„Narzeczony zostawił mnie dla prawdziwej miłości. Tak się złożyło, że jej jedyną zaletą był bogaty tatuś”

kobieta którą zostawił narzeczony fot. Adobe Stock
„Przepłakałam trzy miesiące, kolejne dwa nadal bluzgałam na niego pod nosem. Tomek rzucił mnie na pół roku przed naszym ślubem. Wiecie, co czuje kobieta, która musi powiedzieć każdej ciotce, że jednak nie zobaczy was na ślubnym kobiercu? Ja wiem i nie życzę najgorszemu wrogowi, by też tego doświadczył”.
/ 25.11.2021 12:42
kobieta którą zostawił narzeczony fot. Adobe Stock

Urlop w marcu to głupi pomysł, zwłaszcza gdy spędza się go nie w górach, tylko w leśniczówce. Pobyt tu okazał się całkowitym niewypałem. I o to także obwiniałam Tomka, mojego byłego narzeczonego. To przez niego w ubiegłym roku przesiedziałam w Warszawie cały lipiec i sierpień, bo nie mógł dostać urlopu. To on mnie zdradził z rudą Julką, której jedyną zaletą był tatuś – właściciel hurtowni drobiu. W grudniu Tomek poinformował mnie, że spotkał kobietę swojego życia i nasze plany na przyszłość stały się nieaktualne.

Przepłakałam trzy miesiące, kolejne dwa nadal bluzgałam na niego pod nosem. Tomek rzucił mnie na pół roku przed naszym ślubem, gdy już pół mojej rodziny szykowało się na nasze wesele. Wiecie, co czuje kobieta, która musi powiedzieć każdej ciotce, że jednak nie zobaczy was na ślubnym kobiercu? Ja wiem i nie życzę najgorszemu wrogowi, by też tego doświadczył. Prawdopodobnie do dzisiaj bym płakała za niewiernym Tomaszem, gdyby nie mój brat, a właściwie jego kolega...

Mój brat Marek robił wszystko, abym zapomniała o niewiernym Tomaszu, ale ja wolałam cierpieć w samotności. Postanowiłam wreszcie, że muszę gdzieś wyjechać, bo inaczej zwariuję. Gdy więc moja kuzynka Magda zaproponowała mi pod koniec czerwca pobyt w leśniczówce swojego teścia, koło Ostrołęki, uznałam, że to będzie idealne miejsce dla leczenia moich zranionych uczuć. Na nieszczęście zbagatelizowałam informację, że Magda jest szczęśliwą matką dwuletniego Piotrusia.

Po tygodniu miałam dość leśniczówki, położonej na końcu wioski, deszczowej aury, Magdy i jej rozkapryszonego synka. Zadzwoniłam więc do brata:
– Błagam, przyjedź po mnie, bo dłużej tu nie wytrzymam.
– Justyna, przepraszam, ale nie mogę. Po pracy idę na spotkanie z klientem. Ale jutro wraca z Gdańska Adam, wiesz który – mój kolega z pracy – powiedział Marek. – Mógłby cię zabrać po drodze do Warszawy. Porozmawiam z nim i dam ci znać.

Na szczęście Adam nie wyraził sprzeciwu i miał się zjawić następnego dnia około południa. Od rana byłam sama w domu, bo cała rodzina leśniczego, Magda i Piotruś udali się na targ. Spakowałam swoje rzeczy i pojechałam rowerem do wsi, żeby oddać dwie książki, które pożyczyłam od znajomej Magdy.

Gdy wracałam do leśniczówki, z daleka już usłyszałam szczekanie Rabusia. Nacisnęłam więc mocniej na pedały. Na drodze przed bramą stał samochód, furtka była otwarta, a na betonowym słupku bramy siedział w kucki jakiś facet. Rabuś stał przed nim i na każdy jego ruch reagował głośnym ujadaniem. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Oparłam rower o ogrodzenie, chwyciłam Rabusia za obrożę i zamknęłam go za siatką ogradzającą jego wybieg. Dopiero teraz sobie przypomniałam, że pies od rana biegał po podwórku, a ja zamknęłam furtkę tylko na klamkę, a nie na klucz.
– Mam na imię Justyna, a ty pewnie Szymon? – spytałam ze śmiechem.

Jemu jednak nie było do śmiechu, bo usta miał zaciśnięte, a czoło zmarszczone.
– Adam, a nie żaden Szymon – burknął, zeskakując na ziemię.
– No, proszę! A ja myślałam, że mam do czynienia z nowym wcieleniem świętego Szymona Słupnika. Z tego, co pamiętam, to taki średniowieczny facet, który postanowił część swojego życia spędzić na słupie, chyba w celu umartwiania się.
– No to się nie zgadza, bo ja się tam wdrapałem w całkiem innym, bardziej prozaicznym celu. Chciałem po prostu uniknąć kontaktu moich spodni, a może łydek z zębami tego wściekłego psa.

