Przeczytałam, że wokół tego typu mężczyzn baby kręcą się jak muchy. Wymyśliłam specjalną strategię i już w sobotę podszedł do mnie jakiś dobrze ubrany przystojniak z pytaniem, czy nie zna mnie z jakiegoś filmu. Musimy się spieszyć – powiedział mi kilka miesięcy później inny mężczyzna.
Chciałam móc to robić
Któregoś piątku, po całym tygodniu pracy w korpo pomyślałam, że chcę iść na weekend i... już z niego nie wracać. Całą sobotę leżałam na sofie, miałam dość. Dość liczenia kasy i wyrzutów sumienia z powodu zbyt dużego rachunku w hipermarkecie. To nie o to chodzi, żebym żałowała sobie na przykład na drożdżówkę, czy nawet na awokado, tylko chciałam móc lekką ręką wydać z cztery tysiaki z markecie.
Móc wrzucać do koszyka to, co tylko tak zwana szalona dusza zapragnie – pomidorki koktajlowe, szynkę szwarcwaldzką, dipy nie dipy serowe, wegańskie kiełbaski i inne oliwki. A potem jeszcze zrobić z tego radosny food hall w internecie.
Około południa przyznałam radośnie, że w zasadzie niczego mi nie brakuje. Miałam 25 lat, urodę, inteligencję, wykształcenie! I super, bo przeczytałam, że bogaci faceci są dosyć wymagający, nie wystarcza im tylko ładna buzia i zgrabna figura. A że baby kręcą się wokół nich jak muchy, więc bogacze wybierają sobie żony pod kolor swoich gustów, również intelektualnych.
Mnie inteligencji... nigdy nie brakowało – przyznałam sobie w duchu, leżąc w wannie i bawiąc się pianą do kąpieli. W sobotni wieczór już wiedziałam: do dzieła! Ale co zrobić, aby znaleźć bogatego gościa? Przecież nie stanę na rynku z tabliczką, że szukam bogatego chłopa.
Zrobiłam plan podbicia
W niedzielę do południa zdobyłam informację, gdzie znaleźć bogatego mężczyznę i weekend zakończyłam z gotowym planem podbicia jego serca. W poniedziałek po pracy udałam się do fryzjera, kosmetyczki, kupiłam kilka fajnych ciuszków bez wyrzutów sumienia, za to z zadowoleniem udanej inwestycji w siebie.
Wieczorem pstryknęłam sobie kilka kuszących fotek i wrzuciłam je na Insta. W profilu zaznaczyłam, że lubię czytać francuską literaturę, interesuję się kinem niezależnym, modą retro i tenisem, a na koniec dodałam do swoich przebojowych karuzel kilka hasztagów ekskluzywnych marek odzieżowych.
Naczytałam się w necie, że bogaci mężczyźni często śledzą w social mediach drogie marki. Dolce Gabbana, Versace, prowadźcie – pomyślałam. We wtorek z rana zapisałam się na tenisa, gdzie udałam się (wystrojona) już po południu – fajnie mieć jakieś hobby, a poza tym to sport dla bogatych. Nie udało mi się wychwycić żadnego interesującego typka, ale pierwsze koty poszły za płoty.
W środę postanowiłam pokręcić się po firmie i popytać, czy nie są organizowane jakieś przyjęcia, bankiety, bo to właśnie w takich miejscach znajdziesz milionera – radził internetowy poradnik. Czwartkowe popołudnie poświęciłam na zwiększenie aktywności na Instagramie, a w piątek szybciej wyszłam z pracy, aby przygotować się do sobotniego eventu, w którym miała brać moja firma.
Uśmiechałam się jak gwiazda filmowa
Uff, muszę przyznać, że byłam co nieco wyczerpana tymi poszukiwaniami milionera, ale opłacało się, bo... na evencie zaczął mi się przyglądać jakiś dobrze ubrany przystojniak. Wysoki, opalony szatyn o jasnym, przenikliwym spojrzeniu. W końcu podszedł do mnie i...
– Ja panią chyba kojarzę z... zaraz... Czy nie grała pani w jakimś filmie?
– Nie – powoli, powoli łapałam, skąd u niego taka rozkmina, ale nie chciałam rozkładać od razu wszystkich swoich kart.
– A może jest pani modelką?
– Też nie! – roześmiałam się.
– Znaną influencerką?
– Cieplej... cieplej – powiedziałam.
– O, czyli znam panią z Instagrama? Ach tak! To pani Izabela o tysiącach zainteresowań? – zapytał.
