„Pokochałem kobietę 15 lat starszą od siebie. Ona nie chciała się wikłać w ten związek, ale połączyło nas… przeznaczenie”

związek z dużą różnicą wieku fot. Adobe Stock, Martinan
„Zacząłem rozglądać się za mieszkaniem. W końcu trafiłem na okazję. Mieszkanie było do wynajęcia od zaraz, bo kobieta, która je zamieszkiwała, znalazła pracę w innym mieście i musiała się przenieść. Umówiłem się z właścicielką, obejrzałem lokum i wtedy zobaczyłem na stole… zdjęcie Marzeny z małym dzieckiem na ręku”.
/ 14.10.2022 07:15
związek z dużą różnicą wieku fot. Adobe Stock, Martinan

Kiedy Marzena wprowadziła się do naszego bloku, atmosfera stała się nieco napięta. Atrakcyjna, samotna, niespełna czterdziestolatka... Wszyscy mężczyźni w wieku mojego ojca, z nim włącznie, robili do niej maślane oczy, ostentacyjnie wręcz deklarując jej swoją chęć niesienia pomocy. Zrozumiałe więc, że nie cieszyła się zbyt wielką sympatią wśród lokatorek.

Dlatego jeśli musiała korzystać z sąsiedzkiej pomocy, zwracała się do mnie. Mama przyjmowała to z zadowoleniem, bo choć szczerze jej nienawidziła, to jednak cieszyła się, że to ja jej pomagam, a nie tata. Ten z kolei trochę na to sarkał i nawet zaczął się dopytywać, kiedy wreszcie wyprowadzę się z domu, bo mam już przecież dwadzieścia trzy lata.  Rok wcześniej faktycznie odgrażałem się, że lada moment porzucę domowe pielesze. I naprawdę miałem taki zamiar, ale… wtedy wprowadziła się Marzena.

Była po rozwodzie, na dodatek starsza ponad piętnaście lat ode mnie. Ale w jej oczach był smutek i jednocześnie jakaś mądrość życiowa. Tym mnie ujęła. Dziewczyny w moim wieku myślały, jak się w życiu urządzić. Czy zdecydować się na bycie, stawiającą na karierę, singielką, czy też starać się znaleźć dobrze sytuowanego faceta i go sobie „zaklepać” jakąś ciąża. Takie myślenie zdecydowanie mnie od nich odstręczało.

Miała za sobą nieudane małżeństwo

Z Marzeną było zupełnie inaczej. Zadbana, ale w odróżnieniu od moich koleżanek, nie „pindrzyła” się przed lustrem, tylko robiła to jakoś naturalnie. Nie mogłem się nadziwić, że mimo tak fantastycznego wyglądu, jest sama. Kiedyś zapytałem ją wprost o przyczynę. Uśmiechnęła się, zmierzwiła moją czuprynę, jakbym był małym, niesfornym chłopcem i odpowiedziała:

– Widzisz… wciąż liżę rany. Dopóki się nie zagoją, nie chcę się z nikim wiązać.

Jakiś czas potem opowiedziała mi swoją historię. Przez dziesięć lat była mężatką. Przez osiem lat bezskutecznie starali się z mężem o dziecko. Dwa razy poroniła. Ich małżeństwo nie wytrzymało tej próby. Mąż obwiniał ją o to, że to ona nie może mieć dzieci, choć z medycznego punktu widzenia nic na to nie wskazywało. Ale on wiedział swoje i postanowił poszukać innej matki dla swojego dziecka.

Kiedy mi to mówiła, była do mnie przytulona, cała naga. Poprzedniego wieczoru pomagałem jej wymienić kran w kuchni. Tego dnia miała wyjątkowo smutne oczy. Dlatego zaproponowałem, że jeśli chce, to możemy pogadać. Zgodziła się, zrobiła kolację, podała do niej wino… Rozmowa się nie kleiła, Marzena wciąż była bardzo smutna. Chciałem ją jakoś pocieszyć, dlatego ją przytuliłem, a potem… A potem ona chłonęła mnie całym ciałem, stęskniona za chwilami rozkoszy. Po krótkim śnie, ponownie się kochaliśmy. Dopiero później zaczęliśmy rozmawiać i Marzena opowiedziała mi o sobie.

Myślałem, że ta noc będzie początkiem czegoś więcej. Ale gdy próbowałem się umówić z Marzeną na kolejne spotkanie…

– Daj spokój, Piotrek. To był błąd.

– Myślałem, że...

– Przecież to nie ma przyszłości, obok mieszkają twoi rodzice.

