„Pomyliłam litość z miłością i mam za swoje. Mój mąż myśli, że wszystko mu podam na tacy i jeszcze spłacę jego długi”

zła kobieta fot. Adobe Stock, sushytska
„– Cztery tysiące? – Tomek przez moment wydawał się wreszcie tą sprawą przejęty. Zaraz jednak wrócił do tego swojego stałego, idiotycznego błogostanu. – A to zdziercy! Złodzieje! Ale co, kochanie? Dasz radę to jakoś odkręcić? Prawda?”.
/ 19.10.2023 13:15
zła kobieta fot. Adobe Stock, sushytska

Dokładnie pamiętam tę chwilę. Smażyłam akurat placki, kiedy zadzwoniła moja komórka. Nieznany numer. Odbierać? Czwartkowe popołudnie, po pracy, byłam zajęta przygotowaniem kolacji – spojrzałam na Tomka, może on mógłby spytać o co chodzi? Ale mąż siedział przy stole całkowicie pochłonięty oglądaniem jakichś filmików na swoim smartfonie. W końcu więc, jak zwykle, zwyciężyła ta moja nieszczęsna obowiązkowość.

Mąż wziął pożyczkę bez mojej wiedzy

Zawołałam do Tomka, żeby pilnował placków i wyszłam z komórką do pokoju.

– Nazywam się Roman T., dzwonię z działu windykacji… – usłyszałam.
Męski głos był głęboki i ciepły, ale mnie i tak zrobiło się zimno. Dział windykacji? Przecież nie mieliśmy z Tomkiem żadnych długów!

– To chyba pomyłka!

– Obawiam się, że nie. Dzwonię do pani w sprawie zaległej pożyczki. To już pół roku po terminie spłaty… Niestety, musimy naliczać karne odsetki.

Dług? Karne odsetki? Kompletnie nic z tego nie rozumiałam. Tamten chyba to wyczuł, bo cierpliwie tłumaczył dalej:

– To kredyt konsumencki. Dwa tysiące złotych. Zaciągnął go pani mąż. Ale on, niestety, notorycznie nie odbiera od nas telefonu. Ustaliłem więc pani numer w nadziei, że dojdziemy do porozumienia, zanim mój bank skieruje sprawę do sądu.

Rozmawialiśmy jeszcze kilka minut. Niestety, fakty były nieubłagane. Wszystko wskazywało na to, że na początku lata mój mąż wziął „chwilówkę”, o której mi nie powiedział. Mimo licznych ponagleń, spłacił tylko jedną ratę i teraz zadłużenie wzrosło niemal dwukrotnie. Mimo że mąż najpierw go spławiał, a potem w ogóle przestał odbierać telefony, pan Roman deklarował chęć polubownego rozwiązania tego problemu.

– Proszę to sobie przegadać z mężem, a potem zapraszam państwa do naszego banku – mówił. – Wspólnie ustalimy wysokość raty i okres spłaty całego zadłużenia.

Dla niego to była błahostka

Obiecałam, że się odezwę, jak nieco ochłonę. A potem wróciłam do kuchni. Placki oczywiście zdążyły się spalić na węgiel, bo Tomek nie raczył ich obrócić.

– Czy to prawda, że zaciągnąłeś pożyczkę? – spytałam, siląc się na spokój.

Powoli oderwał wzrok od ekranu smartfona i spojrzał na mnie półprzytomnie.

– Pożyczka? Aaa. Tak. Coś tam było.

Głęboko wciągnęłam powietrze. Naprawdę nie chciałam kolejnej awantury.

– Na co ci było potrzebne dwa tysiące złotych? I dlaczego ich nie spłaciłeś?

– No jak na co? – ziewnął. – Wiesz, jechałem wtedy z kumplami na ryby. I akurat przyszła na moją pocztę reklama takiej śmiesznej pożyczki. O! Pamiętam! Nazywała się Funny credit!

– Do rzeczy! – wycedziłam przez zęby. – Chcesz powiedzieć, że wydałeś dwa tysiące na weekendowy wypad?

– Coś tam zostało – machnął ręką. – Kupiłem za to buty i coś tam jeszcze. Już nie pamiętam dokładnie. O co właściwie się czepiasz?

Wtedy już nie wytrzymałam.

– Czy ty zdajesz sobie sprawę, że teraz mamy do spłacenia prawie cztery tysiące?! Bo nie płaciłeś rat! I nie raczyłeś mi jeszcze powiedzieć, że mamy takie  zadłużenie!

– Cztery tysiące? – Tomek przez moment wydawał się wreszcie tą sprawą przejęty.

Zaraz jednak wrócił do tego swojego stałego, idiotycznego błogostanu.

– A to zdziercy! Złodzieje! Ale co, kochanie? Dasz radę to jakoś odkręcić? Prawda?

Nie miałam na to siły

Uciekłam do łazienki, zatrzasnęłam za sobą drzwi i ukryłam twarz w dłoniach. Po raz kolejny w naszym trwającym 5 lat małżeństwie poczułam się samotna i przytłoczona ciężarem odpowiedzialności, który musiałam dźwigać wyłącznie na własnych barkach. Mój mąż zachowywał się jak beztroskie dziecko. Samolubne, egoistyczne, kompletnie pozbawione poczucia, że małżeństwo to układ partnerski, w którym kobieta i mężczyzna wspierają się wzajemnie.