Przyjrzałam mu się. W tym dopasowanym garniturze wyjątkowo mnie pociągał!
– Tak, prowadzę konto na Instagramie – uśmiechnęłam się.
– Cóż, w takim razie... czy mogę przedstawić się i zdobyć twój autograf?
Te jego szare oczy i ciemnobeżowa karnacja tworzyły ciekawy kontrast.
– Ok – rozdawałam uśmiechy niczym gwiazda filmowa.
– Mikołaj – podał mi rękę i popatrzył w oczy.
– Izabela – śmiechnęłam się. – Czym się zajmujesz? – zapytałam, bo w końcu przyszłam po to, aby zadać to pytanie tygodnia.
– Mam większość udziałów w korporacji, która bierze udział w evencie, a ty coś robisz poza social mediami?
– Pracuję w korpo, ale zamierzam... awansować.
Byłam z siebie zadowolona
Udziałowiec w korporacji, no, no... – myślałam, bawiąc się swoim srebrnym pierścionkiem.
– Czego się napijesz, Izabelo? – Mikołaj wyrwał mnie z zamyślenia.
– A czy jest Manhattan? – zapytałam, ucieszona, że zapytał właśnie o to, bo wyczytałam wcześniej, że to ulubiony drink bogatych typków.
– Bingo! Przyznam ci się, że też uwielbiam Manhattana!
Wymieniliśmy się numerami telefonów i profilami. Czy wymieniliśmy się również pocałunkami? Nie! Postanowiłam podsycać jego zainteresowanie stopniowo. Za to w niedzielę... padłam wyczerpana. Tydzień poszukiwania milionera zakończyłam spektakularnym sukcesem, ale normalnie padałam z nóg.
Spałam całe niedzielne popołudnie, a kiedy wróciłam do żywych, znalazłam w telefonie kilka wiadomości od mojego świeżo upolowanego biznesmena.
– Witaj, śpiąca królewno – wyświetliła mi się ostatnia wiadomość.
– Hej, królewiczu.
– Obudziłaś się?
– Tak.
– Tak cię wykończyło wczorajsze przyjęcie?
– Oj tak – odpisałam
– Ale wyspałaś się?
– Pewnie!
– I gotowa jesteś do flirtu z Mikołajem...
– Oczywiście!
Facet wydawał się pewny siebie, a takich bardzo lubiłam. Mówił do mnie w pierwszej osobie, że aż poczułam się jakoś przez niego... zaopiekowana.
I tak, jak szybko poszło mi zdobycie Mikołaja, tak szybko poszło mi zaciągnięcie go do ołtarza. Widać wychodzenie za mąż za milionerów było moim talentem. Moja znajomość z udziałowcem w korpo osiągnęła punkt kulminacyjny przed ołtarzem, po czym... równie zjawiskowo zaczęła staczać się po równi pochyłej.
Zagadkowe życzenia weselne
Już przed drzwiami kościoła dostrzegłam, że coś jest nie tak. Jakieś szepty, dyskretne pokazywanie palcem i...I te życzenia. Niby wszystko ok, ale..
– Życzę ci Mikusiu, aby ci się w końcu udało – powiedziała jakaś dama w amarantowym kapeluszu.
W końcu?
– Żeby kłopoty cię od dzisiaj omijały szerokim łukiem – poklepał Mikołaja po ramieniu jakiś wąsaty wujas w średnim wieku.
Coo?
– Masz jakieś kłopoty? – szepnęłam Mikołajowi do ucha.
– A nie, kochanie, nie martw się, wujkowi Adamowi pewnie chodziło o to, że nie miałem szczęścia w miłości, dopóki nie poznałem ciebie, moja królewno – pocałował mnie w policzek, ale jakoś tak szybko i nerwowo.
Potem odbyło się nasze wesele. Mikołaj rozglądał się po sali. Goście mieli w spojrzeniach coś, czego do końca nie rozumiałam. Już w czasie pierwszego tańca intuicyjnie czułam, że coś nie gra. Nawet ściany weselnej sali zaczęły jakoś niebezpiecznie przechylać się to w prawo, to w lewo, i nie byłam pewna, czy to jest sprawka ślubnych drinków lub innych elementów weselnego anturażu.
Po ślubie Mikołaj stał się jeszcze bardziej nerwowy. Zdarzało się, że wchodziłam do naszego przestronnego, oszklonego salonu i dostrzegałam spłoszonego Mikołaja, kończącego rozmowę telefoniczną:
– Eee, to ja potem jeszcze zadzwonię, na razie.
