„Pojechałem z kochanką na Malediwy. Przypadkowe spotkanie na plaży zmieniło żar tropików w lodową pustynię”

facet fot. iStock by Getty Images, Westend61
„Zaczęliśmy przygotowywać się do nurkowania. Monika poprawiała maskę i płetwy, a ja już nie mogłem się doczekać, żeby zobaczyć podwodny świat. I wtedy… Usłyszałem znajomy głos. Zamarłem, bo nie mogłem uwierzyć własnym uszom”.
/ 01.07.2024 22:00
facet fot. iStock by Getty Images, Westend61

Monika była piękną, pełną energii dwudziestopięciolatką, która wnosiła w moje życie powiew świeżości i namiętności. Pracowała jako sekretarka w mojej kancelarii. Od razu wpadła mi w oko i nie tylko mnie, bo tak naprawdę żaden facet nie mógł przejść obok niej obojętnie. Nogi do nieba, długie, falowane włosy, pełne usta i piersi… Od razu człowiekowi przychodziły do głowy brudne myśli. Na szczęście reagowała tylko na moje subtelne aluzje i flirt, co, nie ukrywam, łechtało moje ego.

Wpadłem jej w oko

Nasz romans szybko stał się pełnowymiarowym związkiem. O ile można mówić o pełnowymiarowości, kiedy tak naprawdę… jest się w małżeństwie od ponad dwudziestu lat. Z Dorotą byliśmy typowym małżeństwem, które złączyła przypadkowa ciąża na studiach. Nasza córka Edyta, dziś już dorosła, urodziła się, gdy jeszcze nie wiedzieliśmy niczego – ani o życiu, ani o sobie wzajemnie.

Nie mogę powiedzieć, że byliśmy razem nieszczęśliwi, czy że cierpiałem w tym związku. Nie, bardzo szanowałem Dorotę. Była dobrą matką, świetną gospodynią i naprawdę wyrozumiałą, troskliwą partnerką i przyjaciółką przez te wszystkie lata, które spędziliśmy razem. Ale nie potrafiłem ukryć, że od dawna nie łączy nas już romantyczne uczucie, o namiętności nie wspominając.

Prowadziliśmy więc właściwie osobne życia. Edyta mieszkała już poza domem, była niezależna, obydwoje pracowaliśmy, więc tak naprawdę ta oddzielna codzienność wychodziła nam bez większego trudu. Była między nami jakaś niewypowiedziana zgoda na taki układ: ja dawałem Dorocie bezpieczeństwo finansowe, nie kontrolowałem żadnych wydatków, nie żądałem niczego w zamian, a ona nie dociekała, gdzie spędzam wieczory, jak często i po co wyjeżdżam w delegacje i co tak naprawdę robię ze swoim życiem.

To była gorąca znajomość

Jedną z tych rzeczy była właśnie relacja z Moniką. Nasz romans trwał już kilka miesięcy, gdy moja ukochana zaproponowała, żebyśmy razem pojechali na Malediwy. Oczywiście węszyłem w tym lekki spisek.

A może nie spisek, ale… wyrachowanie? Dziewczyna była młoda, marzyły jej się luksusowe wakacje, na które w życiu nie byłoby jej stać. Ale jakie miałem prawo, żeby oskarżać ją o takie motywy? Byłem po pięćdziesiątce, mogłem być jej ojcem, a ona z pewnością nie narzekała na brak powodzenia.

Doskonale wiedziałem, że pieniądze i mój status są jednym z czynników, dla których zdecydowała się na relację ze mną. Miałem nadzieję, że nie jedynym i nie głównym, ale nie chciałem się o tym przekonywać.
Zgodziłem się na ten wyjazd i nie ukrywam, że sam miałem na niego ochotę – błękitne morze, biały piasek, egzotyczne drinki i Monika u mojego boku. Czego więcej można chcieć?

Powiedziałem Dorocie, że jadę na ważną konferencję służbową do Dubaju. Była przyzwyczajona do moich wyjazdów, więc nie wzbudziło to w niej podejrzeń. Zabrałem Monikę i polecieliśmy na wymarzone wakacje.

Co ona tu robi?!

Już od pierwszego dnia wszystko wydawało się idealne. Wypoczywaliśmy na plaży, pływaliśmy i delektowaliśmy się egzotycznymi potrawami. Monika wyglądała oszałamiająco w swoich skąpych strojach bikini, a ja czułem się, jakbym przeżywał drugą młodość. Każdego wieczoru spędzaliśmy czas na romantycznych kolacjach przy zachodzie słońca, a noce były pełne namiętności.

Czwartego dnia pobytu postanowiliśmy wziąć udział w wycieczce organizowanej przez nasz hotel. Wsiedliśmy na małą łódkę razem z kilkoma innymi turystami i popłynęliśmy w stronę rafy koralowej. Kiedy łódź zatrzymała się, wszyscy zaczęliśmy przygotowywać się do nurkowania. Monika poprawiała maskę i płetwy, a ja już nie mogłem się doczekać, żeby zobaczyć podwodny świat.

I wtedy… Usłyszałem znajomy głos. A nawet bardzo znajomy głos. Zamarłem, bo nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Obróciłem się powoli i zobaczyłem… moją własną żonę! Stała na drugiej łodzi, która właśnie zacumowała obok nas, ubrana w strój do nurkowania, a jakiś mężczyzna obejmował ją w pasie! Co więcej, był od niej ewidentnie młodszy! Wyglądała na zrelaksowaną i szczęśliwą, a ja czułem, jak robi mi się słabo.

