśmy się w piątek po pracy. Czułam się podekscytowana, zupełnie jak przed pierwszą randką w życiu. Już niedługo miałam odnaleźć swoje szczęście i zapomnieć raz na zawsze o Marku, moim mężu! Draniu, z którym formalnie wciąż byłam związana, ale który zostawił mnie dla innej kobiety! Spotkanie z Jackiem nie przebiegło jednak dokładnie tak, jak bym sobie życzyła. Owszem, dopóki rozmawialiśmy o strategiach sprzedaży, wszystko było w porządku. Ale przecież gdybym chciała gadać o pracy, robiłabym to w firmie, a nie w domu! W końcu uznałam, że Jacek, jako bardzo młody człowiek, jest po prostu nieśmiały. „Chyba muszę przejąć inicjatywę” – pomyślałam.
Zgasiłam jedną lampę, w pokoju zapanował nastrojowy półmrok. Podciągnęłam lekko spódnicę i spojrzałam na swojego pracownika najbardziej uwodzicielsko, jak tylko potrafiłam. Dopiero teraz zrozumiał, o co mi chodzi. Przysunął się bliżej.
– Zawsze mi się podobałaś, Natalio – wyszeptał niepewnie.
Zazwyczaj reagowałam śmiechem na tak banalne słowa, ale przecież ten nieporadny chłopak miał być moim przeznaczeniem! Trochę wbrew sobie udałam więc, że to właśnie na takie słowa czekałam przez całe życie. Co było dalej, łatwo się domyślić... Następnego dnia pojechaliśmy do pracy razem, prosto z mojego mieszkania. To była niezwykła noc. Zaczynałam rozumieć, co widzą kobiety przed czterdziestką w młodych kochankach...
Kolejne dni wydawały mi się bajką. Wszystko, co działo się w moim życiu, interpretowałam na korzyść mojego Jacka... Nawet wtedy, gdy w firmie zaczęły się poważne problemy finansowe i Ilona wytknęła mi, że to z powodu moich niewłaściwych decyzji personalnych, kompletnie ją zignorowałam.
Trzeba się odciąć od tego, co było
– Nie mam czasu ani ochoty na takie rozmowy – powiedziałam. – Jestem szczęśliwie zakochana i to jest dla mnie najważniejsze.
Po sześciu miesiącach zaproponowałam Jackowi stanowisko kierownicze. Ludzie oczywiście mieli mi to za złe, zwłaszcza ci najbardziej zasłużeni dla firmy. Nawet do mnie dochodziły plotki, że skoro faworyzuję młodego chłopaka bez doświadczenia, to „pewnie coś w tym jest”. Jednak my dobrze się kamuflowaliśmy, więc nawet jeśli ktoś podejrzewał, że coś nas łączy, nie miał żadnych dowodów. A ja wtedy czułam, że Jackowi wyższe stanowisko się po prostu należy. W tamtym momencie mojego życia byłam przekonana, że lada chwila mój kochanek poprosi mnie o rękę i będziemy „żyli długo i szczęśliwie”.
Horoskop tylko mnie w tym przekonaniu utwierdzał. Ciągle czytałam, że podjęłam dobrą decyzję zawodową, albo żebym „pozwoliła ukochanemu wypłynąć na szerokie wody”! W horoskopie często pojawiał się też wątek przeszłości, od której powinnam się raz na zawsze odciąć. Naprawdę wierzyłam, że to jest najlepsze wyjście. Postanowiłam więc podjąć wreszcie odpowiednie kroki i… umówiłam się z prawnikiem.
Wciąż bowiem nie miałam rozwodu ze swoim mężem, choć on mieszkał teraz z inną kobietą. Teraz myślę, że chyba żadne z nas w głębi duszy nie chciało kończyć tego małżeństwa. Pobraliśmy się z wielkiej miłości i przez długi czas naprawdę świetnie się między nami układało. Trudno jest zapomnieć o tylu dobrych chwilach, a tych między nami nie brakowało. Jednak horoskop nakazywał – „odetnij się od przeszłości”.
Nowe życie okazało się tylko złudzeniem
Jak na złość, właśnie wtedy, gdy zamierzałam definitywnie pożegnać się z przeszłością, Marek się do mnie odezwał. Po prostu pewnego dnia zadzwonił. Mówił głosem pojednawczym i skruszonym. Przyznał, że jego związek z dużo młodszą kobietą właśnie się sypie i że wiele razy myślał już o powrocie do mnie. Nie dałam mu nawet skończyć. Zdążyłam już przecież sobie wmówić, że Jacek jest największym dobrem, jakie mnie w życiu spotkało, więc bezlitośnie przerwałam zwierzenia mojego – już prawie byłego – męża.
– Miałeś wystarczająco dużo czasu, żeby przemyśleć sprawę, zanim się ode mnie wyprowadziłeś – warknęłam to telefonu. – Teraz po prostu daj mi rozwód. Jestem szczęśliwa z kimś innym i właśnie zaczynam żyć na nowo.
