„Pojechałam na wspólne wakacje z rodziną męża i bardzo tego żałuję. Ze wstydu nie wiedziałam, gdzie mam oczy podziać”

kobieta, która popełniła błąd fot. Adobe Stock, ansyvan
„W samolocie teściowa krytykowała brak posiłków, choć lot był krótki. Oraz że stewardessy nie rozdają poduszek ani drinków, jak na filmach. Mogłam się tylko przepraszająco uśmiechać, gdy rzucała jakimś dyskredytującym obsługę tekstem. >>No cóż, kobieta wyjeżdża pierwszy raz za granicę, może nie umieć się zachować<< – usprawiedliwiałam ją”.
/ 26.10.2022 16:30
kobieta, która popełniła błąd fot. Adobe Stock, ansyvan

Zawsze sami wyjeżdżaliśmy z Adamem na wakacje, ciesząc się wolnym czasem i sobą nawzajem. Ale kiedy moja znajoma z pracy opowiedziała, że oni z mężem zabierają na wakacje dzieci, rodziców i rodzeństwo, wynajmują duży dom (który przy takiej liczbie osób wychodzi za grosze) i razem świetnie się bawią, wymieniając się w opiece nad dzieciakami – pomyślałam, że może warto byłoby spróbować takiej opcji. Na moich rodziców nie miałam co liczyć, bo nie cierpieli jakichkolwiek wyjazdów i mieszkali kilkaset kilometrów od nas, co jeszcze bardziej utrudniało sprawę.

Ale teściowie i siostra mojego męża byli tuż pod nosem i jak dotąd nie miałam z nimi żadnych problemów. Moja teściowa była normalną, przeciętną kobietą, jakich miliony w Polsce. Często się uśmiechała, czasem chodziła skwaszona, jak my wszystkie. Dbała o dom, o męża i dzieci, o to, żeby cały ten mechanizm, który nazywamy „rodziną”, w miarę sprawnie działał. Do mnie się nie przyczepiała, nie szeptała Adamowi do ucha, jaką jestem złą żoną. Traktowała mnie wręcz jak swoje trzecie dziecko.

Wszyscy uznali to za świetny pomysł

– Może w tym roku wzięlibyśmy na wakacje twoich rodziców? I Aldonę? – rzuciłam któregoś wieczoru. – Pomyśl, oni sami nigdzie nie jeżdżą, Aldona też, bo nie ma z kim, ciągle tylko wieś i wieś.

– Fakt, odkąd skończyła to swoje studium i pomaga w gospodarstwie, ciągle słyszy od rodziców, że po co jej urlop, przecież cały czas jest na wakacjach. Przekichane.

– Właśnie. Zorganizujmy wszystko tak, żebyśmy nie tylko my dobrze się bawili.

Cieszyłam się na ten pomysł. A im więcej o nim myślałam, tym bardziej mi się podobał. Wpadliśmy do teściów na niedzielny obiad i zaproponowaliśmy im wspólną wyprawę. Aldona aż podskoczyła z radości. Marzyła, by wybrać się nad morze, nad którym nie była od wieków. Teść od razu stanowczo zaprotestował, stwierdzając, że on zwierząt na pastwę losu nie zostawi, i nie dał się przekonać, że przecież sąsiad z pewnością nie odmówi pomocy, zwłaszcza gdy nie zrobi tego za darmo. Za to teściowa była więcej niż chętna.

– Wczoraj rodzice się poprztykali, bo tata wrócił od sąsiada mocno zawiany, więc dziś mama zgodziłaby się na wszystko, byle zrobić ojcu na przekór – szeptała Aldona.

– W takim razie postanowione, jedziemy we czwórkę! – klasnęłam w ręce, zadowolona z takiego obrotu rzeczy.

Zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu.

Nie wiem, gdzie Olka szukała tych tanich kwater, ale jeśli nie chcieliśmy się gnieździć całą czwórką w jednym pokoiku, to trzeba się było przygotować na wydanie konkretnych pieniędzy.

Adam kręcił głową.

– Rany, to już taniej będzie wyjechać za granicę. W dodatku z gwarancją pogody, a nie deszczem i sinicami w pakiecie.

Pokombinowaliśmy i… rzeczywiście. Tanie loty, wynajem mieszkania, wypożyczenie auta… W Grecji wychodziło taniej niż w Polsce. Kiedy powiedzieliśmy o tym pomyśle teściowej i Aldonie, moja szwagierka omal nie spadła z krzesła. Mama Adama pokraśniała i mruknęła zadowolona:

Tam to nas jeszcze nie było… Jedziemy!

Cyrk zaczął się już na lotnisku. Teściowa całkiem otwarcie wszystko komentowała. Najpierw przytakiwaliśmy, że tak, duże lotnisko, ma rację, tak, bardzo dużo ludzi, oczywiście, różnych narodowości, ras, mówiących w różnych językach… Potem było nam coraz bardziej wstyd, gdy głośno opiniowała, jak się ludzie wokół ubierają, wyglądają, nie przejmując się tym, że nadal jesteśmy w Polsce i większość osób doskonale rozumie jej niewybredne komentarze.

Musieliśmy się za nią wstydzić

Mogłam się tylko przepraszająco uśmiechać, gdy wszystko krytykowała.

– Mamo, nie mów tak, to niegrzeczne. Ta kobieta na pewno słyszała, co o niej mówiłaś… – czerwona jak burak szeptałam gorączkowo do ucha teściowej.

– No i co? Skoro sama nie wie, że ma włosy na twarzy i mogłaby coś z tym zrobić, trzeba ją uświadomić.

Zrobiłaś jej przykrość.

– Aj tam, zaraz przykrość. O, zobacz, matko święta, woda po piętnaście złotych!