Próbowałem ukryć się za plecami Moniki, ale było już za późno. Dorota również mnie zauważyła. Jej twarz natychmiast zesztywniała. Widok jej oczu przeszywających mnie jednocześnie rozbawionym i lodowatym spojrzeniem był jak cios w serce.

Nie podejrzewałem jej o romans

Mężczyzna obok niej, który najwyraźniej był jej kochankiem, zaczął coś mówić, ale nie słyszałem ani słowa.

– Co za spotkanie… – rzuciła kpiąco. – A co ty tu robisz? Konferencja w Dubaju już się skończyła?

„No nie, i jeszcze ma czelność być złośliwa?” – pomyślałem poirytowany.

– O to samo mógłbym zapytać ciebie – odgryzłem się.

– Ja nie okłamywałam cię, że będę w innym miejscu niż planuję. Ale przecież ty od lat nie pytasz, gdzie i kiedy będę… Bo co cię to interesuje, prawda?

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Czułem się jak złapany na gorącym uczynku, a jednocześnie nie mogłem uwierzyć, że Dorota też mnie zdradzała. W tym samym hotelu, na Malediwach, na tej samej łodzi!

– Dorota, ja… – zacząłem, ale ona przerwała mi gwałtownie, zwracając się nagle do mojej kochanki, która przypatrywała się tej scenie z szeroko otwartymi oczami.

– A pani to kto? Asystentka? Sekretarka? Praktykantka? – zapytała Monikę. – Jakie to banalne… Naprawdę, miałam o tobie lepsze zdanie.

Monika, zaskoczona i zdezorientowana, próbowała się jakoś wybronić, odgryźć, ale Dorota tylko lekceważąco machnęła ręką, nie czekając nawet na jej odpowiedź, po czym odwróciła się i wskoczyła do wody. Stałem tam, na środku łodzi, kompletnie bezradny.

To było upokarzające

Gdy wróciliśmy na brzeg, Monika natychmiast uciekła do pokoju i nie chciała ze mną rozmawiać. Nic dziwnego, pewnie czuła się upokorzona całą tą sytuacją. Ja zresztą tak samo. Niestety, gdy tylko zdążyłem otrzepać płetwy z piasku, zobaczyłem, że kilka metrów ode mnie stoi Dorota, jakby na mnie czekała. Wiedziałem, że nie uniknę tej konfrontacji – jak bardzo niedorzeczna byłaby ta cała sytuacja, czekała nas poważna rozmowa.

– Od jak dawna to trwa? – zapytała mnie beznamiętnie.

– Kilka miesięcy. A u ciebie?

– Dwa lata – odparła.

Nie odpowiedziałem.

– Wcześniej były inne, prawda? – kontynuowała.

– Tak, ale przelotne znajomości – odpowiedziałem szczerze.

Tym razem to ona zamilkła

– I co chciałabyś z tym zrobić? – zapytałem ją.

Parsknęła gniewnie.

– Taki z ciebie samiec alfa? Przed kochankami zgrywasz macho, a nie jesteś w stanie podjąć męskiej decyzji? – zapytała. Znowu zrobiło mi się wstyd. Poczułem się zapędzony w kozi róg.

– Możemy się rozwieść bez orzekania o winie – odpowiedziałem powoli.

Jej pomysł nie był zły

Żona stała z założonymi rękami i patrzyła w dal, obserwując rozbijające się o skały fale.

– Możemy. Ale musielibyśmy podzielić wszystko, na co udało nam się zapracować. I powiedzieć Edycie – odparła spokojnie.

– Oczywiście, że tak. Ale czy są jakieś inne opcje? – zapytałem zdziwiony.

– Możemy się nie rozwodzić. Ty będziesz robił swoje, a ja swoje. Teraz, gdy już wiemy o wszystkim i w końcu możemy być ze sobą szczerzy… Czy jest sens się rozwodzić? Ja nie zamierzam szukać sobie nowego męża. Nigdy nie miałam takiego zamiaru – odrzekła żona.

– Czekaj, nie wiem, czy dobrze rozumiem… Chcesz trwać w fikcyjnym małżeństwie, w którym obydwoje spotykamy się z innymi ludźmi? Po co? – zapytałem.

– A czym się to będzie różnić od tego, co robimy od lat? – odparła.

Znowu zamilkłem, bo celnie trafiła.

– Jesteś dobrym ojcem i dobrym człowiekiem. Zawsze byłeś. Jesteś moim przyjacielem. Nie muszę się z tobą rozwodzić, bo nie chcę, żeby zupełnie nie było cię w moim życiu – wyznała.

– Cóż… Ja też bym tego nie chciał. Może i nie łączy nas już… To znaczy, nie ma między nami…

– Miłości. Spokojnie, możesz to powiedzieć. Tak, nie ma. Ale skoro obydwoje o tym wiemy, a i tak nam na sobie zależy, to może nie warto burzyć wszystkiego, co razem stworzyliśmy?

Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem w zamyśleniu w błękit wody.

– Nie. Nie warto – odpowiedziałem po dłuższej chwili i złapałem Dorotę za rękę.

Piotr, 53 lata

Czytaj także:
„Zbrzydła mi działka i tabuny krewnych liczących na darmowe wakacje. Na urlopie bez rodziny wpadłem w większe bagno”
„Nie daję rady jako samotny ojciec. Muszę zajmować się dziećmi, a po śmierci żony sam ze sobą nie mogę dojść do ładu”
„Przyjaciółka żony panoszy się w naszym domu jak zaraza. Gotuje obiadki, pierze moje gacie i planuje nam rozrywki”

Redakcja poleca

REKLAMA