„Kominiarz nie przyniósł mi szczęścia, bo to ja rozpinałem guziki w sukience jego żony. Mój romans poszedł z dymem”

załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Bits and Splits
„Nagle mnie oświeciło i wyciągnąłem z biurka dokument. Cholera, no tak... Dane się zgadzały. To Krzysiek, mąż Ilonki. Wkopałem nas tą fotką, bo do tej pory nie miał pojęcia o naszej schadzce”.
/ 29.07.2024 20:30
załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Bits and Splits

Ta opowieść zaczęła się całkiem niedawno, dokładnie w październiku. Prognozy pogody już wtedy ostrzegały, że lada moment przyjdzie ochłodzenie. Oczywiście, jak to ja, z pracami przygotowawczymi do zimy zwlekałem do ostatniej chwili. Co prawda piec na gaz już działał, ale brakowało mi jeszcze papierów od kominiarza, że niby „przewody dymowe, spalinowe i wentylacyjne" są w porządku.

Nie powiem, żeby to zaświadczenie było mi jakoś wybitnie niezbędne do szczęścia, ale gość od montażu pieca non stop przypominał, że koniecznie muszę to załatwić.

– Ten ciąg jest niezbyt mocny, niech szanowny pan ściągnie kominiarza. Obejrzy, naprawi, co potrzeba i da świstek. Gdyby, nie daj Boże, stało się coś złego, będzie miał pan papier.

– Co złego?

– Nieważne co, jakiś pożar czy coś w tym guście, tfu tfu, to bez tej kartki żadne ubezpieczenie nawet złotówki panu nie da. No i taka ustawa jest, że raz do roku trzeba zrobić przegląd.

Nieźle mnie wystraszył

Przyszło mi do głowy, że to już ostatnie tak pogodne dni, by pozwolić kominiarzowi wejść na dach. Potem może być z tym kłopot. Dwóch pierwszych gości, których znalazłem w sieci, tylko się ze mnie nabijało.

– Z choinki pan spadł? Nawet pięciu minut dla bliskich nie mam wolnych, grafik zapełniony po brzegi już od czterech tygodni.

Trzeci facet nie narzekał.

– Jaki termin by panu pasował?

– W zasadzie każdy, mam elastyczne godziny pracy, więc jeśli tylko pan znajdzie moment…

– Może być jutro?

– Jutro to doskonale.

Gość przyjechał wypasioną furą. Chyba nigdy nie będzie mnie stać na taką brykę.

– Witam serdecznie.

– Proszę wejść. Może od razu przejdziemy do kuchni?

– A po co mielibyśmy iść do kuchni?

– Wie pan, chodzi o podpisanie tego dokumentu, że wszystko jest ok…

– A czy faktycznie wszystko jest ok?

– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, nie znam się na tym.

– Cóż, ja również nie jestem pewien, a raczej się na tym znam. Muszę to dokładnie przejrzeć. Zaprowadzi mnie pan do miejsca, gdzie jest piec.

– Troszkę mnie pan tym zaskoczył, miałem nadzieję, że skasuje pan dwie stówki, piecząteczkę pan przypnie i obaj będziemy mieli sprawę załatwioną.

Papiery to jedno, ale bezpieczeństwo jest równie istotne. Jak pan sądzi, co jest priorytetem?

– Przecież to jest nowiutki piec na gaz, dopiero co go u mnie zainstalował specjalista.

– Zerknij pan na tę rurę, jest nieprawidłowo ułożona. O, tutaj tworzy się syfon. Powinna iść cały czas delikatnie do góry, bez takiego wybrzuszenia jak tutaj. Ale spokojnie, da się to poprawić. Znajdzie się u pana jakaś drabina?

Po dokładnych oględzinach przyszła pora na weryfikację drożności przewodów wentylacyjnych.

– No to trzeba będzie to porządnie wyczyścić, a teraz proszę mnie oprowadzić po pozostałych pokojach – rzucił fachowiec.

Facet dokładnie przyglądał się kolejnym kratkom, mamrocząc coś cicho do siebie.

Nagle ożywił się na widok regałów

– Kurczę, ale z pana kolekcjoner – wskazał na półki uginające się od płyt.

– No tak, muzyka to moja pasja. Zbieram winyle od lat.

– O, widzę Animalsów i Neila Younga… To już kawał historii.

– Zarówno tej dawniejszej, jak i całkiem współczesnej. Wciąż nagrywają nowe rzeczy.

– Kiedyś non stop słuchałem muzyki, a teraz jakoś nie mogę znaleźć na to czasu. Tylko w radiu coś tam słyszę…

– Muszę się z panem nie zgodzić! W życiu nie ma nic ważniejszego od muzyki.

