„Moja córka była bliska dna. To moja wina, bo przed laty porzuciłem ją i żonę, by robić karierę”

Dziewczyna, która zarabia na ulicy fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Właśnie podjeżdżałem pod firmę, gdy mimochodem omiotłem wzrokiem kobiety stojące na skrzyżowaniu. To jedno z tych miejsc, gdzie mężczyźni kupują cielesne uciechy. Nagle przeszył mnie dreszcz, mógłbym przysiąc, że zobaczyłem tam twarz... mojej córki!”.
/ 27.10.2021 07:32
Dziewczyna, która zarabia na ulicy fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Miałem jeszcze tylko jedno spotkanie u klienta i wreszcie zasłużony odpoczynek. Zaplanowaliśmy sobie z Wiktorią romantyczną kolację w restauracji… Właśnie podjeżdżałem pod firmę, w której miałem przedstawić swój projekt, gdy mimochodem omiotłem wzrokiem kobiety stojące na skrzyżowaniu. To jedno z tych miejsc, gdzie mężczyźni kupują cielesne uciechy. Nagle przeszył mnie dreszcz, mógłbym przysiąc, że zobaczyłem tam znajomą twarz.

Czy to na pewno była moja córka?

– To niemożliwe – szepnąłem do siebie. Zerknąłem w tylne lusterko, ale dziewczyna odwróciła się do mnie plecami. Nie mam pewności, ale ten warkocz…

Zanim wszedłem do klienta, wyciągnąłem komórkę i wybrałem numer Wandy, mojej byłej żony.

– Cześć. Czy Miłka jest z tobą? – zapytałem po prostu.

– Cześć. Dawno się nie odzywałeś…

– Pytałem o córkę – niecierpliwiłem się.

– O co ci chodzi? Nie interesowałeś się nią przez tyle lat!

– Wanda, nie histeryzuj, proszę. Odwiedzam was przecież i daję kasę. Mam powody, by zapytać, gdzie w tej chwili jest moja córka – cedziłem zdenerwowany.

Po drugiej stronie usłyszałem płacz Wandy.

– Kilka dni temu spakowała się i wyjechała. Zostawiła list, żeby się nie martwić, że wróci… To nie była moja wina – szlochała.

– Nie powiedziała gdzie? – zapytałem drżącym głosem.

– Nie, ale koleżanka powiedziała, że chyba poznała kogoś przez Internet, kogoś z Warszawy…

– A policja? Zgłaszałaś to na policję – zdenerwowałem się.

– Tak… ale w wypadku przesłanek, że jest to ucieczka, nie zaginięcie, niewiele pomocy można od nich uzyskać – tłumaczyła załamana.

– Zadzwonię później – zakończyłem szybko rozmowę. Inteligentna komórka dawała mi znak, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić, to był mój klient. Popatrzyłem jeszcze raz w kierunku tamtego miejsca. Jak wrócę, będę miał pewność, czy to ona, ale stracę mojego strategicznego partnera. Ociągając się, wszedłem do nowoczesnego budynku banku.

Niestety z kontraktu i tak nic nie wyszło. Nie mogłem się skupić, nie potrafiłem odpowiadać na proste pytania mojego zleceniodawcy. Wciąż myślałem o tym, że prawdopodobnie widziałem moją córkę na pigalaku. Z bijącym sercem wracałem tą samą drogą. Nie było jej tam już.

– Co ci jest? – powitała mnie Wiktoria.

– Miałem wrażenie, że widziałem moją córkę.

– Milenę?

– Tak, Miłkę – poprawiłem ją. Właśnie tak na nią mówiliśmy. Była taka milusińska. Pięć lat temu, gdy miała 10 lat, zostawiłem ją razem z jej mamą w małej miejscowości na Pomorzu, a sam przyjechałem do stolicy, do pracy.

Nie udało się w ten sposób utrzymać naszego związku

Wanda nie chciała jechać do Warszawy, a ja nie chciałem wracać… Poznałem Wiktorię, zamieszkaliśmy razem. Z Wandą zdecydowaliśmy się na separację. Poczułem wolność. Moja nowa partnerka też miała dziecko, syna. Jej mąż był Anglikiem i ze względu na lepszy start w życiu, Wiktoria zostawiła syna z ojcem. Była niezależna, nie chciała mieć ze mną dzieci. Żyliśmy więc z dala od problemów wychowawczych.

Kilka razy w roku jeździłem do Miłki, a co miesiąc jej mama i ona dostawały ode mnie sporo pieniędzy, więc nie miałem wyrzutów sumienia. Tłumaczyłem sobie, że nie będę im przeszkadzać. Tym bardziej, że wiedziałem, że Wanda się z kimś spotyka. I nagle dziś zobaczyłem twarz mojej córki wśród kobiet, które sprzedają swoje ciało. Poczułem się podle. Jakby winny, że to przeze mnie.

Opowiedziałem Wiktorii całą dzisiejszą historię związaną z moją córką. Wyszła na chwilę z pokoju, po czym wróciła z kluczykami od auta.

Ignorowałem ją przez tyle lat…

– Jedziemy jej szukać – powiedziała.