Otrzepał dokładnie dżinsy. Gdy w dalszym ciągu chichotałam, zakrywając sobie dłonią usta, powiedział ponuro:
– Bardzo śmieszne. Ciekawe, co powinienem według ciebie zrobić. Nie było żadnego dzwonka, więc otworzyłem furtkę i wszedłem. A to bydlę wyskoczyło nagle zza stodoły, nie miałem żadnych szans.
Stał naprzeciwko mnie, naburmuszony. Widać było, że ta przygoda mocno naruszyła jego godność osobistą.
No tak, nie każdy może być świętym – powiedziałam niewinnie.
W końcu się roześmiał.
– Gdy będę kiedyś sławny, proszę nie przybijać tu żadnej pamiątkowej tablicy z opisem tego wydarzenia. A na tobie się kiedyś krwawo zemszczę. Miałaś siedzieć w domu i czekać na podwody. Tak przynajmniej powiedział Marek.
– Nie będziesz miał okazji do zemsty. Chyba, że nie zechcesz mnie zabrać do Warszawy. Ale i tak jakoś sobie poradzę.
– Nigdy nic nie wiadomo. Życie jest pełne niespodzianek – stwierdził. – Mam nadzieję, że już jesteś spakowana?

W samochodzie Adam powiedział:
– Wydaje mi się, że cię znam od dawna. Marek jest strasznym gadułą, a że od trzech lat pracujemy w jednym pokoju, więc słucham jego opowieści o jego rodzinie jak o starych znajomych.
– A więc pewnie ci wypaplał również o tym, że... no wiesz...
O twoim rozstaniu z niewiernym Tomaszem? Wspominał mi co nieco. I to, że ta ustronna leśniczówka miała być lekarstwem na miłość. Ale znając twoje usposobienie, tak, tak, nie przerywaj, znam je z opowieści Marka, od razu pomyślałem, że nie wytrzymasz. I miałem rację.
– A co powinnam według ciebie zrobić? Zastosować starą zasadę klin klinem?
– To byłoby bardziej sensowne.

Zerknęłam na niego spod oka i pomyślałam sobie, że może to i nie głupia rada, pod warunkiem, że on by się zgodził pełnić rolę tego klina. Z tego, co słyszałam od mojego brata – plotkarza, to inteligentny i porządny facet. I nawet przystojny, a ja zawsze miałam słabość do wysokich blondynów. Nie warto chyba rozważać, co by było, gdyby...

Niemożliwe, żeby Adam był do wzięcia. A swoją drogą szkoda, że brat nic nie mówił na ten temat. Może zresztą ja byłam tak zaabsorbowana Tomkiem, że nie zwróciłam na to uwagi?
W drodze rozmawialiśmy o różnych sprawach, nie wracając do tematu moich sercowych porażek. Po pół godzinie jazdy poczułam nieprzepartą ochotę zdrzemnąć się. Obudziło mnie delikatne łaskotanie w podbródek.
– Obudź się, śpiąca królewno. Jesteśmy na miejscu.
Siedziałam przez chwilę nieruchomo, patrząc zdumiona na ładny pałacyk na tle sosnowego lasu na brzegu jeziora.
– Ale... przecież to nie Warszawa! Gdzie my jesteśmy? Gdzie ty mnie przywiozłeś?
Adam odparł z czarującym uśmiechem:
– Czuj się porwana przez zupełnie współczesnego informatyka, który po drodze na urlop spotkał piękną pannę i mocą swych czarów najpierw ją uśpił, a potem wywiózł na Mazury, gdzie proponuje ci dwutygodniowy urlop w swoim nędznym towarzystwie. Kupujesz ten pomysł?

Mimo brawury, z jaką wygłosił to przemówienie, zauważyłam niepewność w jego oczach.
– Czy to nie jest przypadkiem twoja zemsta za te chwile grozy, które spędziłeś na słupie? – spytałam nieufnie.
– A skądże! Nawet o tym nie pomyślałem! – zaprzeczył gwałtownie.
– Wiem! Uknuliście ten plan razem z moim bratem! Jest bardzo przejęty moją depresją i ciągle główkuje, jak mi pomóc. Aż wymyślił! I naprawdę masz odwagę spędzić tu ze mną urlop? A jeśli się okaże, że jestem paskudną zołzą?
– Dawno chciałem cię poznać i uznaliśmy z Markiem, że wspólny urlop to doskonały pomysł. Miałem ci to zaproponować w drodze, ale właśnie usnęłaś.
– Muszę powiedzieć, że nie brak ci tupetu – powiedziałam z przekąsem. – Mam jednak nadzieję, że mogę zaufać starszemu bratu. Dwa oddzielne pokoje są? – spytałam groźnie.
– Są! – zameldował Adam. – Ale wiesz – dodał z uśmiechem. – Zbliża się długi weekend i wtedy każdy pokój jest na wagę złota.
– Zobaczymy – stwierdziłam już łagodniej. – Masz już u mnie duży plus.
Cały dzień komórka mojego brata była przezornie wyłączona. Następnego dnia wysłałam mu SMS: „Wszystko ok. Dzięki”. Ja jestem szczęśliwa, to niech i on będzie zadowolony.

Więcej prawdziwych historii:
„Rozstałam się z mężem, bo nie chciał mieć dzieci. Ode mnie i moich uczuć ważniejsza była dla niego… porcelana”
„Obiecał mi fortunę w zamian za to, bym zajęła się jego niepełnosprawnym synem. Synem, który kiedyś zatruwał mi życie”
„Stary oblech zaproponował mi seks w zamian za zdany egzamin. Groził, że jeśli się nie zgodzę, to nigdy nie zdam...”

Redakcja poleca

REKLAMA