Wszystkie domowe sprawy – nie tylko pranie, sprzątanie, gotowanie – ale i użeranie się z robotnikami kładącymi rury, elektrykiem i dostawcami ze sklepów meblowych – spadały na mnie. To ja płaciłam rachunki, pilnowałam domowego budżetu. Cholera! Gdyby nie ja, w łazience zabrakłoby nawet papieru toaletowego! Jak to się stało, że dałam się wrobić w to wszystko? Jakim cudem zamieniłam się w niewolnika i sługę we własnym domu? Przez palce zaczęły kapać mi łzy.

Może ten związek to błąd

Znam Tomka od dawna. Jeszcze z czasów szkolnych, ale nasze drogi skrzyżowały się po latach. Pewnego dnia, przygotowując się jak zwykle rano do pracy, zauważyłam w grafiku nowego pacjenta. Był po poważnym urazie kręgosłupa i długim leczeniu klinicznym. Nie od razu jednak skojarzyłam nazwisko. Dopiero kiedy przykuśtykał o kulach, rozpoznałam Tomka.

Zmienił się i to bardzo. Nie tylko był chudszy, przygarbiony, wiotki jak trzcina. Ale też ulotniła się cała jego energia. Wiedział już od lekarzy, że nigdy nie wróci do sportu. Jego życie się zawaliło. Bardzo chciałam mu pomóc.

Nie mogę powiedzieć, że Tomek od razu mnie w sobie rozkochał. Raczej był dla mnie… kolejnym wyzwaniem terapeutycznym. Wiedziałam, że do tego, by o własnych siłach stanąć na nogi, musi się wzmocnić psychicznie. Wysłuchiwałam więc jego użalania się nad sobą, kierowałam nim, nawet szukałam dla niego pracy. I z satysfakcją patrzyłam, jak powoli wraca do formy – także tej psychicznej. Aż wreszcie, kiedy już mógł ćwiczyć sam i nie wymagał specjalistycznej pomocy, zdałam sobie nagle sprawę, że nie chcę i nie potrafię żyć dalej bez niego. On poczuł to samo do mnie. I zostaliśmy parą.

Zamieszkaliśmy w jego mieszkaniu. Zdążył je kupić w czasach, kiedy jeszcze sporo zarabiał. Niestety, wymagało remontu. Zapłaciłam za niego z własnych oszczędności. Mogliśmy wziąć pożyczkę, ale ja bałam się jak ognia jakiegokolwiek zadłużenia. I tak, 5 lat temu, zaczęła się nasza idylla. Tyle że szybko odkryłam, jak mało zostało w mężu z dawnego Tomka. Tamta energia, tamten błysk w oku, który tak przyciągał uwagę w czasach liceum, ulotnił się bez śladu.

Została mi tylko całkiem atrakcyjna wprawdzie, ale dość sflaczała, fizyczna powłoka. Pod względem emocjonalnym, mąż jest człowiekiem kompletnie niedojrzałym. A jeśli jeszcze dodać do tego niewyleczoną ciągle pretensję do losu i całego świata o złamaną karierę sportową – mamy rozkapryszonego chłopaka, który co chwila porzuca kolejne prace, zarabia mało, ale i tak wydaje to na siebie. Którego kompletnie nie interesują takie przyziemne sprawy, jak rachunki, zakupy, prowadzenie domu.

Nie wiem, czy go kocham

Przyznaję, że odkąd wreszcie przejrzałam na oczy, kilka razy myślałam, by od niego odejść. Oboje jesteśmy jeszcze młodzi, nie mamy dzieci – moglibyśmy ułożyć sobie życia. Tylko jak mielibyśmy podzielić majątek? Formalnie mieszkanie jest jego, a po sfinansowanym przeze mnie remoncie nie pozostał mi ani jeden rachunek.

Od co najmniej roku czuję więc, że tkwię w pułapce, którą sama na siebie zastawiłam, myląc litość z miłością. Na ten moment nie wiem, czy kocham męża, czy w ogóle kochałam. A teraz jeszcze ta bankowa pożyczka plus karne odsetki!

Na spotkanie z panem Romkiem poszłam oczywiście sama. Tomek miał to gdzieś. Na szczęście, windykator okazał się porządnym człowiekiem. Oczywiście, nie mógł darować mi długu, zapewnił jednak, że rozłoży go na jak najmniejsze i najkorzystniejsze raty. 

– A nawet porozmawiam z szefem, żeby zgodził się umorzyć część odsetek – zadeklarował na koniec. – Będzie ciężko, ale powołam się na dobrą wolę zadłużonego.

Puścił do mnie oko i zaraz się zaczerwienił, jakby zawstydzony własną odwagą. A potem, w drżących palcach, podał mi wizytówkę z numerem swojej prywatnej komórki.

– W razie, gdyby pani pilnie potrzebowała porady – wyjaśnił, spuszczając oczy.

Mąż się zdziwi, jak mu powiem, że tym razem musi radzić sobie sam. Nie mam zamiaru spłacić ani złotówki.

Czytaj także: „Nie wierzyłem żonie, że synowie są moimi dziećmi, bo w rodzinie nie rodziły się bliźnięta. Za głupotę słono zapłaciłem”
„Zdradziłam męża, żeby się na nim odegrać. Nie sądziłam, że ten jeden raz skończy się ciążą. Teraz mam za swoje”
„Teściowa traktowała mnie jak rywalkę, więc stanęłam do boju. Pokazałam mamuśce, że nie warto igrać z synową”

Redakcja poleca

REKLAMA