„Pomagałam przyjaciółce zdobyć faceta i sama przepadłam. Zdradziłam ją, ale za wszelką cenę musiałam mieć to ciasteczko”

Kobieta ukradła przyjaciółce chłopaka fot. Adobe Stock, Strelciuc
„W nocy nie mogłam spać. Myślałam o uśmiechu Feliksa i o tym, że taki facet nie zasługuje na to, żeby zaczynać romantyczną znajomość od kłamstw. To mnie się należał ten komplement i zachwyt w jego szaroniebieskich oczach pod ciemnymi brwiami. I ten rozanielony uśmiech na przystojnej, lekko opalonej twarzy”.
/ 13.10.2022 12:30
Kobieta ukradła przyjaciółce chłopaka fot. Adobe Stock, Strelciuc

Nie zdziwił mnie rozwód Malwiny. Nieco bardziej się zdumiałam się tym, jak szybko znalazła nową miłość.

– Czekaj, widziałaś go dwa razy i już masz wobec niego poważne plany? – zapytałam, kręcąc głową z lekką dezaprobatą. – Nie za szybko?

– A na co mam czekać? – przyjaciółka zakręciła lok na palcu. – Feliks mi się podoba, jestem pewna, że ja jemu też. Niedawno sam zakończył długoletni związek i czuje się samotny. No to czemu nie mielibyśmy powalczyć z samotnością razem?

Samotność… Nienawidziłam tego słowa

Było niemalże moim drugim imieniem. Podczas kiedy Malwina się zakochiwała, zaręczała, wychodziła za mąż, wdawała w romanse (tak, święta nie była!), rozwodziła, a teraz znowu znajdowała uczucie, ja byłam wiecznie sama. Jasne, przyjaciółka próbowała mi pomóc, swatała mnie z jakimś przyjacielem swojego obecnie już eksmęża, zorganizowała spływ kajakowy, na którym było aż dwóch kawalerów dla mnie, ale nigdy nic z tego nie wyszło.

Ona potrafiła znaleźć „miłość”, gdy szła wyrzucić śmieci. Zawsze łatwo nawiązywała kontakty, miała naturalny talent do flirtowania. Prawda była taka, że nawet w czasie trwania swojego niezbyt udanego małżeństwa, flirtowała na potęgę, miała też kilku kochanków w ciągu tych dziesięciu lat. A ja, singielka, bez zobowiązań, nie mogłam nawet przejść z żadnym facetem do etapu poznania jego znajomych czy rodziny.

Feliksa Malwina poznała na zebraniu swojej nowej wspólnoty mieszkaniowej. Opisała go jako faceta po czterdziestce, fajnie ubranego i z poczuciem humoru. Jednym słowem: nie było w tym jakiejś wielkiej głębi, po prostu jej się spodobał. Nieważne, że dopiero co się rozwiodła, od razu przystąpiła do akcji i pod jakimś pretekstem umówiła się z nim na spotkanie. A teraz miała już bardzo konkretny plan, by go „sobie przysposobić”, jak lubiła mawiać.

– Mieszka w tym samym bloku, cztery piętra nade mną – opowiadała mi. – Powiedziałam mu, że urządzam skromną parapetówkę i miło by było, gdyby wpadł jako nowy sąsiad. Więc teraz musisz mi pomóc z organizacją takiego przyjęcia, żeby uznał mnie za boginię gotowania i kobiecości!

Jasne, mruknęłam w myślach. Malwina nieraz prosiła mnie o przysługi kulinarne. Nie robiło mi kłopotu ugotowanie czegoś dla jej teściów, żeby ją wreszcie polubili, czy upieczenie ciasta do pracy, żeby współpracownicy ją docenili. Udawała, że to jej dzieła, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało.

Na tę jej parapetówkę zrobiłam „skromne” przystawki z czerwonym kawiorem i łososiem, dwie egzotyczne sałatki i skrzydełka w panierce z mojego autorskiego przepisu. I tiramisu na deser. Było kilkoro znajomych Malwiny, ja, no i oczywiście ten Feliks. 

Cholera, naprawdę był atrakcyjny!

Patrzyłam, jak przymyka z przyjemnością oczy, chrupiąc panierkę na skrzydełkach, i jak macza je w sosie skomponowanym przeze mnie według sekretnego przepisu przywiezionego z Maroka.

– Smakuje ci? – nie mogłam się powstrzymać i zagadnęłam go przy stole.

– Boże, w życiu nie miałem w ustach nic lepszego – wyznał z uśmiechem. – Malwina to twoja przyjaciółka? Fantastycznie gotuje!

– Taaa… – przytaknęłam, tłumiąc złość.