– Życie bywa trudne i często stawia nas przed wyborami, których wolelibyśmy uniknąć. Tak już jest, potrzeby mają swoją kolejność – zaśmiał się pod nosem.

– Nie wyobrażam sobie życia bez dźwięków i melodii...

– Należy pan do tych szczęściarzy, którzy mogą się cieszyć takim luksusem.

– Proszę nie odbierać tego jako osobistego prztyku, nie twierdzę, że osoby trudniące się czyszczeniem kominów są z zasady pozbawione słuchu... jednak... no wie pan...

– Niech pan czuje się swobodnie, to mój całkiem świeżo wyuczony zawód. Prawie całe życie spędziłem przed monitorem, ale w pewnym momencie zapragnąłem zmiany. Zobaczyć świat z lotu ptaka.

– Cel osiągnięty, gratulacje.

– Jak sobie coś postanowię, to nie odpuszczam.

Wysunął kolejne krążki z półki i głęboko odetchnął.

– W porządku, pora ruszać na szczyt.

Był bardzo intrygujący

Z tym gościem dałoby się zaprzyjaźnić. Wspólnie przeszliśmy z piwnicy na parter budynku.

– Oo, widzę, że jest tu kominek.

– Tak, to prawda, choć w zasadzie z niego nie korzystam. Rozpalam w nim ogień jakieś pięć razy do roku, kiedy mam gości, żeby stworzyć odpowiednią atmosferę. Może napiłby się pan kawy?

– Bardzo chętnie, z przyjemnością.

Udałem się do kuchni, podczas gdy on majstrował coś przy klapie kominka.

– Kurczę, gdyby nie przyjechał pan autem, poczęstowałbym pana czymś lepszym do picia.

– Trudno. Ale kto wie, może będzie jeszcze ku temu sposobność… Ta fotka przedstawia pańską rodzinę?

– Babcię i dziadka.

– Cudowne. W starych zdjęciach jest coś wyjątkowego, przyciągają wzrok jak magnes.

– Właśnie dlatego znajduje się tutaj, w centralnym punkcie pokoju dziennego.

– Tamto też ma swój urok, mimo że jest nowe.

Na kominku stoi fotografia, którą zrobiliśmy sobie z Iloną parę tygodni temu, gdy odwiedziliśmy ogródek mojego kumpla. Na zdjęciu widać nas, jak przysiedliśmy na ławeczce – Ilonka wtula się w mój bark, splecione dłonie. Szczęśliwi i uśmiechnięci w promieniach zachodzącego słońca.

Prosiła, abym zachował je w sekrecie i nikomu nie prezentował. Nie mogłem, włożyłem zdjęcie w ramkę i ustawiłem na gzymsie. Ilona jest mężatką. Nie znam tożsamości jej męża. Ona nic o nim nie wspomina, a ja nie ciągnę tematu. Lepiej dla nas. A fotka jest naprawdę przepiękna.

– Ja i moja luba – oznajmiłem, dumny z Ilony.

– Urocza. No to lecę do pracy, a po wszystkim z przyjemnością napiję się jeszcze kawy i przygotujemy papiery.

Przyjaźń wśród kominów

– Właściwie to jaka będzie końcowa suma?

– Zgodnie z ustaleniami, dwieście złotych. Poprawki już na koszt firmy, bo... polubiłem pana.

– Super, miło to słyszeć.

Zaintrygowała mnie ta koncepcja. „Przyjaźni wśród kominów" – idealny pomysł na jakąś komedię muzyczną. Piosenka śpiewana ponad dachami albo wprost do wylotu komina.

– No i po robocie.

– To jak, może małego łyczka? Na degustację, własnoręcznie przyrządzam nalewkę pigwową i została mi jeszcze odrobina z poprzedniego roku.

– Szczerze mówiąc, bardzo chętnie, ale niestety nie wolno mi. Taką mam zasadę, jak prowadzę, to nawet odrobiny alkoholu. Ale… gdyby kiedyś zrobiło się panu nudno? Nie ukrywam, że ta pigwóweczka, pogawędki i pańskie zbiory muzyczne, to wszystko w sumie brzmi niezwykle kusząco.

– Żaden problem, może pan dodać w swoim smartfonie przy mojej komórce imię "Waldek". Chętnie się z panem spotkam ponownie.

– Krzysiek, bardzo mi miło.

Uderzył stemplem w papier i podał mi świstek.

– Od tej chwili jest pan czysty i działa zgodnie z prawem.

Romans wyszedł na jaw

Nazajutrz zadzwoniła Iwona

– Cześć Waldek, mamy problem. Marek jakoś dowiedział się o naszym związku. Wczoraj wieczorem była straszna awantura.

– Co? Jak to? Odkrył to sam czy ktoś mu doniósł?

