Całe swoje dotychczasowe życie przeżyłam w mieście i nie umiałam sobie wyobrazić, by być w innym miejscu, ale życie bywa przewrotne. Spotkałam Zbyszka. Chłopaka z małej wsi. Prawdziwego rolnika. Bez dwóch zdań, zakochałam się. Początkowo, myśl o życiu na wsi nie wydawała mi się zbyt pociągająca, ale zdecydowałam, że jakoś dam radę. Wzięliśmy ślub.
Byłam zła
Pewnego wieczora, mój mąż prosił mnie, abym poszła do kurnika i pozbierała jajka. Bardzo niechętnie, jednak poszłam. To było straszne. Było ciemno, świeciła tylko mała żarówka, wszędzie fruwały pióra i ten dziwny zapach... Chciałam stamtąd natychmiast uciec.
– Co się stało, kochanie? – Zbyszek zaczął się śmiać, jak mnie zobaczył.
– Nic! – odpowiedziałam. – Masz te swoje jajka!
– Jak to nic? Wyglądasz, jakbyś z kimś walczyła.
– To przez te kury... są bardzo agresywne!
– Agresywne? Co ty mówisz? – mój mąż ewidentnie się ze mnie śmiał, a ja byłam zła, spocona i podrapana.
Inaczej to sobie wyobrażałam
Myślałam, że to wszystko będzie trochę inaczej wyglądać. Nowoczesne gospodarstwo, zautomatyzowane, dofinansowane z unijnych funduszy. Mimo to codziennych obowiązków tu nie brakowało.
– Marzyłaś o rolniku na męża, to go teraz masz! – powiedziała Olga, moja koleżanka z biura. – Swoją drogą, szkoda, że nie mogłam cię zobaczyć wśród tych kur i pierzy.
– Widzę, że doskonale się bawisz!
– No tak, w ciągu dnia jesteś ekspertem od nieruchomości, a po godzinach specjalistką od jajek! – parsknęła śmiechem.
– Żartujesz ze mnie, a ja nie mam pojęcia, co mam robić.
– Ale w czym masz problem?
– Myślałam, że będzie inaczej. Chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak to jest mieszkać na wsi, a zwłaszcza prowadzić gospodarstwo. Cenię tę ciszę i spokój, ale nie myślałam, że będę musiała w pewnym sensie stać się rolniczką.
– Daj sobie trochę czasu, przyzwyczaisz się. A tak przy okazji, mogłabyś raz przynieść trochę tych świeżych jajek.
Biłam się z myślami
Za mną ledwie dwa miesiące małżeństwa, a ja już zaczynałam mieć wątpliwości, czy podjęłam dobrą decyzję. Byłam zakochana w swoim mężu, ale nie potrafiłam polubić jego stylu życia, który teraz także był moim.
Problem w tym, że ja nadal codziennie wracałam do miasta. Wczesnym rankiem wsiadałam do samochodu i pokonywałam prawie 40 km do pracy. Wracałam dopiero późnym wieczorem. W domu właściwie tylko spałam. Myślałam, że łatwiej mi będzie znosić te długie dojazdy, ale z czasem czułam coraz większe zmęczenie, a mimo to nie chciałam rezygnować z pracy. Byliśmy młodym małżeństwem. Tymczasem nasze życie seksualne umierało już na samym początku.
Mąż miał pretensje
– Elu, zastanawiałem się, czy nie mogłabyś trochę odpuścić z pracą – zasugerował Zbyszek, kiedy już leżeliśmy w łóżku. – Nie ma cię przez cały dzień. Przychodzisz do domu zmęczona i zaraz zasypiasz. Tak nie wygląda normalne małżeństwo, prawda?
– Co? – nagle przestałam myśleć o spaniu. Mam zrezygnować z pracy i zostać gospodynią domową?
– Nie powiedziałem tego.
– Ale przecież o to chodzi, co nie? Jesteś egoistą!
– Ja?! – zdenerwował się Zbyszek. – Ja? Wiedziałaś przecież, jakie prowadzę życie. Potrzebuję cię tutaj. Byłoby fajnie, gdybym wracając np. z pola, mógł zjeść ciepły obiad, a nie siedzieć w pustym domu.
– Nie zrezygnuję z pracy. Koniec dyskusji.
Kolejne dni były bardzo ciche. Właściwie się do siebie nie odzywaliśmy. Z każdym dniem wracałam z pracy coraz później, aż w końcu doszłam do wniosku, że nie jestem w stanie dalej tak funkcjonować. Muszę się na coś zdecydować.
Uciekłam na jakiś czas
– Dokąd się wybierasz? – zapytał Zbyszek, zauważywszy, że pakuję swoje rzeczy.
– Zamierzam spędzić kilka dni u mamy, dzięki temu będę miała bliżej do pracy. Czy nie uważasz, że ta przerwa dobrze nam zrobi?
– Fajnie, że chociaż zapytałaś mnie o zdanie! – rzucił z irytacją i opuścił pokój. Nawet się ze mną nie pożegnał.