W samolocie krytykowała brak posiłków, choć lot był krótki. Oraz że stewardessy nie rozdają poduszek ani drinków, jak na filmach. Mogłam się tylko przepraszająco uśmiechać za każdym razem, gdy rzucała jakimś dyskredytującym obsługę tekstem. „Jak dotrzemy do hotelu, porozmawiam z nią na osobności – myślałam. – No cóż, kobieta wyjeżdża pierwszy raz za granicę, może nie umieć się zachować” – usprawiedliwiałam ją. Ale chyba dotrze do niej, jeśli grzecznie acz stanowczo wytłumaczę jej zasady kulturalnego zachowania obowiązujące poza podwórkiem gospodarstwa.

Nic z tego.

Całe dnie spędzaliśmy razem, wysłuchując jej relacji na temat niemal każdej mijanej osoby. Taka gruba, że jej cellulit widać; taka stara, a w takim kostiumie na plaży, kto to widział, tyle odsłaniać; a ten facet też mógłby na dietę przejść, zamiast takie brzuszysko hodować. Boże drogi, on ma żonę, jak ta żona z nim wytrzymuje, jak ona patrzeć na niego może…

– Mamo! Dajże już spokój! – jęczeliśmy z Adamem, płoniąc się i przepraszając za jej zachowanie.

Wokół było sporo Polaków. Co za wstyd, co za żenująca sytuacja. A nawet, jeśli ktoś nie rozumiał, to wystarczył sam jej ton i taksujące spojrzenia. Czytelne międzynarodowe wskazówki hejtu. Próbowaliśmy do okiełznania matki zaangażować Aldonę, ale ona z kolei znikała już o poranku i albo piła drinka za drinkiem w hotelowej restauracji, albo podrywała facetów, którzy nie przypominali Polaków.

– Jak wyrwę jakiegoś Greka, to będziecie do mnie przyjeżdżać na wakacje! – zaśmiewała się, pociągając przez rurkę kolejnego kolorowego drinka.

– Chyba z tobą, po alimenty… – burczał Adam, który już po trzech dniach miał serdecznie dość naszego wspólnego wyjazdu.

Patrzył na mnie z wyrzutem, jakby chciał zapytać, czy mam jeszcze jakieś inne pomysły, które chciałabym zrealizować.

Co to było? Jakieś mroczne alter ego?

– Przecież ja po tych wakacjach będę potrzebował miesiąca w klinice psychiatrycznej. Najlepiej w izolatce! – skarżył się, gdy wróciliśmy z kolacji.

Tego wieczoru wyskoczyliśmy do miejscowej tawerny, chcąc posmakować lokalnego jedzenia. A tam… teściowa karciła kelnera, który jej zdaniem był zbyt wolny, i podniesionym tonem narzekała, że podano jej robaki, a przecież ona żadnych krewetek ani kałamarnic jeść nie będzie. Tłumaczenie, że to lokalne przysmaki, nic nie dało. Prośby o dyskretniejsze zachowanie też. Jakby jakiś diabeł w nią wstąpił. Czułam na nas wzrok innych gości, którzy chcieli zjeść posiłek w spokoju, a my zapewnialiśmy im rozrywkę wątpliwej jakości.

– Kochanie, strasznie cię przepraszam, że wpadłam na ten pomysł – wzdychałam. – Nie miałam pojęcia, że się tak porobi… Lubię twoją mamę, siostrę tak samo. W domu są normalne, do pogadania, do pośmiania się. A tu jedna tylko narzeka, przysięgam, nie usłyszałam z jej ust ani jednego dobrego słowa, od kiedy weszliśmy do terminalu lotniska, a druga albo pije, albo podrywa każdego, kto się nawinie.

– Nigdy więcej nie proponuj mi wspólnego wyjazdu. Z nikim. Obiecaj mi to – Adam mnie przytulił, od razu poczułam się nieco lepiej. – A jutro wymykamy się o świcie. Po prostu uciekniemy na cały dzień. Niech córunia zaopiekuje się mamusią i robi choć przez jeden dzień za jej tłumacza.

I tak zrobiliśmy. Potem też, kiedy tylko mogliśmy, uciekaliśmy od nich, dzięki czemu udało nam się cokolwiek zwiedzić. Cieszyliśmy się tymi chwilami samotności i doceniliśmy fakt, że dobrze się dogadujemy. Mogliśmy przebywać ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę i nie kłóciliśmy się. Na następne wakacje na pewno pojedziemy tylko we dwójkę.

Po powrocie życie potoczyło się dobrze znanym rytmem. Teściowa nie narzekała, Aldona przestała pochłaniać drinki w ilości hurtowej i łypać łakomie na każdego faceta. Więc co to było? Wakacyjna przemiana w jakieś mroczne alter ego, w myśl zasady, że co było w Grecji, zostaje w Grecji? Nie mam pojęcia. W każdym razie obie zgodnie zapewniały teścia, że ta cała Grecja jest przereklamowana i w domu jest im najlepiej.

– Na piśmie poproszę – skomentował Adam.

Czytaj także:
„Syn sąsiadów był najbardziej nieprzyjemnym facetem, jakiego poznałam. Zwykły gbur! Jakim cudem trafiliśmy razem do łóżka?”
„Mój nowy chłopak twierdzi, że >>chciałby kiedyś zostać ojcem<<. Nie wiem, jak mu powiedzieć, że ja mam już 3 dzieci...”
„Gdy ujrzałem Kasię, wiedziałem, że muszę ją wziąć za żonę. Zrobiłem z siebie największego idiotę, by ją zdobyć i nie żałuję”

Redakcja poleca

REKLAMA