– Z kim rozmawiałeś, kochanie?
– A... z kontrahentem, ale potem oddzwonię, bo nie chcę rozmawiać o biznesie w naszym domu, moja stokrotko.
– Ok... – mówiłam, ale czułam, że ta wygodna fasada naszego wyścielonego szkłem życia zaczyna pękać. – Coś się dzieje, unikasz mnie...
– Mam problemy w pracy, ale niedługo wszystko rozwiążę – zapewniał.
Potem zaczął znikać na całe dnie, a następnie na całe noce.
– Nie opłaca mi się wracać, więc spędzę noc w hotelu, kochanie – mówił.
– Ale... – nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Muszę kończyć, bo jutro mam ważne negocjacje.
Zostawałam sama w naszej wielkiej willi. Błąkałam się po niej bez celu. Chodziłam wieczorami z kąta w kąt, szukając pomiędzy cieniami na ścianie a odbiciam luster odpowiedzi na moje wątpliwości. I znalazłam! W szufladzie jego biurka.
Zagadka się wyjaśniła
To biurko stało w rogu pokoju. Chciałam po prostu dosunąć szufladę, ale zobaczyłam, że wystaje z niej jakiś papier. Wyjęłam go. Widniały na nim jakieś cyfry. Policzyłam zera... To był wyciąg z karty kredytowej Mikołaja! Wyciąg z... astronomiczną kwotą.. długu! To nie były tysiące, to nie były dziesiątki tysięcy, a nawet... to nie były setki! To były miliony. Miliony!
Złapałam się za głowę i usiadłam na krześle. Kilka minut zajęło mi dojście do siebie. Postanowiłam szukać dalej. No i poszukałam... Znalazłam dokumenty świadczące o tym, że również nasza willa jest porządnie zadłużona. Nasz dom był praktycznie na granicy przejęcia przez bank!
Zeszłam do salonu i nalałam sobie drinka. W kilka minut zrozumiałam, że wyszłam za mąż nie za milionera, a za bankruta, który prowadził podwójne życie. Ale dlaczego wszystko ukrywał przede mną? Postanowiłam, że skoro w tydzień poznałam... rzekomego milionera, to w tydzień wyjaśnię, o co z nim chodzi.
Był piątek i do wieczora miałam już załatwionego detektywa, który rozpoczął wyjaśnianie zagadki. Odpowiedź dostałam już w środę.
– No, wygląda na to, że wyszła pani za niezłego gagatka, a nie za milionera. Pan Mikołaj od lat jest podejrzany o przestępstwa finansowe, w tym o pranie brudnych pieniędzy. Od lat oszukuje swoich partnerów biznesowych. Długi i oszustwa zaczynają właśnie wychodzić na jaw. W dodatku odkryłem, że pan Mikołaj przebywa obecnie w Ameryce Południowej i... raczej już nie zamierza stamtąd wracać – powiedział.
– Aha... Jezu.
– No niestety.
– Zastanawiam się, dlaczego się ze mną ożenił... – powiedziałam.
– Chciał przenieść na panią część długów. Wygląda na to, że wkrótce dostanie pani pismo od komornika.
– Co?
– Musimy się spieszyć. Przy dobrych prawnikach uda się pani z tego wyplątać. Prawdopodobnie pan Mikołaj celowo wybrał panią, dziewczynę bez majątku.
– Jak to?
– Aby po ślubie odpowiadała pani za długi, a raczej nie miała jak odpowiadać. A ucieczkę za granicę planował od dawna.
– Przecież mogą mi wejść na konto! – Załamałam się.
Na szczęście znalazłam w domu skrytkę z bardzo pokaźną sumą pieniędzy. Przeznaczyłam ją na sprawę rozwodową i prawników, którzy udowodnili, że ja również padłam ofiarą przestępstwa. W kilka miesięcy udało mi się wyplątać ze wszystkiego. Pomogła moja operatywność. Wyszłam z tego całego zamieszania z nauczką, że nie można dać zwieść się pozorom, bo książę czasami bywa bestią, a pałac złotą klatką.
Izabela, 31 lat
Czytaj także:
„Wczasy w Mielnie były gorętsze niż piasek w Egipcie. Z babskiego wyjazdu zrobił się romans mojego życia”
„Przyciągam facetów urodą, a zatrzymuję grubym portfelem. Nie mogą uwierzyć, że to ja płacę rachunek za kolację”
„Nie zabieram żony na spotkania ze znajomymi, bo mi wstyd. Wszyscy się śmieją, że zna się tylko na tipsach”