Mama w żaden sposób nie skomentowała mojej decyzji, ale widziałam, że nie była zbyt szczęśliwa. Udawałam, że tego nie dostrzegam i cieszyłam się czasem spędzonym w mieście: chodziłam do kina, spotykałam się ze znajomymi. Wracałam do domu późnymi wieczorami.
Przywołało to we mnie wspomnienia z czasów, kiedy nie byłam jeszcze mężatką.
Tęskniłam za mężem
Po kilku dniach takiego trybu życia zaczęłam jednak tęsknić za mężem. Postanowiłam do niego zadzwonić. Nie odebrał. Nie zareagował ani na ten telefon, ani na następne. Zacząłem się niepokoić i... zdecydowałam, że muszę jak najszybciej wracać.
W domu świeciło się światło. Wbiegłam do środka, by zobaczyć mojego męża drzemiącego na sofie. Przytuliłam go z całej siły i gorąco zaczęłam go całować, jakbyśmy się nie widzieli od lat. Szybko się obudził.
– Elu... – wyszeptał.
– Zróbmy to – powiedziałam, zatykając mu usta następnymi pocałunkami.
Gdy otworzyłam oczy rano, już go nie było w domu. Otaczająca mnie spokojna cisza była bardzo przyjemna. Spojrzałam przez okno i się uśmiechnęłam. Pomimo moich wcześniejszych obaw, zaczęłam się tutaj czuć jak u siebie. "Rezygnacja z części etatu może nie być takim złym pomysłem" – pomyślałam. Wstałam z łóżka i poszłam do ogrodu zebrać warzywa na obiad.
– Co tak cudownie pachnie? – zapytał Zbyszek, otwierając drzwi.
– To niespodzianka!
– Uwielbiam niespodzianki. A ty byłaś największą dzisiejszej nocy – spojrzał na mnie z pożądaniem.
– Niepokoiłam się, nie odbierałeś moich telefonów.
– Byłem zdenerwowany.
– Rozumiem, przepraszam, ale musisz zrozumieć, że ciężko mi się dostosować do życia na wsi, chociaż bardzo się staram. Zdecydowałam zrezygnować z części mojego etatu, aby spędzać więcej czasu w domu.
W końcu wybrałam
Myślałam, że podjęłam właściwą decyzję. Dręczyło mnie jednak poczucie winy i wyrzuty sumienia. Czułam się winna, że Zbyszek tak ciężko pracuje, a ja tak niewiele mu pomagam. Zaczęłam poświęcać więcej uwagi naszemu gospodarstwu.
Zaprzyjaźniłam się z ludźmi, których zatrudniał mój mąż oraz z naszymi sąsiadami. Stopniowo zaczynałam czuć, że to miejsce to naprawdę mój dom. Cisza, spokój i życie w wolnym tempie. Do pracy jeździłam trzy razy w tygodniu. Wszystko było prawie doskonałe. Nasza relacja kwitła, ale gdzieś w głębi duszy wciąż toczyłam walkę ze swoim poczuciem winy.
– Co się stało z moją małą Elką? – żartobliwie zapytała pewnego dnia Olga. – Wydajesz się teraz bardziej dorosła.
– Myślę, że w końcu zrozumiałam, co naprawdę liczy się w życiu i że jeśli kogoś naprawdę kochamy, musimy pójść na kompromis – odpowiedziałam spokojnie.
Moja przemiana najbardziej ucieszyła moją mamę. Nie tylko stałam się spokojniejsza, ale także zaczęłam jej przywozić świeże jajka, warzywa z naszego ogródka i owoce prosto z drzewa. Same pyszności. Oczywiście, pochwaliła się swoim sąsiadkom i tak zaczęliśmy wracać z wizyt u niej z listą zamówień na wiejskie specjały. Sama nie wiem, kiedy zaczęłam być z tego dumna.
Czułam się szczęśliwa
Zbyszek z uśmiechem mówił, że przekształciłam się z miejskiej damy w prawdziwą farmerkę. Czuliśmy się razem dobrze i byliśmy szczęśliwi. A przyszłość wyglądała bardzo optymistycznie, bo okazało się, że jestem w ciąży. To właśnie wtedy pojawił się pomysł, by po narodzinach dziecka porzucić pracę na dobre. Co więcej, nie czułam smutku z tego powodu.
– No i co tam niby będziesz robić na tej swojej wsi? Karmić kozy? – drwiła Olga.
– Tak, dokładnie! I to nie tylko kozy, ale też całe stado owiec.
– Nie mogę uwierzyć w to co mówisz.
– Ja też nie. Ale teraz czuję, że to jest to, czego chcę. Potrzebuję spokoju. Zakochałam się w życiu na wsi. Zakochałam się również w sobie w tej nowej roli. Może kiedyś wrócę do pracy, ale to nie jest teraz dla mnie priorytetem.
Czytaj także: „Szefowa ciągle na mnie patrzyła, więc zacząłem ją podrywać. Uwiodłem ją, ale szybko pożegnałem się z etatem”
„Rozwiodłam się z mężem, bo mnie zdradził. Z tęsknoty zrobiłam głupotę. Uwiodłam go i złapałam na dziecko”
„Zmusiłam swojego faceta do ślubu. Wesele było katastrofą zakończoną bójką i doprowadziło do rozwodu”