To mnie się należał ten komplement i zachwyt w jego szaroniebieskich oczach pod ciemnymi brwiami. I ten rozanielony uśmiech na przystojnej, lekko opalonej twarzy, kiedy smakował moje tiramisu. Gdy wszyscy poszli, Malwina podziękowała mi za pomoc i oznajmiła, że Feliks zaproponował jej kolejne spotkanie. Chciał się ponoć zrewanżować za przepyszny posiłek i zabrać ją do dobrej restauracji.

Uśmiechnęłam się z przymusem i poszłam do siebie. W nocy nie mogłam spać. Myślałam o uśmiechu Feliksa i o tym, że taki facet nie zasługuje na to, żeby zaczynać romantyczną znajomość od kłamstw. Malwina była beznadziejną kucharką, ale szłam o zakład, że będzie potrafiła to bardzo długo ukrywać. Pewnie tak długo, żeby zdążyć się znudzić nowym chłopakiem. Dwa dni później oczywiście już poprosiła mnie o kolejną przysługę.

Pod jej blokiem spotkałam… Feliksa

– Kochana, zabiorę cię do spa w niedzielę, tylko upiecz mi paszteciki, dobrze? – błagała. – Feliks wpadnie do mnie po randce i chcę mieć w domu coś na ząb, żeby zrobić na nim wrażenie. Zrobisz mi te swoje, z mięskiem i grzybami?

Spa. Też dobrze, że chociaż miałam coś z tego mieć. Upiekłam paszteciki i obiecałam, że jej podrzucę.

– O, Gosia! – rozpoznał mnie. – Idziesz do Malwiny? Hm, co tak pachnie?

Spojrzał na mój koszyk, w którym leżały wciąż jeszcze ciepłe paszteciki.

– Sam sprawdź – zachęciłam, bo nie było sensu się wykręcać.

Ugryzł pasztecik i jego twarz się zmieniła. Najpierw przeszła przez nią fala błogości, a potem… zastanowienia.

– Gotujecie razem z Malwiną? – zapytał.

I nagle podjęłam decyzję. Nie miałam ochoty dłużej kłamać dla przyjaciółki. W kieszeń mogła sobie wsadzić swoje spa! Powiedziałam mu pod tym blokiem prawdę. Że to ja upiekłam skrzydełka i zrobiłam tiramisu, i że Malwina nawet jajecznicę potrafi schrzanić.

– Wiesz co? – powiedział, kręcąc głową. – Jesteś dobrą przyjaciółką, ale ona nie bardzo. I nie podoba mi się takie oszukiwanie. Nie znoszę manipulatorek! Moja poprzednia… oj, przepraszam, nieważne!

No i rozmawialiśmy, rozmawialiśmy… 

Ale ja chciałam go słuchać. Powiedziałam, że do pasztecików pasuje czerwone wino, i wskazałam na sklep po drugiej stronie ulicy. Najpierw był zaskoczony, a potem wziął ode mnie koszyk i poszliśmy po wino. Potem siedzieliśmy na ławce, piliśmy wino z papierowych kubków i zagryzaliśmy pasztecikami. No i rozmawialiśmy, rozmawialiśmy… O wszystkim. Dwie godziny minęły nam jak dwie minuty.

Wieczorem załamana Malwina zadzwoniła z wieścią, że Feliks podczas „randki” był nieobecny i sztywny, i chyba nic z tego nie będzie. Prosiłam go, by jej nie mówił, że ją „sypnęłam”. Nie powiedział jej do dziś. Wiem, że to trochę nie fair, ale nigdy się nie przyznaliśmy do tego, jak naprawdę się „spiknęliśmy”. Feliks i ja mieszkamy razem, cztery piętra nad Malwiną, a ona nadal nie wie, dlaczego mój facet niespecjalnie za nią przepada. Nie ma też pojęcia, że techniczne rzecz biorąc, odbiłam jej chłopaka.

To nasz mały sekret, podobnie jak przepis na panierkę do skrzydełek! Te skrzydełka zawsze serwujemy naszym gościom, szczególnie uwielbiają je mój przyszły teść i dwaj przyszli szwagrowie!

Czytaj także:
„Ojciec zamiast prezentu z Niemiec przywiózł mi... macochę. Choć była dobra i ciepła, widziałam w niej >>złodziejkę tatusiów<<”
„Rodzice zrobili z mojego brata maminsynka. Był starszy, a to ja musiałem się nim opiekować i wiecznie mu pomagać”
„Zakochałem się w dziewczynie z ulicy. Wpadłem w obsesję na jej punkcie, wypatrywałem jej po całym mieście”

Redakcja poleca

REKLAMA