– Wyprowadzę się. Dawno chciałem…

– To i tak bez sensu. Jestem od ciebie starsza, ty powinieneś poszukać takiej, która urodzi ci dziecko – uśmiechnęła się gorzko.

– A może ja nie chcę mieć dzieci?!

– Teraz pewnie nie. Ale za kilka lat sam zobaczysz. Każdy facet chce mieć dziecko. A poza tym ludzie nie akceptują, jak kobieta jest dużo starsza od mężczyzny…

Co mnie obchodzą ludzie?! Ja cię… – położyła mi palec na ustach.

– Nie mów tego. Proszę. I nie przychodź więcej do mnie. Jeśli coś do mnie czujesz i zależy ci na moim szczęściu, zrób tak.

Zobaczyłem na stole jej zdjęcie z... dzieckiem

Chciałem przekonać Marzenę, żeby nie odrzucała mojego uczucia, ale ona była niewzruszona. Twierdziła, że powinniśmy zerwać ze sobą wszelkie kontakty. To nie było łatwe. Mieszkaliśmy na jednej klatce, siłą rzeczy, musieliśmy się mijać.

Jednak któregoś dnia moja mama wpadła jak bomba do domu, a w jej głosie słychać było dziwną radość i ulgę:

– Widziałam nowego sąsiada!

– A to co, kto się wyprowadził?

Ta blond flądra – tym mianem matka określała Marzenę.

Musiałem się powstrzymać, żeby nie zerwać się i nie wybiec z domu. Zresztą, co by to dało?

Rok później poczułem, że czas opuścić rodzinne gniazdo. Zacząłem rozglądać się za mieszkaniem. W końcu trafiłem na okazję. Mieszkanie było do wynajęcia od zaraz, bo kobieta, która je zamieszkiwała, znalazła pracę w innym mieście i musiała się przenieść. Umówiłem się z właścicielką, obejrzałem lokum i... wtedy zobaczyłem na stole… zdjęcie Marzeny z małym dzieckiem na ręku! Właścicielka, widząc moje zdziwienie, wyjaśniła:

Poprzednia lokatorka zostawiła w pośpiechu. Mam jej to odesłać pocztą.

Powiedziałem, że sam to chętnie zrobię i żeby dodatkowo ją przekonać do powierzenia mi zdjęcia, zapłaciłem z góry za trzy miesiące. 

Sąsiedzi dziwnie na nas patrzyli

Następnego dnia pojechałem pod nowy adres Marzeny. Zobaczyłem ją, jak szła z wózkiem.

– Co ty tu robisz? – spytała zaskoczona.

To przeznaczenie.

– Piotrek, daj spokój, mówiłam ci…

– W ogóle cię nie szukałem – wyjaśniłem jej w kilku słowach, jak ją znalazłem. – Sama widzisz, to musi być przeznaczenie. To moje? – pokazałem na dziecko.

– Nie… to znaczy tak. Na początku nie chciałam ci mówić, bo bałam się, że poronię. Ale wygląda na to, że to nie ja miałam problem, ale mój mąż.

– Mogłaś mi powiedzieć, jak się urodziło.

– Bałam się, że nie jesteś gotowy…

– To jest mój syn i chce go wychować, czy ci się to podoba, czy nie – uśmiechnąłem się znacząco.

Marzena jeszcze trochę protestowała ale coraz bardziej nieśmiało. Chyba była zadowolona, że stało się, jak się stało.

Niedługo później wprowadziłem się do niej. Sąsiedzi na początku szeptali za naszymi plecami mało sympatyczne komentarze. Dlatego, dla świętego spokoju, mówiliśmy, że ona jest pięć lat młodsza, a ja pięć lat starszy. Chyba nie do końca nam wierzyli, ale jakoś w ich oczach ta różnica wieku zmalała i stała się do zaakceptowania. Z moimi rodzicami też poszło nadzwyczaj łatwo – wnuk podbił ich serca i wszystko inne zeszło na dalszy plan.

Czytaj także:
„Najpierw jako kura domowa opiekowałam się dziećmi, a teraz przyszło mi niańczyć męża emeryta. Nie chcę takiego życia”
„Mój syn i mój partner skakali sobie wiecznie do gardeł, a ja wpadłam na pewien plan. Już ja im pokażę, gdzie raki zimują..."
„Ufałem żonie, lecz przeczuwałem, że zdrada wisi w powietrzu. Wpadłem w obłęd, wszędzie czułem zapach jej kochanka”

Redakcja poleca

REKLAMA