– Pojęcia nie mam. Nie chciał nic zdradzić, tylko stwierdził, że wie o tym, że mam kogoś na boku i muszę podjąć decyzję, kogo wybiorę. Siedział naprzeciwko mnie i patrzył tak przygnębionym wzrokiem.

– I jaka była twoja odpowiedź?

– Że zostaję z Markiem. Muszę tak postąpić. Wybacz mi.

– Moment, czy to znaczy, że ze mną koniec?

Odłożyła słuchawkę. Intuicja podpowiedziała mi, żebym zerknął do szuflady na dokument od kominiarza. A niech to szlag! Znałem to nazwisko. Krzysztof był mężem Ilony. Ta fotka nas pogrążyła.

Nadeszła jesień, niebo zasnuły ciemne chmury, przez które promienie słoneczne nie mogły się przebić. Popadałem w coraz większe otępienie. Z powodu samotności i braku ukochanej. Kumple mieli dość mojego ponurego nastroju, przestali wpadać z wizytą.

Odebrałem nieoczekiwany telefon

Upłynęło parę tygodni. Nie poznałem numeru na wyświetlaczu. Mimo to nacisnąłem zieloną słuchawkę.

– Cześć, z tej strony Krzysiek, ten od kominów. Kojarzysz mnie jeszcze?

– Pewnie, że kojarzę. Ciężko by było wyrzucić cię z pamięci.

– Słuchaj, mogę wpaść do ciebie na chwilę? Wypić coś, pogadać, posłuchać muzyki...

O co mu może chodzić? Chce się na mnie odegrać? Wyjaśniać swoje małżeńskie problemy? Wypytywać o pikantne detale naszej przygody? Coś tu nie gra.

– Oczywiście. Da się to zrobić.

– Super. W tej chwili?

– W tej chwili? Wiesz, jestem w domu…

– Akurat stoję pod twoją chatą.

Zerknąłem za szybę. Czekał i spoglądał w kierunku mojego okna, a minę miał nietęgą. Nie sprawiał wrażenia jakby planował spuścić mi łomot.

– To wbijaj.

– Nie zapomniałem o domowym trunku, który dla mnie przygotowałeś, ale przyszedłem tu również z tym, bo tak bez niczego nie wypada.

Wręczył mi flaszkę brandy.

– Trochę słoneczka prosto z Hiszpanii, żeby rozjaśnić tę pochmurną aurę.

Ruszyliśmy w kierunku piwnicy, gdzie mieściła się moja pracownia

– Masz jakieś specjalne życzenia odnośnie do muzyki?

– Wybierz coś, byleby było przygnębiające.

Muzyka popłynęła z głośników, wypełniając każdy zakamarek pomieszczenia, a trunek zaczął krążyć w naszych żyłach.

– Kompletnie nie mam pojęcia, od czego zacząć.

– Ja też nie mam bladego pojęcia. Ale przede wszystkim chcę cię przeprosić… no wiesz… za to, co się wydarzyło. Za całą tę aferę.

– Daj już temu spokój. Borykam się z zupełnie innym problemem. Z czymś zgoła odmiennym. Powiedz mi szczerze, czy istnieje taka możliwość, żebyś jeszcze raz skontaktował się z Iloną?

– Słucham? O co ci chodzi?

– Po prostu nie potrafię jej tak zostawić, ot tak, po całym tym zamieszaniu. Po tym, jak postawiłem jej ultimatum. Ona naprawdę się stara, żeby zatrzeć ślady waszego romansu. Nie dam rady być takim bezdusznym draniem. Jak mam to rozegrać?

– A tak w ogóle to dlaczego chcesz z nią zerwać?

– Wiesz, jak to bywa. Strzelił mnie amor. Bez ratunku. Parę dni po tamtej naszym pechowym spotkaniu. Zakochałem się z wzajemnością. Chciałem tylko zobaczyć wentylację, a wyszedłem oczarowany po uszy. Oboje dostaliśmy miłosną pałą w głowę. Ona jest wspaniała i czeka na mnie z anielską cierpliwością. Pragnę, muszę zerwać z Iloną, ale brakuje mi odwagi. Byłoby mi prościej, gdybym był pewien, że ona też kogoś sobie znalazła. Myślisz, że to wciąż realne? Ty i ona? Może nadal się widujecie? – zapytał z nadzieją.

Waldemar, 45 lat

Czytaj także:
„Oskarżyłam synową o kradzież pierścionka. Od początku czułam, że ta dziewucha jest łasa na moją fortunę”
„Miłość ślamazarnego męża już wychodziła mi bokiem. Chciałam męskiej ręki, więc po uciechy uciekłam do masażysty”
„Moja wypłata zrównała ego męża z ziemią. Nic nie poradzę, że zamiast zarabiać, udaje nieporadnego dzieciaka”
 

Redakcja poleca

REKLAMA