W rzeczywistości to całe „nowe życie” istniało jedynie w mojej wyobraźni. Tak bardzo chciałam
w nie wierzyć, że odrzucałam najbardziej oczywiste fakty… Nie rozumieliśmy się z Jackiem tak, jak bym tego pragnęła. On miał zupełnie inne zainteresowania i lekki stosunek do pieniędzy, co mnie denerwowało. Prawie wcale nie rozmawialiśmy, w zasadzie łączył nas tylko seks. Przychodził do mojego mieszkania, spędzaliśmy ze sobą noc, a potem natychmiast wychodził. Nie spotykaliśmy się na mieście – w kinie, teatrze czy restauracji. Bo co, jeśli ktoś nas zobaczy? Bliskość między nami była więc jedynie złudzeniem...
Musiałam też w końcu przyznać, że Jacek nie nadaje się na stanowisko handlowca, a tym bardziej na kierownika działu. Uświadomiłam sobie, że zatrudnienie go było ogromnym błędem. Jak dużym – o tym miałam się dopiero przekonać. Od dłuższego czasu po firmie krążyły pogłoski, że ktoś przekazuje informacje o naszych posunięciach biznesowych konkurencji. Podejrzewałam różnych ludzi, nawet moją własną wspólniczkę, którą znałam przecież od lat. Myślałam, że może kieruje nią zwykła zazdrość. Teraz wstyd mi, że tak myślałam.
Prawda była zupełnie inna. A odkryłam ją przez przypadek.
Pewnego dnia, czekając, aż Jacek wyjdzie spod prysznica, zauważyłam, że z jego teczki wystają jakieś papiery. Z ciekawości rzuciłam na nie okiem i... zamarłam. To było jego CV oraz list motywacyjny, z którego jednoznacznie wynikało, że mój ukochany chce zmienić pracę… Już sam ten fakt wystarczył, żeby mnie przerazić. Dodatkowy szok przeżyłam, gdy zorientowałam się, że firmą, do której Jacek chce się przenieść, jest wyżej wspomniana konkurencja! Wnioski łatwo było wyciągnąć...
I tak oto odkryłam źródło firmowych przecieków, a jednocześnie łuski mi opadły z oczu co do Jacka. Gdy go zapytałam, co to ma znaczyć, odparł bezczelnie:
– Tak, szukam pracy. To chyba oczywiste, że nie będę w twojej firmie tkwił wiecznie. Nie po to tyle lat się uczyłem, żeby karierę opierać na sypianiu z szefową! Mam dość takiego układu.
Tak, moja naiwność obezwładnia, lecz dopiero teraz dotarło do mnie, dlaczego nie poznałam jego rodziców… Mimo wszystko to był wstrząs. Przecież horoskop wiele razy zapewniał mnie, że „podjęłam dobrą decyzję w sprawach zawodowych”! Musiałam wreszcie zejść na ziemię. Palił mnie wstyd, że sama sobie zgotowałam ten los.
– Wyjdź. Spakuj swoje rzeczy i nie pokazuj mi się więcej na oczy – nakazałam Jackowi.
Co za ironia, że mój horoskop w tym dniu mówił: „To najlepszy czas na rozwój twojego związku. Drobne nieporozumienia nie mogą tego popsuć”!
Nie wchodź dwa razy do tej samej rzeki
Tego samego wieczoru, gdy siedziałam sama, znów zadzwonił Marek. Ten, od którego dawno powinnam się odciąć, gdybym słuchała horoskopu… Zgodziłam się, żeby przyjechał. Po raz pierwszy od dawna rozmawialiśmy jak dwoje naprawdę dorosłych ludzi. Mówiliśmy o naszych uczuciach, o tym, co według każdego z nas stanowiło sedno naszych małżeńskich problemów. Po tej rozmowie wspólnie zdecydowaliśmy, że jednak spróbujemy jeszcze raz.
Marek poznał Jacka, gdy ten zabierał swoje rzeczy z firmy. I powiedział tylko jedno zdanie:
– Przecież ten chłopaczek nie ma w sobie nic nadzwyczajnego.
To nie była zwykła złośliwość w stosunku do faceta, który spał z jego żoną. Marek mówił absolutnie szczerze i na dodatek miał rację. Jacek był przeciętniakiem. Taka kobieta jak ja nie powinna nawet spojrzeć na to dziecko... Ale cóż miałam mu powiedzieć? Że uwierzyłam w głupie SMS-y?
Co do horoskopu, to w tym samym dniu dostałam wiadomość: „Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”. Natychmiast wykasowałam te bzdury. Jak ja w ogóle mogłam się nimi przejmować?! Bo mnie „w tej samej rzece” było po prostu dobrze! W końcu zrobiłam coś, co powinnam była zrobić dawno temu: zadzwoniłam do operatora i anulowałam prenumeratę SMS-ów z przepowiedniami. Znów byłam sobą.
Czytaj także:
„Na wsi nie było dla mnie przyszłości. Rodzice nawet nie przyjechali na mój ślub, bo akurat były żniwa”
„Aby zaciągnąć go do ołtarza, zaszłam w ciążę. Powiedziałam mu, że to wpadka, a ja wszystko zaplanowałam”
„Miałam wszystko, ale zostawiłam kochającego męża dla namiętnego kochanka. Szybko zmieniłam zdanie i chciałam wrócić”