Ucieszyłem się, ktoś podjął za mnie decyzję, której ja się bałem. Długo kluczyliśmy po mieście, jednak nigdzie jej nie spotkaliśmy. Milcząc, wróciliśmy do domu. Przez kilka następnych dni codziennie jeździłem ulicą, przy której wtedy ją widziałem. Zniknęła jak kamień w wodę. Kontaktowałem się ciągle z Wandą i wiedziałem, że nadal nie wróciła do domu… Aż pewnego dnia, jadąc tradycyjnie warszawskim traktem cielesnych przyjemności, znowu ją zauważyłem. Tym razem nie wahałem się ani chwili. Natychmiast zatrzymałem auto, wyszedłem i krzyknąłem:

– Miłka!

Powoli odwróciła głowę. Spojrzała w moją stronę i podbiegła z uśmiechem na twarzy.

– Tata, co tu robisz? – zapytała wyraźnie zdziwiona.

– A może ty mi odpowiesz, co ty tu robisz? – zniecierpliwiłem się. – Ja przecież tu mieszkam 

– Tata… dobrze, że cię spotkałam – uśmiechnęła się beztrosko.

Przytuliłem ją do siebie wzruszony. Jaki baran ze mnie, że ignorowałem ją przez tyle lat. Pojechaliśmy na lody i kawę, by w spokoju pogadać.

– Wiesz, poznałam takiego uroczego chłopaka na czacie. To była pierwsza osoba, która powiedziała mi, że jestem fajna, ciekawa, mądra. Stałam się dla kogoś ważna – zaczęła.

– Dla nas zawsze byłaś ważna – przerwałem jej.

– O kim mówisz? Ani ty, ani mama, nigdy nie powiedzieliście mi, że jestem fajną dziewczyną – obruszyła się. – Zresztą, przeszkadzałam wam w waszych światach. Ty się wyprowadziłeś gdzie pieprz rośnie, mama ciągle wymagała i wymaga ode mnie więcej, niż mogę osiągnąć. Zawsze nieszczęśliwa i niezadowolona ze mnie – wyliczała.

Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc zapytałem wprost:

– Jak się znalazłaś na tej ulicy?

– Właśnie na tej ulicy miał mieszkać Szymon, tylko nie powiedział nic więcej… Nie mogłam tam stać długo, bo… wzięliby mnie za… No wiesz…

Wanda była szczęśliwa

– A gdzie mieszkałaś? – zapytałem.

– U koleżanki. Powiedziałyśmy jej mamie, że przyjechałam na eliminacje do programu telewizyjnego.

Zabrałem ją do domu. Gdy weszliśmy, Wiktoria właśnie pakowała swoją walizkę.

– Co się stało? – zapytałem zdumiony.

– Witaj! Znaleźliście się? Tak się cieszę! – pocałowała Miłkę w policzek. – Musimy porozmawiać… – zwróciła się do mnie.

– Poczekaj chwilkę – rzuciłem do córki.

Zamknęliśmy się w sypialni. Wiktoria spojrzała mi prosto
w oczy.

– Robert…. ta historia z twoją córką dała mi dużo do myślenia. Przecież ja też mam syna, który jest daleko ode mnie. Nie miałam prawa pozbawiać go kontaktu ze mną. Przecież on mnie potrzebuje. Chcę do niego wrócić i być z nim – powiedziała ze łzami w oczach.

Przytuliła się do mnie i wyszła bez słowa

Wróciłem do salonu. Miłka siedziała sztywno na fotelu.

– Twoja żona cię zostawiła? – zapytała cicho.

– To nie była moja żona, tylko przyjaciółka – wyjaśniłem.

I uświadomiłem sobie, że moją żoną nadal jest Wanda.

– Przeze mnie? – ciągnęła dalej Miłka.

– Poniekąd tak… – usiadłem przy niej. – Wiktoria uświadomiła sobie, że bardziej niż mnie kocha swojego syna i postanowiła być z nim. A ja najbardziej na świecie kocham ciebie… – objąłem ją i bardzo mocno przytuliłem.

Radość Wandy nie miała granic, gdy zobaczyła Miłkę całą i zdrową.

– Dziękuję ci, że ją znalazłeś i przywiozłeś do mnie – powiedziała wzruszona.

– Wanda, może dasz się namówić jeszcze raz na przeprowadzkę do Warszawy? – usłyszałem swój głos podczas kolacji.

– Przerabialiśmy już to, Robert… – wydusiła z siebie moja żona.

– W takim razie, może znajdzie się dla mnie miejsce tutaj? – zapytałem nieśmiało.

– Chcesz tego?

Kiwnąłem głową.

– Dobrze więc, zamieszkamy z Miłką w Warszawie – uśmiechnęła się.

Czytaj także:
„Wiedziałam, że Aleksander kocha tylko mnie, ale nie może odejść od żony. Musiałam mu pomóc i usunęłam ją raz na zawsze”
„To że jestem wdową, wcale nie oznacza że umarłam za życia. Zrozumiałam to po latach”
„Zakochałam się w mężu mojej umierającej pacjentki, choć nie życzyłam jej śmierci. Nie mogłam patrzeć na ich miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA